Zreferowanie kariery i twórczości Ennio Morricone to spore wyzwanie, bowiem urodzony w 1928 roku w Rzymie kompozytor i dyrygent (a także były trębacz) ma na swoim koncie muzykę do ponad 400 filmów oraz 100 innych utworów klasycznych; ponad 70 milionów sprzedanych na całym świecie płyt oraz więcej niż 70 różnego rodzaju nagród – w tym dwa Oscary, cztery statuetki Grammy i sześć BAFTA, a także trzy Złote Globy i niezliczone nominacje.

Tworzył w kilkunastu różnych gatunkach i nurtach, grał na różnorodnych instrumentach (między innymi na fortepianie i trąbce), zaś w młodości… był obiecującym piłkarzem AS Romy, jednak karierę sportową porzucił na rzecz marzeń o muzyce. Większość swojego życia spędził w ukochanej stolicy Włoch, znając tylko kilka słów w języku angielskim. To oczywiście w żaden sposób nie przeszkadzało mu we współpracy z reżyserami ze Stanów – Quentinem Tarantino, Brianem de Palmą, Barrym Levinsonem czy Oliverem Stonem.

Jednak najsłynniejszym partnerem filmowym Morricone był jego rodak, zmarły w 1989 roku Sergio Leone, przedstawiciel gatunku zwanego „spaghetti westernem”, stanowiącego polemikę z westernami w stylu amerykańskim i przełamującego monopol USA w tym zakresie. Morricone stworzył muzykę do wszystkich filmów Leone, w tym słynnej trylogii dolarowej („Za garść dolarów”, „Za kilka dolarów więcej”, „Dobry, zły i brzydki”) oraz „Pewnego razu na Dzikim Zachodzie” i „Dawno temu w Ameryce”.

 

 

Od 1988 roku Morricone współpracował także z innym włoskim twórcą, Giuseppe Tornatore, pisząc muzykę do każdego jego filmu: zaczynając od obsypanego nagrodami „Cinema Paradiso”, poprzez „Wszyscy mają się dobrze”, „Malenę” oraz ostatni, „Korespondencję”. Dziś przypominamy więc najsłynniejsze, najciekawsze i najważniejsze kompozycje Morricone, które nie tylko odcisnęły piętno na światowej kinematografii, ale także inspirowały twórców z zakresu wielu sztuk.

Trylogia dolarowa”: „Za garść dolarów” (1964), „Za kilka dolarów więcej” (1965), „Dobry, zły i brzydki” (1966)

Kompozycje, które stworzył Morricone na potrzeby trylogii Leone stanowią dzisiaj absolutny westernowy kanon – co jest ciekawe również ze względu na fakt, iż najbardziej kultowe filmy z tego na wskroś „amerykańskiego” gatunku stworzyło dwóch Włochów.

Zanim jednak kompozycje Morricone stały się synonimem westernu, były w nim prawdziwą rewolucją. Stawiały bowiem na przekazanie emocjonalnego stanu bohatera poprzez muzykę, co do tej pory nie było praktykowane. Użycie instrumentów takich jak drumla (instrument ludowy z grupy idiofonów szarpanych, obecny tak w kulturze europejskiej, jak i dalekowschodniej), organów, dzwonów, a także charakterystycznego gwizdania złożyło się na pozornie tylko wykluczającą się, intrygującą mieszankę. Po tym kompozytorsko-filmowym przewrocie twórcy westernów mieli już tylko dwie opcje: albo zatrudnić Morricone, albo zatrudnić kogoś, kto napisze muzykę taką, która będzie brzmiała, jakby napisał ją Morricone.

 

 

Pewnego razu w Ameryce” (1968)

„Pewnego razu w Ameryce”, kolejna współpraca z Leone to obok „Trylogii dolarowej”, jedna z najbardziej charakterystycznych i najbardziej znaczących w karierze Morricone ścieżek dźwiękowych. Do dziś sprzedała się w nakładzie ponad 10 milionów kopii, a utwory takie jak „The Man With The Harmonica” czy „Poverty” są doskonale rozpoznawalne nie tylko przez fanów kina. Duża w tym zasługa niezwykłego głosu włoskiej piosenkarki Eddy Dell’Orso, z którą Morricone współpracował przy wielu okazjach, a której anielskie wokalizy niesamowicie komponują się z dźwiękami instrumentów strunowych. Jak w tym kontekście tłumaczył sukces swoich utworów i, tym samym spopularyzowanie muzyki filmowej, sam zainteresowany? „Jeżeli zaczynam w jednej tonacji, powiedzmy, d-moll, nigdy nie oddalam się od tej oryginalnej tonacji” – mówił Morricone w rozmowie z Donaldem Fagenem, liderem grupy Steely Dan, w ramach wywiadów do jego książki „Eminent Hipsters”. „Jeżeli zaczyna się od d-moll, to kończy się na d-moll. Ta harmonijna prostota jest przystępną dla każdego”.

 

 

Magdalena” (1971)

Cała ścieżka dźwiękowa, którą Morricone skomponował do filmu w reżyserii Jerzego Kawalerowicza, zasługuje na uwagę, jednak najsłynniejszymi utworami z niej pozostają do dzisiaj „Come Maddalena” oraz „Chi Mai”. Pierwszy z nich i otwierający cały obraz, ponownie z udziałem Eddy Dell’Orso, jest  imponujący, bo aż 9-minutowy. Jednak to „Chi Mai” stanowi do dzisiaj jedną z najbardziej rozpoznawalnych melodii, które wyszły spod rąk Morricone – chociaż, doprecyzować należy, że nie dzięki samej „Magdalenie” (przyjętej dość chłodno przez krytyków), a dalszemu wykorzystaniu utworu m.in. w „Zawodowcu” w reżyserii Georges’a Lautnera oraz w serialu BBC „The Life and Times of David Lloyd George”. Sam kompozytor o Kawalerowiczu i pracy z nim wypowiadał się jednak pochlebnie: „Kochał kino, dlatego tak dobrze nam się razem pracowało” – mówił w rozmowie z Grażyną Torbicką w 2010 roku Morricone. „Muzyka jest nieco dziwna, oscyluje pomiędzy erotyzmem a świętością. Chciałem tę ideę oddać również w warstwie muzycznej. Kawalerowicz mnie o to nie prosił. Ja sam tego chciałem: przekazać to szaleństwo, gdy dwa sprzeczne pojęcia erotyzmu i świętości przybierają konkretną postać”.

 

 

Nietykalni”, (1987)

Morricone i Brian de Palma współpracowali później także przy „Ofiarach wojny” z 1989 roku, jednak to „Nietykalni” stanowią najciekawszy owoc tej twórczej kolaboracji. Akompaniując opartej na faktach gangsterskiej sadze Morricone kolejny raz udowodnił, iż w budowaniu emocji dźwiękiem nie ma sobie równych. Utwór otwierający film – pełen napięcia i energii, a jednocześnie krzepiący i wręcz monumentalny – dołączył do panteonu najbardziej rozpoznawalnych na świecie melodii Włocha.

To Morricone malował muzyką obraz Chicago lat 30., uwypuklał uczucia i sprawił, że relacje łączące bohaterów, ich rozterki i bolączki były tak prawdziwe, że aż na wyciągnięcie ręki. To dzięki niemu podczas seansu „Nietykalnych” siedzi się jak na szpilkach, śledząc każdy ruch – swoją droga świetnych w swoich rolach – Seana Connery’ego, Kevina Costnera, Andy’ego Garcii oraz Roberta De Niro. Soundtrack ten nominowany był do Oscara, przyniósł też Morricone pierwszą z dwóch statuetek Grammy.

 

 

Cinema Paradiso” (1989)

Pierwszy film Giuseppe Tornatore, do którego muzykę napisał Morricone, rozpoczynający ponad ich dwudziestoletnią współpracę. To jeden z pierwszych (i jeden z niewielu) obraz nie będący ani westernem, ani filmem gangsterskim, ani filmem z gatunku giallo (podgatunku włoskiego kina grozy lat 70. i 80.) w dorobku kompozytora.

„Cinema Paradiso” stanowi piękną, wzruszającą i niezwykle uniwersalną opowieść o miłości, przyjaźni, dzieciństwie i dorosłości, a skomponowany przez Morricone motyw przewodni, „Love Theme”, w niesamowity sposób łączy wszystkie te wątki w harmonijną całość. Zresztą, na potrzeby „Cinema Paradiso” nie tylko komponował, ale i dyrygował orkiestrą, która wszystkie jego utwory wykonała. Urocze, wręcz idylliczne kadry z soczystej, skąpanej słońcem Sycylii stają się jeszcze bardziej wyraźne właśnie dzięki muzyce Morricone, a swoisty hołd, złożony kinu lat 40. i 50. przez Tornatore – jeszcze bardziej wzruszający. Film zdobył Oscara dla najlepszej produkcji nieanglojęzycznej, a także Złotą Palmę w Cannes. 

 

 

Malena”, (2010)

Kolejna kolaboracja Tornatore i Morricone to znów nostalgiczna podróż na Sycylię, tym razem do czasów II wojny światowej. Młody chłopak, Renato (Giuseppe Sulfaro), zakochuje się w starszej od siebie piękności, tytułowej Malenie (Monica Bellucci jako synonim włoskiego piękna i klasy). Mizoginiczna społeczność małego miasteczka potępia oczywiście uczucie łączące dwoje głównych bohaterów, zaś ścieżka dźwiękowa stanowi tutaj swoistą kontynuację motywów, które poznaliśmy w „Cinema Paradiso”. To kombinacja łapiących za serce melodii i nostalgii za dawną, dziewiczą wręcz Sycylią.

Muzyka, którą Morricone napisał do „Maleny”, nazywana jest też czasem hołdem złożonym jego ojczystym Włochom, pełnym wysokiej kultury i sztuki, ale także pasji, sprzeczności i niesamowitej energii. Soundtrack nominowany był zarówno do Oscara, jak i do Złotego Globu.

 

 

Nienawistna ósemka” (2015)

Morricone i Tarantino oficjalnie współpracowali przy zaledwie jednym filmie, jednak utwory Włocha znalazły się w wielu innych obrazach amerykańskiego reżysera. Tarantino nigdy nie ukrywał, iż jest wielkim fanem twórczości Morricone – jego kompozycje znalazły się na ścieżkach dźwiękowych w obydwu częściach „Kill Billa” oraz w „Grindhouse: Death Proof”. Miał też napisać soundtrack do „Bękartów Wojny”, jednak nie było to możliwe ze względu na kolidujące ze sobą grafiki obydwu twórców. Morricone skomponował jednak utwór „Ancora Qui” na potrzeby „Django”, zaś pełnowymiarową współpracę panowie podjęli dopiero przy „Nienawistnej ósemce”. I była to współpraca znacząca, bo to właśnie za ten film Morricone zdobył wreszcie swojego pierwszego Oscara (wynikającego z nominacji; honorową statuetkę za całokształt twórczości otrzymał w 2007 roku). Stał się tym samym drugą najstarszą osobą w historii nominowaną do tej nagrody, a także najstarszym w historii jej zwycięzcą – miał wówczas 87 lat.