5/5
28-07-2014 o godz 12:38 przez: KarolinaBaaran
Mam książki na zły humor. I na dobry też. Na smutki. Na zwiedzone nadzieje. Na tęsknotę za dzieciństwem. Na nostalgię i na poczucie bycia niezrozumianym. Niektóre powieści czytam, tęskniąc za innym życiem, a jeszcze inne, gdy stracę przyjaciela. Pewne powieści przypominają mi o dawnej miłości – dawno już straconej, ale gdy je czytam to wracam do ówczesnego szczęścia, które dzieliliśmy. Może dlatego tak idealnie wpasowałam się w nastrój „Lawendowego pokoju” i dałam się oczarować każdym jego aspektem. Już wiem, z którym usposobieniem on rezonuje – z tęsknotą za kimś, kto nas rozumie i bezwarunkowo akceptuje. Gdy będę odczuwać taką melancholię, to sięgnę po książkę pani Niny George i ona niczym najskuteczniejsze lekarstwo sobie z tym poradzi.

„Poznajesz swojego męża naprawdę dopiero, gdy cię zostawi.”

Dawno książka mnie tak nie zachwyciła. Nie tylko warsztatem i innymi bredniami, ale przede wszystkim tym, że pojęła i zaprezentowała najgłębszy aspekt mnie samej. Tak po prostu i dogłębnie. Rozumienie tego, dlaczego czytam i dlaczego nigdy nie przestanę.

„Głupi mężczyzna to ruina każdej kobiety.”

Głównym bohaterem „Lawendowego pokoju” jest Jean Perdu. Trudno znaleźć na świecie bardziej rozkochanego w książkach księgarza. Na barce imieniem Lulu prowadzi księgarnię o nazwie „Apteka literacka”. Oprócz tego, że ta nazwa brzmi zgrabnie i zachęcająco, to jest w niej głębszy sens, gdyż protagonista zapisuje powieści jak medykamenty. Podobnie jak ja powyżej, on dostosowuje literaturę do nastroju, jednocześnie lecząc zadawnione rany. Sprawnie rozpoznaje rozterki i krzywdy, jakie czytelnik nosi w sercu. Niestety nie potrafi uzdrowić sam siebie. Cierpi od ponad dwudziestu lat, gdy to pewnej nocy ukochana kobieta porzuciła go na zawsze. Wszystko się zmienia, gdy do mieszkania obok wprowadza się nowa lokatorka, która zmusi Jeana do zmierzenia się z przeszłością.

„Ciekawe jak to jest tak intensywnie odczuwać emocje i pomimo to przeżyć.”

Gdy książka jest zachwycająca to brak mi słów. Nie potrafię mówić o tak poruszającym pięknie. Mam wrażenie, że każde słowo deprecjonuje je, umniejsza, sprawia, że karłowacieje i niszczeje. Najchętniej milczałabym, bo tylko niczym niezmącona cisza może być równie piękna jak „Lawendowy pokój”. Nastrój tej powieści jest melancholijny, odczuwałam upływ lat i mijanie życia godzina za godziną i to było wzruszające, ale nie raniło. To ma szczególną wartość dla takich czytelników jak ja, którzy całe swoje życie i emocje poświęcają na ołtarzu literackim. Nina George rozumie takie osoby i daje im chwilę czytelniczego wytchnienia. Ofiarowała mi książkę, która nie sprawia, że jestem wyczerpana od paroksyzmów emocji. W tej powieści jest tęsknota, smutek za utraconą miłością, ponura wiedza, że zmarnowaliśmy swój najlepszy czas. To taki rodzaj żalu, który nie rani, nie krzywdzi, ale zmusza do zastanowienia.

„Czy nie ma książki, która mnie nauczy pieśni mojego życia?”

Może i językowo nie jest doskonale. Może i pisarka chwilami się zagalopowuje i brzmi jak Coelho. Może i używa brzydkich słów, jak np.: „hejter”. Ale tak naprawdę nie ma to znaczenia. Ta historia oszałamia swoją urodą. To piękna powieść drogi, podczas której, każdy jej uczestnik odnajduje to, czego naprawdę pragnie jego serce. W każdym z podróżujących dokonuje się swoista przemiana, która pozwala się rozstać. Bo pozwolić czemuś odejść – czy istnieje lepsza cecha?

„Kto wie, Jean, może ty i ja pochodzimy z pyłu tej samej gwiazdy i rozpoznaliśmy się po jej świetle.”

Która miłość ma większą „wartość”? Która daje więcej szczęścia? Taka w której zakochani patrzą na siebie i widzą swoje lustrzane odbicia, czy taka w której oboje patrzą w tę samą stronę? Przed takim dylematem zostaje postawiona jedna z bohaterek. Postacie są genialne. To żywe osoby, które pragnęłabym spotkać tuż za rogiem, obok, chciałabym by istnieli naprawdę. Są tacy rzeczywiści, tak doskonale rozumiałam ich rozterki...

„Czy to poczucie przemijania tak mnie przeraża, że chcę zaznać w życiu wszystkiego, tak na wszelki wypadek, gdyby następnego dnia miał mnie trafić szlag.”

Polecam czytać z kotem u boku, tak by mógł dawać pocieszenie. I z lawendowymi kadzidełkami, by przenieść się na moment do Prowansji i wczuć się w klimat francuskiego południa, tak kompletnie odmiennego od zblazowanego Paryża. Nina George wszystko to perfekcyjnie oddała, tworząc również książkę na temat Francji, francuzów, ich kultury i pięknych krajobrazów. Polecam osobom, które kochają. I tym które odchodzą, bo myślą, że tak jest lepiej.
Czy ta recenzja była przydatna? 1 0
5/5
05-08-2014 o godz 13:44 przez: Book Loaf
Do sięgnięcia po daną książkę przekonuje mnie zwykle jeden z kilku elementów: niezapomniana okładka, chwytliwy tytuł, interesujący opis lub przychylne opinie innych czytelników. Mało kiedy trafiam na tytuł, który przyciąga wszystkim, a powieść Niny George to jeden z tych wyjątków - dodam, że wyjątkowych. Już od pierwszego zerknięcia na to piękne pole lawendy wiedziałam, że ta pozycja będzie moja. Tytuł też taki lawendowy, opis zachęcał, a po pozytywnych recenzjach zupełnie straciłam głowę. Do tego Wydawnictwo Otwarte każdego dnia, aż do samej premiery, kusiło na swoim facebookowym profilu klimatycznymi zdjęciami lawendy - uległam i na parę dni zamieszkałam w "Lawendowym pokoju".

Nie lubię pisać o treści książek, bo zwykle wtedy odnoszę wrażenie, że zdradzam aż za dużo. Dlatego tym razem bardziej skupię się na tym, co czułam, kiedy czytałam tą książkę i czym mnie urzekła.

Historia głównego bohatera to temat, który nie po raz pierwszy przewija się w literaturze. Kobieta, która odeszła i złamane męskie serce. Wspomnienia, które nie dają żyć i przytłaczające obrazy z przeszłości, które wracają w najmniej spodziewanym momencie - to wszystko zamknięte w małym pokoju o ścianach koloru lawendy.

Bohaterowie "Lawendowego pokoju" to zbieranina różnych ludzi, których łączy posiadanie określonej pasji. Większość z nich czyta też książki i z nich, dzięki cennym radom Jeana Perdu, czerpie pokrzepienie. Mamy trochę klasycznych książkowych postaci - wścibskie i plotkujące baby, które jednak da się polubić, zagubionych oraz jeszcze bardziej zagubionych i artystów cierpiących na brak weny. Jedni potrafią gotować, inni nie, natomiast każdy ma jakiś problem, któremu musi stawić czoło.

Nina George w swojej opowieści używa bardzo plastycznego języka, który sprawia, że podczas lektury w głowie same pojawiają się kolejne sceny. Do tego opisuje przyrodę i krajobrazy tak cudowne, że przez większość czasu czytałam te opisy po dwa razy, tak bardzo mi się podobały. Ale nie tylko piękne widoczki przypadły mi do gustu. Cała opowieść jest tak przyjemna i ciepła, że w ogóle nie czułam się zmęczona czytaniem, a lekki styl autorki to kolejny plus tej książki.

Nie było postaci, która by mnie irytowała czy wywołała jakieś negatywne odczucia. Wszystkich bohaterów od razu polubiłam - markotnego pisarza-debiutanta z mojego rocznika i tego dziwnego protagonistę/aptekarza/rzecznego sprzedawcę książek, nawet wielką nieobecną, która pojawiała się tylko we wspomnieniach i jako narratorka pamiętnika. Tu muszę wspomnieć, że te nieliczne fragmenty wpisów z dziennika i listy tylko wzbogacają i tak barwną już fabułę.

Jest jeszcze jedna rzecz, o której nie mówi opis, a która wydaje mi się bardzo istotna - cała ta historia opowiada o podróży ze stolicy Francji do Prowansji. Towarzyszy jej pyszna francuska kuchnia charakterystyczna dla tego pięknego regionu, mnóstwo fajnych książek, dwa kochane koty - Kafka i Lindgren, słynne francuskie wina z pobliskich winnic i pola lawendy. Lawenda w jedzeniu, na ścianach pokoju; jej wyjątkowy zapach i soczysty fioletowy kolor..

"Lawendowy pokój" to barwna i pachnąca opowieść o radzeniu sobie ze swoją bolesną przeszłością i podejmowaniu niełatwej walki o spokojną przyszłość. Catherine, jedna bohaterek wykreowanych przez Ninę George, powiedziała parę słów, które idealnie opisują całą tą książkę i są jednocześnie wartościową wskazówką dla każdego, kto nie chce niczego żałować i żyć pełnią swojego życia:

Każdy człowiek ma taki swój wewnętrzny pokój, w którym czają się demony. I dopiero kiedy go otworzy i stawi im czoła, będzie naprawdę wolny. (s. 319)

Na końcu znajdziemy parę przepisów na aromatyczne dania kuchni prowansalskiej i spis wszystkich książek, które przewinęły się w rozmowach bohaterów powieści. Pierwsza wymieniona przez Jeana Perdu książka to "Rok 1984" Orwella, a ponieważ uwielbiam tą historię to byłam podwójnie dobrze nastawiona do dalszego czytania. I nie zawiodłam się.
Czy ta recenzja była przydatna? 1 0
4/5
18-09-2014 o godz 14:23 przez: Varia
Barka o pękatym kadłubie, z kambuzem, dwiema kojami, łazienką i ośmioma tysiącami książek…

Perdu jest właścicielem księgarni o wdzięcznej i wiele mówiącej nazwie Apteka Literacka. To w tym miejscu strudzeni czytelnicy mogą znaleźć w książce poradę, a sprzedawca, ciepły i cierpliwy, wysłucha ich, jak nikt inny na świecie.

Perdu doskonale wie czym jest ból i zdeptane nadzieje. Porzucony przed dwudziestoma laty przez ukochaną kobietę, do teraz zastanawia się, jak i dlaczego się to stało? Przypadkiem wychodzi na jaw, że odpowiedź ukryta została w liście, który pewnego dnia wypada ze starej szuflady biurka.

Historie o bibliotekarzach i książkach są podwójnie bliskie mojemu sercu, stąd gdy przeczytałam, że Lawendowy pokój łączy w sobie nie tylko postać księgarza, lecz również odwołuje się do jego emocji, wiedziałam, że jest ogromna szansa by całość mi się spodobała.

Niestety w praktyce nie wyszło to wcale dobrze. Sama podróż barką jest nużąca i de facto niewiele wnosi do książki. Warto jednak zacisnąć zęby i jakoś ją przetrwać, bo pamiętnik Marion oraz towarzyszące mu przemyślenia, wynagradzają poniekąd wcześniejsze trudy.

Lawendowy pokój to cudowna i niezwykle emocjonalna historia, ale tylko do połowy. Gdyby zostawić w niej wstęp i zakończenie, byłaby idealna, a tak przez denerwującego pisarza i wędrowanie z domu do domu, rozmywa się w niej to, co moim zdaniem jest najistotniejsze – uczucia i sposoby radzenia sobie ze stratą.

Książka o różnych obliczach miłości, wywołująca u czytelnika równie skrajne emocje.


Nina George „Lawendowy pokój”
Ilość stron: 344
Wyd. Otwarte
Ocena: 4/6
Czy ta recenzja była przydatna? 1 0
5/5
27-07-2014 o godz 11:13 przez: Abigail
Lawendowy pokój to piękna książka o... książkach i utraconej miłości. Porusza do głębi i potrafi wywrócić nasz światopogląd do góry nogami, jednak właśnie za to się ją kocha. To jedna z tych powieści, którą po prostu trzeba przeczytać. Już dawno nie znalazłam książki, która tak bardzo by mi się spodobała i obudziła we mnie tyle emocji. Jest po prostu niesamowita, jedyna w swoim rodzaju, genialnie napisana i cudownie przedstawiona. Brakuje mi słów zachwytu nad nią, więc jedyne, co mogę jeszcze zrobić to gorąco zachęcić Was do lektury tej książki. Nie jest ona lekka, jednak z pewnością przyjemna i jestem pewna, że po jej przeczytaniu podzielicie moje zdanie.
Czy ta recenzja była przydatna? 1 0
02-08-2014 o godz 00:00 przez: loosia
Wiedziałam, czułam, że muszę Tę książkę przeczytać kiedy tylko ją zobaczyłam. Kusiła mnie okładką i wołała tytułem. Oczarowała mnie swoim urokiem, a ja zakochałam się w tej historii. To taka książka którą trzeba mieć w swojej biblioteczce i wracać do niej kiedy tylko zapragniemy poczuć jej nastrój. Ja przeczuwam, że będę miała często ochotę :-)
Czy ta recenzja była przydatna? 1 0
14-09-2014 o godz 00:00 przez: GrandSuuny
Są historie w których zakochujemy się już po przeczytaniu kilku stron. Urzekają, czarują, sprawiają, że nie możemy odłożyć książki na bok. Zacznę może od tego, że styl Niny George przesiąknięty jest tutaj wdziękiem i sugestywnością, co nadaje tej opowieści niepowtarzalnego charakteru. Dajcie się ponieść tej historii.
Czy ta recenzja była przydatna? 1 0
20-09-2014 o godz 00:00 przez: Karolina mejer
To książka która może podbić serce każdego czytelnika. Niezobowiązująca, choć zostająca w naszych myślach nawet po zakończeniu lektury. Przepełniona urokiem, przyjemna i wartościowa. Idealna na nieco leniwe, jesienne popołudnie. Zapewniam, mi przeczytanie tej historii wiele dało i było bardzo miłym doświadczeniem.
Czy ta recenzja była przydatna? 1 0
01-09-2015 o godz 16:24 przez: Urszula Michalik
"Najważniejsze rzeczy należy robić powoli - myślał Jean za każdym razem, kiedy zaczynali się wzajemnie uwodzić."
("Lawendowy pokój" Nina George)

"Lawendowy pokój" - książką mówiącą o sobie. Jest to lektura, na którą trzeba poświęcić zdecydowanie więcej czasu, niż trzy wieczory. Nie chodzi o to, że czyta się ją ciężko czy mozolnie, ale ma w sobie coś, co nie pozwala jej pochłonąć w chwilę i po kilku dniach ot tak zapomnieć. Nie wiem, jak długo autorka pracowała nad książką, ale wiem jedno - zasługuje na to, by poświęcić jej więcej, niż kilka godzinek i rzeczywiście "uwodzi" czytelnika.

Nina George to niemiecka niezależna dziennikarka i pisarka, autorka ponad dwudziestu powieści i około stu opowiadań i wielu felietonów. Kocha koty, a kawa kolumbijska wprowadza ją w stan twórczego natchnienia.

Bardzo często przy wyborze książki kieruję się wyglądem okładki - mam nadzieję, że odzwierciedla ona charakter historii, a podczas lektury będę tak samo zachwycona. Tak też było w tym przypadku - piękne i malownicze pole lawendy, które prowadzi do niewielkiego lasku oraz garby ziemi pieszczone delikatną mgłą. Jak zwykle naszły mnie przemyślenia: co, jeśli lasek jest oznaką tajemnicy, mgła przykrywa ważne przeżycie albo wspomnienie (góry kojarzą mi się z adrenaliną, czasem spędzonym z bliskimi i znaczącymi miejscami, np. kultu), zaś wyraźne i zadbane pole lawendy jest symbolem spokoju i porządku? Biorę bez zastanowienia!
Zmylił mnie trochę napis "Zachwycająca historia miłości, która przywraca do życia". Spodziewałam się romansu, a dostałam lek na bolące wspomnienia. Kogo ta miłość przywróciła do życia? Bohatera czy obiekt uczucia?

"Odczuwam bezbrzeżny wstyd w moich wargach, czuję brak w moich kolanach, a między moimi łopatkami mieszka kłamstwo i rozdrapuje je do krwi."
("Lawendowy pokój" Nina George)

Głównym bohaterem jest mężczyzna o imieniu Jean, który prowadzi księgarnię o pięknej i zachęcającej nazwie "Apteka literacka". Sprzedaje książki jak farmaceuta medykamenty, rozpoznaje uczucia odwiedzających go osób i proponuje konkretne tytuły na daną udrękę. Mieszka sam w kamienicy, kobiety często chcą się z nim spotkać i poznać, jednak za każdym razem odmawia. Dlaczego? Tego dowiadujemy się już na pierwszych stronach, gdy do mieszkania obok wprowadza się rozwiedziona i załamana kobieta, potrzebująca "leku".
Jean jest jednak osobą, która musi uporać się ze swoją przeszłością i wyleczyć własne Ja, by móc zaopiekować się innym człowiekiem jak należy. Jak pogodzić się z własnym losem i znaleźć ukojenie? Jak pogodzić się ze stratą? Jak odnaleźć siebie? Jak spełnić marzenia? Jak otworzyć się na ludzi?
Na te i podobne pytania Jean znajduje odpowiedź po przeczytaniu listu, który czekał na niego dwadzieścia lat w szufladzie starego stołu. Jeśli choć raz zadaliście sobie powyższe pytania - ta książka jest przeznaczona dla Was.

"Ty głupia krowo, dlaczego musiałaś umrzeć w samym środku życia!'
("Lawendowy pokój" Nina George)

Po przeczytaniu stwierdziłam, że jest jedną z moich ulubionych książek, pomimo: kilku chwil nudy i zniecierpliwienia, braku sympatii do jednej z teoretycznych bohaterek i nasączenia książki masą negatywnych emocji. Czasami czułam, że lektura mnie męczy i postanawiałam odłożyć na następny dzień. Czasami też miałam ochotę przekartkować, by dowiedzieć się "no i co się w końcu stało?". Jednak jak w życiu bywa, by nadeszły chwile szczęścia, trzeba poradzić sobie ze smutkiem - to właśnie pokazuje autorka w "Lawendowym pokoju". Podróż nieznanymi drogami życia wraz z Jeanem ostatecznie okazała się dla mnie fascynująca i satysfakcjonująca. Prosty język i barwne, jednak nie za długie opisy i porównania wzbudzały we mnie spokój i przynosiły dużo refleksji. Byłam zachwycona pomysłem na książkę: literatura lekiem? To coś dla mnie. Spodobało mi się również umiejętne przeciąganie akcji poprzez wprowadzanie pochwał dań, zapachów, opisywanie smaków i porównywanie ich do książek.

"Lawendowy pokój" jest przeznaczona dla osób cierpliwych i szukających spokoju i ukojenia, co nie znaczy, że inni nie znajdą w niej przyjemności. Napisana jest znakomicie i dopracowana w każdym calu. W zależności od podejścia każdy przeżyje ją inaczej i - być może - odnajdzie inne przesłanie. Ja wyniosłam z niej na pewno pouczającą lekcję: nie ważne, że kogoś straciliśmy. Ważne, że o nim pamiętamy i mówimy o jego czynach. Wtedy on nadal ma możliwość życia. Nie możemy się nikogo wyrzekać.

"Oczywiście nie ma mnie już w tych zamkniętych pokojach.
Ale spójrz tutaj! Jestem na zewnątrz.
Podnieś oczy, tu jestem!
Myśl o mnie i zawołaj mnie po imieniu!
Nic nie ubyło tylko dlatego, że już mnie nie ma.
Śmierć nic przecież nie znaczy.
To, co nas łączyło, będzie trwać na zawsze"

"Masz rację, Manon.
Wszystko nadal trwa. Czas spędzony razem jest nieprzemijalny, nieśmiertelny. A życie wcale się nie kończy."
("Lawendowy pokój" Nina George)
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
17-06-2017 o godz 09:55 przez: Jolanta Chrostowska-Sufa
Każde spotkanie z nową książką jest jak podróż w nieznane. Bywa, że lektura przypomina jazdę rozpędzonym pociągiem nad przepaścią, innym razem to niespieszna przejażdżka stylową dorożką wśród zapierających dech w piersiach krajobrazów utkanych z narracyjnej mapy słów, wrażeń, przenikających się obrazów i refleksji. Każda kolejna lektura to nowe przeżycia, inne pejzaże, inny nastrój, odmienne emocje. „Lawendowy pokój” wzbudził we mnie ambiwalentne doznania. Tytuł książki i jej okładkowa recenzja zapowiadały smaczny literacki kąsek dla wielbicieli słowa pisanego. Z ogromnymi nadziejami i apetytem na ekstatyczne literackie uniesienia przystąpiłam do lektury. Powieść zdawała się współgrać z nostalgicznym nastrojem charakterystycznym dla schyłku lata, a początek snutej przez autorkę historii zapowiadał się obiecująco: czytelnik wyrwany z uścisku szarej rzeczywistości trafia do pływającej księgarni na barce o nazwie „Apteka Literacka”, która przyprawia miłośników książek o szybsze bicie serca. Zawsze marzyłam, by znaleźć się w takim miejscu. Poznać księgarza, który leczy za pomocą lektury. Dawkuje książki niczym lekarstwo. Odpowiednio dobranymi historiami literackimi leczy ludzkie dusze, ludzkie zranienia, wydobywa czytelnika z otchłani nieszczęścia, cierpienia, mroku. I rzeczywiście początek książki zapowiadał się ciekawie, ale im dalej zagłębiałam się w lekturę, tym wzmagał się mój niedosyt. Moje zastrzeżenia wzbudziła niekonsekwencja autorki. Powieść o książkach i księgarzu – lekarzu dusz w pewnym momencie zaczęła ocierać się o kicz. Szczególnie zirytowało mnie zakończenie powieści: przewidywalne, łzawe, całkowicie odbiegające od konwencji, w jakiej utrzymany był intrygujący początek fabuły. Melodramatyczne dialogi i sytuacje przyćmiły w moich oczach atuty powieści. Fabuła okazała się zbyt zagmatwana, raziły sztucznie zagęszczone wątki i niewiarygodne sytuacje, a otoczka momentami cukierkowego sentymentalizmu sprawiła, że kreacja głównego bohatera straciła na autentyczności. Jean Perdu, budzący sympatię księgarz i wielbiciel dobrej literatury, który zaskarbił sobie moje względy w pierwszych rozdziałach książki, wraz z rozwojem fabuły zaczął mnie irytować. Sceny łóżkowe emanujące łzawą uczuciowością nie pasowały do bohatera, który początkowo został wykreowany na samotnika zamkniętego w świecie książek, trawionego przez bolesne wspomnienia, żal, gorycz i rozpamiętywanie straty. Pomysł na powieść był świetny, ale całość traciła na uroku za sprawą budzących zastrzeżenia dysonansów i niespójności, które zaważyły na ostatecznej opinii o lekturze. Można się sprzeczać na temat roli literatury. Na zarzut, że powieść jest alogiczna i nieprawdziwa, zapewne padnie – skądinąd słuszne – stwierdzenie, że zadaniem literatury nie jest kopiowanie rzeczywistości, lecz opowiadanie o meandrach i paroksyzmach ludzkiej duszy, o ludzkich namiętnościach i ukrytych głęboko w podświadomości niewyartykułowanych tęsknotach, lękach i nadziejach nawet za pośrednictwem całkowicie odbiegającej od realiów fabuły. Lekarz dusz uzdrawiający za pomocą książek sam potrzebuje uleczenia. Tak zapowiada się początek lektury. Bardzo lubię książki o metamorfozach duszy, o przełamywaniu wewnętrznych ograniczeń i pokonywaniu życiowego impasu, jednak dla mnie ważna jest prawda psychologiczna. A tej – mimo żywej akcji, zaskakujących rozwiązań fabularnych, wątku romansowego, motywu podróży, tej dosłownej i tej metaforycznej, duchowej – brakowało w powieści. Natłok rozmaitych konwencji zastosowanych w utworze – romans, powieść drogi, powieść sentymentalna, powieść z kluczem, powieść filozoficzna itd. – negatywnie odbił się na konstrukcji książki. Zabrakło w niej „błogosławionej prostoty”. Czytelnik zmaga się z wrażeniem, że w powieści jest wszystkiego za dużo. Zamiast „kropki nad i” lepszym rozwiązaniem są niedopowiedzenia, gra z czytelnikiem, szczypta niejednoznaczności okraszona garścią niuansów, pozostawienie przestrzeni dla wyobraźni czytelnika. Żeby nie pogrążać się w zbytnim krytycyzmie i zadośćuczynić oczekiwaniom zwolenników „Lawendowego pokoju”, warto przywołać atuty książki, których będą bronić moi antagoniści. Czym może sobie zaskarbić uznanie czytelników autorka powieści? Chociażby tym, że jej bohater, właściciel Apteki Literackiej, księgarz i lekarz dusz pan Perdu, mógłby zapisać im „Lawendowy pokój” jako receptę na bezbarwną codzienność, zatracenie się w rutynie – a jak mawiał Gabriel García Márquez, „rutyna jest jak rdza”… A zatem jeśli brakuje wam impulsu do zmiany, motywacji do wyrwania się z kolein przewidywalności i monotonii życia, jeśli paraliżuje was strach przed zmianą, przed opuszczeniem dobrze znanej, ale nudnej i martwej strefy komfortu, jeśli boicie się życia toczącego się za progiem oswojonej i uporządkowanej, niezmiennej i powtarzalnej egzystencji wtłoczonej w ramy rutyny – sięgnijcie p
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
01-08-2014 o godz 09:38 przez: KarolinaBaaran
Mam książki na zły humor. I na dobry też. Na smutki. Na zwiedzone nadzieje. Na tęsknotę za dzieciństwem. Na nostalgię i na poczucie bycia niezrozumianym. Niektóre powieści czytam, tęskniąc za innym życiem, a jeszcze inne, gdy stracę przyjaciela. Pewne powieści przypominają mi o dawnej miłości – dawno już straconej, ale gdy je czytam to wracam do ówczesnego szczęścia, które dzieliliśmy. Może dlatego tak idealnie wpasowałam się w nastrój „Lawendowego pokoju” i dałam się oczarować każdym jego aspektem. Już wiem, z którym usposobieniem on rezonuje – z tęsknotą za kimś, kto nas rozumie i bezwarunkowo akceptuje. Gdy będę odczuwać taką melancholię, to sięgnę po książkę pani Niny George i ona niczym najskuteczniejsze lekarstwo sobie z tym poradzi.

„Poznajesz swojego męża naprawdę dopiero, gdy cię zostawi.”

Dawno książka mnie tak nie zachwyciła. Nie tylko warsztatem i innymi bredniami, ale przede wszystkim tym, że pojęła i zaprezentowała najgłębszy aspekt mnie samej. Tak po prostu i dogłębnie. Rozumienie tego, dlaczego czytam i dlaczego nigdy nie przestanę.

„Głupi mężczyzna to ruina każdej kobiety.”

Głównym bohaterem „Lawendowego pokoju” jest Jean Perdu. Trudno znaleźć na świecie bardziej rozkochanego w książkach księgarza. Na barce imieniem Lulu prowadzi księgarnię o nazwie „Apteka literacka”. Oprócz tego, że ta nazwa brzmi zgrabnie i zachęcająco, to jest w niej głębszy sens, gdyż protagonista zapisuje powieści jak medykamenty. Podobnie jak ja powyżej, on dostosowuje literaturę do nastroju, jednocześnie lecząc zadawnione rany. Sprawnie rozpoznaje rozterki i krzywdy, jakie czytelnik nosi w sercu. Niestety nie potrafi uzdrowić sam siebie. Cierpi od ponad dwudziestu lat, gdy to pewnej nocy ukochana kobieta porzuciła go na zawsze. Wszystko się zmienia, gdy do mieszkania obok wprowadza się nowa lokatorka, która zmusi Jeana do zmierzenia się z przeszłością.

„Ciekawe jak to jest tak intensywnie odczuwać emocje i pomimo to przeżyć.”

Gdy książka jest zachwycająca to brak mi słów. Nie potrafię mówić o tak poruszającym pięknie. Mam wrażenie, że każde słowo deprecjonuje je, umniejsza, sprawia, że karłowacieje i niszczeje. Najchętniej milczałabym, bo tylko niczym niezmącona cisza może być równie piękna jak „Lawendowy pokój”. Nastrój tej powieści jest melancholijny, odczuwałam upływ lat i mijanie życia godzina za godziną i to było wzruszające, ale nie raniło. To ma szczególną wartość dla takich czytelników jak ja, którzy całe swoje życie i emocje poświęcają na ołtarzu literackim. Nina George rozumie takie osoby i daje im chwilę czytelniczego wytchnienia. Ofiarowała mi książkę, która nie sprawia, że jestem wyczerpana od paroksyzmów emocji. W tej powieści jest tęsknota, smutek za utraconą miłością, ponura wiedza, że zmarnowaliśmy swój najlepszy czas. To taki rodzaj żalu, który nie rani, nie krzywdzi, ale zmusza do zastanowienia.


Może i językowo nie jest doskonale. Może i pisarka chwilami się zagalopowuje i brzmi jak Coelho. Może i używa brzydkich słów, jak np.: „hejter”. Ale tak naprawdę nie ma to znaczenia. Ta historia oszałamia swoją urodą. To piękna powieść drogi, podczas której, każdy jej uczestnik odnajduje to, czego naprawdę pragnie jego serce. W każdym z podróżujących dokonuje się swoista przemiana, która pozwala się rozstać. Bo pozwolić czemuś odejść – czy istnieje lepsza cecha?

„Kto wie, Jean, może ty i ja pochodzimy z pyłu tej samej gwiazdy i rozpoznaliśmy się po jej świetle.”

Która miłość ma większą „wartość”? Która daje więcej szczęścia? Taka w której zakochani patrzą na siebie i widzą swoje lustrzane odbicia, czy taka w której oboje patrzą w tę samą stronę? Przed takim dylematem zostaje postawiona jedna z bohaterek. Postacie są genialne. To żywe osoby, które pragnęłabym spotkać tuż za rogiem, obok, chciałabym by istnieli naprawdę. Są tacy rzeczywiści, tak doskonale rozumiałam ich rozterki...

„Czy to poczucie przemijania tak mnie przeraża, że chcę zaznać w życiu wszystkiego, tak na wszelki wypadek, gdyby następnego dnia miał mnie trafić szlag.”

Polecam czytać z kotem u boku, tak by mógł dawać pocieszenie. I z lawendowymi kadzidełkami, by przenieść się na moment do Prowansji i wczuć się w klimat francuskiego południa, tak kompletnie odmiennego od zblazowanego Paryża. Nina George wszystko to perfekcyjnie oddała, tworząc również książkę na temat Francji, francuzów, ich kultury i pięknych krajobrazów. Polecam osobom, które kochają. I tym które odchodzą, bo myślą, że tak jest lepiej.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
09-09-2014 o godz 21:07 przez: Lucyna Tomoń
Dawno temu przeczytałam, że dobra książka to taka, po której czytelnik nabiera ochoty na stworzenie czegoś własnego, książka, której styl tak bardzo w nas zostaje, że przesiąknięci nim zaczynamy tworzyć. Stwierdzenie to towarzyszy mi od lat i w zupełności się z nim zgadzam, bo najczęściej w swoje własne próby literackie pcha nas ktoś inny, ktoś, kto w sztuce pisania jest naprawdę dobry. "Lawendowy pokój" jest pierwszą od dawna powieścią, o ile nie pierwszą w ogóle, po przeczytaniu której nie potrafię wydobyć z siebie konkretnych słów. Nina George zmusiła mnie do przemyśleń tak głębokich, że zupełnie pochłonęły mnie własne myśli.
Paryż, Sekwana. Na wodze kołysze się barka. Apteka Literacka. La Pharmacie Litteraire. W środku samotny mężczyzna, który nie sprzedaje czytelnikom książek po które przyszli, ale sam wybiera to, co jemu wydaje się odpowiednie. W swoich zbiorach ma lektury na złamane serce, na jesienną chandrę, na złość, radość i jest tylko jedna osoba, której nie potrafi wyleczyć literaturą. On sam. Dwadzieścia lat wcześniej spotkał wspaniałą kobietę, jedyną i nieszczęśliwą miłość swojego życia, właścicielkę tytułowego lawendowego pokoju, Manon. Wydaje mi się, że nawet imię nie jest tutaj przypadkowe, wieki temu istniała już bowiem w literaturze kobieta o tym imieniu, Manon Lesaut. Pojawiła się ona w "Historii kawalera des Grieux i Manon Lesaut", powieści przełomowej, opowiadającej bowiem przede wszystkim o namiętności. Namiętność była podstawą poniekąd zakazanego związku Manon i głównego bohatera, Jeana Perdu (tutaj również nazwisko nie jest przypadkowe, Perdu od francuskiego czasownika perdre-zgubiony). Związku, który niespodziewanie zakończył się przed laty i zupełnie zrujnował życie głównego bohatera, który nie potrafi pogodzić się z odejściem ukochanej. Jean szerokim łukiem omija lawendowy pokój, aż któregoś dnia, przypadkiem odnajduje w nim zapomniany list. List od Manon, którego przez dwadzieścia lat nie miał odwagi otworzyć, a który to rzuci zupełnie nowe światło na całą historię i pchnie Jeana do porzucenia dotychczasowego życia i podróży przez prawie całą Francję.
Historia nieszczęśliwej miłości gra tu pierwszoplanową rolę, autorka pozostawia jednak miejsce na innych, równie charyzmatycznych i interesujących bohaterów, takich jak chociażby Max, który w ostatniej chwili wskakuje na barkę pana Perdu by razem z nim wyruszyć w podróż. Podróż smakowitą i pachnącą. Autorce udaje się bowiem przy niewielkiej ilości słów idealnie przekazać czytelnikowi wspaniałe uroki francuskiej prowincji, doskonale oddaje panujący tam klimat, zupełnie przy tym nie zapętlając się w zbędne opisy.
Moje serce Nina George podbiła kategoryzacją czytelników (nie rozwijam! Należy zajrzeć do książki;)), Francją piękną, chociaż nie doskonałą, czyli taką, jaką znam ją ja, połączeniem zagubionych ludzi i ciągot do morza, ale również wielowątkowością i zupełną nieprzewidywalnością. W tej książce wszystko jest bowiem możliwe. Autorka w idealny, chytry sposób wdziera się głęboko w nasze emocje. Nie uniknie tego żaden, nawet najbardziej obojętny czytelnik. Pani George działa w sposób przemyślany i sprytny.
"Lawendowy pokój" poleciłabym zarówno kobietom jak i mężczyznom. Wszystkim tym, którzy posiadają namiastkę wrażliwości, a jeszcze bardziej tym, którzy wrażliwość próbują w sobie odnaleźć. Lektura konieczna jesienią. Daje nadzieje na nowy początek, pokazuje, że w końcu zawsze przychodzi wiosna. Nawet jeśli sytuacja jest beznadziejna, prędzej czy później znajdzie się rozwiązanie. Rozwiązanie, którego poszukiwania należy zacząć od samego siebie.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
22-12-2014 o godz 18:46 przez: Stray
Jean Perdu, właściciel Apteki Literackiej, potrafi coś niezwykłego - jest w stanie zajrzeć w głąb twojej duszy, czytelniku, i podarować ci książkę, która odmieni twoje życie. Mimo to sam jest nieszczęśliwy od chwili, kiedy opuściła go ukochana kobieta. Dopiero po ponad dwudziestu latach odważa się przeczytać pozostawiony przez nią list.

Niektóre książki, mimo iż nie są specjalnie obszerne, czyta się bardzo długo. Mają w sobie coś takiego, co sprawia, że nie można przebrnąć przez nie w jeden wieczór, jeden dzień, jeden tydzień... Lawendowy pokój należy do grona tego typu powieści. W dodatku mam do co niego bardzo mieszane uczucia i ciężko będzie mi sklecić tutaj coś sensownego.

Książki traktujące o życiu i człowieku, mające poruszyć coś w czytelniku, nie są dla mnie. Od razu myślę wtedy o Alchemiku, który był, moim zdaniem, zupełnie bezwartościową lekturą. Nie miałam pojęcia, o czym jest Lawendowy pokój do momentu, kiedy się za niego zabrałam. Wierzcie mi, wcale nie uśmiechało mi się czytać powieść tego typu. Byłam pewna, że te kilka godzin stanie się prawdziwą męczarnią. A jednak nie było tak źle. W gruncie rzeczy to nawet bardzo miło spędziłam czas.

Bardzo dużym atutem tej książki jest niesamowity klimat. Na początku byłam pewna, że wydarzenia mają miejsce co najmniej kilkadziesiąt lat temu (co oczywiście okazało się jedną wielką bzdurą). A jednak do samego końca nie mogłam się uwolnić od podobnych myśli i uparcie trzymałam się swojej wersji. Po prostu bardziej mi to pasowało do głównego bohatera - zupełnie jakby czas zatrzymał się, kiedy ukochana opuściła Jeana. Coś niezwykłego.

Akcja książki jest jedyna w swoim rodzaju i mimo że była trochę dziwna, całkiem mi się podobała. Może i jestem heretyczką, biorąc pod uwagę całokształt tej powieści, ale najmniej przypadły mi do gustu fragmenty z pamiętnika Manon. Nudziły mnie okropnie i za każdym razem cieszyłam się, kiedy kończył się poświęcony jej rozdział. Główny bohater - Jean Perdu - momentami bywał dość irytujący, ale mimo to uważam, że był w porządku. Zresztą to samo mogłabym powiedzieć o całej reszcie postaci, które stanowiły bardzo ważny element tej historii.

Książki pokroju Lawendowego pokoju, jak już wspomniałam wyżej, powinny wywoływać w czytelniku chęć zastanowienia się nad pewnymi sprawami. Jednak nie w moim przypadku - lektura nie wzbudziła u mnie absolutnie żadnych refleksji. Skończyłam dzisiaj Wybacz mi, Leonardzie i tutaj sprawa ma się zupełnie inaczej. O książce Quicka myślę naprawdę sporo. Wynika z tego, że powieść Niny George nie trafiła do mnie tak jak powinna. Ale wcale mnie to nie smuci i w żadnym wypadku nie uważam tego za wadę.

Pamiętacie moje prawo genialności*? Cóż... Lawendowy pokój zatrząsł nim w posadach. Nie wiem, czy to jedyna książka, która z czasem bardziej mi się podoba, ale na obecną chwilę żadna inna nie przychodzi mi do głowy. Jestem pod wrażeniem.

Powieść autorstwa Niny George zdecydowanie nie jest dla każdego. Jeśli nie lubisz refleksyjnych książek, nie bierz jej do ręki, bo ogromnie się rozczarujesz. Jeśli jednak taka literatura jest ci niestraszna, ta pozycja będzie idealna na kilka zimowych wieczorów spędzonych pod kocem i z kubkiem herbaty w ręku.

„Kochać to czasownik, określa czynność... zatem trzeba ją wykonać.
Mniej gadać, więcej robić. Nieprawdaż?”

*Prawo genialności: „Poziom genialności książki jest odwrotnie proporcjonalny do upływu czasu po skończeniu lektury”.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 1
3/5
10-04-2016 o godz 12:12 przez: Natalia Łucja
Jako typowy wzrokowiec, a do tego zakochany w pięknych krajobrazach, nie mogłam przejść obojętnie obok tej książki podczas szperania w Empiku. Bardzo lubię wydawnictwo Otwarte właśnie za świetną jakość wydawanych książek – to istne perełki, te wpadające w oko okładki, dopasowane kolory, czytelna czcionka :) Piękna okładka przyciągnęła mój wzrok, ale blurb mówiący o mężczyźnie sprzedającym książki jak lekarstwa nie pozwolił mi jej odłożyć. Ten pomysł wydał mi się fantastyczny, sama z chęcią odwiedziłabym taką literacką aptekę.

„Czasami pływamy w nieprzelanych łzach i możemy utonąć, jeśli je w sobie zatrzymamy”

Jean Perdu prowadzi swoją Aptekę Literacką, pomagając ludziom uleczyć swoje smutki i dolegliwości. Sam jednak nie potrafi poradzić sobie z tym, że lata temu zostawiła go ukochana kobieta. W starym stole odnajduje list od niej, który zmienia jego życie. Razem ze swoim przyjacielem, młodym pisarzem Maxem, wypływa w podróż, aby uzyskać odpowiedzi na dręczące go pytania.

Pierwsze pięćdziesiąt, a nawet siedemdziesiąt stron było dość przeciętne, nie zachwyciło mnie ani nie wciągnęło bez reszty. Dopiero gdy opuściliśmy paryską kamienicę i przesiedliśmy się na statek, coś drgnęło, pomimo że niekiedy naprawdę była nużąca. Byłam naprawdę zaciekawiona tym co zaraz się wydarzy, ale zdecydowanie to zakończenie jest najlepszym elementem tej książki. Właściwie mogłaby być dużo krótsza, mniej upakowana nieco sztucznymi dialogami i to by wpłynęło zdecydowanie na plus. Autorka przesadziła trochę z liryzmem i patosem, wsadziła swoim bohaterom mnóstwo mądrych myśli, z którymi czasami nie do końca się zgadzałam. Pani George pisze bardzo dobrze, ma lekkie pióro i nie można odmówić jej umiejętności. O wiele lepiej idzie jej jednak kreowanie postaci – zabawnych, z charakterem i z wadami – niż budowanie fabuły.

„Z książką w ręce po prostu lepiej mi się oddycha.”

Przykro mi, że nie jest to książka dla mnie, trochę rozczarowałam się po przeczytaniu tak wielu pozytywnych recenzji. Lubię, gdy autor stawia na prostotę i naturalność, a pani George zwyczajnie przedobrzyła przez co jej powieść stała się bez polotu i w gruncie rzeczy całkiem przeciętna. Zamierzam jednak dać jej drugą szansę i przeczytam „Księżyc nad Bretanią”.

[http://withcoffeeandbooks.blogspot.nl/2016/03/lawendowy-pokoj-nina-george.html]
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
30-01-2017 o godz 08:46 przez: Bookendorfina Izabela Pycio
"W naszych snach zmarli żyją nadal. Sny są jak obrotowy pomost pomiędzy wszystkimi światami, pomiędzy czasem i przestrzenią." Nina George stworzyła bardzo klimatyczną powieść, przyjemną, ciepłą, wypełnioną wiarą i nadzieją, ale również skłaniającą do refleksji na temat przemijania, odchodzenia, radzenia sobie z utratą bliskiej osoby. Najlepszym balsamem na bolesne rany duszy okazuje się miłość, wyznaczająca sens życia, przynosząca ukojenie, wyzwalająca spełnienie. Jednak, aby ją dostrzec i poczuć, trzeba wpierw uporać się ze zdruzgotanymi marzeniami, zawiedzionymi oczekiwaniami, ponurymi cieniami przeszłości. Nie jest to łatwe, tym bardziej jeśli, tak jak główny bohater powieści, przez ponad dwadzieścia lat pielęgnuje się w sobie rozpacz, smutek i gorycz. I choć Jeanno Perdu leczy życiowe zawiedzenia innych ludzi, oferując książki z pływającej paryskiej Apteki Literackiej, to jednak nie potrafi pomóc samemu sobie. Przypadkowe zbiegi okoliczności doprowadzają go do zapomnianego listu sprzed dwóch dekad. Zawarta w nim treść wywołuje niedowierzanie, udrękę i cierpienie. Pięćdziesięcioletni księgarz pod wpływem impulsu podejmuje zaskakująca dla siebie decyzję wyruszenia w podróż mającą odmienić jego życie, wyrwać z nudnej rutyny, nadać nowy sens, złagodzić wyrzuty sumienia, nauczyć wybaczać. Towarzyszy mu młody pisarz Maximilian Jordan, przytłoczony nagłą sławą po wydaniu debiutanckiej powieści, niepotrafiący znaleźć weny do stworzenia nowej. Podczas wędrówki docierają do pięknych miejsc, poznają interesujących ludzi, przeżywają intrygujące przygody, odkrywają skrywane głęboko w sercach tajemnice, ale również określają własną tożsamość. Dokąd zaprowadzi ich przeznaczenie? Jakie niespodzianki przygotuje dla nich los? Czy znajdą upragnione szczęście i wewnętrzny spokój? Autorka nastrojowo prowadzi czytelnika w głąb zawiłości ludzkich dusz, różnobarwnych emocji, ukrytych talentów i sentymentalnych retrospekcji. Lekka, wdzięczna i przyjemna propozycja czytelnicza. Aczkolwiek w drugiej części brakowało mi natchnienia i polotu z początku powieści, jakby gdzieś po drodze, wśród lawendowych obrazów, rozmył się ciekawy pomysł na fabułę, bazujący na czymś więcej niż tylko obyczajowe wątki. bookendorfina.pl
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
3/5
25-01-2017 o godz 18:28 przez: dobra.ksiazka
Jean Perdu prowadzi wyjątkową księgarnie o nazwie Apteka Literacka. Mężczyzna analizuje swoich klientów, a niezwykła intuicja i trafne obserwacje pozwalają mu sprzedawać odpowiednie dla nich książki. Zadaniem konkretnych powieści jest uśmierzanie bólu i pomoc w rozwiązaniu konkretnych problemów. Pomimo tych umiejętności Jean nie potrafi uporać się ze swoim złamanym sercem. Od dwudziestu lat cierpi, gdyż opuściła go jedyna kobieta, którą kochał. Został mu po niej list, którego przez tyle czasu nie miał odwagi otworzyć. Wskutek pewnych okoliczności bohater poznaje jego zawartość i wszystko się zmienia. Jego świat staje do góry nogami i postanawia wyruszyć w podróż by znaleźć odpowiedzi na dręczące go pytania i nauczyć się żyć z poznaną prawdą. "Lawendowy pokój" to kolejna powieść Niny George, z którą przyszło mi się zmierzyć. O ile "Księga snów" wywarła na mnie duże wrażenia, tak ta pozycja wywołała lekkie rozczarowanie. Z jednej strony temat wydał mi się oklepany, mężczyzna cierpiący z powodu nieszczęśliwej miłości, poszukujący sensu w życiu, a z drugiej sposób przedstawienia był ujmujący. Szkoda, że nie udało mi się zżyć z bohaterami, nie pałałam do nich niechęcią, czułam raczej obojętność. Ich losy powinny mnie wzruszyć, lecz niestety tak się nie stało. Plusem w ich kreacji jest to, że nie są banalni, schematyczni, ale różnorodni i w większości sympatyczni. Piękna okładka może sugerować, że dostaniemy lekką historię, którą możemy się delektować. Pisarka poruszyła tu natomiast problemy natury ludzkiej i przedstawiła je w poważny i melancholijny sposób. Podczas czytania czułam nostalgię, udało mi się dostrzec mądrość, jaką przekazuje nam Nina George, lecz nie byłam poruszona tak, jak inni czytelnicy. Fabuła została poprowadzona w sposób przemyślany, aczkolwiek nie uświadczymy tu nieoczekiwanych zwrotów akcji. Tak jak poprzednim razem jestem zachwycona stylem autorki, który jest plastyczny i klimatyczny. "Lawendowy pokój" to powieść, która niestety niezbyt przypadła mi do gustu. Rozumiem jej istotę i to, jakie prawdy zostały przekazane, lecz spodziewałam się po niej dużo więcej. Nie zmienia to faktu, że nadal jestem oczarowana twórczością Niny George i zachęcam do sięgania po jej książki.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
17-01-2017 o godz 10:20 przez: Beata Igielska
„Lawendowy pokój” Niny George to powieść doskonale nadająca się na poprawienie nastroju i relaksującą lekturę. To również gratka dla moli książkowych, gdyż książki stają się tu równoprawnymi bohaterami i ogrywają rolę nie mniejszą niż ludzie.

Akcja wciąga od pierwszych stron – któż nie uległby czarowi francuskiej „Apteki Literackiej” prowadzonej przez Jeana Perdu, księgarza z misją, bez reszty oddanemu pracy i kryjącemu głęboko w sercu jakąś tajemnicę. Stopniowe poznawanie tego sekretu jest równie interesujące jak śledzenie bieżących wydarzeń z życia mężczyzny, który potrafi godzinami rozprawiać o literaturze i ulubionych książkach. Wybiera je starannie dla swoich klientów i dla siebie, wierząc, że lektura odpowiednich tytułów może uleczyć duszę, pomóc się wypłakać, przejść przez rodzinne dramaty i oddalić się od codziennych problemów.
Bardzo spodobały mi się fragmenty, w których pan Perdu analizuje i porównuje przeczytane powieści i opowiadania. Mówi o nich z wdziękiem, raz z powagą, raz z humorem, ze znajomością tematu i wielką miłością. Taki stosunek do literatury może zrozumieć tylko ktoś, kto sam jest molem książkowym i nie wyobraża sobie życia bez książek.

Fabułę urozmaicają różne plany czasowe. Obok bieżącej akcji poznajemy wydarzenia sprzed lat, które sprawiły, że księgarz bardzo się zmienił i zdecydował na samotność. Te retrospekcje pokazane są z dwóch różnych perspektyw – narratora wszechwiedzącego oraz z zapisków ukochanej Jeana. Dzięki temu mamy okazję porównać różne punkty widzenia bohaterów na te same kwestie oraz poznać dramatyczne zdarzenia sprzed lat.

Całość napisana jest lekko, ale z wdziękiem, więc trudno nie poddać się swoistej magii „Lawendowego pokoju”. Czasem aż chciałoby się chociaż na chwilę trafić do księgarni na barce, pobuszować w książkach oferowanych przez pana Perdu i uciąć sobie z nim pogawędkę o ulubionych lekturach.
BEATA IGIELSKA
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
14-11-2023 o godz 19:38 przez: mucha_w_ksiazkach
Lubisz dostawać listy? W swojej księgarni – o wiele mówiącej nazwie "Apteka Literacka" – Jean Perdu sprzedaje książki tak jak farmaceuta medykamenty. Umiejętnie rozpoznaje, co ktoś nosi w sercu, i proponuje odpowiednią fabułę na konkretny problem. Nie potrafi jednak uleczyć własnego cierpienia, które zaczęło się pewnej nocy wiele lat temu, kiedy odeszła od niego ukochana kobieta. Wszystko się zmienia, gdy Jean w końcu otwiera pozostawiony przez nią list. Wcześniej nie miał odwagi go przeczytać. Pokój pełen wspomnień i wielka podróż z Paryża na dalekie południe rzeką Sekwaną. Na barce, na której znajduje się księgarnia. Ta historia to wielki kalejdoskop uczuć. Możecie spodziewać się po tej książce wszystkiego tylko nie romansu. To nie on jest najważniejszy. Z każdym kolejnym kilometrem podróży fabuła się rozwija i niesamowicie wciąga. Głównym czynnikiem tego są bardzo realistyczni bohaterowie. Nie ma tu powielania schematów. Niejednokrotnie złapałam się na tym, że nie mogłam przewidzieć zachowania bohaterów. Każdy z nich ma jakąś swoją tajemnicę. Nie umiem w pełni obiektywnie ocenić „Lawendowego pokoju”. Dla mnie jest jak balsam na duszę. Tak pięknej historii, pełnej takiej zwykłej codziennej mądrości po prostu nie ma.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
23-08-2014 o godz 00:00 przez: Kokori | Empik recenzuje
Super historia i super książka, a do tego napisana pięknym i eleganckim językiem. Można się nią delektować bez końca. Ponadto opowiada o najwspanialszym uczuciu, czyli o miłości, ale nie tylko w aspekcie damsko-męskim, ale również o miłości do książek... Czytając "Lawendowy pokój", przeniosłam się w inny świat, gdzie czas wolniej płynie... Podczas lektury dużo rozmyślałam na rozmaite tematy, o miłości, o życiu, o śmierci...i nie raz się wzruszyłam. Polecam każdej kobiecie ale nie tylko.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
03-09-2014 o godz 00:00 przez: Finareta | Empik recenzuje
Lawendowy pokój to książka o różnych obliczach miłości spełnionej i utraconej. Główny bohater niczym znachor czy dobry medyk potrafi dobrać książkę do człowieka, który odwiedza jego księgarnię. Sam jednak nie potrafi poradzić sobie ze swoją miłością, uciekając w świat książek. Lawendowy pokój czaruje coraz bardziej z każdą stronę. To kilka opowieści w jednej powieści z jednym wyraźnym wątkiem głownym.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
01-08-2014 o godz 00:00 przez: Lejzi
Fajna i ciekawa książka – bardzo ale to bardzo cieszę się, że ją kupiłam. Okładka zupełnie na pasuje do treści – sugeruje, że na jakiś mdły romans, natomiast fabuła książki, jest tak zachwycająca, że aż dech w piersi zapiera. Dawno nie czytałam książki, która by nie zachwyciła, poprawiła humor i skłoniła do refleksji. Zachęcam do przeczytania.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
Więcej recenzji