5/5
14-01-2022 o godz 11:33 przez: Anonim | Zweryfikowany zakup
Polecam.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
08-09-2021 o godz 16:55 przez: Anonim | Zweryfikowany zakup
Polecam
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
01-09-2021 o godz 19:20 przez: Dorota | Zweryfikowany zakup
Polecam
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
16-10-2020 o godz 13:39 przez: Monika | Zweryfikowany zakup
.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
07-12-2023 o godz 00:23 przez: Anonim
Przeczytałem i "Mały Oświęcim", i "Kata polskich dzieci". Nie mam wątpliwości, która książka jest zdecydowanie lepsza. Błażej Torański stworzył dzieło nie tylko historyczne, ale i psychologiczne. Przez dokładną analizę dokumentów i świadectw, autor przedstawia czytelnikowi złożony obraz człowieka, który staje się oprawcą. Fascynujące jest, jak Autor nie ogranicza się do opisu zbrodni, ale bada także powojenne życie Pol i jej ostateczny upadek. Szczególnie wstrząsający jest rozdział zawierający wywiad z Pol po odbyciu kary, oferujący głęboki wgląd w jej psychikę. Jednak podczas lektury zastanawiamy się również, czy kobieta, która stała się potworem, sama również nie padła ofiarą wojny? Co ciekawe książka, o tak trudnej i brutalnej tematyce napisana została przystępnym językiem i jest bardzo lekka w odbiorze. Taki kontrast naprawdę przeraża, ale i sprawia, że treść wciąga, jakby nie była reportażem, a thrillerem wojennym. Błażej Torański z niezwykłą dbałością o detale i szacunkiem dla historycznej prawdy odtwarza losy Eugenii Pol, oferując czytelnikom rzetelny i wnikliwy obraz jej życia. „Kat polskich dzieci” to bez wątpienia ważne dzieło, które zasługuje na uwagę zarówno ze względu na swoją tematykę, jak i warsztat literacki. Jest nie tylko świadectwem brutalności jednostki, ale również przestrogą przed zakłamaniem historii i zapomnieniem. Zmusza do refleksji nad naturą zła i konsekwencjami wojny. „Kat polskich dzieci” to również przypomnienie, że historia nie jest tylko zbiorem suchych faktów, ale żywą, często bolesną cząstką pamięci. Podsumowując, „Kat polskich dzieci” jest nie tylko doskonale napisanym reportażem historycznym, ale i ważną lekcją o ludzkiej naturze i konsekwencjach wojny.
Czy ta recenzja była przydatna? 22 0
5/5
06-12-2023 o godz 00:06 przez: Anonim
Jeszcze nie czytałem "Małego Oświęcimia", ale jestem pod ogromnym wrażeniem „Kata polskich dzieci” Błażeja Torańskiego. Autor oferuje czytelnikowi dobrze skonstruowaną książkę na pograniczu thrillera sądowego i reportażu biograficznego. Dużą zaletą omawianej publikacji jest mocne oparcie jej na materiale źródłowym. Książka jest pozycją godną polecenia, ukazującą upadek człowieka w trudnych, wojennych realiach, a także skomplikowaną, powojenną rzeczywistość PRL, w której niewydolny aparat państwa nie potrafił skutecznie rozliczyć zbrodni z okresu okupacji.
Czy ta recenzja była przydatna? 20 0
5/5
11-09-2022 o godz 16:45 przez: asia gębicz
W tej książce czeka Was zderzenie z najgorszym piekłem, jakie może dziecku zgotować dorosły. Zderzenie z bólem, łzami, przerażeniem, samotnością i głodem. Zderzenie z mrokiem, z którego nie widać nawet żadnego światełka nadziei. To, o czym tutaj przeczytacie w relacjach świadków, listach do rodzin sprawi, że będziecie mieli łzy w oczach razem z pytaniem- dlaczego??? Po tej książce nic już nie będzie takie samo. Dla mnie to była najbardziej wstrząsająca opowieść o wojnie, najbardziej odarta ze złudzeń i dobra, jaką kiedykolwiek przeczytałam. Tutaj krzywda dzieci wylewa się jak gnijący ropień z każdej kartki i naprawdę ciężko jest żyć ze świadomością, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Chociaż ,,Mały Oświęcim" jest pięknie wydany, w twardej oprawie i ma mnóstwo fotografii , nie będzie tylko ,,ozdobą" naszej półki, bo jego treść przeraża mocniej niż najkrwawszy horror. To opowieść o jedynym niemieckim obozie koncentracyjnym dla dzieci w Polsce. Zlokalizowany w Łodzi, na terenach getta, do którego trafiały dzieci id 2 do 16 roku życia. Wojenne sieroty i synowie oraz córki działaczy podziemia. Ich codziennością były mordercze apele, praca ponad siły, głód, brud i robactwo. A kiedy słyszały nazwisko Pohl..robiło im się słabo. Niestety, nie była ona jedyną okrutną strażniczką, która katowała dzieci na śmierć. Tych bestii było więcej. Dlatego nie możemy o nich zapomnieć. O małych bohaterach, którzy to piekło na ziemi przeżyli, również.
Czy ta recenzja była przydatna? 2 0
5/5
14-08-2022 o godz 20:08 przez: Margarita
Wiele powiedziano i napisano o planowej eksterminacji Żydów, Naziści nie oszczędzali nikogo, starców, kobiet i dzieci. O tym, że ich los miały podzielić też polskie dzieci, nie mówi się zbyt wiele. A o tym, że w Łodzi (wtedy Litzmannstadt), w środku żydowskiego getta zbudowano obóz dla polskiej młodzieży, przyznam, że nie wiedziałam. „Zarząd Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy zdecydował: „W dniu 1 grudnia 1942 roku zostanie otwarty Polen-Jugendverwahrlager – Litzmannstadt, utworzony w celu policyjnego umieszczania dzieci i młodzieży.”” . Na ulicy Przemysłowej powstał obóz, w którym wg. założeń miały być osadzane dzieci zdemoralizowane lub sieroty będące zagrożeniem dla porządku publicznego w wieku od 12 do 16 lat, ale szybko przesunięto tę granicę na 8 do 16. Wachmanka Sydonia Bayer (skazana po wojnie na karę śmierci, za swoje czyny w obozie) zeznała, że do obozu przywożono też małe dzieci do 2 roku życia. Świadkowie twierdzą, że w obozie przebywały dzieci w wieku od 2 do 16 lat, ze Śląska, Wielkopolski, Mazowsza, z Łodzi i okolic, ale były też dzieci z Czech, Francji, Belgii i Stanów Zjednoczonych. Tych dzieci mogło być około 10000 (choć dokładna liczba nie jest znana, znaczna część dokumentacji została zniszczona). 10000 dzieci, często odebranych rodzicom, przerażonych, często nieznających niemieckiego, bitych i głodzonych, bo nie chciały oddawać czci Hitlerowi (jak w przypadku Świadków Jehowy z Wisły m.in. Zuzanny Polok), bo rodzice działali w konspiracji m.in. w grupie doktora Witaszka, bo żebrały na ulicy, bo starały się zapewnić przetrwanie młodszemu rodzeństwu. Takich „bo”, za które można było trafić do obozu były dziesiątki, albo i setki. Wraz z przekroczeniem bramy obozu, dzieci traciły swoją tożsamość, od tej chwili były numerem, co bardziej przerażające, te numery „rotowały”, tzn. jeśli posiadacz numeru nie przeżył traktowania w obozie, numer „wracał do puli” i kolejne dziecko go otrzymywało. A o tym, że dzieci nie miały przeżyć, może świadczyć ciągłe niedożywienie, praca ponad siły, czy bestialskie traktowanie ich przez nadzorców. W reportażu Jolanty Sowińskiej-Gogacz i Błażeja Torańskiego mamy możliwość zapoznania się z zeznaniami i wspomnieniami osadzonych w tym obozie dzieci, teraz dorosłych, często schorowanych ludzi. Są to wstrząsające opisy, które czyta się ze ściśniętym sercem i gardłem. Krystyna Wieczorkowska-Lewandowska tak podsumowała obóz w Łodzi „Mam wrażenie, że obóz na Przemysłowej był eksperymentem i miał pokazać Niemcom, co mogą uzyskać z polskich dzieci metodami głodu, bicia i demoralizacji.”, po lekturze tego reportażu, trudno mi się z panią Krystyną nie zgodzić. „Mały Oświęcim. Dziecięcy obóz w Łodzi” to zapis zeznań i wspomnień z 25 miesięcy, w czasie których funkcjonował ten Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt – w dosłownym tłumaczeniu obóz przechowawczy dla polskiej młodzieży pod kierownictwem Policji Bezpieczeństwa w Łodzi. W powszechnej świadomości ten obóz na Przemysłowej właściwie nie istnieje, może tylko Łodzianie coś na jego temat wiedzą, m.in. dzięki muralowi przedstawiającemu chłopca z obozu. Mam nadzieję, że reportaż Jolanty Sowińskiej-Gogacz i Błażeja Torańskiego przywróci pamięć o tych wydarzeniach, da twarz anonimowym ofiarom bezlitosnych katów i sprawi, że nazwiska katów takich jak m.in. wahmanki Eugenia Pohl i Sydonia Bayer, czy wahman Edward August będą funkcjonować w świadomości. Tak samo jak nazwiska kierującego obozem Lagerfuehrera SS-Sturmbannfuehrer Karl Ehrilich, lagerleiterzów Hans Fuge, Arno Wruck. „Mały Oświęcim. Dziecięcy obóz w Łodzi” nie jest łatwą lekturą. Jest to raczej pozycja, którą czyta się „na raty”, z którą się trzeba powoli oswajać, która gryzie i uwiera. Każe zadawać pytania, jak do tego mogło dojść. To także jedna z tych lektur, w czasie których traci się wiarę w ludzkość i wypłakuje oczy nad losem, zarówno tych, którzy nie przeżyli, jak i tych, którzy okaleczeni na całe życie, zarówno psychicznie, jak i fizycznie opuścili obóz. Jest to też kawałek historii, o której nie uczy się w szkole (przynajmniej mnie nie uczyli), a który warto znać. Dla osób zainteresowanych historią, dla tych którzy chcą wiedzieć więcej i dla tych, którzy myślą, że II Wojna Światowa to tylko walka mężczyzn czy eksterminacja Żydów „Mały Oświęcim. Dziecięcy obóz w Łodzi” powinien znaleźć się na liście lektur.
Czy ta recenzja była przydatna? 1 0
5/5
06-10-2020 o godz 14:38 przez: MAŁGORZATA
To jedna z najważniejszych książek, jakie w swoim życiu czytałam. Niesamowicie przejmująca, mówiąca o straszliwościach tego, co działo się zaledwie 80 lat temu w Łodzi, przy ul. Przemysłowej. Jak można dwu, trzyletnie dzieci zamykać w obozach? Jak można pozbawić dziesięcioletniego chłopca najbliższej rodziny? Pytanie "Jak można?”, powtarzane nawet kilka dni nie wyczerpie oburzenia nad okrucieństwem tamtych ludzi. I za co? Za kilogram ziemniaków szmuglowanych do domu, gdzie czekała mama z czworgiem rodzeństwa? Za rodziców, którzy walczyli o Polskę?, Za to, że maluch nie miał domu? Książka „Mały Oświęcim” opowiada o losach więźniów zamkniętych w obozie w Łodzi przy ul. Przemysłowej. Obóz ukryty przez światem, z którego nie było ucieczki. Umiejscowiony został na terenie łódzkiego getta, więc jak uciec? Do getta? Żydzi wiedzieli, że za przyprowadzenie małego uciekiniera dostaną bochenek chleba. Nie było nadziei. W obozie umieszczano dzieci od 6 do 16 roku życia, ale z relacji świadków wynika, że były tam również dzieci maleńkie, dwu, trzyletnie. Sporadycznie przebywały tam również niemowlęta, ale ich losy rozpłynęły się w odmętach historii. Książka podzielona jest na dwie części. Nie wiem, która zrobiła na mnie większe wrażenie, która mną bardziej wstrząsnęła. Jedna jest straszna przez to, o czym opowiada, druga przez to, jak opowiada. Pierwsza to wspomnienia z obozu. Opis strasznego życia, ponad siły dorosłych, a co dopiero dzieci. Dwie pajdki chleba, brunatna "kawa" i zupa na obiad, która często nie nadawała się do jedzenia, bo pływały w niej szmaty i robaki. Dzieci wiedziały, że nie wolno jeść czarnych robaków, bo się od nich umiera, ale jeżeli są białe albo żółtawe to jak najbardziej. Przy takim wyżywieniu dzieci pracowały od siódmej rano do wieczora. Prace były różne: lżejsze i ciężkie ponad miarę malucha Najgorzej jednak było jak nie było pracy, bo wówczas Niemcy wymyślali różne „ciekawe” zajęcia. Na przykład przelewanie odchodów z wiadra do wiadra, albo przewożenie taczkami piasku raz w jedną raz w drugą stronę. Bite, poniżane, głodne i zalęknione... Niemicy dzieciom zgotowali ten los. Druga część książki to spotkania z osobami, których wspomnienia stanowią podstawę części pierwszej. Myślicie, że łatwiejsza część dla czytelnika? Nic bardziej mylnego! To nie są wywiady, a krótkie zdjęcia, chwile byłych więźniów uchwycone przez autorkę na kartach tej książki. Niezmiernie wzruszające krótkie scenki pokazujące, jak obozowy okres wpłynął na współczesne życie tych ludzi. Oto mężczyzna, który co noc budzi się z płaczem. Od tylu lat... co noc... Oto kobieta, która pierwsze słowo wspomnień wypowiada po 7 minutach milczenia. Co działo się w jej głowie przez te siedem minut? Jakie okropności musiała sobie przypomnieć. Z wszystkich wypowiedzi wypływa żal, że tak mało ludzi pamięta o dzieciach z Przemysłowej. Żal, że poprzednia władza próbowała wymazać pamięć o tym obozie. Ta część książki dużo bardziej mną wstrząsnęła. Kiedy uświadomiłam sobie jak straszne wspomnienia Ci ludzie muszą w sobie nosić przez dziesiątki lat. To jest książka dokument, książka pomnik i książka pamiętnik. Może zabrzmi to pompatycznie, ale ta książka z twarzą chłopca na okładce powinna być czymś ważnym dla całego naszego kraju. W prostych słowach, bez ogródek, bez zbędnego przekonywania o okrucieństwie opiekunów, (bo do tego nie trzeba przekonywać) strzela w serce czytelnika potwornymi wspomnieniami o losie sześcio, siedmiolatków. Na zakończenie dodam, że (choć to może źle zabrzmi w odniesieniu do tej książki) całość bardzo dobrze mi się czytało. Autorka ma wyjątkowo prosty styl, przez co wspomnienia naszych bohaterów nabierają trudnej do określenia ostrości. Wchodzą w duszę czytelnika niczym nóż w masło. I tak już zostają.
Czy ta recenzja była przydatna? 1 0
5/5
18-11-2020 o godz 09:34 przez: knigoholiczka
Dziś opisywana przeze mnie pozycja to chyba jedna z najbardziej przejmujących książek, którą ostatnio miałam okazję przeczytać. Jednocześnie poczułam ukłucie serca ponieważ wielokrotnie w swoich recenzjach wspominam o ocalaniu wydarzeń z II wojny światowej od zapomnienia (ponieważ bezpośrednich jej świadków jest coraz mniej) tymczasem sami niewiele o nich wiemy i, co tu dużo mówić nie wiemy o wielu rzeczach. "Mały Oświęcim..." pokazuje o czym nie mieliśmy jeszcze pojęcia. Ile jeszcze jest takich miejsc? Czy wiedzieliście, że w Łodzi istniał obóz koncentracyjny na terenie getta, w którym nie było dorosłych, więziono tylko dzieci. W dokumentach zapisano, że zwożono do niego dzieci w wieku 8 do 16 lat, jednak tak naprawdę były tam też dwulatki. Książka wyciska łzy. Ogrom okrucieństwa, jakiego doświadczyły dzieci jest wielki. Myślę, że nawet najbardziej odporny człowiek, mało wrażliwy przy książce poczuje ukłucie serca. Pozycja została bardzo dobrze przygotowana. Znajdziemy w niej wszystko co potrzebne: opisy obozowej rzeczywistości, jak wyglądało wyzwolenie oraz o współczesności. Przeczytamy też opisy przyjaźni oraz wymyślnych tortur, jakim były poddawane dzieci. Bardzo rzadko znajdujemy książkę które tak traktują ten temat. Tym, po które sięgałam- zawsze czegoś brakowało. Niedokończone opowieści, brak niektórych elementów. W przypadku "Małego Oświęcimia.." naprawdę nie ma się do czego "przyczepić". Nic nie brakuje- autorzy opowiedzieli o każdej dziedzinie życia obozowego. Widać ogrom poświęconej pracy, ilość spotkań z byłymi więźniami czy przeszukiwania akt sądowych, zeznań. Dodatkowo- znajdziemy też wiele zdjęć. Jedyne czego mi tak ociupinkę, odrobinkę brakowało to biogramów uwięzionych w łódzkim obozie: chciałabym dowiedzieć się czym się zajmowali nie musząc szukać w internecie. Podsumowując- jest to bardzo ważna pozycja, którą będę polecać wszystkim. Warto mieć ją w swojej biblioteczce. www.recenzjeknigoholiczki.blogspot.com
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
07-10-2020 o godz 15:03 przez: Adam
wydawca fałszuje historię " obóz na terenie łódzkiego geta" ..nigdy nie było łodzkiego getta !!!! ..Łódz włączono do III rzeszy niemieckiej w XI 1939 r. a w IV 1940 zmieniono nazwę miasta na Litzmanstadt...getto powstało w 1940 r. na terenie III rzeszy niemieckiej w miescie o nazwie "litzmanstadt getto"..proszę sprostować i nie fałszować historii II wojny światowej , na pitrzeby żydów i niemców !!!!
Czy ta recenzja była przydatna? 0 6
Mniej recenzji Więcej recenzji