Centrum Warszawy, niewielkie mieszkanie, a w nim para trzydziestokilkulatków: Marta i Łukasz. Ona pracuje jako sekretarka w muzeum, on jako rejestrator w przychodni. Ich pensje nigdy nie pozwoliłyby na zajmowanie lokalu przy reprezentacyjnym, atrakcyjnym geograficznie i towarzysko Placu Zbawiciela, ale należy on do stryja Marty. Krewny postanawia wspomóc młodą parę i oddać im pod opiekę nie tylko dwa pokoje z kuchnią, ale także kolekcję obrazów, zapasowe żelazka i farelki, klasery, wypchanego orła przedniego, kilimy i masę innych rzeczy, których żal wyrzucić. Mieszkanie ma też sublokatora: w szafie w przedpokoju mieszka Adam Mickiewicz, który jest wampirem.

Czytelnicze i myślowe schematy

Grzegorz Uzdański serwuje tę wiadomość czytelnikom i czytelniczkom bez większych ceregieli. Wieszcz nie umarł, w dzień chowa się między ubraniami, a nocą wychodzi na łowy, w ramach humanitaryzmu ograniczając się zazwyczaj do konsumowania szpitalnych odpadów. Poza tym nie robi właściwie nic: przegląda fora internetowe dotyczące piłki nożnej, koresponduje z Ignacym Domeyką, który także żyje, zamieniony przez wdzięcznych za jego wkład w rozwój nauki Chilijczyków w człowieka-pumę. Nie wiadomo w zasadzie, dlaczego nieumarły poeta mieszka u stryja Marty i jak obecni lokatorzy dowiedzieli się o jego obecności. Obecność Mickiewicza w ich życiu jest faktem, tak jak obecność „Pana Tadeusza” w programie nauczania.

Jakie możliwości niesie ze sobą zestawienie najważniejszego w dziejach literatury polskiej poety ze współczesną Warszawą i parą neurotycznych bohaterów, próbujących radzić sobie z codziennym życiem i emocjami, które generuje bycie w związku? Uzdański umieszcza swoje postaci na nieoczywistej ścieżce, co sprawiło że najpierw poczułam się „Wypiorem” rozczarowana, a dopiero po miesiącu wałkowania na wszystkie strony swoich wrażeń z lektury zrozumiałam, w jak doskonały sposób ta powieść obnaża nasze czytelnicze i myślowe schematy zabetonowanie w pewnych rejestrach odbioru.

Wypiór Uzdański recenzja

Nerwowe strumienie świadomości

„Wypiór” to trzecia książka prozatorska Grzegorza Uzdańskiego, autora „Nowych wierszy sławnych poetów”. Powiedzieć o autorze, że ma świetny słuch, wyczucie frazy i że potrafi naśladować każdy rejestr poetycki, ubierając w niego współczesne i czasami, zdawałoby się, banalne treści (jak wyglądałby facebookowy feed Juliana Tuwima?), to nic nie powiedzieć. Niezwykły talent literacki pozwala mu budować bohaterów i bohaterki, do których natychmiast się przywiązujemy, w ich nerwowych strumieniach świadomości z łatwością rozpoznajemy siebie, własne dylematy i myślowe natręctwa. Postaci Uzdańskiego są przeczulone, na równi przejęte problemami świata co własnym wizerunkiem, w pełni świadome śmieszności, na jaką naraża je ciągłe analizowanie swoich słów i zachowań, w ostatecznej obronie sięgające po autoironię. Tak skonstruowane są Justyna i jej matka, podróżujące wspólnie w poszukiwaniu śladów rodziny w „Wakacjach” czy osoby skupione wokół domu spokojnej starości w „Zaraz będzie po wszystkim”. Od wzoru nie odbiegają też Marta i Łukasz z „Wypiora”, napisanego trzynastozgłoskowcem, jedenastozgłoskowcem i heksametrem polskim, czyli stopami rytmicznymi, które nasze sformatowane przez szkołę mózgi instynktownie łączą z Mickiewiczem.

Związek Marty i Łukasza najlepszy okres ma już za sobą. Obecnie tkwią w fazie umiarkowanego wypalenia. Praca służy tylko płaceniu rachunków, nie zaspokojeniu ambicji - te skupiają się u obojga na polu literatury. Łukasz jest poetą, Marta w chwilach wolnych od robienia kawy i ogarniania sekretariatu stara się stworzyć powieść o współczesnej wyznawczyni towianizmu. Nie jest to jednak satysfakcjonujące artystycznie doświadczenie - wydaje się, że i Marta, i Łukasz mają świadomość, że mogą nie doczekać swoich pięciu minut, a ciągłe pisanie, rozmawianie o pisaniu i próby zmuszenia się do pisania zapełniają tylko pustkę, która czai się w rogach mieszkania i egzystencji. Można pogadać o wychowaniu niesfornego kota, posłuchać znajomych, którzy wrócili z kolejnej egzotycznej podróży, obejrzeć serial, poprzytulać się na kanapie,powalczyć w internecie o feminatywy (Marta) albo ukradkiem przeglądać Tindera (Łukasz). Tylko co dalej? Czy to już naprawdę wszystko, co się w życiu wydarzy?

Współczesny trzynastozgłoskowiec

Tutaj powinnam napisać, że marazm rozwiewa się za sprawą Mickiewicza - ostatecznie dzielenie mieszkania z nieumarłym wieszczem powinno być sprawą ekscytującą. Ale nie jest. Łukasz nie cierpi Adama, którego wini za rozkład pożycia seksualnego z Martą. Jak można skupić się na erekcji, kiedy w szafie siedzi wampir? W dodatku Marta poświęca Mickiewiczowi dużo czasu, namawiając go do pisania, budowania pozycji na rynku literackim, chociażby pod pseudonimem, do zabierania głosu w ważnych kwestiach społecznych. Przecież kiedyś był tak aktywny politycznie! Dlaczego teraz milczy? No właśnie. To jest najciekawszy aspekt powieści Uzdańskiego, ukryty pod błyskotliwymi zdaniami ułożonymi w poemat. I muszę powiedzieć, że jestem przerażona kiedy recenzenci i recenzentki piszą, że „Wypiór” to książka przezabawna. Owszem, zderzenie kojarzącego nam się z koturnowymi lekturami i eposem narodowym trzynastozgłoskowca z banałem codziennego życia daje komiczny efekt, podbity niezwykłym talentem Uzdańskiego do wyszukiwania niebanalnych rymów i skojarzeń. Ale to jest warstwa językowa. W warstwie sensów nie ma w tej powieści nic śmiesznego, chociaż przyznam, że sama dałam się początkowo zwieść przekonaniu, że wrzucenie romantycznego poety w dziki kapitalizm współczesnej Warszawy musi zaowocować serią przezabawnych konceptów. I stąd rozczarowanie, o którym wspomniałam na początku - a potem refleksja, że zbyt łatwo dajemy się uwodzić pozłotce formy, zapominając o tym, że jest jeszcze treść.

Jak bardzo ekscytujące może być wieczne życie? Mickiewicz ma go wyraźnie dość. Jest otępiały, pogrążony w ponurych myślach - nie o poezji, sztuce, mistycznych doznaniach czy sprawie narodowej. Bezpowrotnie stracił talent i nie wydaje się szczególnie za nim tęsknić. Powraca do niego za to kwestia rodziny, choroby psychicznej żony zmuszonej do życia pod jednym dachem z jego kochanką, pozostawienia dzieci pod opieką obcych, eskapistycznych odjazdów w kolejne sprawy i idee. Jak długo można uciekać przed prawdą o sobie? Dwieście lat to wystarczająco długi okres, żeby zrozumieć proste mechanizmy rządzące światem i wypalić się do cna. Zostaje tylko praca w stróżówce na parkingu i poszukiwanie krwi, która zaspokaja głód. W gruncie rzeczy Mickiewicz nie różni się od Marty i Łukasza, tak samo wymiętych i zmęczonych. Oni jednak jeszcze walczą, mając nadzieję, że możliwa jest kariera, naprawienie świata w internetowych sporach czy zbudowanie szczęśliwego związku. Adam jest pozbawiony złudzeń.

Chciałabym napisać tu o niepozornym zakończeniu, które wybrzmiewa bardzo mocno, jeżeli wpisze się je w kontekst emocjonalnej pustki zjadającej bohaterów. Nie chcę jednak całkowicie odbierać czytelnikom i czytelniczkom przyjemności lektury.

Wampiryczna zwodniczość Uzdańskiego

„Wypiór” to książka napisana z niesamowitą swadą, pod warstwą ironicznego dystansu skrywająca rozpacz i pustkę, tęsknotę za wielkimi ideami, na które już nie ma miejsca - a może nigdy nie było, może osobiste zaangażowanie ponad miarę zawsze skrywa pod płaszczem samotność najbliższych i ucieczkę przed własnymi problemami. Po dwustu latach życia nie ma już dokąd biec. Jest to także tekst obnażający nasze czytelnicze automatyzmy. Kiedy potoczne bluzgi pojawiają się w trzynastozgłoskowcu, jesteśmy rozbawieni. Kiedy Mickiewicz zasiada w budce strażnika na parkingu, zachwycamy się zderzeniem wieszcza ze skrzeczącą pospolitością pracy na śmieciówce. Ale czy potrafimy zajrzeć pod ozdobniki?

Uważajcie na wampiryczną zwodniczość tekstu Grzegorza Uzdańskiego, który nie jest tym, czym się wydaje.

Więcej recenzji znajdziecie w pasji Czytam.