W 2018 roku Harlan Coben podpisał z Netflix umowę na adaptacje czternastu książek. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Już w 2019 roku na platformę trafił serial „The Stranger”, który spotkał się z aprobatą widzów. W tym samym roku światowy gigant zaskoczył wszystkich i ogłosił zaadaptowanie do polskich warunków powieści „W głębi lasu” , wyjątkowo w naszym kraju popularnej: od premiery w 2008 roku doczekaliśmy się aż ośmiu wznowień. Polacy zaintrygowali się tajemnicą osnutą wokół wydarzeń w 1994 roku, kiedy czwórka dzieci ginie bez śladu w lesie. Ćwierć wieku później niewyjaśnione wydarzenia dadzą o sobie znać uczestnikom tamtego obozu - Pawłowi Kopińskiemu i Laurze Goldsztajn.
W adaptacji, za którą odpowiadają nagradzani reżyserzy Leszek Dawid („Ki”, „Jesteś Bogiem”) i Bartosz Konopka („Lęk wysokości”, „Królik po berlińsku”), w główne role wcielają się Grzegorz Damięcki i Agnieszka Grochowska, dla której to kolejny udział w projekcie o międzynarodowym zasięgu. Aktorom może otworzyć następne drzwi w karierze. Serial trafi bowiem na platformy w aż 190 krajach świata. Zainteresowaniu sprzyja także fakt, że Harlan Coben nie tylko napisał pierwowzór literacki, ale też pełnił rolę producenta wykonawczego. Premiera liczącego sześć odcinków „W głębi lasu” już 12 czerwca na platformie Netflix.

 

Wywiad z Agnieszką Grochowską

Artur Zaborski: Lubisz przyrodę?

  • Agnieszka Grochowska: Do tego stopnia, że nie widzę żadnego problemu, żeby nie pracować przez pół roku, tylko siedzieć wśród pól i lasów. Czasami aż boję się, że naprawdę mogłabym wsiąknąć na dobre w taki tryb życia. Odkąd pamiętam najlepiej wypoczywałam w otoczeniu natury. Sytuację pandemii, w której się znaleźliśmy, udało mi się przetrwać właśnie dzięki temu. W czasie jej trwania okazało się, że kopanie grządek jest jedną z moich ulubionych czynności, a jako „dorzucacz" do kominków mogłabym się właściwie nająć! (śmiech)

Musiałaś czuć się dobrze w przepięknej scenerii, w której kręciliście „W głębi lasu”.

  • Tak. Radość sprawiał mi też sposób adaptowania książki osadzonej w amerykańskiej rzeczywistości na polskie realia. Lata 90. wyglądały za oceanem zupełnie inaczej niż u nas. Proza takiego autora jak Harlan Coben okazała się jednak na tyle uniwersalna, by bez większych zmian można było ją przenieść w nasze warunki. Myślę, że to dowód na to, że serial będzie zrozumiały i mam nadzieję atrakcyjny pod każdą szerokością geograficzną. Kilka dni temu rozmawialiśmy z Harlanem, więc wiem, że jest usatysfakcjonowany efektem. Bardzo mnie to ucieszyło. Szalenie trudno jest przenieść prozę na ekran w taki sposób, by film był choć porównywalnie atrakcyjny. Znam dwa przykłady filmów, które zachwyciły mnie bardziej niż książki, na podstawie których były nakręcone: „Myszy i ludzie” oraz „Niebezpieczne związki”. Nomen omen w obu zagrał John Malkovich, może to więc chodzi po prostu o niego? (śmiech)

Harlan Coben towarzyszył wam na planie?

  • Był w stałym kontakcie ze scenarzystami, reżyserami i producentami. Nasze rozmowy w czasie zdjęć docierały do niego. Mógł się do nich odnieść. Sama dopiero po skończonej pracy miałam przyjemność porozmawiać z nim. Ucieszyłam się, gdy powiedział mi, że jest zadowolony z postaci, którą wykreowałam.

Wiernie oddałaś Laurę z jego powieści?

  • To jest najciekawsze w adaptacjach literatury, że wierności tekstowi, można dochować co najwyżej na castingu. A potem wnosi się już do postaci siebie, swoje doświadczenia, przeżycia, ciało. Moja Laura to wypadkowa osoby z kart książki i tego, co w nią wniosłam od siebie. Serialowa postać rządzi się już zupełnie innym życiem niż książkowa.

Coben to jeden z tych autorów, którego książki goszczą u Ciebie na nocnym stoliku?

  • Chociaż nazwisko Cobena było mi doskonale znane, bo zaczytywali się w nim moi rodzice, to sama sięgnęłam po jego twórczość, dopiero kiedy dostałam propozycję zagrania we „W głębi lasu”. Zachwyciłam się tą książką, chociaż wcześniej nie byłam miłośniczką kryminałów. Rozumiem jednak, dlaczego ten gatunek jest tak dla wielu czytelników atrakcyjny.

 

Dlaczego?

  • Lubimy zagadki, niewyjaśnione sprawy, tajemnice. Dobrze zrobiony kryminał powoduje, że zapominamy o całym świecie, a skupiamy się wyłącznie na tym, co się stało w świecie przedstawionym. Sama mam tak, że w czasie lektury siedzę jak na szpilkach i zastanawiam się, co się wydarzyło, próbuję rozwikłać zagadkę, poukładać puzzle i złożyć z nich obrazek. Wierzę, że widzowie naszego serialu doświadczą tego samego. Rozsypane elementy na samym początku powoli składają się w nim w całość. Wyjaśnienie zagadki jest ciekawe, warto na nie poczekać.

Uważasz, że polskie „W głębi lasu” ma szansę spodobać się fanom Cobena na całym świecie?

  • Tak, bo uniwersalny jest pierwowzór. I on, i serial można skierować do szerokiej grupy odbiorców. Nie mają znaczenia ani wiek, ani płeć, ani szerokość geograficzna widza. Trafia tak samo do młodzieży, jak i do osób z doświadczeniem życiowym. Każdy z nas ma przecież wspomnienia z bycia w wieku, kiedy wchodzi się w dorosłość. Tych pierwszych momentów, kiedy próbujemy świadomie siebie skonstruować, kiedy już nie mamy nad głową uwag rodziców czy opiekunów mówiących nam, co wolno, a co nie. Moment, kiedy wychodzimy w świat i decydujemy o sobie, jest nieprawdopodobny. Nasza historia jest właśnie na nim oparta.

Praca przy serialu uruchomiła w Tobie wspomnienia z tamtego czasu?

  • Dużo myślałam o czasach, kiedy byłam nastolatką. Nie pamiętałam, że jeździłam wtedy na wypady do lasu. Przypomniałam to sobie dopiero teraz. Nie były to jednak obozy, tylko ekspedycje z z moją grupą teatralną Studencki Teatr Prób, z którą związałam się, jak miałam piętnaście lat. Nie wiem, jak to się dokładnie stało, ale dostaliśmy do dyspozycji pałacyk pośrodku lasu w Podkowie Leśnej. To była cała wyprawa. Pamiętam, jak jeździłam kolejką WKD i jak pośrodku niczego wystawialiśmy Witkacego. To jest doświadczenie, które niewątpliwie mnie w pewien sposób ukształtowało.

W jaki sposób to na Ciebie wpłynęło?

  • Zdefiniowało dla mnie aktorstwo. To wydarzenia, które działy się na długo przed tym, zanim zdawałam do szkoły teatralnej. Może moje myślenie było wtedy naiwne, ale ja już na tamtym etapie wbiłam sobie do głowy, że aktorstwo to coś co jest dla mnie treścią. To nie tylko zawód, rutyna, to nie jest zarabianie pieniędzy.

To jak je definiujesz?

  • Jako przeżywanie życia. Gdy robisz coś, co jest twoją pasją, to się nie nudzi. Jest tajemnicą. Z aktorstwem jest jak z czytaniem Szekspira - choć mamy ten sam tekst, to każdy czyta inny utwór, który stoi gdzieś na pograniczu literatury, filmu i teatru. Dokładnie pamiętam te przemyślenia właśnie z tego lasu w wieku szesnastu lat. Najlepsze jest to, że tamto moje podejście się nigdy nie zmieniło. Wiedziałam, że chcę, żeby moje granie właśnie tak wyglądało. I dziś nadal tego chcę, choć minęło tyle lat.

Po pobycie w Podkowie Leśnej od aktorstwa odwrotu już nie było?

  • Nie było, a mimo to do ostatniej chwili udawałam, że idę na inny kierunek studiów. Nikomu nie powiedziałam, że zdaję na Akademię Teatralną. Na szczęście, wszystko potoczyło się tak, jak sobie zamarzyłam.

Spodziewałaś się wtedy, że dziś będziesz grać ze śmietanką Hollywoodu?

  • Oczywiście, że nie! Do niedawna przez myśl by mi nie przeszło, że to jest osiągalne.

Dlaczego?

  • Zazwyczaj jest tak, że jak się patrzy na coś z bardzo daleka, to czuje się pewien niepokój albo ma się dziwne, nieadekwatne wyobrażenie. Na myśl o graniu za granicą często przychodzą do głowy obrazy czerwonych dywanów, splendoru i bogactwa. Albo odwrotnie - myśli się, że nie da się rady, że to za wysokie progi, że nerwy by mnie zjadły i ledwo bym takie doświadczenie przeżyła. Dopiero zetknięcie się z tym przynosi zmianę perspektywy i pewnego rodzaju oswojenie. Ja to dostałam dzięki możliwości pracy z Tomem Hardym i Elle Fanning, której kariera zapiera mi dech w piersiach. To nieprawdopodobne, że można mieć taki talent i przejść taką aktorską drogę w wieku zaledwie 22 lat.

Nie przeszkadza Ci, że na planach z międzynarodowymi gwiazdami stoisz w ich cieniu?

  • Z faktu, że nikt nie wie, kim jestem, wynika więcej dobrego. Kiedy ktoś mnie w międzynarodowej produkcji obsadza, to w sposób ciekawy, inaczej niż w kraju. Nie jestem od jakiegoś typu ról. Nikt nie myśli, żeby mnie wsadzać w szufladę, albo z niej wyciągać. Dla polskiego aktora to dodatkowa szansa i wyżej zawieszona poprzeczka.

Jako widz nie mam wątpliwości, że do niej bez problemu doskakujesz. Czujesz tak samo?

  • Kiedy dostałam rolę w serialu „Sanktuarium zła”, w którym zagrałam u boku Matthew Modine’a, i wyjechałam na cztery miesiące do Rzymu, musiałam przez 40 dni zdjęciowych grać w obcym języku. I okazało się, że chociaż gram polską lekarkę, to mam pełnoprawną rolę, jestem w dialogu i to się wszystko trzyma w całości. To jest kolejna fascynująca stacja na drodze mojej kariery. Fenomenalna przygoda, w której mogłam wziąć udział.

Takie przygody rozbudzają twój apetyt?

  • Oczywiście! Mam chrapkę na zdecydowanie więcej!

Autor foto: materiały prasowe Netfliksa