5/5
23-11-2018 o godz 19:53 przez: Katarzyna Kmieć
Wyszorowałam starą łódkę, pomalowałam, odnowiłam, i wyruszyłam na morze, którego kolor, zmarszczenie fal, ciepłotę, miałam znać wyjątkowo dobrze. Tymczasem od samego wypłynięcia z portu morze okazało się inne, inaczej pachnące, zaskakujące innymi wodnymi stworzeniami, wysuwające zdradliwe skały w zupełnie innych miejscach. Przygotowałam stary, ciepły koc, utkany z rdzawych dygotów i śladów małomiasteczkowych urzeczeń, a ten pled okazał się inny - szaro miejski, poszarpany ulicami, brukami, tramwajowymi torami. Pociągnęłam za nitkę by spruć opowieść słowo po słowie i snuła się ona pięknie jak dotychczas... ale inna nić zostawała mi w dłoni, inny kłębek uzbierałam przy jej zakończeniu. "Nikt nie idzie" jest inne. Piękne, kojące, dojrzałe, niby spokojne a niepokojące, niby oderwane od świata a mocno w nim osadzone - inne. Na przystankach stoją ludzie w ubraniach z różnych tkanin, epok, mód i preferencji, Niektórzy mają na sobie dwie kurtki, rozpięte, pod nimi kamizelka. Ściskają w dłoniach teczki, torebki, walizki. Mają w plecakach grube zeszyty z wycinkami i wiele różnobarwnych balonów wypełnionych helem. Wtulają twarze w kołnierze i szaliki albo wystawiają na słońce. Czekają na inny kawałek świata, który pokaże się na "odwrotnym" przystanku. Rozmawiają, milczą, śmieją się, telefonują. Umierają. Na przystankach ludzie umierają a ich dzieci, duże dzieci, dzieci-dorośli, "chłopcy-mężczyźni" odchodzą w świat z podaną im ręką. Na przystanku może zniknąć życie. Olga mówi do mnie całymi zdaniami. Nie, mówi do mnie stronami całymi. Swoim życiem, wyborami, decyzjami, odczuciami. "(...) ona tez jest tylko przecenionym produktem w bogatej ofercie mniej lub bardziej samotnych ludzi udających ludzi mniej lub bardziej szczęśliwych." (str.38) Mówi do mnie tym, że bierze za rękę tego ni mężczyznę ni dzieciaka. Tym, że ciąża nie może być obciążeniem. Tym, że brak ciąży też tym obciążeniem nie może być. Tym, że kocha niby tylko chwilę ale gdy uczucie jest tym właśnie przypomnianym z dzieciństwa, wyczytanym z haiku, wypatrzonym w japońskich drzeworytach, wybieganym wokół osiedla bo gdzieś wewnątrz walczy duma, niepewność i żal...to wtedy to uczucie warto poprosić by zostało, by pojechało z nią i z Klemensem-chłopcem-mężczyzną i patrzyło w górę na jego lot, na jego niespotkanie z ojcem lotnikiem. Treść najnowszej książki Jakuba Małeckiego to nie jest olśnienie. Żadnej tu niesamowitości, żadnej magii. Szara ta treść jak życie. I jak w życiu, rozbłyskuje bólem częściej niż szczęściem. Jest Marzena, dziewczyna, kochanka, matka. Kobieta pozbawiona losem okrutnym męża młodego i przystojnego jak z obrazka. Matka, która syna innego trochę, dziwnego nieco, chroni przed światem, otula nadzieją, że przecież coś się zmieni, że ta niemoc mówienia i wielka głowa, ciało całe wielkie kiedyś będzie zwykłe, zwyczajne, najzwyklejsze. Bo kiedyś sam żyć musi i na pewno zdoła. Jest mała Olga i dorosła Olga. Ona i jej niekochania, życie dziwne i urodzajne w zabawę, przygody, kaliskie wspomnienie długich palców ojca pianisty, który nie gra. Bo przecież "prawdziwy pianista nigdy nie gra" (str.36). I Olga przy ojcu starszym, nieporadnym, który Rachmaninowa kołysał będzie w pamięci lub niepamięci po kres. Niedaleki. Jest Igor, który trwa. Pomimo wszystko, dla niej. darowuje fragmenty siebie, uczucia darowuje, nie przedmioty. I fascynacje, które w głowie Olgi żyją nieustannie nawet wtedy, gdy Igor jest tylko elementem innego świata. "Ponad sto stron wierszy, grafik, obrazów. najważniejszy prezent, jaki kiedykolwiek dostała. (...) Zdjęcie wnętrza Igora. Jego największe marzenia i lęki, obwiązane wstążką i wręczone jej z okazji urodzin." (str.80) Jest Klemens. Syn lotnika, dzierżyciel balonów, łyżek, szczotek do kurzu. zauważony, niezdarny i nieświadomie groźny. Syn-dar, syn-przekleństwo, którego można, trzeba bronić własną piersią do ostatniej chwili. Nawet jeśli jest obcym, pochylonym nad ciałem niezrozumieniem, nie synem. Jest Kalisz i Warszawa, przejazdy, przebieżki i myśli ciągnące się miedzy dwoma miastami. Ucieczki we wspanialszy warszawski świat, powroty w ramiona rozumiejącego, stabilnego Kalisza. "Nikt nie idzie" to kolejna dawka zwyczajności, która podana została tak pięknie, że ból boli w dwójnasób, a radość cieszy do łez. Gdzie wzrusza balon ulatujący w niebo a serce łamie się w literach opisujących zwrot przez skrzydło. Inna książka, inne, japońskie, poetyckie inspiracje. Inna narracja, może surowsza, może bardziej wybrukowana, mniej miękka niż trawiaste poprzedniczki. A emocje i uczucia nadal te same, nadal zostawiające po sobie westchnienie. Pustkę ścieżki, po której "nikt nie idzie". Ścieżki zamkniętej w krótkich wierszach pisanych przed śmiercią. A może ścieżki, która otworzy się w wielki, pełen kwiatów łan pośrodku kalisko-warszawskiej szarości? Piękna, warta każdej chwili, subtelna... A przy tym piękna grafiką, rozpisanie nie niedługie, medytacyjne rozdziały, na urywki opowieść, urywki czucia. Taka sama a jednak inna.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
23-11-2018 o godz 19:57 przez: Katarzyna Kmieć
Wyszorowałam starą łódkę, pomalowałam, odnowiłam, i wyruszyłam na morze, którego kolor, zmarszczenie fal, ciepłotę, miałam znać wyjątkowo dobrze. Tymczasem od samego wypłynięcia z portu morze okazało się inne, inaczej pachnące, zaskakujące innymi wodnymi stworzeniami, wysuwające zdradliwe skały w zupełnie innych miejscach. Przygotowałam stary, ciepły koc, utkany z rdzawych dygotów i śladów małomiasteczkowych urzeczeń, a ten pled okazał się inny - szaro miejski, poszarpany ulicami, brukami, tramwajowymi torami. Pociągnęłam za nitkę by spruć opowieść słowo po słowie i snuła się ona pięknie jak dotychczas... ale inna nić zostawała mi w dłoni, inny kłębek uzbierałam przy jej zakończeniu. "Nikt nie idzie" jest inne. Piękne, kojące, dojrzałe, niby spokojne a niepokojące, niby oderwane od świata a mocno w nim osadzone - inne. Na przystankach stoją ludzie w ubraniach z różnych tkanin, epok, mód i preferencji, Niektórzy mają na sobie dwie kurtki, rozpięte, pod nimi kamizelka. Ściskają w dłoniach teczki, torebki, walizki. Mają w plecakach grube zeszyty z wycinkami i wiele różnobarwnych balonów wypełnionych helem. Wtulają twarze w kołnierze i szaliki albo wystawiają na słońce. Czekają na inny kawałek świata, który pokaże się na "odwrotnym" przystanku. Rozmawiają, milczą, śmieją się, telefonują. Umierają. Na przystankach ludzie umierają a ich dzieci, duże dzieci, dzieci-dorośli, "chłopcy-mężczyźni" odchodzą w świat z podaną im ręką. Na przystanku może zniknąć życie. Olga mówi do mnie całymi zdaniami. Nie, mówi do mnie stronami całymi. Swoim życiem, wyborami, decyzjami, odczuciami. "(...) ona tez jest tylko przecenionym produktem w bogatej ofercie mniej lub bardziej samotnych ludzi udających ludzi mniej lub bardziej szczęśliwych." (str.38) Mówi do mnie tym, że bierze za rękę tego ni mężczyznę ni dzieciaka. Tym, że ciąża nie może być obciążeniem. Tym, że brak ciąży też tym obciążeniem nie może być. Tym, że kocha niby tylko chwilę ale gdy uczucie jest tym właśnie przypomnianym z dzieciństwa, wyczytanym z haiku, wypatrzonym w japońskich drzeworytach, wybieganym wokół osiedla bo gdzieś wewnątrz walczy duma, niepewność i żal...to wtedy to uczucie warto poprosić by zostało, by pojechało z nią i z Klemensem-chłopcem-mężczyzną i patrzyło w górę na jego lot, na jego niespotkanie z ojcem lotnikiem. Treść najnowszej książki Jakuba Małeckiego to nie jest olśnienie. Żadnej tu niesamowitości, żadnej magii. Szara ta treść jak życie. I jak w życiu, rozbłyskuje bólem częściej niż szczęściem. Jest Marzena, dziewczyna, kochanka, matka. Kobieta pozbawiona losem okrutnym męża młodego i przystojnego jak z obrazka. Matka, która syna innego trochę, dziwnego nieco, chroni przed światem, otula nadzieją, że przecież coś się zmieni, że ta niemoc mówienia i wielka głowa, ciało całe wielkie kiedyś będzie zwykłe, zwyczajne, najzwyklejsze. Bo kiedyś sam żyć musi i na pewno zdoła. Jest mała Olga i dorosła Olga. Ona i jej niekochania, życie dziwne i urodzajne w zabawę, przygody, kaliskie wspomnienie długich palców ojca pianisty, który nie gra. Bo przecież "prawdziwy pianista nigdy nie gra" (str.36). I Olga przy ojcu starszym, nieporadnym, który Rachmaninowa kołysał będzie w pamięci lub niepamięci po kres. Niedaleki. Jest Igor, który trwa. Pomimo wszystko, dla niej. darowuje fragmenty siebie, uczucia darowuje, nie przedmioty. I fascynacje, które w głowie Olgi żyją nieustannie nawet wtedy, gdy Igor jest tylko elementem innego świata. "Ponad sto stron wierszy, grafik, obrazów. najważniejszy prezent, jaki kiedykolwiek dostała. (...) Zdjęcie wnętrza Igora. Jego największe marzenia i lęki, obwiązane wstążką i wręczone jej z okazji urodzin." (str.80) Jest Klemens. Syn lotnika, dzierżyciel balonów, łyżek, szczotek do kurzu. zauważony, niezdarny i nieświadomie groźny. Syn-dar, syn-przekleństwo, którego można, trzeba bronić własną piersią do ostatniej chwili. Nawet jeśli jest obcym, pochylonym nad ciałem niezrozumieniem, nie synem. Jest Kalisz i Warszawa, przejazdy, przebieżki i myśli ciągnące się miedzy dwoma miastami. Ucieczki we wspanialszy warszawski świat, powroty w ramiona rozumiejącego, stabilnego Kalisza. "Nikt nie idzie" to kolejna dawka zwyczajności, która podana została tak pięknie, że ból boli w dwójnasób, a radość cieszy do łez. Gdzie wzrusza balon ulatujący w niebo a serce łamie się w literach opisujących zwrot przez skrzydło. Inna książka, inne, japońskie, poetyckie inspiracje. Inna narracja, może surowsza, może bardziej wybrukowana, mniej miękka niż trawiaste poprzedniczki. A emocje i uczucia nadal te same, nadal zostawiające po sobie westchnienie. Pustkę ścieżki, po której "nikt nie idzie". Ścieżki zamkniętej w krótkich wierszach pisanych przed śmiercią. A może ścieżki,która otworzy się w wielki, pełen kwiatów łan pośrodku kalisko-warszawskiej szarości? Piękna, warta każdej chwili, subtelna... A przy tym piękna grafiką, rozpisanie nie niedługie, medytacyjne rozdziały, na urywki opowieść, urywki czucia. Taka sama a jednak inna.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
16-09-2018 o godz 22:23 przez: Magdalena Pudło
Z twórczością Jakuba Małeckiego jest zupełnie odwrotnie niż z winem - im nowsza, tym lepsza. Jego powieści są naszpikowane taką dawką emocji i mądrości, że ciężko po ich lekturze otrząsnąć się i powrócić do rzeczywistości. W codziennym pędzie nie zwracamy uwagi na wiele istotnych aspektów naszego życia. Małecki w typowy dla swojej twórczości sposób - subtelnie, między wierszami, niepostrzeżenie - daje czytelnikowi do zrozumienia, że każdy z nas jest panem własnego losu i tylko od nas i podejmowanych przez nas decyzji zależy to, jak będzie wyglądało nasze życie. Już we wstępie muszę napisać - ta książka jest genialna! Dlaczego tak uważam? Zapraszam Was do lektury poniższej recenzji. Po raz pierwszy Olga zobaczyła go w tramwaju. Podróżował z mamą, ściskał w rękach plecak pełny nadmuchanych, kolorowych balonów. Przedziwna postać. Chłopiec - mężczyzna, ciężko było do końca określić, czy ostatecznie to mężczyzna czy dziecko. Od tego czasu Olga nie mogła pozbyć się uporczywych myśli o nim, które nieustannie powracały. Podświadomie nazywała go Dzikiem. Każdego dnia uważnie rozglądała się na ulicy i w tramwaju, jednak szanse na to, że powtórnie go zobaczy były znikome - w końcu Warszawa to ogromne, pełne ludzi miasto. A jednak udało się - niecałe pół roku później ich losy przecięły się ponownie na skrzyżowaniu ulic w chwili tragicznego zdarzenia. Ona niebywale samotna, on osobny i zamknięty we własnym świecie. Od tej chwili wszystko potoczyło się samoistnie. Spontaniczna decyzja i szybka reakcja. Dwa życia, które nigdy już nie będą takie, jak wcześniej. "Nikt nie idzie" to powieść, po lekturze której nadal czuję ciarki na plecach. Jakub Małecki wykreował w niej rzeczywistość, twardą i brutalną. Mamy tutaj niepełnosprawnego chłopca -mężczyznę, który wydaje się nie istnieć na prawdę i pogruchotaną uczuciowo młodą, samotną kobietę. Stopniowo poznajemy historie ich życia, z pomocą rozsypanych wspomnień odkrywamy prawdziwy bieg wydarzeń. Tkwimy wśród niewypowiedzianych słów, niespełnionych relacji oraz gestów zawieszonych między dwojgiem bliskich i obcych sobie ludzi. Na przykładzie bohaterów powieści możemy uzmysłowić sobie, jakie uczucia wypełniają wielkie miasto i giną w nim bezpowrotnie. Najdokładniej poznajemy historię Olgi. Ta niepozorna trzydziestodwuletnia kobieta przeżyła w swoim życiu już wiele. Uczuciem, które tkwi najgłębiej w jej sercu jest smutek i rozczarowanie. Olga podjęła mnóstwo mniej lub bardziej rozsądnych decyzji, które zaprowadziły ją do miejsca, w którym obecnie się znajduje. Samotna, zdołowana, bez nadziei na lepsze jutro przemierza dzień za dniem. Kiedy na jej drodze staje Dzik, wszystko nabiera zupełnie innego znaczenia. Jakub Małecki swoją najnowszą powieścią daje czytelnikowi do zrozumienia, że często sami sprawiamy, że nasze życie staje się nie do zniesienia. Nie wykorzystujemy okazji, które podsuwa nam los. Udajemy, że swoim postępowaniem kierujemy się troską o drugiego człowieka, tak na prawdę wykazując się skrajnym egoizmem. Tłumimy w sobie słowa, których wypowiedzenie rozwiązałoby niejeden konflikt. Przechodzimy obojętnie wobec cierpienia innych ludzi. Nie robimy nic, by pokazać bliskiej osobie, jak bardzo nam na niej zależy. Palimy mosty i uciekamy jak tchórze zamiast stanąć z życiem twarzą w twarz. A wystarczy tak niewiele, by żyć lepiej. Ciężko pisze się o książkach takich jak "Nikt nie idzie". Wydaje mi się, że każdy człowiek odbierze ją inaczej, zupełnie inaczej zinterpretuje poszczególne zdarzenia i kompletnie inaczej odniesie się do przedstawionej rzeczywistości. Osobiście uwielbiam twórczość Jakuba Małeckiego. Ten facet pisze niesamowicie mądrze, porusza najgłębsze zakątki duszy i sprawia, że o jego książkach nie da się zapomnieć. Nie znajdziecie tutaj lekkich opowieści na poprawę nastroju. Choćby nie wiem jak bardzo się starać, nie da się nie mieć moralnego kaca po lekturze Małeckiego. Ale wiecie co? O to właśnie w życiu chodzi! Nie żyjemy przecież na surrealistycznej planecie, gdzie miłość kwitnie na drzewach, a radość można kupić na straganie. Żyjemy tutaj, teraz. W podłym, niedorzecznym świecie, który wyciska z nas wszystko co ludzkie. A żeby tej ludzkości do końca nie zatracić trzeba wziąć w rękę dobrą książkę, która przypomni nam, co jest ważne i wywoła wspomnianego moralnego kaca, który napędzi nas do zmian na lepsze. Wyszło nieco filozoficznie, jednak morał jest prosty - czytajcie Małeckiego. Warto! "Tą drogą nikt nie idzie tego dzisiejszego wieczoru."
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
10-09-2018 o godz 14:12 przez: Joanna Hilińska
Bo z książkami Jakuba Małeckiego jest tak, że albo się je pochłania całym sobą, albo ... nie, nie! Nie ma żadnego albo, po prostu przeczytajcie dalej. W najnowszej powieści, tego genialnego pisarza młodego pokolenia, poznajemy dwie osobne historie. Jedna z nich jest skupiona na Oldze. Dziewczyna postanawia opuścić rodzinne miasto - Kalisz i wyjeżdża do Warszawy w poszukiwaniu spełnienia marzeń o karierze i lepszym życiu. Stoi za tym historia rodzinna, niespełnione marzenia ojca, który pracował w fabryce fortepianów i matka, która jest wycofana. Olga nie chce taka być, nie chce żałować, że nie spróbowała odmienić swojego życia. Pewnego dnia dostrzega na przystanku autobusowym dorosłego mężczyznę zachowującego się jak małe dziecko, bo pomimo postury rosłego chłopa, trzyma naręcze kolorowych balonów. Tak też zaczynamy poznawać drugą historię. Opowieść o Klemensie, upośledzonym chłopaku mieszkającym z matką, który nazywany jest przez Olgę Dzikiem. W jaki sposób te dwie historie się spotkają, tego dowiecie się z lektury. powiem wam tylko, że jest to coś niespotykanego w literaturze popularnej. Teraz był czwartek, 23 marca, godzina dziewiętnasta dwanaście, a ona, Olga Lipska, lat trzydzieści dwa, wracała do domu i dochodziła do wniosku, że chyba znowu przemókł jej prawy but. (...) Spojrzała za okno, poruszyła palcami w mokrym bucie i po raz pierwszy zobaczyła tego mężczyznę, chłopca, dziecko, to połączenie ich wszystkich. s. 34 Pisząc o tej książce, która premierę będzie miała dopiero 31 października, nie sposób nie pisać o prozie Jakuba Małeckiego jak o całości. Powiem wam w kilku słowach za co ja tak uwielbiam jego twórczość, a być może to pozwoli wam zwrócić swoją uwagę na jego prozę, bo to że warto, to już wiecie. Fortepian, z którego pochodziły klawisze, nie był zwykłym fortepianem - kiedyś ojciec wyjaśnił Oldze, że coś takiego jak "zwykły fortepian" nie istnieje, są natomiast fortepiany mniej i bardziej niezwykle. To był jeden z tych bardziej niezwykłych. s.45 Po pierwsze, Jakub Małecki ma niesamowitą zdolność przedstawiania prostych sytuacji w sposób obrazowy i pełny. O co chodzi. Żeby wam to opisać użyję skojarzeń. Wyobraźcie sobie, że stawiacie na stole figurkę, jakiegoś ludzika ulepionego z plasteliny. Chcąc go opisać obracacie go dookoła, obserwujecie z każdej strony, a później dopełniacie opis historią jego powstania, tego gdzie kupiliście plastelinę, jakiego koloru użyliście, co was zainspirowało, żeby tak wyglądał, czyli tak naprawdę poznajecie tą postać całościowo, zlepiając poszczególne elementy w jego wizerunek. Tak samo kreuje swoich bohaterów Jakub Małecki. Ja przepadam za taką formą prozy. Pozwala na dostrzeżenie nie tylko tego co jest na zewnątrz, i co przyciąga uwagę na kilka minut, ale sprawia, że człowiek zaczyna się zastanawiać nad głębszymi sprawami, bo za każdym człowiekiem stoi jakaś przeszłość. Niedawno natrafiła w "Nikt nie idzie" na wiersz Ryoty, który teraz ukłuł ją gdzieś w środek głowy. Zły i obrażony wróciłem. A wierzba stoi w ogrodzie. W jej ogrodzie stały trampolina i mokra od deszczu kosiarka, zostawiona przez kogoś pośrodku trawnika. Krople błyszczały na chromowanym uchwycie i czerwonych osłonach. s.239 Kolejnym elementem składowym jego wyjątkowego stylu, jest umiejętność zaklinania codzienności, przedmiotów, sytuacji, w zdarzenia i rzeczy wyjątkowe. W tej powieści jest to fragment klawiatury fortepianu na drewnianej deseczce, wspomniane już balony, czy lot motolotniom - tutaj ciekawostka, powieść pierwotnie miała nosić tytuł "Nauka latania". W niedziele wszystko było im wolno. Spali do późna, chodzili po mieszkaniu w pidżamie i koszuli nocnej, potrafili przez cały dzień nic nie robić. Albo robić za dużo - jeździć z miejsca na miejsce, odwiedzać sąsiadów, Jadwiśkę, Wichowskiego. s. 113 W "Nikt nie idzie" zostały również poruszone ważne tematy, omijane często w literaturze popularnej. Mamy tutaj wątek niepełnosprawnego umysłowo chłopaka, a co się z tym wiąże opieki nad nim. Bardzo odśrodkowo jest poruszony wątek niespełnionych marzeń rodziców, które próbują przelewać na dziecko, a także ucieczki przed losem na jaki z góry jesteśmy skazani. Jest też niespełniona miłość, zawiedziona miłość, miłość wymarzona, której się boimy. Wszystkie wątki łączą się w pięknej metafor
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
19-11-2018 o godz 18:18 przez: Anonim
NAJWAŻNIEJSZE TO IŚĆ… Olga zobaczyła Klemensa przez okno w tramwaju. Nie mogła o nim zapomnieć. Pomyślicie: miłość. Nic z tych rzeczy. Chociaż… Co to w ogóle jest ta miłość? Ktoś zna definicję, punkty od do, niechybne objawy, nie do pomylenia… Antoni widział Marzenę przez szybę sklepu meblowego. Stawał przed tą szybą i udawał, że ogląda komodę wiedząc, że to głupie i on na głupka wygląda. Igor stał oparty o większe od siebie grabie, kiedy z domu wyszła Olga. Wyszła, zrobiła kilka kroków i spektakularnie się wywaliła. Klemens zobaczył plecak przy śmietniku. Plecak miał urwaną klapę, był stary i brudny, więc Klemens go pokochał, tak jak zwykło się kochać – po prostu, głupio, za nic. Takie były początki. A potem było życie: ślub, mieszkanie na osiedlu, dziwny syn, poranna kłótnia i wywrot przez lewe skrzydło. Albo tak: siedzenie na trawie wygrabionej z liści, esemesy w zeszycie, ponowne spotkanie, „Nikt nie idzie”, życie wali się na głowę, a ojciec po raz ostatni gra Rachmaninowa. Albo i tak: plecak po brzegi załadowany balonami; najpierw czerwone, potem zielone, żółte i różowe; jakaś śrubka, szczotka, durszlak, na koniec swego istnienia obdarowane dziwną miłością. I wszystko to prowadzi do la grande finale – podniebnego lotu motolotnią. Jakub Małecki, piewca Krain Nigdzie tym razem akcją swojej nowej powieści uczynił Warszawę. Warszawa, stolica, żadna tam zapadła dziura na obrzeżach Nigdziebądź jest małym, cichym, pokątnym jakby bohaterem „Nikt nie idzie”. Bo co z tego, że miasto wielkie? Przecież ludzie ci sami – jak to u Małeckiego: zastygli w swoim losie jak muchy w bursztynie. Powtarzają, że lubią to swoje „nic się nie dzieje, i dobrze”, cicho mruczą hymny pochwalne na cześć stagnacji. Bo przecież: „Spośród wszystkich złych sposobów na spędzenie życia „prawie nic” wydawało jej się sposobem najlepszym”. Bo jeśli coś się zmienia, zmienia się cały świat. Tylko czy na dobre? A „prawie nic” jest znane, jest szare jak kłębek włóczki, który snuje się przez życie cicho, bezszelestnie, spokojnie. Bohaterowie Małeckiego żyją na marginesie i jakoś ten margines przyrósł im do jestestwa. Czy źle być marginesem? Skąd! Jakub Małecki przyzwyczaił nas do takich właśnie bohaterów – innych i tą innością pięknych. Innych, choć zwykłych. Sam Małecki, na tle naszych rodzimych autorów, jawi się jako swój własny bohater: osobny, marginalny, tylko swój i niepowtarzalny. W „Nikt nie idzie” znowu delikatnie i z czułością pochyla się nad człowiekiem ułomnym, chorym, osobnym, delikatna kreską kreśląc portret Klemensa, ubranego w dwie kurtki dziecka w ciele dorosłego mężczyzny. O czym tak w ogóle jest „Nikt nie idzie”? Jak zawsze – o ludziach, o życiu, o miłości. Najbardziej o miłości. O znikaniu i pojawianiu się; o tym, że jedni znikają z naszego życia tylko po to, żeby inni mieli miejsce na swoje pojawienie się. O dorosłym dziecku, którego ojciec spadł z nieba i które teraz, jakby zaklinając przeszłość, wypuszcza czasem w to niebo kolorowe balony. O kobiecie i mężczyźnie, którzy całe swoje dotychczasowe życie spotykali i rozstawali się, obijali o siebie jak kulki w automacie, raz razem, to znowu osobno. Trochę o Japonii pożerającej braci, trochę o samolotach, trochę o zeszytach z różnościami, a trochę o fortepianie. O miłości, najbardziej jednak o miłości. Delikatnej jak koronka, łatwej do rozerwania, trudnej do posklejania, kruchej jak kolorowa bombka. O miłości jak balonik: może polecieć wysoko, ale czasami pęka z hukiem… „Nikt nie idzie” kończy się sceną, w której bohaterowie odchodzą do samochodu. Idą, odwrotnie niż w tytule. Gdzie idą? Czy do konkretnego celu, czy po to, by wrócić do swojego „prawie nic”? Nie wiem, ale to jest wspaniałe. Bo mogę sobie wyobrazić setki ich następnych historii. Bo skoro idą, to chyba po coś. Idzie się zwykle po coś. Wam radzę – idźcie do księgarni, po nową książkę Małeckiego. Zawsze warto.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
14-12-2018 o godz 11:23 przez: Anonim
Ta recenzja została usunięta, ponieważ jej treść była niezgodna z regulaminem
5/5
14-12-2018 o godz 22:21 przez: agnesto
Małecki w innej formie - w innej aniżeli go znam z wcześniejszych publikacji. Inny styl pisania, nieco zmieniony, jakby wygładzony i wyprostowany. Styl łatwy do przyjęcia dla każdego, łatwy w zrozumieniu, prosty. I mimo wielki słów na obwolucie zachęcających do czytania, nie zgadzam się z nimi w pełni - przemilczenia, niewypowiedziane myśli... Są, ale jest ich znikoma ilość. Zapowiedzi z obwoluty nijak się mają do samej treści. Ale po kolei. Mamy Klemensa, dziecko upośledzone, które poznajemy w autobusie. Wpycha się przez ciasne drzwi i zatłoczone wnętrze z plecakiem wypchanym nadmuchanymi balonami. I tutaj widzi go Olga, która jedzie do pracy, do Wypiekarnii. I od tej chwili losy tej dwójki zapętlają się. Niezbyt szybko, lecz w nader smutnych okolicznościach. Po kilku długich tygodniach Olga staje się świadkiem śmierci mamy Klemensa. Marzena pada na chodnik zostawiając syna sierotę. Sierotę w dwóch kurtkach, w za dużych spodniach i z plecakiem wypełnionym balonami. Duże dziecko, niemowa. Duże dziecko upośledzone, którego reakcji nie sposób przewidzieć. Czy rozumie sens tego, co się stało? Czy pojmuje znaczenie tego wypadku? Dziecko sierota. Olga zabiera chłopca do siebie. Reakcja chwili. Bez zastanowienia. Od tego dnia, a raczej wieczora, będą do siebie należeć. W jakiś pokrętny sposób okaże się, że się potrzebują, że do siebie lgną. Że muszą być razem w jakiś niewytłumaczalny sposób. Bawiąc się czasami, żonglując przeszłością i teraźniejszością bohaterów, Małecki przybliża nam postaci. Wyciąga ich smutki, łzy, niewinną wiarę pogrzebaną przy okazji kolejnego szybko poznanego człowieka. Bo życie uczy, daje w kość, zmusza do upadku i do powstania z kolan. I nie ma znaczenia, czy człowiek ma "równo pod sufitem". Życie samo pisze najlepszy scenariusz. Olga dzięki Klemensowi odnajduje zarosłą drogę do Igora. Odnajduje rodziców, którzy nigdy nie potrafili okazać jej ciepła w stopniu, o jakim marzyła. Ojciec, Mikołaj, pianista, który nie gra. Matka, Ludmiła, zawsze obok. Kto z nich może siebie nazywać rodzicem? Aż nadchodzi mroźny wieczór, do domu w Kaliszu wpada dorosła Olga i by odzyskać pion siada w ogrodzie na huśtawce, z której dawno już wyrosła. Siedzi analizując to, co się stało. I wychodzi ojciec. Ojciec, który ojcem nigdy nie był. I siada obok. Milczą razem. Mają czas. Mają dużo czasu. Bo po latach wreszcie go znaleźli. I milczą. Ale są. Dla siebie. A jak to było z Marzeną? Po śmierci ukochanego męża nie jeden raz czuła, jakby palec w środku coś w niej naciskał. I bolało. Serce bolało. A może coś innego? Ale boleć przecież musiało, bo odszedł mąż. Bo ją zostawił. Więc dobrze, że bolało. Kuło. Coś w klatce piersiowej. Aż palec nacisnął zbyt mocno. Serce się zatrzymało. Upadła. Skończyło się życie. Ale Klemens? Małecki wykreował piękną, bo prostą historię dwójki osób. Proste historie są najpiękniejsze, bo są normalne i ludzkie. Bo pisane jak dla nas. Lecz nie jest to zbyt dobra jakościowo powieść. Swoboda fabuły i jej piękno nie są w stanie przypudrować stylu, który jest równie prosty jak opowiadana historia. A Małecki pisze lepiej. Bardziej wyrafinowanie, bardziej smacznie. Pisze przecież tak, że toniesz w słowach i zatracasz się kompletnie. Gdzie tu to jest? Nieco szkoda. Ale biorę to na karb tego, że znam DYGOT i ŚLADY i mimo, że nie chcę, to i tak w minimalnym stopniu porównuję. Małecki to mistrz prozy w co wierzę lecz ta pozycja należy do jego słabszych "perełek".
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
29-09-2018 o godz 14:57 przez: Magdalena Zeist
https://www.maobmaze.pl/2018/09/nikt-nie-idzie.html Wczoraj skończyłam czytać Nikt nie idzie Jakuba Małeckiego i na usta ciśnie mi się jeden wyraz, gdy myślę o tej książce- dziwna. Chociaż, w sumie dwa wyrazy- cholernie dziwna. Dziwne w niej jest wszystko, począwszy od niecodziennego stylu autora, na bohaterach kończąc. Mam ogromny problem z oceną tej książki, bo z jednej strony mi się podobała, a z drugiej coś mi się w niej nie pasowało.. Pytanie tylko co? Czuję, że ten post będzie bardzo chaotyczny, ale właśnie takie są moje odczucia, po przeczytaniu tej pozycji- bardzo pogmatwane. Styl autora z początku postrzegałam jako mało przystępny. Nie da się ukryć, że Jakub Małecki pisze w sposób niecodzienny. Nie mam pojęcia czy każda jego książka taka jest, ale odniosłam wrażenie, że Nikt nie idzie napisane jest nieco niedbale, wręcz na kolanie. Jednak jednocześnie czułam, jakby wszystko było skrupulatnie zaplanowane, a każde zdanie... co ja piszę! Każde słowo, było milion razy przemyślane. Tak, wiem... To co napisałam jest pełne sprzeczności, ale właśnie taki jest styl autora- inny, z początku może wydawać się, że trudny, mało przystępny, ale jeśli damy mu szansę, to przekonamy się, że Małecki po prostu czaruje słowem. Uwielbiam świetnie wykreowanych bohaterów i w tej pozycji właśnie z takimi miałam do czynienia. Każdy z nich jest do bólu prawdziwy- posiada wady, zalety, marzenia i problemy, które wielu czytelnikom nie są obce. Niektóre zachowania czy decyzje bohaterów mogą wydać się niezrozumiałe, ale ja to w książkach lubię- gdy bohaterowie zachowują się w danej sytuacji odmiennie, niż ja bym to zrobiła. Każdy z nas jest inny, każdy z pragnie czegoś innego i każdy z nas, dzięki swoim doświadczeniom życiowym, ma inne myślenie. I właśnie to wszystko Małecki pokazał na kartach tej powieści. Autor poruszył również wiele trudnych i ważnych tematów, jak życie z niepełnosprawnym umysłowo dzieckiem czy porzucone pasje. Nie ukrywam, że na początku nie mogłam "wgryźć" się w tę książkę. Drażniły mnie niedopowiedzenia i nieco chaotyczne rozdziały. Zazwyczaj czytam kilka książek jednocześnie, jednak są pozycję, przy których jest to niemożliwe. Nikt nie idzie do tych książek należy. Potrzebowałam pełnego skupienia, ciszy i spokoju. Skończyłam, wtedy zaczęte książki, i w pełni oddałam się Małeckiemu. Jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmiało ☺️ Dotrwałam do końca i wszystko nabrało sensu. Rozdziały to tak naprawdę urywki z życia bohaterów, posiadają wiele niedopowiedzeń i kończą się zazwyczaj w takich momentach, że krew człowieka zalewa, bo musi jeszcze poczekać, by dowiedzieć się co wydarzyło się dalej. Autor nie daje czytelnikowi wszystkiego na tacy, wręcz przeciwnie, to od nas zależy czy zrozumiemy tę historię i skleimy wszystko 'do kupy'. Na próżno szukać w tej powieści akcji czy napięcia. Nikt nie idzie to tylko, albo i aż, historia o zwykłych ludziach, którzy zmagają się z problemami i chcą być kochani oraz potrzebni. Tak po prostu. Czy polecam? Nie wiem. Musicie sami zdecydować, czy tak pogmatwana i nieoczywista opinia Was zachęciła, czy wręcz przeciwnie. Absolutnie nie żałuję czasu spędzonego z tą książką, bo na swój sposób jest urocza, poruszająca i klimatyczna, ale jednocześnie "inność" tej pozycji wyzwala u mnie mnóstwo sprzecznych emocji.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
3/5
14-01-2019 o godz 21:19 przez: tygrysica
O Jakubie Małeckim słyszałam naprawdę wiele dobrego. Praktycznie każdy napotkany mól książkowy (i nie tylko) zachwalał mi jego książki. Nawet mój młodszy brat oszalał na punkcie jego twórczości. Mnie jednak mimo to ciągle nie kusiło do sięgnięcia po książki Małeckiego i gdyby nie spotkanie autorskie, na którym znalazłam się całkiem przypadkowo to chyba nigdy by się to nie zmieniło. Wbrew pozorom nie poznałam tam twórczości Małeckiego, lecz jego samego. Człowieka, który swoim poczuciem humoru oraz fantastycznym i pełnym szacunku podejściem do fanów oczarował mnie w tak dużym stopniu, że wyszłam z tego spotkania z jego książką w ręce. Tak też zaczęła się moja przygoda z twórczością Jakuba Małeckiego. „Trochę zaczęli się kolegować. Oczywiście nikomu by się nie przyznał, bo kolegowanie się z dziewczyną było bardziej obciachowe, niż na przykład zakładanie kalesonów, ale skoro już grabił u niej liście, to mógł przecież z nią też porozmawiać. Albo poganiać kota. Albo pograć w badmintona. Albo pojechać z nią do fabryki fortepianów, gdzie pracował jej tata i gdzie ona miała swój tajny skład z zabawkami.” Przyznam szczerze, że po tych wszystkich pozytywnych opiniach spodziewałam się naprawdę powalającej lektury, tymczasem zupełnie nie wiem co mam myśleć o „Nikt nie idzie”. Ponieważ książka ta wywołała we mnie sprzeczne emocje. Z jednej strony otrzymałam lekką, a przy tym niezwykle głęboką historię, zmuszającą czytelnika do wyciągania własnych wniosków i przeżywania życia bohaterów razem z nimi. Natomiast z drugiej strony wprowadzenie aż czterech głównych postaci oraz danie każdemu z nich głosu sprawiło, że w książce tej zapanował tak wielki chaos, że po jej skończeniu w głowie pozostał tylko jeden wielki mętlik. Na dodatek historia Marzeny, Olgi, Igora i Klemensa urwała się tak nagle, że nie mogłam pozbyć się wrażenia, iż gdzieś przegapiłam zakończenie. Jakby co najmniej z mojego egzemplarza wyrwano te kilka ostatnich stron z zakończeniem lub zwyczajnym „podsumowaniem” całości. Takie otwarte zakończenia czasem faktycznie mają swoje plusy, ponieważ umożliwiają czytelnikowi podsumowanie historii tak jak sobie to wyobraża, jednak tutaj zdecydowanie zabrakło mi tego zakończenia. Wstyd przyznać, ale najbardziej w tej książce urzekła mnie szata graficzna. Minimalistyczna okłada, przedstawiająca klawisze piania moim zdaniem wyraża więcej emocji niż nie jedna kilkusetstronowa powieść. A piękne i subtelne rysunki znajdujące się na początku i końcu każdego rozdziały tylko utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Sięgając po „Nikt nie idzie” nie spodziewałam się, że otrzymam tak zwyczajną i ludzką historię, w której wszystko będzie takie autentyczne. Tutaj brak sztucznych ideałów, są tylko normalni ludzie, którzy popełniają błędy jak każdy z nas. Mimo tego sama książka nie powaliła mnie na kolana, lecz w pewnym stopniu zachęciła do głębszego poznania twórczości Małeckiego. Wszystko, dlatego że „Nikt nie idzie” uświadomiło mi, iż nie spotkałam do tej pory żadnego autora czy autorki piszącego tak kompletnie inaczej od wszystkich. A to jest naprawdę godne pochwały. Aleksandra Wszystkie cytaty pochodzą z książki „Nikt nie idzie” autorstwa Jakub Małecki. Więcej na : http://tygrysica.tumblr.com/ oraz https://www.instagram.com/tygrysicaa/
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
21-11-2019 o godz 14:16 przez: Książkowo czyta
Jakub Małecki ma w swoim literackim dorobku już kilkanaście powieści oraz udział w sporej liczbie antologii. Od dłuższego już czasu słyszałam od znajomych czytelników, iż jest on specjalistą od kreowania nietuzinkowych historii. W związku z powyższy pod wpływem tych głosów, jak również zachęcających opisów na okładkach książek autora postanowiłam w końcu sama się o tym przekonać. Chociaż w mojej domowej biblioteczce mam kilka tytułów Jakuba Małeckiego to mój wybór padł na książkę „Nikt nie idzie”, o której po raz pierwszy usłyszałam na jednym ze spotkań autorskich, kiedy była ona jeszcze w fazie powstawania. Tak więc, gdy tylko w październiku 2018 roku ujrzała ona światło dzienne ujmując mnie dodatkowo swoją prostą, a jednocześnie wyrazistą okładką już wiedziałam, że muszę ją przeczytać. O czym jest niniejsza publikacja? Otóż jest to historia chłopca – mężczyzny Klemensa Mazura, jest on upośledzony umysłowo, a co za tym idzie zagubiony w otaczającym go świecie. Matka, która dotąd była jego ostoją w otaczającym bohatera egzystencjalnym chaosie umiera nagle, na zawał serca, na jednym z autobusowych przystanków… Ojciec Klemensa nie żyje od dawna i jest dla niego jedynie wyimaginowanym bohaterem… I wtedy pojawia się ona – Olga… Kobieta wiedziona zupełnie niezrozumiałym impulsem postanawia z feralnego przystanku zabrać chłopca – mężczyznę do swojego domu. Zastanawiacie się zapewne, co przyniesie im obojgu ta nieoczekiwana znajomość. Ja też się nad tym zastanawiałam czytając niniejszą powieść. Autor w sposób bardzo subtelny i wyważony, lecz jednocześnie gruntownie przemyślany rozsypuje przed czytelnikami skomplikowaną układankę, jaką jest niewątpliwie historia każdego ludzkiego życia. Z tych tylko pozornie chaotycznych elementów wyłania się niebanalny obraz ludzkich przeżyć, doświadczeń, ukrytych pragnień oraz różnorodnych emocji targających bohaterami. Ukazane zostały dwa światy, które zdawać by się mogło nie mają ze sobą nic wspólnego, a jak ostatecznie się okazuje nic bardziej mylnego. Olga i Klemens odkrywają dzięki sobie nawzajem bardzo wiele własnych oblicz, których istnienia nie byli dotąd świadomi. Czy ta opowieść okazała się dla mnie nietuzinkowa? Zdecydowanie tak! Powieść ta nie należy do gatunku lekkich, łatwych i przyjemnych, a mimo to jej lektura intryguje, skłania do refleksji i pozwala, dzięki różnorodności językowej autora, przyglądać się nieszablonowym postaciom z różnych perspektyw. Niejednoznaczne sytuacje, w jakich stawia ich Jakub Małecki, dają czytelnikom możliwość własnej interpretacji pokazanego w nich wycinka z życia każdego z bohaterów. Jeżeli szukacie lektury napisanej przystępnym językiem, a do tego wręcz nasączonej nie zawsze łatwymi emocjami i przeżyciami bohaterów oraz opowieści, w której postaciami są ludzie w różny sposób znacznie odbiegający od ogólnie przyjętej społecznie normy, a oprócz tego chcecie wejść w nieoczywisty świat Klemensa to ja ze swojej strony gorąco zapraszam Was do zagłębienia się w karty „Nikt nie idzie”. * https://www.facebook.com/Ksiazkowoczyta * http://ksiazkowoczyta.blogspot.com/2019/11/a-w-mojej-gowie-wojna-wieczna-wojna_21.html
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
11-09-2018 o godz 15:45 przez: Katrina
Olga zobaczyła go pierwszy raz tylko przelotnie: niby mężczyzna, niby dziecko. Niepełnosprawny człowiek. Pół roku później spotkała Klemensa ponownie. Podeszła do niego, gdy uciekał z miejsca tragedii. Zabrała go do siebie. Czemu? Sama nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie. Niby o niczym konkretnym – a jednak tak prawdziwa, tak delikatna i tak emocjonalna. „Nikt nie idzie” Jakuba Małeckiego niewątpliwie wpisuje się w literaturę obyczajową, ale jednocześnie zawiera w sobie sporo typowej dla twórczości tego autora magii. Przede wszystkim nie jest to książka z typową linią fabularną. W tej opowieści nie idziemy od jednego do drugiego punktu, a lawirujemy między ogromem wspomnień bohaterów, stopniowo składając sobie ich historie w jedną, połączoną ze sobą całość. Jednocześnie Małecki wielu rzeczy nie mówi czytelnikowi wprost, zostawiając miejsca na domysły i działanie jego własnej wyobraźni. Przez to „Nikt nie idzie” jest z jednej strony książką niezwykle lekką, którą czyta się dosłownie jednym tchem, a z drugiej poruszającą bardzo życiowe tematy i zmuszając do zastanowienia się, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. „Nikt nie idzie” opowiada przede wszystkim o dwójce pozornie niepowiązanych ze sobą osób. Olga, dorosła kobieta, której ojciec był pianistą oraz Klemens, syn pilota, niepełnosprawny odkąd przyszedł na świat. Ich losy przeplatają się w sposób dość specyficzny, a przez to nieoczekiwany. Najnowsza powieść Małeckiego właściwie analizuje ich charaktery oraz historie, to, co ich ukształtowało. W związku z tym dość dobrze poznajemy także najbliższe dla nich osoby, wnikając w ich życie, problemy i pasje. To powieść niezwykle polska. Opowiadająca o naszej rzeczywistości, choć w sposób niekoniecznie oczywisty. Małecki pisze też w końcu trochę o muzyce instrumentalnej, czy japońskiej poezji. „Nikt nie idzie” w żadnym razie nie porusza też tematów związanych z polityką (i chwała mu za to), skupiając się na przedstawieniu historii, która w gruncie rzeczy mogłaby przytrafić się wielu z nas. Należy dodać, że „Nikt nie idzie” zdecydowanie nie jest książką akcji. Choć dzieje się tu wiele są to raczej rzeczy przyziemne, dotyczące ludzkich tragedii i pragnień, a nie wielkich pościgów i „wybuchów”. To sprawia, że powieść jest bardzo kameralna i na swój własny sposób – absolutnie urocza. Dobrze wiem, że twórczość Małeckiego – jak właściwie czyjakolwiek twórczość – nie jest dla każdego. Osoby szukające akcji, konkretnej tajemnicy, zagadki, czarów i tym podobnych raczej nie znajdą w niej nic dla siebie. Jednocześnie wierzę, że choć nie jest to powieść w żaden sposób odkrywcza to przez magię pióra naszego polskiego autora wielu czytelników odnajdzie w niej coś dla siebie. Być może będzie to spokój płynący z czytania tych delikatnych urywek wspomnień, może będzie to zachwyt nad stylem Małeckiego, czy utożsamianie się z którymś z bohaterów – trudno stwierdzić. Ale na pewno osoba szukająca realistycznej powieści podanej w niekoniecznie typowy sposób będzie w stanie czerpać wiele radości z „Nikt nie idzie”.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
29-09-2018 o godz 10:54 przez: Ola Miazek
Podobno najuważniej słucha się osób, które opowiadają z pasją. Mam nadzieję, że dzisiaj ja, pisząc o tej książce opowiem o niej z pasją. Mam nadzieję, że z tych liter, które teraz wystukam na klawiaturze swojego laptopa, będzie można wyczytać moją fascynację i zachwyt, bo ta książka zasługuje na najlepsze słowa. Klemens - chłopiec-mężczyzna, ograniczony przez swój umysł, zakochany w przedmiotach, zagubiony w świecie. Olga - młoda kobieta, przejmująco samotna i równie zagubiona jak on. Po przypadkowym spotkaniu Klemens uporczywie wraca do jej myśli. Co się stanie, jeśli ich losy przetną się ponownie? Czy relacja z niemym chłopakiem pozwoli Oldze wznieść się na nowo? "Olga czuła jak te słowa unoszą się w powietrzy wokół nich, jak osiadają na meblach, na skórze. Gdyby mogła, wyłapałaby teraz je wszystkie i zgniotła albo schowała z powrotem w siebie, byle tylko ich nie widzieli, ale już nic nie dało się zrobić." Jakub Małecki całą historię przedstawia nam w strzępach. Poznajemy wspomnienia bohaterów wyrywkowo, otrzymujemy niedopowiedziane fragmenty ich życia i sami składamy sobie ich historie w całość, dopisując w głowie to, czego nie napisał autor. Muszę przyznać, że bardzo podoba mi się ten sposób podania powieści. Jest delikatnie bardziej wymagający, ale nadal wszystko jest jasne. Za co tak bardzo cenię Małeckiego? Za jego bohaterów, którym nie brakuje zupełnie niczego. Klemens, Olga i Igor to już nie postacie opisane na kartach, w mojej głowie to już najzwyczajniejsi ludzie. Igor pojawia się właściwie gdzieś w tle, jego obraz maluje się we wspomnieniach Olgi, która zawsze mówi o nim z czułością i tęsknotą. Igor skradł nie tylko serce Olgi, ale również moje. Jest jednym z najprostszych bohaterów tej powieści, jest osobą, która nie wszystko rozumie, jest naznaczony rodzinnym nieszczęściem, całkowicie pochłonięty przez swoją pasję i pięknie kochający. "Ratować kogoś kosztem siebie, nie pytając, czy ten ktoś w ogóle chce być ratowany." No dobrze, ale o czym tak naprawdę jest "Nikt nie idzie"? Dla mnie jest to powieść o mocy niewypowiedzianych zdań i niezadanych pytań, które chowamy głęboko w głowie i przerabiamy każdego wieczoru, pytając siebie, co by było gdyby. Bohaterowie chcą nauczyć się latać, ale przez swoje lęki sami na siebie nakładają kolejne ograniczenia, odbierając sobie szansę na szczęście. Poruszająca do głębi i bardzo prawdziwa. "Nikt nie idzie" to historia o walce z ogromną samotnością, albo może właśnie o walce z wielką miłością. "Tą drogą nikt nie idzie tego dzisiejszego wieczoru" Jakub Małecki pisze o prozie życia, o szarych problemach szarych ludzi. "Nikt nie idzie" to bardzo kameralna powieść, w której być może nie znajdziecie pędzącej akcji, ani przewrotów w fabule, ale znajdziecie w niej ogromny nakład emocji. Na koniec powiem coś, co Jakub Małecki uważa za największy komplement: TAKIEJ KSIĄŻKI JESZCZE NIE CZYTALIŚCIE. Ocena: 10/10
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
31-01-2019 o godz 20:10 przez: Anonim
Ta recenzja została usunięta, ponieważ jej treść była niezgodna z regulaminem
4/5
08-02-2019 o godz 18:42 przez: anna
Jakub Małecki to jeden z najbardziej znanych polskich pisarzy ostatnich lat. Jego książki podbijają serca czytelników. Spod jego pióra wyszły takie książki jak „Rdza”, „Dygot” czy „Dżozef” „Nikt nie idzie” to najnowsza powieść, która swoją premierę miała w 31.10.2018. Więc jest to dość świeża pozycja. Ja miałam szanse przeczytać ją przed premierowo, ale o tym później. Marzena od dziecka „zbierała” fontanny. Zaczęło się to w dzieciństwie, kiedy rodzice powiedzieli, żeby się uśmiechnęła i zrobili jej zdjęcie. Tak to się zaczęło. Nie wiedzie ona jednak jakiegoś niesamowitego życia. Jest sprzedawczynią w sklepie meblowym. Jednak pewnego dnia wszytko się zmienia, kiedy stały bywalec sklepu w końcu się przełamuje i zaprasza ją na randkę ... Olga jest bardzo zagubiona w swoim życiu. Nie do końca jest pewna czego chce. Wie jednak, że w życiu popełniła mnóstwo błędów. Podjęła też decyzje których nie da się odkręcić. Pewnego dnia jadąc tramwajem zauważa jednego mężczyznę z matką. Nie wie dlaczego, ale jest on dla niej bardzo intrygujący. Postanawia go nazwać Dziki... Życie Igora od dziecka nie było usłane różami. Niewyjaśnione zaginięcie brata nie pomaga mu w dalszym szczęśliwym życiu. Jednak kiedy zaczyna grabić liście u znajomych swojej mamy coś się zmienia. Poznaje kogoś, kto niepozornie zmienia jego życie ... Mogłoby się wydawać dziwne, że książka ta ma trzech głównych bohaterów, ale spokojnie, nie pogubicie się w fabule. Jest to najbardziej realistyczna książka, jaką czytałam. No dobrze, ale dlaczego ? Ponieważ sytuację tam opisane, jak i losy bohaterów są tak realistyczne, że bez problemu takie sytuacje mogłyby się zdążyć. I teraz jest pytanie: Czy to dobrze, czy źle ?! Jak już wspomniałam książka ma trzech głównych bohaterów. Z pozoru nic ich nie łączy, ale po dalszym zagłębieniu się w historię, okazuje się w niespodziewany sposób jednak ich losy się ze sobą związane. Autor w niesamowity sposób przenosi czytelnika w czas przeszły i teraźniejszy co powoduje, że jeszcze lepiej możemy ich poznać oraz dowiedzieć się czym się kierowali podejmując daną decyzje, która miała wpływ na ich życie, nie tylko ich. Książka przedstawia bardzo codzienne życie i codzienne problemy. Jedno trzeba przyznać, jest to niesamowicie wciągająca i świetnie napisana książka. Nie raz zaskakuje i monetami powoduje dygresje u czytającego, ale najbardziej przeraża wręcz tą swoją realnością. Nie jest to może najlepsza książka z pod pióra Małeckiego, ale na pewno zostanie w waszych głowach na długo. Napisana jest prostym codziennym jerzykiem. Ja oceniam ja na 7/10 (oczywiście w mojej skali) i zachęcam was serdecznie do zapoznania się z twórczością tego polskiego autora. Nie zawiedziecie się, ponieważ nasi pisarze, pisaszą naprawdę na światowym poziomie !!
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
13-10-2018 o godz 00:23 przez: Maitiri
To pierwsza pozycja Pana Małeckiego, jaką miałam przyjemność przeczytać. I jestem zachwycona! Nie dość, że okładka jest cudna i przyciąga wzrok, to autor pisze z taką łatwością i wyczuciem, że chce się czytać więcej i więcej. Opis sugeruje, że poznamy historię dwóch niezwiązanych ze sobą osób, Olgi i Klemensa. Jednak ta książka to dużo więcej osób i dużo więcej niż jedna opowieść. Treść to pozornie rozsypane wspomnienia, wycinki z życia różnych osób, które w idealny sposób łączą się w spójną całość. Mimo początkowego wrażenia chaosu, bieg zdarzeń jest łatwy do odkrycia. Początek tej niezwykłej książki to historia Marzeny, ale także Klemensa i dzieje się w latach osiemdziesiątych. Rozdział później już jesteśmy w 2017 roku, w Warszawie i tu poznajemy Olgę, a za jej sprawą Igora. Losy wszystkich wspomnianych osób przecinają się pewnego dnia. Co z tego wyniknie? No właśnie, również chciałabym wiedzieć, co z tego wyniknie, chociaż już powinnam to wiedzieć, bo książkę przeczytałam. Ale nie wiem tyle, ile chciałabym wiedzieć, bo autor pozostawił otwarte zakończenie i pozostawił mnie z domysłami. Ale to jedyny problem, jaki miałam z tą pozycją, więc wybaczam. Podobali mi się świetnie wykreowani bohaterowie, no mistrzostwo po prostu. Każdy inny, ale każdy jakiś, z pasjami, marzeniami i swoimi problemami. Kreacja Olgi nie do końca mi podpasowała, ta dorosła przecież kobieta wydawała mi się jakaś taka nijaka, bez planu na życie, goniąca nie wiadomo za czym. Ale może taki był zamysł autora, bo przecież każdy z nas jest inny i tacy też są bohaterowie tej krótkiej powieści. Jednak dzięki tej różnorodności książka jest prawdziwa. Odnosimy wrażenie, że nie tylko zaglądamy w życie bohaterów, ale i przeżywamy je razem z nimi, ich wzloty i upadki, ale też małe radości. Chociaż nie ma tu galopującej akcji, książkę czyta się bardzo dobrze. Nie jest przegadana, mimo licznych retrospekcji, szybko posuwamy się do przodu, nie zatrzymujemy się w jednym miejscu na dłużej niż to konieczne. Jest tu też dużo niedopowiedzeń, a wspomnienia często urywają się w najmniej odpowiednim miejscu. Mnie to nie przeszkadzało, czyniło lekturę ciekawszą i bardziej dynamiczną. Bardzo podpasował mi styl autora i klimat tej powieści i Wam bardzo ją polecam. Mądra, przemyślana, poruszająca, jednocześnie zachwycająca i zasmucająca, cudownie opowiedziana historia.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
27-09-2018 o godz 19:13 przez: Anonim
Ta recenzja została usunięta, ponieważ jej treść była niezgodna z regulaminem
4/5
01-01-2019 o godz 15:42 przez: Małgorzata Włodarczyk
"Wiersze fascynowały go, ale robiły mu krzywdę. Zabierały spokój, męczyły. Czasami przychodziło mu do głowy, że wolałby nigdy nie zainteresować się haiku, nie wiedzieć tego wszystkiego, nie znać tych myśli i słów." Przyszedł czas i na mnie aby zapoznać się z twórczością Jakuba Małeckiego do, którego zabierałam się dłuugi czas. Po milionach opinii przeczytanych na blogach, byłam nastawiona na naprawdę dobrą lekturę. Chcą czy nie, nie potrafię ich podważyć. W książce znajdujemy wiele wspaniałych fragmentów, które podbijają serce i dają sporo do myślenia. Tak na prawdę książka jest o wszystkim i o niczym, o codziennych i niecodziennych problemach, konsekwencjach z podejmowanych decyzji, radości lub smutku z poszczególnych sytuacji czy przynoszące przez kolejne dni niespodzianki. Olga na co dzień jest zwykłą kobietą, która poznaje nietypowego chłopca, ubranego w czapkę z zielonym pomponem i trzymającego pakiet napompowanych balonów w plecaku. Marzena za to jest jego matką, która nie posiada kolorowego życia, lecz kocha syna zamkniętego w swoim świecie, który ma marzenie nauczyć się latać. Jedna tragedia zmienia życie całej trójki, teraz tylko możemy się domyślać, czy na lepsze czy gorsze. "Nikt nie idzie" jest książką przepełnioną bolesną codziennością, która potrafi człowieka wzruszyć jak i załamać. Z pozoru zwyczajne sytuacje, wzbudzają wiele emocji, które dają do myślenia. Książkę jak najbardziej można określić mianem "innej", wyjątkowej. Możliwe, że jest to sprawa narracji, surowszej, nie pisanej lekkim piórem. Widać, że autor wkłada w książkę wiele swoich przemyśleń i przede wszystkim serca. Krótkie rozdziały, pojedyncze grafiki, także nadają pozytywny nastrój. Wszystko jest przeplatane urywkami z przeszłości, które osobiście bardzo mi się spodobały i może trochę mnie boli, że było ich tak mało. Sam fakt posiadania tej książki na regale i zerkanie co pewien czas na wspaniałą okładkę, cieszy oko. Reasumując, książkę jak najbardziej polecam przeczytać, ponieważ zostaje w pamięci i potrafi nam niektóre rzeczy uświadomić. "Marzyła o zestawie siedmiu książek Sapkowskiego, a dostawała ciężki naszyjnik, który był piękny, zachwycający, ale miał jedną podstawową wadę: nie był zestawem siedmiu książek Sapkowskiego."
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
12-09-2018 o godz 20:05 przez: arcytwory
Jak powiedział sam pan Małecki: „wypuściłem się w takie literackie miejsca, w których wcześniej nie bywałem”. „Nikt nie idzie” było moim drugim spotkaniem z tym autorem. Książka składa się z rozsypanych wspomnień bohaterów. Na samym początku było chaotycznie, ale z czasem składa się to w spójną całość, która odpowiada na większość (bo nie wszystkie) nurtujących pytań. Czytelnik musi pomyśleć, samodzielnie wyciągnąć wnioski i „przeżyć” życie bohaterów razem z nimi. Od razu mówię – nie polecam tej książki osobom, które nie przepadają za otwartymi zakończeniami. Sama jestem ciekawa jaki plan został stworzony w głowie autora dla trójki bohaterów. Jednak taka a nie inna końcówka pozwala nam ułożyć to sobie „po naszemu”, a czy to nie jest fajne? Rzucane nam wspomnienia należą między innymi do Olgi, Igora i matki Klemensa – Marzeny. Mamy tu parę trzydziestolatków, którzy są dla siebie obcy i jednocześnie najbliżsi na świecie. Poznajemy też Marzenę i jej syna, który jest niepełnosprawny intelektualnie. „Nikt nie idzie” analizuje historię Olgi i Klemensa, dwóch osób, które nieoczekiwanie splótł los. To właśnie on był ta tajemniczą postacią z balonami. Ni to mężczyzna, ni to dziecko. Zamknięty we własnym świecie zostaje nazwany przez Olgę „Dzikiem”. Ich losy przecinają się podczas tragicznego zdarzenia. Cała historia ma miejsce w naszej, polskiej rzeczywistości i przedstawia sytuacje, które mogłyby spotkać każdego z nas. Książka należy do literatury obyczajowej, ale zawiera w sobie magię pana Małeckiego, którą absolutnie uwielbiam i jest najpiękniejszą książkową nutą (patrz okładka) poznaną przeze mnie w tym roku. „Nikt nie idzie” jest powieścią lekką, od której trudno było mi się oderwać, ale jednocześnie porusza wiele istotnych tematy, które zmuszają czytelnika do refleksji. Osoby, które chcą akcji, wybuchów, fajerwerków czy zagadek – nie jest to książka dla Was. Jak zostało napisane to „subtelna opowieść, w której buzują wielkie emocje”. Polecam Wam ją na jesienne, leniwe wieczory, podczas których czas płynie wolniej. Mam nadzieję, że będziecie czerpać z niej taką samą przyjemność jak ja.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
28-11-2018 o godz 15:46 przez: Karolina Radlak
Są książki piękne ale są też takie po których przeczytaniu ma się mieszane uczucia, ciężko wyrazić jakie ale wie się że książka była genialna. Książka "Nikt nie idzie" jest zdecydowanie genialna, ale dlaczego? Tego sama nie umiem wytłumaczyć. Marzena Mazur, kobieta która uwielbiała podróże, zawsze szukała miejsc w których są fontanny tak żeby robić sobie kolejne zdjęcia do jej albumu, niestety jej życie zmieniło się po urodzeniu synka, niby zwykły chłopiec jednak coś było z nim nie tak. "Zbierała fontanny od zawsze. Zaczęła być może za namową rodziców: ustawili ją przed jednym z kamiennych kielichów wypełnionych wodą, uśmiechnij się, Marzenka, pstryk - i tak już jej zostało" Kiedy po śmierci męża Antoniego który był pilotem samolotu wszystko zostaje na jej głowie zaczyna podupadać na zdrowiu, ciało daje jej pewne sygnały a ona zamiast udać się do lekarza, skupia się na synu. Wydawałoby się że to ona jest główną postacią książki ale wtedy pojawia się Olga trochę cukiernik a trochę pracownica korpo z bardzo zawiłą relacją z Igorem który jest maklerem, ich dzieciństwo było beztroskie aż do chwili gdy dorosłość ich przerosła i ich życia bardzo się pokomplikowały. Pewnego dnia losy kilku głównych bohaterów postanowiły się połączyć, kiedy to Olga widzi Marzenę która umiera na przystanku autobusowym i postanawia zabrać do siebie jej syna Klemensa który z powodu swojego upośledzenia jest dorosłym dzieckiem. "Wyciągnęła do niego rękę. - Chodź ze mną" Szczupła, bezbronna dziewczyna z dużym, silnym, mało kontaktowym mężczyzną w jednym mieszkaniu, czy to był dobry pomysł? Ta historia posiada wiele niedomówień, wiele wątków zostaje nie rozwikłanych, także czytelnik może czuć pewien niedosyt ale z drugiej strony czuje się że tak powinno być. Losy bohaterów ciągle się przeplatają, tak jak i ich dzieciństwo z teraźniejszością tak żeby można lepiej poznać te postacie i wiedzieć dlaczego teraz popełniają błędy, ich przeszłość jest tutaj bardzo ważna. "Nikt nie idzie" to piękna historia z bardzo nieprzewidywalnym zakończeniem, lektura dla każdego lubiącego przeczytać coś wyjątkowego.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
07-02-2019 o godz 20:33 przez: verna
Olga i Igor to dwójka osób, których drogi krzyżują się na ruchliwych ulicach stolicy. Szukają harmonii, miłości, akceptacji, ale przez błędne decyzje podjęte w przeszłości skazują się na samotność. Zamknięci na świat wokół, żyją z dnia na dzień. J. Małecki opisuje życie zwykłych ludzi i jak ich historie potrafią chwycić czytelnika za duszę. „Nikt nie idzie” to książka o miłości, tragedii, samotności, o błędnych wyborach wpływających na całe życie i o chwilach, które potrafią zmienić ludzkie życie. Podobało mi się to, że autor aktywizuje czytelnika poprzez przedstawienie fragmentów wspomnień, które dopiero po pewnym czasie zaczynają tworzyć całość. Czytając książkę, czujemy się, jakbyśmy składali klocki, każda kolejna strona odkrywa przed nami następny element. Autor nie ocenia swoich bohaterów, nie krytykuje, ani nie pochwala podjętych przez nich decyzji. Jest tylko i wyłącznie narratorem opowiadającym o cudzym losie, maksymalnie skupionym na bohaterze, których tak fantastycznie skonstruował. „Od pewnego czasu w jej życiu nie działo się jednak prawie nic i miała nadzieję, że tak już pozostanie. Spośród wszystkich złych sposobów na spędzenie życia „prawie nic” wydawało jej się sposobem najlepszym” Pomimo tego, że akcja książki toczy się spokojnym, jednostajnym rytmem, nie sposób się od niej oderwać. Tragedie życiowe przedstawione w książce, takie jak nieszczęśliwa miłość, nieuleczalna choroba dziecka, śmierć w tragicznych okolicznościach, zaginięcie bliskiej osoby, skłaniają czytelnika do refleksji. Muszę wspomnieć, że nie do końca spodobała się konstrukcja zakończenia, ale to jedyny minus jak dostrzegłam. "Nikt nie idzie" czaruję swoją autentycznością i literackim warsztatem. Powieść ta jest napisana z ujmującą subtelnością i wrażliwością. Nie mogłabym tu nie wspomnieć o samej okładce książki, która prezentuje się wspaniale i niewątpliwie przyciąga wzrok. Na pewno sięgnę po inne książki Jakuba Małeckiego. "Tą drogą nikt nie idzie tego dzisiejszego wieczoru."
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
Więcej recenzji