Kuzyneczki (okładka  miękka, 11.2013)

Każdy sprzedawca w empik.com jest przedsiębiorcą. Wszystkie obowiązki związane z umową sprzedaży ciążą na sprzedawcy.

Potrzebujesz pomocy w zamówieniu?

Zadzwoń

Produkt niedostępny

Dodaj do listy Moja biblioteka

Masz już ten produkt? Dodaj go do Biblioteki i podziel się jej zawartością ze znajomymi.

Może Cię zainteresować

Podobno najlepszym wyjściem dla kobiety jest wyjście za mąż. Ale czy na pewno? Żenia, Joasia, Renata, Marcela żyją w każdym mieście. Były i są wśród nas: zakochane, rozczarowane, zmęczone. Czasem kupują przed nami jabłka, czasem stoją obok w tramwaju. Może rozpoznamy je w sobie?

Akcja „Kuzyneczek” zaczyna się po drugiej wojnie światowej, przetacza się przez lata sytego i niesytego PRL-u i trwa do współczesności. To opowieść o kobietach i kobiecości. Autorka opisuje ich losy, rozpięte –  jak na krzyżu – na współrzędnych czasów, w jakich przyszło im żyć, i rodzin, które dostały w spadku. Opowieść toczy się nieśpiesznie, pejzaż za oknami zmienia się i tyko one: kobiety, żony, matki, babcie, siostry, kuzyneczki – pozostają zawsze takie same.


Powyższy opis pochodzi od wydawcy.

ID produktu: 1085157304
Tytuł: Kuzyneczki
Autor: Rudzka Teresa Monika
Wydawnictwo: Wydawnictwo 2 Piętro
Język wydania: polski
Język oryginału: polski
Liczba stron: 272
Numer wydania: I
Data premiery: 2013-11-27
Rok wydania: 2013
Forma: książka
Indeks: 13995232
średnia 3,9
5
2
4
4
3
1
2
1
1
0
Oceń:
Dodając recenzję produktu, akceptujesz nasz Regulamin.
6 recenzji
Kolejność wyświetlania:
Od najbardziej wartościowych
Od najbardziej wartościowych
Od najnowszych
Od najstarszych
Od najpopularniejszych
Od najwyższej oceny
Od najniższej oceny
4/5
25-09-2014 o godz 17:19 przez: Ewa Henry
Po przeczytaniu "Kuzyneczek" odczuwam zdecydowany brak. Brak kuzyneczek! Miałam całą watahę kuzynów, Wojtka, Zbyszka, Pawła. Miałam starszego brata i jego kumpli, i ich kumpli. Pamiętam takie opowiadanie o kocie, który dorastał wśród psów aż zaczął myśleć, że jest psem. Kuzynki urodziły mi się kiedy juz całkiem nieźle umiałam szczekać. Kolejne 40 lat zajęła mi dekonstrukcja nabytej tożsamości. Z kuzynką Anką przegadałyśmy całą noc dopiero po dzieciach i po przejsciach.

Tak więc, w mojej życiowej książce skarg i zażaleń jednen z punktów to: Zdecydowanie każda kobieta powinna mieć kuzyneczkę, a najlepiej kilka. Dla konfrontacji na kuchennych taboretach, przy kawie lub herbacie, w duralexie lub czymś bardziej szlachetnym w systemie wartości Reni Radzkiej.

Opowieści taboretowe włożone w powieść przez Monikę Teresę Rudzką stają się świetnym portretem psychologicznym całych pokoleń kobiet. Pierwsze poznajemy za Niemca, kolejne “za komuny” aż po te wyrosłe po Okrągłym Stole.

W powieści Moniki Rudzkiej dobro nie zostaje wynagrodzone zło nie zostaje ukarane. Jedno jest pewne - i mamy to na piśmie - poczucie winy jest najsilniejszą siłą napędową w życiu kobiety. Do końca nie wiadomo czy ciężkie życie wielu rozgałęzień i doklejeń żeńskiej linii rodziny Radzkich jest winą ich mężczyzn czy raczej są one ofiarami ról narzuconych przez własne matki sprytnie manipulujące córkami, już to szantażem emocjonalnym, a już to okrutnym rozdzielnikiem matczynych uczuć. Aśka, samotna jedynaczka nie ma wsparcia w coraz to boleśniej przegranej w grę zwaną codzienność z Żenią. Renata, przegrywa w walce o uczucia z młodszą siostrą Marcelą. Oznaki buntu są tłumione, czasem wrzaskiem i rzucanymi talerzami a czasem jękliwym, “to ja dla was flaki sobie wypruwam….”. Nie ma jak wygrać z flakami własnej matki nawiniętymi na patyk i powiewającymi jak sztandar.

Moją pasją jest wyłuskiwanie spomiędzy wersów, czytanie brakującego.

Czego brakuje w Kuzyneczkach? Brakuje mężczyzn. Takich, jakimi powinni być. Mężczyżni u Rudzkiej są jacyś nie tego, albo poszli na wódkę, albo do tej drugiej, albo ich zwyczajnie nie ma. Kobiety żyją w swoim hermetycznym świecie oddzielone od świata męskiego czymś tak niepenetrowalnym jak gazeta przykrywająca drzemiącego na kanapie męża.

Widać jakąś nieprzenikalność tych światów, niby związane z tymi facetami na życie i śmierć i kredyty mieszkaniowe (co na jedno wychodzi), a jednak w “Kuzyneczkach” światy kobiet funkcjonują niezależnie od "półświatków" mężczyzn.

Mężczyżni, według pokolenia Żeni, Rysi, ale też Aśki, Marceli i Renaty są ważni mają dać kobiecie status. Ale to one utrzymują dom, dobre samopoczucie i często brzydkie nawyki mężów. One załatwiają pracę, połówkę świniaka, wyjazd za granicę.

Jeden Tymek, mąż Asi ratuje odrobinę gatunek ale też, zamiast huknąć na despotyczną teściową to mruczy pod nosem, szasta nóżką, przynosi kwiaty, sam trochę jak przerośnięte dziecko, wraz z Aśką chowa się przed humorami rzucającej talerzami Pani na Trzech Pokojach z Kuchnią. A do tego na koniec umiera sobie i zostawia Aśkę na pastwę Żeni., Julek to pijak ograbiający rodzinę i Toluś na dzisiejsze standardy to pedofil. Antek Szczerbak to… Antek Szczerbak.

Czy te kobiety są ofiarami, czy sprawnymi instrumentariuszkami w sali operacyjnej zwanej życiem?

Mój feministyczny scyzoryk otwiera się do walki na noże z Antkiem Szczerbakiem, rozcinającym majtki świeżo poślubionej panny młodej by złożyć się pokornie przy scenie miłosnej na fortepianowym stołku. Najwyraźniej Żenia nie została tak straumatyzowana przez ponad dwukrotnie starszego męża by zatracić ochotę na radosne piano forte z kochankiem kilka lat później.

Córki Asi i Renaty, Gizela i Nastia to chyba pierwsze pokolenie wolne od poczucia winy. Czyżby ten szalony kołowrotek oskarżeń, zarzutów, wypruwanych żył i flaków i rąk urabianych do łokci skończył przemielać ofiary na tym pokoleniu? Giza i Anastazja dorastają otoczone miłością, dopieszczane przez babki. Nie podcina im się skrzydeł, dorastają silne, piękne z wiarą w swoje talenty. Odporne na straszne staruszki, pojękujące skatowanym głosem: zabijacie mnie i chwytające się ostatnim wysiłkiem za serce, po czym walące talerzami w ścianę.

Czytałam wczesniej krytyczne głosy wobec mnogości postaci i wydarzeń w “Kuzyneczkach”. Czy też narracji przechodzącej w dialogi, przeskoki czasowe. A mnie się to własnie podoba. Nie ma konkluzji, jak to w życiu. Jedyni, u których można liczyć na jakąś konsekwencję to umarli. Gajcowa przychodzi do swoich kotów z konsekwencją nieboszczyka.

Bohaterowie wpadają sobie w słowo, w życie, wyskakują ze śmietników i z zaświatów by przejść kilka chwil spokojnie i znów przeskoczyc dekadę lub dwie. Aśka i Renia nawigują w tej czasoprzestrzeni nieświadome, że już dawno zgubiły czytelniczkę głowiącą się po raz szósty, czy Rysia to siostra czy córka Danki. Jak w tych rozmowach przy kuchennym stole. I nie, żebym gloryfikowała miejsce kobiet w kuchni, ale w czasach przeludnionych M4,
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
26-09-2014 o godz 12:46 przez: awiola
"(...) Jakoś trzeba ciągnąć ten wózek i być przygotowanym na zmiany. Na tym polega życie (...)".

Powieści o dziejach wielopokoleniowych rodzin, najczęściej nazywane przez znawców sagami rodzinnymi, zachwycają czytelników swoim rozmachem. Z książką Teresy Moniki Rudzkiej mam pewien problem, to bowiem historia balansująca na pograniczu sagi rodzinnej i powieści o relacjach w rodzinie. Historia mocno realistyczna, rzekłabym życiowa aż do bólu.

Teresa Monika Rudzka to urodzona we Wrocławiu, a mieszkająca w Lublinie polska pisarka, która pracowała również jako bibliotekarka, agentka ubezpieczeniowa i sekretarka. Obecnie autorka realizuje swoją pasję dziennikarską, pisząc historie do różnych, babskich magazynów. W wolnym czasie przyjemność sprawia je lektura dobrej książki i obejrzenie interesującego filmu. Lubi koty. W 2010 r. zadebiutowała dobrze przyjętą powieścią "Bibliotekarki". "Kuzyneczki" to jej trzecia książka.

Ciężkie lata powojenne, cienie i blaski PRL-u, przewrót ustrojowy i lata współczesne – przez te wszystkie etapy przechodzą bohaterki książki Teresy Moniki Rudzkiej. Żenia – niespełniona artystka, jej córka Asia trwale przytłoczona silnym charakterem matki, Rysia – mało zaradna życiowo i jej dwie córki: Renia – posiadająca syndrom gorszego dziecka oraz Marcela – której ambicja doprowadziła do choroby umysłowej. Wspomnienia dwóch, tytułowych kuzyneczek wywołują kolejne wspomnienia, a czytelnicy obserwują przekrój przez życie kobiet. Kobiet takich jak my, jak ty i ja.

Motywem przewodnim powieści Teresy Moniki Rudzkiej jest rodzina. Rodzina przedstawiona w ujęciu różnych perspektyw, dla których częścią wspólną jest kobieta i jej rola w społeczeństwie. Autorka na przykładzie dwóch kuzynek i pozostałych bohaterek, ukazała pewną prawidłowość, otóż kobiety są nadal takie same i nie ma znaczenia w jakich realiach i ustrojach politycznych żyją. Kobiety od zawsze szukają szczęścia, miłości, realizują własne pasje, doświadczają rutyny życia i swoistego rozczarowania własnymi wyborami. To kobiety, które żyją obok nas. Na kartach "Kuzyneczek" z pewnością odnajdziecie siebie i historię waszych matek czy sióstr. A wszystko to okraszone nie dającym się niczemu zarzucić realizmem, który przenika aż do bólu, powodując często smutek i wielką nostalgię. Bohaterki zostały mocno zróżnicowane charakterologicznie, co wpływa na możliwość oceny ich postaw przez czytelników. Warto tutaj podkreślić, iż przekrój życia poszczególnych ciotek, babek, matek, sióstr i córek jest niezwykle rozpięty, od zakończenia II wojny światowej do czasów nam współczesnych. Z tego też względu można byłoby pokusić się o zakwalifikowanie powieści do specyficznego gatunku sagi rodzinnej, choć grubość książki z pewnością na to nie wskazuje.

"Kuzyneczki" to również szeroko wyeksponowane tło społeczno-obyczajowe, w którym największą część fabuły zajmują lata tak różnie odbieranego współcześnie socjalizmu. Autorka z wielką dbałością o szczegóły przedstawia codzienne życie, pełne absurdu i małych zwycięstw. Dla miłośników PRL-u ta przeważająca część fabularna książki, przedstawiająca ten właśnie okres, będzie na wagę złota, pełna ciekawostek i dobrze zachowanych realiów zwyczajności.

Styl pisania Teresy Moniki Rudzkiej nie jest łatwy i przyjemny w odbiorze. Początkowo trudno odnaleźć się w specyficznej konstrukcji powieści charakteryzującej się obszernością opisów i małą liczbą dialogów, dzięki czemu akcja powieści płynie bardzo wolno. Poza tym autorka miesza współczesność z przeszłością, wielokrotnie stosując retrospekcje. Interesującym zabiegiem są wprowadzane co jakiś czas dialogi pomiędzy Asią i Renią, które stanowią niejakie podsumowania. Początkowo również czytelnicy mogą pogubić się w zapamiętaniu stopni pokrewieństwa rodzin tytułowych kuzyneczek. Spora ilość bohaterów, jaką wprowadza autorka aż prosi się o załączenie do książki drzewa genealogicznego, zabiegu często stosowanego przy tego typu powieściach. Taki załącznik z pewnością ułatwiłby początkowe zamieszanie. Radzę więc przed lekturą wyposażyć się w kartkę i długopis, by zapisać sobie poszczególne stopnie pokrewieństwa, będzie wtedy po prostu łatwiej zagłębić się w przemyślaną treść powieści.

Teresa Monika Rudzka udowadnia, że kobieta najczęściej utożsamiana z filarem rodziny posiada przeróżne twarze. Muszę przyznać, że pomimo trudnego stylu autorki, jestem zachwycona jej piórem, gdyż podczas lektury książki wielokrotnie utożsamiałam fikcyjne bohaterki z przedstawicielkami własnej rodziny. I to chyba główna zaleta przemawiająca za poleceniem wam tej powieści obyczajowej, czy też sagi rodzinnej, poruszającej wiele strun naszej duszy. Jednym słowem polecam.

"Właściwie kto powiedział, że dobra literatura stoi Mannem i Proustem? To przecież jak jedzenie – są w nim i poważne pieczenie wieprzowe, i polędwica wołowa, są lekkie naleśniki, chłodnik, lody o różnych smakach. Nieważne co, ważne jak jest przyrządzone i to samo dotyczy książek".
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
25-09-2014 o godz 19:15 przez: maggie
Akcja powieści obejmuje okres siedemdziesięciu lat - od zakończenia II wojny światowej, poprzez lata PRL-u aż po współczesność. Przedstawia dzieje trzech pokoleń kobiet, których najstarszymi przedstawicielkami jest Żenia i Rysia. Obie panie dołączyły jako żony dwóch braci do rodziny Radzkich, stając się szwagierkami i mimo różnicy charakterów przyjaciółkami. Żenia – nauczycielka gry na fortepianie, niespełniona artystka, kobieta twardo stąpająca po ziemi, stanowcza, wręcz apodyktyczna i Rysia – spokojna, cicha, nieprzystosowana do życia, niezaradna. Co te dwie kobiety mogło połączyć? Oczywiście, tego się ode mnie nie dowiecie. To może Wam zdradzić tylko lektura tej świetnej powieści.
Na Żeni i Rysi nie kończy się plejada postaci polskich kobiet. Spotykamy tu również Aśkę, córkę Żeni – nieco zdziwaczałą, będącą pod olbrzymim wpływem matki i pozbawioną własnego zdania oraz dwie córki Rysi – Renię, tę „gorszą”, wiecznie strofowaną i mniej kochaną oraz Marcelę – rozkapryszoną, faworyzowaną i bardzo ambitną. Asia i Renia przyjaźnią się, podobnie jak ich matki i to one właśnie snują wspomnienia i opowiadają w trakcie „luźnej” rozmowy o losach swoich mocno sfeminizowanych rodzin. Nie zabrakło również kolejnego pokolenia – córek Asi i Reni w osobach Gizeli i Anastazji. Sporo tych kobiet… niejedna z Was pomyśli. Ano sporo… I jeszcze dodam, że to wcale nie wszystkie. Ale o innych, równie ciekawych i jakże podobnych do nas, przeczytajcie już same.
To co uderza w tej powieści od pierwszej strony, to niesamowity realizm. Realizm postaci, realizm tła historycznego i społeczno-obyczajowego, realizm dialogów. Teresa Monika Rudzka przedstawiła swoje bohaterki jako zwykłe, prawdziwe kobiety, w których każda z nas odnajdzie siebie, swoją koleżankę, swoją przyjaciółkę, matkę, babcię, siostrę, a nawet sąsiadkę, która codziennie wieczorem wychodzi dokarmiać dzikie koty mieszkające w okolicznych piwnicach. Każda z nas, ze swoimi wadami i przywarami, zaletami i upodobaniami, przyzwyczajeniami i słabościami, jest częścią tej sagi, a może raczej opowieści o relacjach rodzinnych. Opowieści prawdziwej, mocno osadzonej w realiach, głównie Polski socjalistycznej, ale również tej po zmianie ustrojowej. Niezwykła dbałość o szczegóły historyczne jest jej również niezaprzeczalną cechą. Pisarka przedstawia w sposób niezwykle interesujący realia życia „za komuny”, stosunki międzyludzkie w zakładach pracy, absurdy tak częste w poprzednim ustroju, ale również codzienne zmagania kobiet i ich małe, osobiste zwycięstwa. Okres PRL-u jest najlepiej wyeksponowany w powieści, dzięki czemu niejedna z nas może przeczytać o wielu ciekawostkach, o których do tej pory z racji chociażby wieku nie miała pojęcia. A trzeba przyznać autorce, że ma niezwykły dar obserwowania i opisywania zaobserwowanych zjawisk, ludzi, problemów. Rzadko kto tak prawdziwie potrafi napisać o szarości dnia powszedniego w socjalistycznej Polsce, o smutkach i problemach codzienności, ale również o małych radościach składających się na życie ówczesnych i teraźniejszych kobiet.
Ale „Kuzyneczki” to nie tylko tło historyczne i społeczno-obyczajowe, to przede wszystkim opowieść o kobietach, ich roli w rodzinie i społeczeństwie, ich pragnieniach i marzeniach, ich rozczarowaniach i pasjach. Autorka zmusza nas do refleksji i zastanowienia się, czy rola kobiety w społeczeństwie i małżeństwie na przestrzeni tych siedemdziesięciu lat zmieniła się, czy uległy zmianie ich marzenia, zachowanie i dążenie do szczęścia. Co tak naprawdę jest ważne dla kobiet, co daje im szczęście, o czym myślą, czy realizują swoje pasje i zainteresowania?
Teresa Monika Rudzka nie koloryzuje, nie idealizuje, tylko przedstawia gorzką prawdę o kobietach. Często bardzo smutną, pełną problemów, nieszczęść, chorób, które przecież mogą spotkać każdą z nas. Jednocześnie powieść nie jest pozbawiona humoru, ironii, dowcipu i sporej dawki optymizmu. Bo czyż nie jest optymistyczne to, że życie najmłodszego pokolenia kobiet jest weselsze i łatwiejsze – problemów nie brakuje, ale i nadziei na lepszą przyszłość również.
Czytając „Kuzyneczki” nie możemy pozwolić sobie na bujanie w obłokach. Tu za dużo się dzieje na każdej stronie, więc musimy wchłaniać ją powoli, uważnie, słowo po słowie, żeby nic nam z bogatych dziejów naszych bohaterek nie umknęło. Wtedy dopiero będziemy w stanie odczuć cały jej urok i jednocześnie zastanowić się nad własnym życiem i poszukać przedstawionych losów kobiet we własnej rodzinie. Czy je znajdziemy? Myślę, że tak… przecież historia każdej polskiej rodziny i polskiej kobiety jest bardzo zagmatwana i słodko-gorzka.
Polecam kobietom w każdym wieku. Polecam panom – może dzięki tej powieści poznają i zrozumieją nas lepiej, choć podobno nas nie trzeba rozumieć, wystarczy nas kochać….
Świetna, nietuzinkowa, zmuszająca do refleksji i zadumy powieść obyczajowa z historią najnowszą w tle. Przeczytajcie… naprawdę warto!
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
24-09-2014 o godz 21:40 przez: Anna Sikorska
Każdy ma w domu swoje piekiełko. Normalność okazuje się nienormalna, a piękna otoczka to tylko opakowanie wielkich brudów i przemocy wobec bliskich. Mimo tego książka jest przepełniona uśmiechem, pozytywną energią i kobietami, które walczą o byt rodziny. Mężczyźni są tu jedynie dodatkiem, który często nie potrafi odnaleźć się w życiu, a co dopiero utrzymać rodzinę. Ten obowiązek spoczywa na płci pięknej, która mimo pracowitości i zaradności ciągle jest dyskryminowana, przez mężczyzn wychowanych przez mamusie na egoistów. Takie małżeństwa nie mogą i nie są szczęśliwe. Oczywiście możemy znaleźć wyjątki, ale są tak nieliczne, że to właśnie one wydają się nam patologiczne na tle normalnych kłótni, wypominania, wzajemnych pretensji i obgadywania domowników, bo wiadomo, że domownik zawsze najgorszy i zawsze najzłośliwszy. Inni zawsze mają lepiej: począwszy od synowych, zięciów po dzieci i pracę. Takie pozory tworzyli bohaterowie powieści Barbary Tomaszewskiej „Iluzja” i Jolanty Kwiatkowskiej „Przewrotność dobra". Miniaturkę można zobaczyć w filmie „Sierpień w hrabstwie Osage” reż. Johna Wellsa. Despotyczne matki i teściowe traktują innych tak jak same były traktowane przez swoje matki i teściowe. Ta spirala powoli się rozwija, a dzieci jednak zmieniają swoje wpływy, ale są one niewielkie.
„Kuzyneczki” Teresy Moniki Rudziej to bardzo interesujący obraz kobiet, które żyły w jednej rodzinie na przełomie różnorodnych wydarzeń. Począwszy od czasów przedwojennych po współczesność starają się żyć po swojemu i podejmują mniej lub bardziej trafne decyzje, utrzymują lepsze lub gorsze relacje z bliskimi i znajomymi oraz nieznajomymi, a także mają odmienne charaktery. Całość sprawia wrażenie opowieści o przeciętnej rodzinie. Usytuowanie w Polsce to tylko wybór tła do ich bogatego życia i ciągłej walki. Jednak nie są one przywiązane do jednego miejsca. Mogłyby mieszkać w jakimkolwiek innym kraju. Jest to opowieść o kobietach i ich miejscu w społeczeństwie, które ciągle pozostaje tradycyjne:
Jakie jest najlepsze wyjście dla kobiety?
Powszechnie sądzi się, że wyjście za mąż, założenie rodziny. Cóż, „z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu, mówiłam (nie pierwsza, nie ostatnia) po wielokrotnym wysłuchaniu tych samych historii opowiadanych przez kilka osób, z różnych punktów widzenia. Mając w pamięci także własne przypadki, zapragnęłam, podobnie jak wielu przede mną, spróbować opisać i wyjaśnić zagadkę trudnego życia wśród najbliższych
Otoczka tego „wyjścia" musiała być odpowiednia, ale przecież nie każda uważa, że jest to dobre wyjście, ponieważ kobieta z mężem czy bez zawsze pozostaje skazana na radzenie sobie z wieloma trudami codzienności i własnymi upadkom:
Ślub kościelny, wielkie rzeczy. Jak człowiek sam o siebie nie zadba, nikt inny tego nie zrobi. Jeśli Bóg istnieje to widzi człowieka na wylot, a ludzie zawsze będą gadać.
Jak z opowieściami o rodzinach bywa i ta jest rozbudowania, sprawiająca wrażenie chaotycznej, ale jednocześnie bardzo dokładna oraz pisana w „stylu gadanym”: ma się wrażenie, że to kobiety między sobą wspominają wcześniejsze lata. Doskonale do oceny książki pasują słowa Reni o literaturze: Właściwie kto powiedział, że dobra literatura stoi Mannem i Proustem? To przecież jak jedzenie – są w nim i poważne pieczenie wieprzowe, i polędwica wołowa, są lekkie naleśniki, chłodnik, lody o różnych smakach. Nieważne co, ważne jak jest przyrządzone i to samo dotyczy książek.
Czytając „Kuzyneczki” w myślach szukałam podobnego sposobu pisania i innych znanych mi pisarzy. Skojarzeń było kilka: od Denisa Diderota („Kubuś Fatalista i jego pan”) przez Karolinę Lanckorońską („Wspomnienia wojenne") po Hankę Bielicką („Uśmiech w kapeluszu”) oraz Marcela Prousta ("W poszukiwaniu straconego czasu"). Oczywiście u każdego z tych autorów inny aspekt był ważny: u francuskiego filozofa – żywy dialog i nasycenie zabawnymi wydarzeniami przeplatanymi z nieszczęściami, u polsko – węgiersko – austriackiej arystokratki spojrzenie na świat i życzliwość wobec bliźnich, natomiast od polskiej aktorki okraszanie wszystkiego uśmiechem i podsumowanie złego uśmiechem czy żartem. Od francuskiego pisarza wydaje się być zapożyczony styl "strumienia świadomości", ale u Rudzkiej jest to strumień skojarzeń dwóch kobiet, których wspomnienia stają się pretekstem do opowieści o ciotkach, kuzynkach, siostrach, matkach, córkach. Można śmiało powiedzieć, że to nasz polski literacki Almodóvar trafnie pokazujący kobiety.
Polecam książkę wszystkim, którzy nie boją się skomplikowanej fabuły i refleksji nad życiem.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
2/5
03-05-2015 o godz 12:03 przez: Magdalena Paź
Strasznie zaintrygował mnie opis tej książki. Dlatego postanowiłam ją przeczytać. Niestety przeżyłam wielkie rozczarowanie.
Nawet nie mam pomysłu jak pokrótce streścić fabułę tej książki. Jest w niej tak wiele wątków i jest tak zagmatwana, że szok.
Dwie kuzynki: Renata i Joasia spotykają się i wspominają. Jak to było, gdy były młode. Wspominają rodzinę, pierwsze miłości, naukę, pierwszą pracę. Jak to było, gdy założyły rodziny. Fabuła przewija się począwszy od głębokiego komunizmu po czasy współczesne. Bardzo umiejętnie zostało ukazane w niej społeczeństwo na przekroju wielu lat. Autorka pokazuje jak ciężko żyło się dawniej. Jak trzeba było walczyć niemal o wszystko. Nawet w pracy nie można było sobie wierzyć, bo ktoś mógł zdradzić.
„Kuzyneczki” to książka o trudnych relacjach w rodzinie, o ciągłej walce o byt, o to by w życiu żyło się lepiej, o własną godność, przekonania, wreszcie o szczęście. O pogardzie do drugiego człowieka, o lekceważeniu go, o ciągłym udowadnianiu własnych racji i swojej wyższości nad innymi. O uzależnieniu od drugiego człowieka, które ma ogromny wpływ na psychikę.
„Kuzyneczki” to książka, która czyta się bardzo ciężko. Minimalna liczba dialogów, ciągłe opowiadanie i opisy sprawiają, że fabuła staje się monotonna. Z cała odpowiedzialnością muszę powiedzieć, że książka nie podobała mi się. Była nudna, statyczna. Prawie nic ciekawego się w niej nie działo. Z trudem dotrwałam do jej końca. Wkurzające było dla mnie przeskakiwanie z czasów wcześniejszych do współczesności i rozmów prowadzonych przez Joannę i Renię. Brakło mi tu jakiejś spójności, płynności. Dla mnie przejścia te były niezwykle denerwujące. Rozmowy kuzynek wplatane są ni z gruszki ni z pietruszki. Często nie mają związku z dopiero, co toczącą się fabułą. Wydają się jakby wyrwane z kontekstu. Przytłoczyła mnie też ilość bohaterek w tej książce. Z czasem jak się zagłębiłam w lekturze najnormalniej w świecie zaczęłam się gubić: kto jest kim i jaki jest stopień pokrewieństwa.
Ale nie odradzam nikomu tej książki. Może akurat komuś innemu się spodoba. Trzeba przeczytać i przekonać się jaka jest ta książka. Przecież każdemu podoba się co innego.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
29-12-2013 o godz 00:00 przez: Hilary
Myślę że do zakupienia tej lektury skłoniła mnie sama okładka. Książka po wyglądzie wydawała mi się typowo kobieca. Po przeczytaniu stwierdzam że wiele się nie pomyliłam, choć myślę że i mężczyźni śmiało mogliby ją przeczytać. Każda z bohaterek to zupełnie inna osobowość, a łączą je rodzinne korzenie.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0

Zobacz także

Najczęściej kupowane Epilog
4.9/5
27,83 zł

Podobne do ostatnio oglądanego