Pisać tak, żeby chcieli czytać, to jedno. Pisać tak, żeby się utrzymać, to zupełnie inna para kaloszy. Zwłaszcza początki bywają wyjątkowo trudne, o czym przekonali się nawet ci, których dziś uznajemy za najlepszych. Oto kilka historii o tym, jak musieli radzić sobie znani autorzy, zanim ich nazwiska trafiły na listy bestsellerów.

 

Biedny jak humanista

Nawet obecnie, w czasach kiedy produkcja i dystrybucja książki nie są żadnym problemem, utrzymanie się wyłącznie dzięki literaturze jest niemałym wzywaniem. Niewielu autorów może sobie pozwolić na luksus rezygnacji z innych form zarobkowania. A jeszcze kilka dekad temu graniczyło to niemal z cudem. Dlatego żywej gotówki szukano gdzie indziej. Największym z poszukiwaczy był Mark Twain, który swego czasu uległ gorączce złota i zamiast pisać, przecedzał sita w poszukiwaniu cennego kruszcu.

 

Od biura matrymonialnego po książki o miłości

Katarzyna Grochola o pisaniu marzyła ponoć od zawsze. Jak wiemy, swój plan wcieliła w życie, jednak zanim jej dzieła zajęły eksponowane miejsca w witrynach księgarni, wykonywała wiele innych prac. Najbardziej niecodziennie brzmi z pewnością rola konsultantki w biurze matrymonialnym. Cóż, może właśnie dzięki codziennemu obcowaniu wśród tylu złamanych i poszukujących serc, tak dobrze tworzy miłosne historie w swoich książkach?

 

Na szlaku

Harlan Coben uznawany jest przez wielu za mistrza powieści kryminalnych. Jednak jego droga życiowa mogła podążyć zupełnie innym szlakiem. Dosłownie. Po ukończeniu studiów w latach osiemdziesiątych, Coben pracował w firmie turystycznej swojego dziadka. Młodego Cobena można było spotkać m.in. w Hiszpanii, gdzie oprowadzał wycieczki po szlaku Costa del Sol. Na szczęście nie zaprzepaścił studenckich marzeń o pisaniu (na uczelni był w bractwie z bliskim przyjacielem Danem Brownem, co wzajemnie ich napędzało) i dziś możemy cieszyć się kolejnymi intrygami jego autorstwa.

 

Najpierw była muzyka

Azjatycki mistrz słowa pisanego, jakim niewątpliwie jest Haruki Murakami, również pierwszych pieniędzy nie zarobił na pisaniu. Po ukończeniu studiów razem z żoną prowadził klub jazzowy „Peter Cat” w jednej z tokijskich dzielnic. Debiutował w konkursie literackim mając 30 lat. Nagroda była zarazem trampoliną do literackiej sławy, jak i zmianą instrumentów muzycznych na maszynę do pisania.

 

Bestseller w koszu

W licznych wywiadach Stephen King podkreślał, że gdyby nie upór i wsparcie małżonki, pewnie nigdy nie zostałby pisarzem. Pracując jako nauczyciel angielskiego i dorabiając po godzinach w pralni chemicznej, ledwo znajdował czas na pisanie. Mimo przeciwności losu napisał „Carrie”, którą jednak odrzuciło kilkadziesiąt wydawnictw. Ponoć po otrzymaniu kolejnej odmowy, rękopis debiutanckiej powieści Kinga wylądował podarty w koszu. Na szczęście wyjęła go stamtąd żona autora „Ręki Mistrza”.

 

Jutro będzie futro

Cały świat dziś zna „Wiedźmina”. A kto wie, że jeszcze do 1994 roku Andrzej Sapkowski handlował futrami? Firma, w której pracował nastawiona była na eksport. Ciekawe, czy gdyby autor „Sezonu Burz” lepiej radziłby sobie w branży futrzarskiej, to dziś zamiast sprzedawać za granicę kolejne tomy opowieści o Białym Wilku, wysyłałby futra z norek albo lisów.

 

Zawsze do celu

To tylko niektóre historie obrazujące, jak kręta bywa droga na szczyt, w tym przypadku literacki. Wszyscy twórcy zgodnie podkreślają, że pisarstwo to nie tylko talent, ale też mozolna praca. Mimo tego w każdym z wymienionych przypadków, pasja zwyciężyła.