Już za życia Freddie Mercury miał u stóp cały świat. Urodzony na Zanzibarze jako Farrokh Bulsara pochodził z dobrej rodziny, gdzie niczego mu nie brakowało. Gdy przeprowadził się do Indii, przywarło do niego imię Freddie, a jego ciotka uczyła go gry na fortepianie. Potem wraz z rodzicami przeprowadził się do Anglii, gdzie rozpoczął studia na wydziale grafiki. Równolegle z nauką w collage’u dorabiał w sklepie z używaną odzieżą. Tam spotkał Rogera Taylora, przyszłego perkusistę grupy Queen. Na studiach Freddie zaprzyjaźnił się też z Brianem Mayem. Reszta jest już historią. Był kulturowym bożyszczem, które zdecydowanie za szybko zniknęło ze sceny.

„Bohemian Rhapsody” dvd

 

Jak nieśmiały chłopak z Zanzibaru zmienił światową muzykę

Każdy producent muzyczny, którego poprosilibyśmy o przesłuchanie po raz pierwszy w życiu „Bohemian Rhapsody” uznałby, że komercyjnie ten utwór nie ma najmniejszych szans. Jest zbyt zawiły, skomplikowany, a na dodatek nie sposób zagrać go na żywo podczas koncertu. Jednakże ten utalentowany chłopak, którego przez całe życie cechowała pewna nieśmiałość w wyrażaniu siebie poza muzyką, postawił na swoim. Dziś łączący w sobie śpiew a capella, elementy ballady, a nawet hard rocka „Bohemian Rhapsody” zajmuje czołowe miejsca w muzycznych rankingach wszech czasów. I to wszystko w złotych czasach muzyki, kiedy Queen konkurowało z gigantami rocka. Jednak Brytyjczycy w osobie swojego wokalisty mieli coś ekstra, czego zazdrościły inne kapele. Niesamowita ekspresja Mercury’ego, kolorowe stroje i wyrazisty makijaż przyciągały pod scenę tysiące ludzi. Utwory Queen to połączenie rocka, popu, a momentami też opery. Potrafili w kilka minut przechodzić z operetkowych sekwencji do ciężkiego rocka. Do tego głos Mercury’ego był jedyny w swoim rodzaju. Po latach jego barwą zajmowali się uniwersyteccy muzykolodzy, którzy wnioskują, że Freddie był niczym cały Queen. Potrafił śpiewać luźno, wręcz banalnie, by zaraz uruchomić wysokie, falsetowe rejestry, a następnie przejść do barytonu.

Freddie Mercury i ja

Król imprez

Prawdziwą twarz Freddie Mercury prezentował zazwyczaj w dwóch sytuacjach: podczas koncertu oraz w trakcie szalonych imprez. I mowa tu o naprawdę wariackich zabawach, o których słysząc nawet dziś można byłoby oblać się rumieńcem. Mercury kochał urządzać przyjęcia i nie szczędził na to pieniędzy. Zwłaszcza jego urodziny obchodzono hucznie, tworząc przy tym niesamowite widowisko. Frontman Queen od momentu wejścia na muzyczny szczyt, żył bardzo intensywnie także poza nagrywaniem i koncertowaniem. Nie stronił w tym czasie od używek. Narkotyki i alkohol stały się niemal codziennością artysty. Równie często oddawał się fizycznym uciechom, mimo że zanim stał się sławny, związał się z przyjaciółką Mary Austin. Ukochana nie mogła pogodzić się z licznymi zdradami Freddiego, jednak po rozstaniu pozostali przyjaciółmi, a po śmierci wokalisty to właśnie jej powierzono prochy legendy.

Ceną szalonego trybu życia okazała się choroba, która okazała się dla wokalisty śmiertelna. W jednym z filmów dokumentalnych poświęconych frontmanowi zespołu Queen pada stwierdzenie, że Freddie zaraził się HIV podczas wyjazdu do Stanów Zjednoczonych, gdzie panowała w tamtych czasach rewolucja seksualna. Inne źródła podają, że zaraził go stały partner. Kochający życie artysta najprawdopodobniej przez jakiś czas nie zdawał sobie sprawy z powoli pogarszającego się stanu zdrowia. Jim Hutton w książce „Freddie Mercury i ja” wskazuje wiosnę 1987 roku jako czas, kiedy wokalista dowiedział się o swojej chorobie. W owym czasie wiadomość o pozytywnym teście na HIV była niczym piętno, choroba zbierała swoje żniwo. Podobnie było w przypadku Freddiego, który ukrywał chorobę oraz jej objawy. Chociaż leczył się u wybitnych specjalistów, maskował zmiany na twarzy i dłoniach kostiumami, makijażem i zarostem, jednak fizyczne osłabienie sprawiło, że nie był już w stanie dłużej koncertować z kapelą. Oświadczenie prasowe, w którym przyznaje, że jest chory wydano 23 listopada 1991 roku, a zatem dzień przed śmiercią Mercury’ego.

Mr. Bad Guy

Freddie wiecznie żywy

W 2019 roku mija 28 lat od śmierci legendarnego artysty, jednak muzyka i pamięć o Mercurym nadal trwa. W stacjach radiowych wciąż usłyszeć można największe hity Queen, powstają publikacje poświęcone zespołowi i samemu wokaliście, a niedawno w kinach oglądaliśmy biograficzne „Bohemian Rhapsody”, gdzie brawurowo w rolę gwiazdy wcielił się Rami Malek, który otrzymał za nią Oscara. Łączne cztery statuetki, jakie odebrali w 2019 roku twórcy filmu pokazuje też, jak wiele emocji wciąż budzi Freddie oraz Queen.

Jak dziś odbierany jest sam Mercury? Przede wszystkim jako wyjątkowy artysta, którego los zabrał fanom zbyt szybko. Stał się ikoną muzyki, który stworzył niezapomniane dzieła z zespołem, jak i solo. Był niezwykle wszechstronnym artystą, o czym świadczy muzyka, jaką tworzył bez Taylora i Maya. Solowy album „Mr. Bad Guy” utrzymany jest w konwencji pop, choć nie brakuje również bardziej egzotycznych rytmów, jak reggae. Jak powiedział sam Mercury „Jest znacznie bardziej rytmiczny niż muzyka Queen, ale znalazło się na nim także kilka wzruszających – jak sądzę – ballad. Wszystkie piosenki traktują o miłości, mają wiele wspólnego ze smutkiem i bólem. Jednocześnie są dość trywialne i żartobliwe – takie jak moja natura”.

Never Boring” mp3

Wielu współczesnych piosenkarzy porównuje się do Mercury’ego, jednak o nikim nie powiedziano, że jest od niego lepszy. Co jakiś czas pojawiają się kolejne niepublikowane wcześniej nagrania i z marszu sytuują się na pierwszych miejscach list sprzedaży. 28 lat od śmierci artysty jeszcze raz mamy okazję posłuchać nieznanych dotąd solowych nagrań przy okazji premiery „Never Boring” – płyty, na której usłyszymy zremasterowane hity oraz utwór „Time Waits For No One”, który nie znalazł się na żadnym wydanym wcześniej krążku Mercury’ego.

Z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że tak jak tytuł najnowszego albumu, historia Freddiego nigdy się nie znudzi.