Prywatny odrzutowiec? Czemu nie!

Chociaż fakt posiadania przez gwiazdy prywatnego samolotu raczej nikogo dzisiaj nie dziwi, to w 1973 roku była to oznaka pewnej ekstrawagancji. Dodatkowo, w grę wchodził pierwszy Boeing 720-022, jaki kiedykolwiek zbudowano. Na jego wyposażeniu znajdowały się między innymi główna kabina z obrotowymi fotelami, skórzaną kanapą o długości 10 metrów, barem z wbudowanymi elektronicznymi organami (!), telewizor z odtwarzaczem wideo oraz jeszcze jedną, mniejszą kanapą, a także sypialnia z ogromnym łóżkiem pokrytym białym futrem oraz prysznic. Oraz, oczywiście, liczne groupies. Maszyna ochrzczona została mianem „Statku kosmicznego” („The Starship”) i używana była podczas obydwu tras koncertowych Led Zeppelin do Stanach Zjednoczonych. Była to droga zabawa - 2,5 tysiąca dolarów za godzinę - co oczywiście nie przeszkadzało rockmanom w ochoczym korzystaniu z tego środka lokomocji. Peter Grant, wieloletni menedżer zespołu wspominał nawet, że Bonham pilotował maszynę na trasie z Los Angeles do Nowego Jorku, oczywiście nie mając do tego uprawnień.

 

Plant nagrał album „Presence” siedząc na wózku inwalidzkim

Podczas rodzinnych wakacji w Grecji w 1975 Robert Plant uległ wypadkowi samochodowemu, w wyniku którego złamał kostkę oraz łokieć. Na szczęście ani jego żonie, ani ich dzieciom nie stało się nic poważnego. Krótko później Led Zeppelin weszli do studia, żeby nagrać swój siódmy studyjny album, „Presence”. Ranny Plant nie chciał hamować prac nad  nowymi nagraniami, poruszał się z pomocą wózka inwalidzkiego. Płyta powstała w rekordowym czasie 18 dni.
 

 

 

John Bohnam nigdy nie uczył się grać na perkusji

Tragicznie zmarły John Bonham dziś zaliczany jest do najlepszych perkusistów w historii - doceniano jego siłę i tempo, szybkie basowe uderzenia i niesamowite wyczucie rytmu. Nie wszyscy jednak wiedzą o tym, że sklasyfikowany przez „Rolling Stone’a” na pierwszym miejscu listy „Perkusistów wszechczasów” Brytyjczyk był w zasadzie całkowitym samoukiem! Swój pierwszy „zestaw” perkusyjny stworzył z garnków i patelni już w wieku pięciu lat. Co więcej, pierwszy w życiu profesjonalny bęben dostał dopiero kolejnych pięć lat później, zaś cały zestaw z prawdziwego zdarzenia - w wieku lat 15. Sam Jimi Hendrix wyznał kiedyś, że chociaż w ogóle nie był fanem twórczości Led Zeppelin, to kilkukrotnie namawiał Bonhama do współpracy. Ten jednak pozostał lojalny swoim kolegom.
 

Jeden z najlepiej sprzedających się zespołów w historii

Sam ten fakt nikogo oczywiście nie dziwi, jednak w tym przypadku ważny jest jeden drobny szczegół: Led Zeppelin nie wydali ani jednego singla! Od samego początku kariery zdecydowali się wyłącznie na sprzedaż całych albumów, których powstało dziewięć (studyjnych). Osiągnięty przez nich wynik - 300 milionów płyt! - tym samym robi jeszcze większe wrażenie. I tak, debiutanckie wydawnictwo, „Led Zeppelin” (na którego okładce znalazło się słynne ujęcie płonącego sterowca) w samych tylko Stanach pokryło się ośmiokrotną platyną, zaś „Led Zeppelin II” osiągnęło tam wynik „diamentowy”, czyli 12-krotną platynę. Największym hitem sprzedażowym na rynku amerykańskim była jednak „Led Zeppelin IV”, której przyznano tytuł podwójnej diamentowej płyty, czyli 23-krotnej (!) platyny.
 

 


Dzień, w którym umarła muzyka

„Wierzę w boga, stary. Widziałem go. Czułem jego moc. Gra na bębnach w Led Zeppelin i nazywa się John Bonham, dziecino!” - mówi w pilotowym odcinku „Freaks and Geeks” grany przez Jasona Segela nastoletni Nick Andopolis. Cytat ten idealnie oddaje kosmiczny poziom popularności, jaki osiągnął nie tylko sam Bonham, ale i jego koledzy na bardzo trudnym amerykańskim rynku muzycznym. 24 września 1980 roku perkusista spędził na próbach zespołu przed rozpoczynającą się za dwa tygodnie amerykańsko-kanadyjską trasą koncertową, pierwszą od trzech lat. Później impreza przeniosła się do domu Page’a w hrabstwie Windsor - muzyk zasnął w jednym z pokoi po północy i został znaleziony popołudniu następnego dnia przez Johna Paula Jonesa i koncertowego menadżera grupy, Benji’ego LeFevre, nie dając oznak życia. Jak wykazały późniejsze badania, 32-letni Bonham w ciągu 24 godzin wypił około półtora litra wódki, jednak jako bezpośrednią przyczynę śmierci podano zakrztuszenie się własnymi wymiocinami. Plant, Page i Jones nie wyobrażali sobie zastąpienia Bonhama innym perkusistą, zdecydowali więc o zakończeniu działalności zespołu.