Autorka: Olga Wróbel

„Rzeszot. Biografia romantyczna” Bartosza Sadulskiego spełnia wszystkie moje wymagania. Najpierw czytałam z niedowierzaniem, potem z zachwytem, a na koniec z przerażeniem, trzymając za autora zaciśnięte kciuki (wiecie, jak bardzo utrudnia to czytanie papierowej książki?). „Niech tylko nie położy zakończenia, proszę, niech nie położy zakończenia”. Niejednokrotnie widziałam powieści zaczynające się olśniewającym konceptem, który łatwo opisać i rozwinąć, ale trudno doprowadzić do satysfakcjonującej konkluzji. Sadulski wytrzymał presję.

Polski baron Munchhausen

Zacznijmy od podstaw: o czym jest ta książka? Sadulski wymyślił pana Podedwornego (imię nie pojawia się w tekście), którego „spektakularny żywot” obejmuje większość wieku XIX, i wystylizował go na autentyczną postać. Zanurzenie się w tej rozkosznej konfabulacji ułatwia zdjęcie zamieszczone na stronie siódmej, przedstawiające bohatera patrzącego w obiektyw z zawadiackim błyskiem w oku i lekkim uśmiechem (można się zakochać).

W relacji narratora-biografa pan Podedworny to postać ulotna i migotliwa, polski baron Munchhausen. Znał wszystkich i był wszędzie, „trzymał Kościuszkę za rękę na łożu śmierci w Solurze, Mickiewicza w Konstantynopolu, a Słowackiego na ulicy Ponthieu”. Odprowadziwszy wielkich romantyków do grobu, pojawił się w Galicji i na zapadłej prowincji odkrył tryskającą z ziemi naftę. Potem wraz z Łukasiewiczem wymyślił metodę jej destylacji, przyczyniając się do powstania lokalnych fortun. Następnie… Tego już musicie dowiedzieć się sami i same.

 

Rzeszot. Biografia romantyczna

 

Po narratorze „biograficznym” głos zabiera narratorka pierwszoosobowa – dziewczynka z galicyjskiej wsi, gdzie Podedworny objawia się nagle niczym demon i zaczyna babrać się w cuchnących jeziorkach, z których ciecz wykorzystywana jest przez miejscowych do smarowania osi wozu. Chłopi ze zdumieniem obserwują przybysza z paryskiego bruku, a Podedworny odkrywa, że tutaj nie zadziałają opowieści o Mickiewiczu i pogrzebie Napoleona – na wsi nikt nie jest zainteresowany ideałami romantyków, bo nikt o nich nie słyszał. Świadomość w Galicji jest zakorzeniona w lokalności – liczą się sąsiad, kum, karczmarz, dziedzic, ewentualnie błękitnooki cesarz Franciszek Józef. I to by było na tyle.

Zmieniając narratora na narratorkę Sadulski udziela głosu światu, którego głos dopiero od niedawna wybrzmiewa w odzyskiwanej w rozmaitych stylach historii ludu: od historyczno-fantastycznej „Baśni o wężowym sercu” Radka Raka (zeszłorocznego laureata Nike), poprzez anegdotyczne „Bez pana i plebana” Dariusza Zalegi aż po sążnistą „Ludową historię Polski” Adama Leszczyńskiego czy błyskotliwy esej antropologiczny „Chamstwo” Kacpra Pobłockiego. W „Rzeszocie” obserwujemy początki naftowej prosperity oczami najnieważniejszej z nieważnych: małej chłopki, oderwanej od pasania gęsi przez niezwykłe wydarzenia zwiastowane przez Podedworskiego.

A jednak i tutaj Sadulski zastawia pułapkę na tych, którzy już składają dłonie do oklasków nad inkluzywnością: skąd właściwie możemy wiedzieć, co myślała i jak mówiła galicyjska kilkulatka? Przecież po takiej osobie nie zachowały się żadne źródła. Córka Pietrka Czarnoty jest tworem literackim, o wiele bardziej nierealnym niż pan Podedworny. Momentami przypomina raczej narratora Hrabalowskich „Lekcji tańca dla starszych i zaawansowanych” niż dziecko. Chwila nieuwagi, brak czujności i zapadamy się po szyję w misternym błocie niczym… Niczym pewna postać z „Rzeszotu…”, ale tego też nie chcę wam wyjawiać przed lekturą.

Trzeci typ narracji to powieść epistolarna, której najdoskonalszą realizacją pozostają prawdopodobnie „Niebezpieczne związki” Pierre’a Choderlosa de Laclosa. Sadulski znajduje Podedwornemu obiekt miłości: niemiecką rewolucjonistkę z wyższych sfer Helenę von Fritz. Następnie każe zakochanym rozmawiać o procesie pozyskiwania i przetwarzania nafty, wplatając między fikcyjne listy cytaty z korespondencji Zygmunta Krasińskiego oraz Joanny Bobrowej. Czy to dekonstrukcja miłości romantycznej, zamienionej w miłość przedsiębiorczo-ideową? A może znakomity sposób na umieszczenie w powieści nudnych (w pewnym sensie) detali bez ryzyka znużenia publiczności?

Abstrakcja w warsztacie realisty

Nie ma co udawać, że „Rzeszot…” to książka dla każdego. Proza Sadulskiego przeznaczona jest dla czytelników/czytelniczek z pewnym poziomem oczytania, znajomością konwencji literackich, dla których lektura nie kończy się po przeczytaniu tekstu i odłożeniu książki na półkę. Lektura powieści o Podedworskim wymaga postawienia sobie pytań. Dlaczego Sadulski kilka razy zmienia formę i narratora? Co w roku 2021 może nam jeszcze dać zabawa konwencjami literackimi, mistyfikowanie i mylenie tropów?

Analizuję tutaj z pasją techniczne zaplecze “Rzeszotu”, ponieważ na tym polega krytyka literacka i ponieważ to interesuje mnie najbardziej. Ale nawet najbardziej misterna konstrukcja nie podtrzyma książki, której autor lub autorka nie potrafią pisać. Misternej konstrukcji towarzyszy świetny warsztat. Sadulski pisać potrafi – ujawnia doświadczenie poety i redaktora. W jego prozie nie ma niepotrzebnych zdań czy stylistycznych potknięć. Fraza Sadulskiego pięknie brzmi i mam nadzieję, że „Rzeszot…” doczeka się wersji audio. Spójrzmy na taki oto fragment:

„Rewolucja przemysłowa jednocześnie przerażała go i fascynowała, pisał, że nie ma nic piękniejszego nad maszynę parową, a koleją na linii Liverpool-Manchester jeździł około czterdziestu razy, widział ludzi panikujących wobec potęgi techniki i zawrotnej prędkości szesnastu mil na godzinę, czemu nie dziwił się wcale, bo sam w trakcie pierwszego przejazdu otwartym wagonem po wiadukcie nad kanałem Sankey ze strachu zwymiotował na własne ręce kurczowo trzymające się krawędzi wagonu. Obryzgał przy tym kloszową suknię damy siedzącej nieopodal; zwrócił się do niej słowami  «Przepraszam, jestem z Galicji», co owa dama przyjęła z rozkosznym zrozumieniem, gdyż zawsze miała słabość do ognistokrwistych południowców”.

Do tego należy zaznaczyć, że działa tutaj zasada, zazwyczaj przywoływana przy okazji dzieł Picassa: żeby malować abstrakcje, trzeba najpierw perfekcyjnie opanować warsztat realisty. Sadulski miesza, zwodzi i nagina, a jedocześnie pozostaje autorem o olbrzymiej wiedzy, który dokładnie przygotował się do pisania książki osadzonej w konkretnym miejscu i czasie. Jeżeli odrzucimy cały sztafaż biograficzny, zostaniemy ze skondensowaną historią rozwoju galicyjskiego nafciarstwa, którą będziemy mogli sobie poszerzyć dzięki przypisom i bibliografii. Jeżeli natomiast nafciarze nas nie kręcą, mamy w ręku świetną powieść z gatunku wciągających intelektualnie, spokrewnioną z „Lincolnem w Bardo” George’a Saundersa i „Aż poleje się krew” Paula Thomasa Andersona.

Jako recenzentka z przyjemnością odnotowuję też, że jest to powieść napisana z pasji, bez myślenia o rynku, modach literackich i targecie – bo kto na bohaterów literackiego debiut wybiera nieistniejącego romantyka-przedsiębiorcę oraz naftę w Galicji? Do tego trzeba mieć talent, odwagę, pewność siebie. Bartosz Sadulski zdecydowanie posiada cały ten pakiet.

„Wybór krytyków” to cykl bedący wspólnym projektem Empiku i Unii Literackiej. Co miesiąc troje krytyków literatury poleca trzy najciekawsze premiery mniej znanych polskich autorów. Więcej recenzji, nie tylko z tego cyklu, znajdziecie w pasji Czytam.

A więcej o projekcie i książkach wytypowanych w tym miesiącu będzie można posłuchać podczas spotkania 29 lipca o godz. 18 na kanale Empiku na Facebooku. Link w grafice poniżej.

Wybór Krytyków LIVE – PREMIERA ONLINE 29.07 g. 18:00