Przyznam, że przed przeczytaniem tej książki, o Tinie Turner nie wiedziałam prawie nic. Nigdy nie interesowało mnie życie prywatne gwiazd, plotki, czy historie z pierwszych stron gazet... więc o Tinie wiedziałam tylko tyle, że jest gwiazdą rock'n'rolla i znałam jej piosenki. Inaczej jest jednak z czytaniem autobiografii. Lubię czytać ten gatunek i przypominać sobie, że życie każdego z nas to wieczna sinusoida, niezależnie gdzie się urodziliśmy, co w życiu robimy i ile mamy pieniędzy. Doceniam też szerokie spojrzenie na całe swoje życie, jakie daje spisanie swojej biografii. Książka "My love Story. Autobiografia" daje ten cały życiowy wachlarz emocji✨. Pokazuje radość, sławę, szczęście, ból, traumy, choroby, pieniądze i brak pieniędzy. Upadki i wzloty. Miłość i brak miłości. Tina Turner w swojej autobiografii skupia się przede wszystkim na swoim życiu miłosnym (brutalności pierwszego męża i przeogromnym uczuciu do drugiego) oraz na swojej karierze zawodowej i drodze do sławy. Z pozycji tej dowiedziałam się także, że T.Turner jest buddystką. :) Można więc powiedzieć, że w tej autobiografii mamy wszystko: zaglądamy do życia prywatnego piosenkarki, do jej domu, do rodziny. Ale i za kulisy scen. Jesteśmy z nią podczas jej pierwszych prób bycia usłyszaną i pierwszych zarobionych pieniądzach na muzyce. Towarzysząc jej aż do osiągnięcia międzynarodowej sławy. Historia ta wciąga. Tina nie jest pisarką i to się czuje podczas czytania. Ale to co nam daje w zamian to emocje i prawda, która często jest niewygodna. I za to duży ukłon w jej stronę.🙏
Tina Turner, moja mentorka i największa inspiracja odkąd sięgam pamięcią. Jej siła, energia, odwaga i wielkie serce nie miały sobie równych i za to Ją właśnie uwielbiam. Jedyna i niepowtarzalna Tina. Ta książka to ukłon w stronę Jej życia.