„VinyLOVA” – taki tytuł nosi nowy album Cleo – raczej nie przypadkiem jest połączeniem słów, które kojarzą nam się z muzyką i miłością.  Zapraszamy do lektury wywiadu, w którym rozmawiamy o inspiracjach i całym procesie powstawania nowej płyty Cleo.

Piotr Miecznikowski: Materiał na „VinyLOVĄ” był gotowy jeszcze przed wybuchem pandemii. Czy fakt, że cały świat stanął w miejscu na prawie trzy lata, miał wpływ na premierę twojego nowego albumu?

  • Cleo: Sytuacja wyglądała tak, że byliśmy już na etapie zamykania całości, kiedy wybuchła pandemia. Na samym końcu pracy, kiedy ma się już pełny obraz, zazwyczaj chce się wszystko ostatecznie dopieścić, nanieść ewentualne poprawki i dopracować na sto procent. Niestety nam ten proces bardzo się rozwlekł z powodu całego tego zamieszania. Nie mogliśmy się spotykać w studiu, zapanował chaos, ludzie byli w tym zagubieni, nikt nie wiedział jak sobie poradzić i jak się obchodzić z tym wirusem. Dlatego postanowiliśmy, żeby premierę przenieść na rok 2022.

Na przestrzeni ostatnich miesięcy, w trakcie rozmów z wieloma artystami, dowiadywałem się, że pandemia miała wpływ na kształt nie tylko samej pracy, ale też materiału, który trafił na ich płyty. U ciebie chyba tak nie było, skoro wszystko zostało napisane wcześniej? Pandemia nie rzuciła cienia na twoje piosenki?

  • Znając siebie samą, zakładam, że nawet gdybym pisała i nagrywała wszystko w czasie lockdownu to efekt końcowy pewnie nie byłby inny niż jest (śmiech). Taka już jestem, że nawet w ciężkich momentach, a może nawet szczególnie wtedy, piszę raczej pogodne i wesołe piosenki. Muzyka jest dla mnie azylem, miejscem w którym mogę oczyścić głowę, uciec od problemów, które przynosi codzienność. Im bardziej skomplikowana jest sytuacja dookoła, tym weselsze piosenki staram się pisać. Oczywiście nie twierdzę, że „VinyLOVA” to same optymistyczne kompozycje, jest tu też kilka poważniejszych fragmentów, jednak ogólny vibe tej płyty jest raczej pozytywny.

 

VinyLOVA

 

Czyli muzyka jest tu formą ucieczki od problemów?

  • Musimy mieć jakieś ujście dla tego ciśnienia. Jakąś drogę ucieczki od wszystkich kłopotów, które nas gnębią. U mnie w każdym razie tak to działa, lubię budować sobie taki azyl.

W opisie dołączonym do płyty, znajdujemy informację o inspiracjach i wymienione są dekady: lata czterdzieste, pięćdziesiąte, sześćdziesiąte, siedemdziesiąte, osiemdziesiąte i... tu wątek się urywa. Dlaczego? Czy po roku dziewięćdziesiątym nie wydarzyło się w muzyce nic takiego, co byłoby dla ciebie inspiracją?

  • Wydarzyło się i te późniejsze lata były inspiracją, dzięki której powstał album „Supernova”. Te dwie płyty – „Supernova” i „VinyLOVA” to siostry bliźniaczki, tylko pokazane w innym ujęciu, innej odsłonie. A dlaczego akurat taki przedział czasowy jest tu bardziej podkreślony? Po prostu chciałam wrócić do piosenek i klimatów, które interesowały mnie w dzieciństwie. Wtedy bardzo lubiłam „old school”, a najbardziej kawałki soulowe z lat sześćdziesiątych czy fajne disco z lat siedemdziesiątych. Moja mama kochała taką muzykę i często opowiadała mi, jak chodziła z siostrami potańczyć na parkiecie ze dyskotekową kulą nad głową (śmiech). Chłonęłam wszystkie te opowieści ze wszystkimi szczegółami i chyba stąd moja miłość do tego klimatu. Trochę to słychać na nowej płycie, chciałam pokazać co mi w duszy gra. Może nie tak dosłownie jak to robi Mrozu, bo u niego to jest bardzo dosłowne. U mnie to tylko delikatne nawiązania.

Zakładam, że musi tu być trochę luzu i humoru, skoro album nosi tytuł „VinyLOVA”, a pojawi się jako CD i wydania cyfrowe.

  • Trochę tak, to może wyglądać zabawnie, ale mam plan i nadzieję, że uda się w którymś momencie wydać także prawdziwy winyl. Czasy mamy teraz takie, że muzyka trochę nam odlatuje, tracimy z nią fizyczny kontakt. Wszystko funkcjonuje w przestrzeni internetowej, w digitalu. Mnie jednak zależy na tym, żaby muzyka była bardziej obecna, żeby została z nami nawet pod postacią płyty CD. Mocno trzymam kciuki, żeby powrót fascynacji czarnymi płytami jeszcze bardziej się umocnił. To niesamowite uczucie, kiedy trzymamy w dłoniach płytę winylową. Chciałbym, żeby to zostało z nami na zawsze. Wychowywałam się przed erą internetu i dobrze pamiętam, jak znajomi zgrywali mi muzykę na kasety. Pamiętam, że kiedy koleżanka zgrała mi muzykę z filmu „Sister Act 2”, gdzie śpiewała Lauryn Hill to płakałam, naprawdę płakałam ze szczęścia, że to mam (śmiech). Nauczyłam się szanować muzykę w czasach, kiedy nie wszystko było dostępne za darmo w ciągu kilku sekund. Naprawdę doceniam każdy moment słuchania muzyki.

 

 

Opowiesz jak wyglądała praca na „VinyLOVĄ”?

  • Najczęściej w taki sposób, że najpierw opowiadałam o jakie kompozycje mi chodzi, w jakim klimacie i jakiej formie, a po jakimś czasie dostawałam takie szkice do posłuchania. Oczywiście, nie były to gotowe utwory, tylko pomysły oraz baza, do której ja później szukałam fajnych linii melodycznych. Nagrywałam sobie  te szkice, słuchałam i kiedy się okazało, że „zażarło” to pisałam dalej. Skupiałam się dość mocno na refrenach, bo to jest często ta część piosenki, którą najszybciej słuchacz przyswaja i zapamiętuje. Niektóre idee wymagały dłuższej pracy, a niektóre powstawały bardzo szybko – naturalnie, jak na przykład w piosence „Za krokiem krok”. Ta linia pojawiła się bardzo szybko i w taki organiczny sposób, bardzo przyjemnie to wspominam. To miłe uczucie, kiedy piszesz coś i masz ciarki na rękach (śmiech).

A w produkcję materiału też się angażowałaś, czy zostawiłaś to fachowcom?

  • Starałam się mieć kontrolę nad wszystkim , jednak pozostawiłam tę pracę ludziom, którzy robią to lepiej i po prostu znają się na tej robocie. Sama skupiłam się na pisaniu tekstów i oprawie wizualnej, teledyskach itd.

 

cleo

 

Na płycie pojawiają się bardzo fajni goście: Dawid Kwiatkowski i Maryla Rodowicz. Dlaczego akurat tych artystów postanowiłaś zaprosić?

  • Zacznijmy od tego, że uważam ich za swoich przyjaciół. Marylka od zawsze była dla mnie ważną i inspirującą postacią, sama śmieje się czasami że jest moją „music mama” (śmiech). Wpłynęła na mnie w znaczący sposób, całe dzieciństwo śpiewałam jej piosenki i to bezpośrednio na mnie wpłynęło. Jej udział na mojej płycie to spełnienie marzeń. Kilka razy, kiedy byłyśmy razem w studiu czy na planie teledysku prosiłam ją, żeby mnie uszczypnęła, bo nie mogłam uwierzyć, że to się naprawdę dzieje (śmiech). A Dawid Kwiatkowski? Myślę, że określenie „bratnia dusza” to dobra definicja tego co nas połączyło w trakcie wspólnej pracy. Spotkaliśmy się przypadkiem, na planie w studiu telewizyjnym i to było to uczucie, którego życzę wszystkim – od pierwszej chwili miałam wrażenie, że znamy się od zawsze (śmiech). Od razu poczułam, że trzeba to przełożyć na piosenkę i myślę, że udało się to naprawdę dobrze. Dawid to bardzo pozytywna postać, dobry człowiek po prostu. To czuć w jego obecności i w tym co robi. Mam szczęście do dobrych ludzi (śmiech).

 

 

Po więcej wywiadów i wieści ze świata muzyki zapraszamy do działu Słucham.

Zdjęcia w artykule: mat. wydawcy, Musicom