Ostatnie spotkanie z Rielle i Tyenem. Po poprzedniej części naprawdę niecierpliwie czekałam na ciąg dalszy i początek lekko mnie rozczarował. Autorka chciała wyjaśnić motywy postępowania jednej ze swoich głównych bohaterek, a ja poczułam, jakbym zupełnie niepotrzebnie czytała poprzednie części. Sam pomysł na serię jest bardzo dobry i intrygujący. Podróże pomiędzy światami, magia i potężni czarodzieje to gratka dla miłośników fantastyki. Poza słabym wstępem, dalej czytało mi się dobrze i czekałam z zaciekawieniem na rozstrzygnięcie przedstawionych wydarzeń. Plusem jest dla mnie relacja Tyena i Rielle, która zachęca do dalszego czytania. Największym mankamentem jest dla mnie zakończenie, które zupełnie mnie nie zaskoczyło, a wręcz wydało mi się już dawno oczywiste. Czy polecę tę książkę? Oczywiście, że tak, ale miłośnikom powolnych wątków romantycznych oraz fantastyki, aby docenili dbałość o szczegóły autorki, jej wizje światów oraz przekonanie, że jeśli się czegoś bardzo pragnie, to można to dostać.
Całość recenzji: https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2020/05/84-klatwa-kreatorow-trudi-canavan.html Instagram: @zamknieta_w_pozytywce Gdy światom nie zagraża już Raen, wszyscy mogą w końcu trochę odetchnąć. Najgorsze za nimi, teraz czas odbudować zniszczone wojną światy. Tym zadaniem zajęli się pod wodzą Baluki Odnowiciele. Rielle, jako potężna kreatorka, zrezygnowała z wiecznej młodości na rzecz odnawiania zasobów magii w pozbawionych jej światach. Ich liczba jest tak wielka, że nawet z pomocą Odnowicieli, którzy wytyczali jej szlak potrzebujących światów, nie jest w stanie pomóc im wszystkim. Tyen usiłuje odzyskać dobrą reputację, którą stracił będąc podwójnym agentem. Prowadzi niewielką szkołę magii, która jest prześladowana przez najemników wysyłanych ze szkoły magii w Liftre, tej samej szkoły, w której i on pobierał nauki. Dodatkowo na horyzoncie pojawia się nowy problem, równie wielki jak niebezpieczeństwo ze strony Raena. Rielle, Tyen, Qall, Odnowiciele, a nawet starzy wrogowie muszą połączyć swoje siły i zmierzyć się z nowymi przeciwnościami, jakie spływają na wszystkie ocalone światy. A z tyłu głowy dalej gdzieś siedzi "Prawo Milenium" i "Klątwa Kreatorów"... Nie muszę Wam mówić jak bardzo ekscytowałam się na myśl o ostatnim tomie "Prawa Milenium" i jak bardzo wychodziłam z siebie czekając na wiadomość o czekającej na mnie przesyłce. Polecam liczyć ile w tej recce razy napiszę "świat/światy/światów". :P Trudi jak zawsze kreuje niesamowite światy, a więc w serii, gdzie tych światów jest tysiące niesamowicie ważne jest by trzymały się one przysłowiowej kupy. I według mnie - robią to. Okropnie podoba mi się cały koncept magii, która spaja wszystko, bo nie jest tylko czymś istniejącym tak jakby wewnątrz maga, jako jakaś energia, a czymś w rodzaju "gazu" znajdującego się wszędzie wokół. Mimo tylu "magicznych" serii Trudi zawsze potrafi wymyślić coś zaskakującego, a mam tu na myśli motyw "Klątwy Kreatorów", o której nie chcę mówić, bo pospoileruję Wam wszystko. :P Ale tak mi się podoba wykorzystanie tego pomysłu, o którym słyszało się już wcześniej w serii. Ilość światów wymaga opisów, a wszystkich mogą przytłoczyć te długie i zawiłe. A o dziwo tu jest inaczej - chce się pochłaniać te wszystkie opisy, jeszcze bardziej zagłębić się w cały ten świat. Dla mnie (,bo jestem człowiek-przydługi-opis) to po prostu uczta. Uwielbiam dowiadywać się więcej o świecie, o którym czytam. Dzięki temu lepiej się w nim czuję i odnajduję, a co za tym idzie - lepiej mi się czyta. A uwierzcie mi - wciągnęłam się. Nic nie przebije tego, gdy miałam już się kłaść spać, ostatni rozdział, a na końcu pojawia się PEWNA POSTAĆ - moja reakcja to "DDDD:" i tyle było ze spania - ja musiałam wiedzieć co będzie dalej. :I I przepraszam moją rodzinę, która o 00:30 pewnego dnia mogła usłyszeć głośne "TAK!!!" z mojego pokoju - po prostu mój true ship się zszedł i no soory, to było silniejsze. :P To jak już wspomniałam o shipach i bohaterach - coś bez czego dla mnie dobra seria nie istnieje - zmiany charakterów, wpływ wydarzeń na charakter itp. Nie lubię płaskich, statycznych postaci. A tu widać duży rozwój postaci, nie tylko od ostatniego tomu, ale i od początku całej serii. Zmiana jest kolosalna i to jest świetne. Widać jak bohaterowie muszą dostosować się do nowych ról, jak radzą sobie z przeszłością, jaki miała na nich wpływ. Przez to stają się bardziej realni i kurdę, przez to ciężko się z nimi pożegnać. Jeśli miałabym narzekać na coś w kwestii bohaterów to odrobinę na Qalla, którego przemiana jest dla mnie zaskakująco szybka - jeszcze chwilę temu był zagubionym dzieciakiem postawionym w takiej, a nie innej sytuacji, a teraz jest kimś wysoko postawionym (no spoilers :V) i mówiącym jak co najmniej 1000 letni Raen. Wiem kto mu siedzi w głowie, ale mam wrażenie, że młoda osoba miałaby więcej problemów z takim przystosowaniem się, choć okej. Potrafię to jeszcze jakoś zrozumieć i przetrawić. Najbardziej boli mnie jednak główna zła tej serii (no spoilers again). Jest strasznie... Płaska. I nie mówię tu o obdarzeniu przez naturę krągłościami. Jest zła, bo jest zła. Jej motywacje - nah. Niby według siebie chce dobrze, trudna przeszłość w świecie prawie martwym, ple ple ple. W ogólnym rozrachunku wypada blado na tle innych bohaterów. A ta końcówka... I mimo tych małych niedociągnięć i błędów wszystko byłoby idealne, gdyby nie właśnie zakończenie. Nie wiem kompletnie co oni sądzić. Wydaje mi się nieco za... Szybkie? Nie mówię tu o pisaniu kolejnego tomu, ale gdy przyszło zakończenie i epilog to miałam takie: "Co. I że to tak już? To koniec? JUŻ?". I nie mówię też, że jest złe, ale chyba po latach czekania oczekiwałam jakiego wielkiego BOOM i jestem nieco zawiedziona. Ale nie zmienia to faktu, że seria ta jest jedną z najciekawszych jakie czytałam.
Rielle, na zlecenie przywódcy odnowicieli, Baluki, cały swój czas poświęca na przywracanie światom magii. Niestety ich liczba jest tak ogromna, że nawet najpotężniejsza kreatorka w dziejach nie może pomóc wszystkim. Tyen natomiast stara się odzyskać dobre imię, które utracił będąc szpiegiem Raena. Jednak małą grupę jego uczniów nękają najemnicy, nasłani przez powszechnie znaną i renomowaną Szkołę Magii w Liftre, w której sam kiedyś nauczał. A kiedy już w końcu wydaje mu się, że znalazł rozwiązanie swoich problemów, na horyzoncie pojawia się nowy i to tak ogromny, że te dotychczasowe stają się błahostkami. Wszystko wskazuje na to, że Rielle, Tyen i odnowiciele będą musieli połączyć siły, by zwalczyć nowe niebezpieczeństwo. Nie mogą przy tym liczyć na zbyt duże wsparcie (chociaż pewne osoby, znane nam z poprzednich części, okazują się bardzo pomocne), są więc zmuszeni pogrzebać stare konflikty, zakopać topór wojenny, wyzbyć się nieufności, a nawet sprzymierzyć z dawnym wrogiem, żeby poradzić sobie z siłami zła. "Klątwę Kreatorów" czyta się szybko i przyjemnie, jak zresztą wszystkie książki Trudi. Autorka ma ogromny talent do wymyślania nowych historii, postaci, światów i tworzenia ciekawej fabuły. Sytuacja w "Klątwie" staje się więc coraz trudniejsza i poważniejsza, skala problemu rośnie w zaskakującym tempie i obejmuje kolejne światy, badania nad jego rozwiązaniem prowadzi zespół genialnych wynalazców i tak oto przez pół książki budowane jest napięcie, które nie pozwala czytelnikowi na ani sekundę wytchnienia w oczekiwaniu na wielki finał... Żeby potem akcja rozwiązała się na kilku stronach. Tak, tak, dobrze widzicie. Zakończenie jest niestety mocno rozczarowujące. Cały problem wydawał się o wiele bardziej złożony, wymagający i zdecydowanie miał potencjał do rozwinięcia w kolejnej części. Chociaż z drugiej strony, odejście od trylogii i tak było zaskakującym posunięciem. W końcu, gdy słyszymy "Canavan", od razu myślimy "trylogia". Oczywiście nie znaczy to, że książka jest zła. Cudownie było wrócić do tego świata (a raczej tysięcy światów!) i bohaterów, z którymi jesteśmy już zaprzyjaźnieni. Na dobrą sprawę trudno ich nie lubić (chociaż ich skromność i obawa przed dzierżeniem władzy i potęgi potrafią być męczące. Mogliby mieć jakieś ludzkie wady!). Wątek miłosny, który pojawił się w drugiej części sagi, mimo pewnych problemów (jak to zwykle bywa), dalej jest aktualny. Na szczęście nie jest to ta sztuczna, cringe’owa miłość, którą często spotykamy w książkach. Czyta się o niej przyjemnie i naturalnie, i ma duży wpływ na to, jak postrzegamy głównych bohaterów. Wykreowane w "Klątwie" uniwersum jest niesamowicie ciekawe. Podróżowanie między światami, których są tysiące (o ile nie więcej), brzmi cudownie! Oryginalne systemy magiczne to też dobra i pożądana rzecz. Dlatego pomysł, że magia nie jest wewnętrzną siłą maga (z czym zazwyczaj można się spotkać w fantasy), tylko znajduje się wszędzie dookoła, jest czymś świeżym i atrakcyjnym. Chociaż trochę przeraża fakt, że jakiś potężny gość (a kilku takich się znajdzie) może pobrać całą magię ze świata, w którym się obecnie znajdujesz i nagle bum, jesteś uziemiony, bo nie ma już żadnej magii, która pozwoliłaby ci się przenieść do innego miejsca. A jej przywrócenie, jak dobrze wiemy, zajmuje lata, nawet przy pomocy kreatorów. Powrót do "Prawa Milenium" był fantastyczną przygodą i wielkim wydarzeniem dla fanów Trudi! Jeśli czytaliście poprzednie części, to nie możecie obyć się bez tej najnowszej, o czym najprawdopodobniej dobrze wiecie! Canavan nie zawodzi swoich czytelników i po raz kolejny zapewnia nam rozrywkę na poziomie.
11-05-2020 o godz 09:26 przez:
ksiazeczkowy_potwor
Instagram: @ksiazeczkowy_potwor Po kilku latach od „Obietnicy następcy” w końcu doczekaliśmy się ostatniej części sagi! Rielle jest teraz Kreatorem i odnawia światy, Tyen zaś szkoli młodych magów i stara się znaleźć sposób na zwalczenie maszyn, które zostały wykorzystane w złym celu. Nowe, ogromne zagrożenie sprawia, że znani nam z poprzednich części bohaterowie znów muszą połączyć siły, by stawić czoła nieznanemu. Trudi Canavan tak samo jak w poprzednich częściach nie szczędzi nam szczegółowych opisów, przemyśleń bohaterów oraz zaskakującej fabuły. Język i styl pisania jest taki sam jak w poprzednich tomach- przystępny i łatwy w odbiorze, przez co książkę czyta się szybko i przyjemnie. Przyznam szczerze, że bardzo zaciekawiła mnie historia Raena i chyba nikt by nie przypuszczał, że tak ona się skończy. Jeśli chodzi o Vellę, też zastanawiałam się do ostatniej strony co się z nią stanie i jak rozwiąże się jej „problem”. . Uważam, że cała historia „Prawa milenium” była niezmiernie ciekawa i przede wszystkim zaskoczyła mnie jej wielowątkowość. Nie była to typowa saga, która miała na celu rozwiązać jedną sprawę i koniec- w tych czterech tomach doskonale przedstawiona była przemiana bohaterów na przestrzeni lat oraz pełne zwrotów akcji przygody i coraz to nowe zadania do zrealizowania. Widzimy jak bohaterowie dojrzewają, podejmują trudne decyzje, które zaważają na ich pozycji w społeczeństwie i życiu, jak zawiązują się między nimi różne relacje i jak stopniowo opanowują technikę korzystania z magii. . Polecam tą sagę każdemu fanowi fantastyki, który lubi innowacyjne podejście do przedstawienia magii i wszystkiego z nią związanego- nauczania jej oraz wykorzystywania w różnych celach, nie zawsze tych dobrych i szlachetnych.
Uwielbiam wszystko, co wychodzi z pod ręki Trudi Canavan. Jest to dla mnie najlepszy rodzaj fantastyki, niespiesznym, zrozumiałym, z wieloma kolorowymi i świetnie wykreowanymi światami :) Pomimo, że ostatni tom "Obietnica następcy" czytałam około 2 lat temu, to z łatwością wskoczyłam w 4 tom. Ostatni tom jest wspaniałym zwieńczeniem serii i wyjaśnieniem wielu wątków, daje możliwość spotkania z ulubionymi bohaterami (uwielbiam Rielle i Tyen'a!). Kilkaset stron wspaniałej uczty literackiej :) No i dodatek w formie notesu Vella od Galerii Książki był super prezentem <3
16-08-2020 o godz 10:39 przez:
Magdalena Senderowicz
Ta książka, a właściwie cała seria, pobudza wyobraźnię i przenosi nas do niesamowitego, fantastycznego świata, w którym nie brakuje dobrej akcji i przygód, chociaż są one okraszone poważnym niebezpieczeństwem. Lubię powracać do twórczości Trudi Canavan. To naprawdę porządne lektury z gatunki fantastyki, od których ciężko się oderwać. Czyta się je w mgnieniu oka, pomimo sporej objętości, dobrze się przy tym bawiąc, nie patrząc na zegarek. Cała recenzja: bookeaterreality.pl
Bardzo zlała seria. W porównaniu do trylogii czarnego maga serii kapłanki w bieli to wypada.nawet.gorzej niż miernie. Wypalenie zawodowe chyba dotknęło autorkę.
Super książka, bardzo czekałam na kolejny tom serii! Wszystkie książki Trudi Canavan mają wyjątkowe miejsce na mojej półce, polecam każdemu fanowi fantastyki.