Gatunki muzyczne często utożsamiane są z prekursorami danego stylu, jak chociażby grunge i Wielka Czwórka z Seattle. Wpływ duetu Beach House na dream pop jest jednak na tyle odczuwalny, że chociaż ten muzyczny styl powstał w latach 80. ubiegłego wieku, dziś ramy gatunku wyznacza twórczość tego niebagatelnego amerykańskiego zespołu.

Dream pop, czyli ścieżka dźwiękowa kolorowych snów

Zanim przedstawimy Victorię i Alexa, poświęcimy chwilę na przyjrzenie się gatunkowi muzyki, który reprezentują. W drugiej połowie XX wieku muzyka rockowa stawała się coraz bardziej różnorodna. Muzycy eksperymentowali, odkrywając kolejne pogranicza głównego nurtu. Wspomniany we wstępie grunge należał do tzw. ciężkich brzmień, natomiast równolegle rodziła się szeroko rozumiana alternatywa. Zakładano wiele zespół indie rockowych, charakteryzujących się ciekawym brzmieniem, jednak znacznie łagodniejszym niż Nirvana czy Pearl Jam.

Ciekawym zjawiskiem były kapele, które czerpały sporo inspiracji z muzyki popularnej, jednak ich własna twórczość była często skrajnie niszowa. Poniekąd w tym miejscu można osadzić dream pop. Ten muzyczny styl narodził się w latach 80. XX wieku w Wielkiej Brytanii. Jako prekursorów tego typu muzyki zalicza się takie kapele jak: Verve, The Sundays, Curve, No-Man czy My Bloody Valentine.

Muzycy tworzyli słodko-gorzki miks cukierkowego popu z gorzkim wydźwiękiem ambitniejszych gatunków. Towarzyszyło temu nierzadko specyficzne poplątanie rytmów, które ostatecznie dawały psychodeliczny wręcz efekt. Większość dreampopowych zespołów łączyły zmysłowe, akustyczno-ambientowe podkłady melodyjne z równie łagodną tonacją wokalistów i wokalistek. W ten nurt na początku XXI wieku wpisał się również duet Beach House.

 

beach house

 

Domek w mieście bez plaży

Pochodząca z Francji Victoria Legrand była wokalistką i grywała na klawiszach. Z kolei wywodzący się z Baltimore gitarzysta Alex Scally grał indie rocka, jednak nie potrafił znaleźć dla siebie miejsca w żadnej kapeli. Mieszkali w tym samym mieście i kiedy ich ścieżki się spotkały, dość szybko zrodził się pomysł na założenie zespołu. Wyobraźnia była ich mocną stroną od samego początku. Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że nazwali kapelę Beach House (ang. domek na plaży), podczas gdy w Baltimore nie ma ani kawałka piaszczystego brzegu? W wywiadzie z 2018 roku Scally zapytany o nazwę odparł, że zarówno dla niego, jak i Victorii muzyka jest ich własnym, odrębnym światem, a wtedy symbolem takiego innego świata był domek na plaży.

Na początku swojej osiemnastoletniej kariery grali głównie soft indie pop, który możemy usłyszeć na dwóch pierwszych płytach „Beach House” oraz „Devotion”. Na ścieżkę dream popu wkroczyli dopiero w 2010 roku za sprawą albumu „Teen Dream”. Właśnie trzeci krążek duetu z Baltimore uznaje się za przełomowy moment w ich karierze, mimo że pierwsze dwie płyty spotkały się głównie z pozytywnymi recenzjami.

 

 

Poszczególne fragmenty utworów szybko zyskały nowe życie w postaci sampli. Z twórczości Beach House skorzystali m.in. The Weeknd czy Kendrick Lamar. Z dzisiejszej perspektywy można by stwierdzić, że dream pop był pisany tym dwojgu. W eteryczno-onirycznej estetyce Beach House odnaleźli się najlepiej, czego efektem są sukcesy kolejnych, łącznie siedmiu albumów formacji.

Eteryczne doświadczenia

Przeglądając single Beach House na YouTubie, w komentarzach najczęściej znaleźć można wpisy w stylu „ethereal experience!”. Muzyka zespołu niemal w każdym kawałku ociera się o ulotne, eteryczne doświadczenia, które znikają wraz z końcem utworu. Niekiedy linię melodyczną stanowią klawisze i spora dawka elektroniki, a innym razem za podkład wystarczy jedynie brzmienie gitary akustycznej, jak np. w utworze „Sunset” z najnowszego, ósmego albumu studyjnego formacji. Zresztą bez względu na to, po jaki instrument sięgną, ich muzyka ma wręcz terapeutyczny wymiar. Pozwala się wyciszyć, zwolnić na chwilę i wznieść się odrobinę ponad przyziemną codzienność.

Beach House można słuchać zarówno w momentach smutku, jak i chwilach radości, ponieważ chociaż często introspektywne piosenki zespołu, są jednocześnie niezwykle uniwersalne i to przede wszystkim słuchacze mogą nadać im własny sens oraz wydźwięk.

 

 

Ikony dream popu

Ważne jest również to, że Victoria i Alex nie zamykają się wyłącznie na własne, metafizyczne wizje. W ich muzyce słychać inspiracje z minionych dekad, do czego muzycy przyznają się w wywiadach. Beach House z biegiem lat udoskonalali swój styl, by w pewnym momencie samemu stać się kreatorami trendów w dream popie. Jako jedni z pierwszych zwrócili uwagę na niezwykłe możliwości tworzenia klimatu w trakcie koncertów za sprawą oświetlenia. Ich występy to prawdziwy audiowizualny spektakl, który tworzy spójną całość. Muzycy otaczają się aurą mistycyzmu i ulotności, która czyni każdy ich performance wyjątkowym.

Czy o wyjątkowości można mówić w przypadku najnowszej płyty „Once Twice Melody”? W pewnym sensie tak, ponieważ po raz pierwszy Victoria i Alex zaangażowali w tworzenie albumu tak wielu muzyków. Do współpracy został zaproszony zespół smyczkowy, a za aranżacje odpowiada David Campbell. Miksy na „Once Twice Melody” wykonał w większości Alan Moulder, ale w przypadku kilku utworów zaproszeni zostali także Caesar Edmunds, Trevor Spencer oraz Dave Fridmann.

 

Once Twice Melody beach house

 

„Once Twice Melody” to kolejna niesamowita podróż, w jaką zabiera nas duet Beach House. Tym razem wędrujemy nie tylko między marzeniami, ale również podróżujemy w czasie. W części utworów, jakie usłyszymy na tej płycie można doszukać się inspiracji takimi artystami jak Enya (np. w piosence „Another Go Around”). Niemniej każda pozycja na trackliście to unikalne doświadczenie, które warto poczuć na własnej skórze.

Zachęcamy do sięgnięcia po dyskografię Beach House, a więcej muzycznych wiadomości znajdziecie w sekcji Słucham.

Zdjęcie okładkowe oraz w treści artykułu: David Belisle