Autorka: Ewa Świerżewska

Kasia Walentynowicz, ilustratorka, graficzka. Absolwentka Wydziału Grafiki na ASP w Warszwawie i ESAD w Porto, Projektowania Ubioru w MSKPU w Warszawie i Design Management w SWPS w Warszawie. Współpracuje ze studiem graficznym Homework. Specjalizuje się w projektach dla instytucji kultury, przede wszystkim związanych z edukacją dziecięcą. Autorka identyfikacji wszystkich edycji festiwalu filmowego Kino Dzieci, ilustrowanej identyfikacji miejsca edukacji rodzinnej w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, druków edukacyjnych dla Muzeum Narodowego w Warszawie, Muzeum Fryderyka Chopina w Warszawie czy Cricoteki w Krakowie. Współzałożycielka marki gier planszowych Zagrywki, wydawczyni gry “Psiechadzka”. Autorka ilustracji do książek. Ilustracje włączone do zbiorów sztuki Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie.

Rozmowa z Kasią Walentynowicz

Ewa Świerżewska: Trudno narysować jest NIC?

  • Kasia Walentynowicz: Podczas czytania tekstu do książki „Coś i Nic”, napisanego przez Anię Paszkiewicz, pomysł przyszedł mi do głowy wraz z czytaniem kolejnych zdań! Postanowiłam narysować NIC jedynie przerywaną linią. Dość szybko nasunęło mi się skojarzenie, że tak często zaznacza się to, czego nie ma, chociaż tak naprawdę jest. Na przykład przerywaną linią rysuje się w matematyce ściany figur geometrycznych, których nie widać na danym rzucie, albo w origami – linie, według których zagina się kartkę, chociaż te linie same w sobie mają być z założenia niewidoczne. Fastrygowanie to kolejne takie kluczowe “nic”. Moje NIC przybiera różne kształty – zależne od tego, w jakim kontekście się pojawia i co akurat oznacza. Analogicznie COŚ – jest generalnie plątaniną kolorowych, wyrazistych linii, ale zmienia kształt w zależności od kontekstu.

Coś i nic

Cenię abstrakcyjne myślenie, nieoczywiste skojarzenia, zabawy językowe, absurdalne poczucie humoru. To wszystko sprawia, że zadanie narysowania „COSIA” i „NICA” było prawdziwą gratką i dobrą zabawą! Książka Ani dała ogromne pole do działania wyobraźni. Starałam się sposobem rysowania nie zawłaszczać tego pola w całości dla siebie, ale zostawić wciąż dużo przestrzeni dla wyobraźni czytelników – dzieci.

Dla ilustratorki narysowanie „COSIA” i „NICA” jest też dużo ciekawszym wyzwaniem, niż narysowanie konkretnej postaci, opisanej w każdym szczególe, jak na przykład: dziewczynka w żółtym swetrze, z czarnymi włosami do ramion, zielonymi oczami i niebieskimi okularami. Im mniej oczywistości i dosłowności w tekście, tym więcej miejsca do kreacji.

Z Anną Paszkiewicz stworzyła Pani już trzy książki dla wydawnictwa Widnokrąg. Jak się Paniom razem pracuje?

  • Uwielbiam ilustrować teksty Ani Paszkiewicz! Podoba mi się w nich to, że są filozoficzne, a jednocześnie napisany w prosty sposób, zrozumiały na odpowiednim poziomie już dla przedszkolaków. Dodatkowo poruszają tematy, które często są pomijane w literaturze dziecięcej ze względu na swój abstrakcyjny charakter. Stworzyłyśmy razem trzy książki. Pierwsza to „Prawy i Lewy” – historia dwóch butów, które inaczej patrzą na świat, a w szerszym rozumieniu – to opowiadanie o odmienności i różnorodności. Zilustrowałam tę książkę farbami. Druga książka, do której ilustracje wykonałam flamastrami, to wspomniane wcześniej „Coś i Nic” – historia o tym, jak dużą moc mogą mieć słowa oraz jak wiele zależy od punktu widzenia. Kilka dni temu ukazała się też trzecia książka -  „Wczoraj i Jutro”, zilustrowana cienkopisami (ach, ile to było pracy!) – opowieść o czasie i tym, co w życiu jest ważne – istnieją przecież zarówno wspomnienia, jak i marzenia.

Prawy i lewy

Jak wygląda proces pracy nad książką?

  • Najpierw Ania pisze tekst, który ja otrzymuję po akceptacji Wydawnictwa. Nie pracujemy ściśle razem, raczej każda ma swój moment. Po przeczytaniu tekstu, rozmawiam z wydawnictwem i Anią. Przy książce „Prawy i lewy” to Ania zasugerowała już podczas pierwszej rozmowy, że może światy Prawego i Lewego mogłyby różnić się kolorami. Od razu podchwyciłam ten pomysł. Zaczynam więc rysować. Podsyłam pierwsze strony wydawnictwu i Ani. Po akceptacji kierunku, pracuję dalej, w miarę możliwości na sam koniec zostawiając projekt okładki i zapis tytułu. Staram się w międzyczasie wykonywać testy ilustracji na dzieciach – czy na pewno są odpowiednio zrozumiałe. Gotowe ilustracje trafiają do Beaty Dejnarowicz, która projektuje layout. Lubię ten moment, ponieważ Beata potrafi zrobić rewolucję. Przestawia kolejność ilustracji i pyta, czy tak nie lepiej! Po chwili szoku widzę, że faktycznie – czasem ktoś zdystansowany potrafi dostrzec coś, co mi umyka po takiej ilości czasu spędzonej z ilustracjami. Książka zilustrowana i złożona trafia znów do akceptu Ani i Wydawnictwa.

Oczywiście – czasem na koniec zdarzy się, że pomimo, iż sto razy przeczytałam tekst, to gdzieś się pomyliłam. Na przykład zmieniłam na ilustracji kolor pantofelków, które były jednymi z bohaterów książki „Prawy i lewy”. Ania jako osoba zawsze optymistyczna, machnęła wówczas tylko ręką i powiedziała: „Nie szkodzi, łatwiej mi będzie zmienić teraz słowo „biały” na „błękitny” w tekście, niż tobie kolory na ilustracji, niech będą błękitne”.

Wczoraj i jutro

Myślę, że współpracuje nam się tak dobrze, ponieważ ja czuję teksty Ani, a Ania moje ilustracje i ufamy sobie w tej kwestii, zostawiamy wolną rękę. Dodatkowo nad wszystkim czuwa Wydawnictwo Widnokrąg, które w odczuciu nas obu stwarza idealne warunki do pracy – bardzo ufamy zarówno wiedzy, jak i intuicji Widnokręgu, a ich uwagi są dla mnie bardzo wartościowe (jak wybór ilustracji okładkowej!).

Cieszy mnie też to, że prawa do naszych książek sprzedały się już za granicą – w Chinach, Korei, Rosji, Hiszpanii. Oglądanie swoich ilustracji w towarzystwie chińskich liter jest bardzo ekscytujące!

Każda z trzech książek stworzonych przez Panią wspólnie z Anną Paszkiewicz jest zupełnie inną historią, jednak coś je łączy – i to nie tylko Pani ilustracje.

  • Faktycznie, książki w domyśle tworzą trylogię, chociaż nie łączą się ze sobą w rozumieniu fabuły czy bohaterów. W dodatku każda z nich zilustrowana jest przeze mnie inną techniką – bardzo chciałam uniknąć pracy osadzonej na jakimś jednym patencie. Jest wtedy ryzyko, że kolejne części byłyby ilustracyjnie nudne i przewidywalne, jak niekiedy kolejne części filmowych hitów. Tym, co łączy książki, jest koncepcja opowiedzenia dzieciom o trudno uchwytnych pojęciach i tym, co w życiu ważne – poprzez zestawienie kontrastowych wartości oraz personifikację abstrakcyjnych wartości, dzięki czemu te tematy stają się zrozumiałe dla dzieci. Dla mnie ogromną wartością serii jest to, że przekaz nie jest czarno-biały. W każdej książce można poczuć, że piękna jest w ludziach różnorodność.

Pani ilustracje znajdziemy nie tylko w książkach dla dzieci, ale też na plakatach, ulotkach, broszurach czy nawet w grach. Która z tych dziedzin daje Pani największą satysfakcję?

  • Faktycznie, moja praca jest bardzo różnorodna i ciężko byłoby mi ustawić jakąś hierarchię źródeł satysfakcji. Tym, co daje mi największą radość, jest chyba właśnie ta różnorodność. Każdego dnia, siadając do pracy, jestem podekscytowana. Nie przypominam sobie dnia, kiedy wstałabym rano i pomyślała: „ale mi się nie chce!”. Na co dzień współpracuję z instytucjami kultury, w dużej mierze dzięki stałej współpracy ze studiem graficznym Homework. Kompleksowo graficznie i ilustracyjnie „opiekuję się” miejscem edukacji rodzinnej w Muzeum Polin, Festiwalem Kino Dzieci czy też przygotowuję materiały edukacyjne towarzyszące wystawom i innym wydarzeniom dla Muzeum Narodowego w Warszawie, Cricoteki w Krakowie, Muzeum Chopina w Warszawie i Żelazowej Woli.

To, co projektuję i ilustruję, to faktycznie nie są tylko książki czy plakaty, ale też elementy scenograficzne, tapety, naklejki ścienne, wzory na skarpetki, plecaki i kominy, tatuaże zmywalne, kolorowanki, opakowania kredek, nadruki na tkaniny – długo by wymieniać. Ogromna ilość rzeczy użytku codziennego zawiera przecież elementy ilustracyjne.

Cenię sobie pracę z instytucjami kultury, ponieważ są to tematy bardzo mi bliskie, a jednocześnie współpraca ta pozwala mi się dokształcać na bieżąco – czy to z życiorysu Olgi Boznańskiej, czy też z tajników kultury żydowskiej lub kolekcji kostiumów teatralnych Tadeusza Kantora. Elementem mojej pracy jest oglądanie filmów, do których robię plakaty, czy czytanie książek, które ilustruję.
Jestem też wydawczynią gier planszowych – razem z Magdaleną Stadnik pod marką Zagrywki wydałyśmy 6 serii memory, karty typu Piotruś oraz puzzle. Później już samodzielnie opracowałam grę planszową „Psiechadzka”, a za moment ukażą się kolejne serie moich gier. Tu ogromnym źródłem satysfakcji jest całościowa praca nad produktem – od koncepcji, przez projekt, po produkcję/dystrybucję/promocję. Podjęłam też kilka miesięcy temu współpracę z jedną ze szwajcarskich firm wydających gry – wkrótce pojawi się w Szwajcarii 5 serii zrobionych wspólnie.
Jednym z ciekawszych projektów, w jakich w ostatnim czasie wzięłam udział, jest kolekcja marki odzieżowej Medicine z moimi ilustracjami pochodzącymi z Zagrywek.

Ogromną satysfakcję sprawia mi też świadomość, że moje ilustracje towarzyszą komuś przez malutki moment w życiu – czy to mowa o grach i książkach, które ktoś kupuje dla swoich dzieci (autentycznie mnie to wzrusza!), czy też o chwili, gdy mijam na ulicy osoby noszące ubrania z moimi printami. Również to, że mogę w jakiś sposób uczestniczyć w edukacji kulturalnej dzieci (mam na myśli przygotowywanie materiałów dla festiwalu filmowego Kino Dzieci czy dla muzealnych działów edukacji) i przyczyniać się w jakiś sposób do kształtowania estetycznego dzieci, jest dla mnie dużym zaszczytem.

Tworzenie książek dla najmłodszych o tym, co naprawdę ważne, wymaga dużej uważności, zrozumienia, empatii. Czym różni się w Pani przypadku taka praca od innych działań twórczych?

  • Na pewno towarzyszy mi poczucie, że książki są jednym z ważnych źródeł poznawania świata przez dzieci. Książki zostają z dziećmi dłużej niż ulotki, mam to wciąż w pamięci. W książkach niezwykle ważny jest tekst, ale ilustracje to są te obrazy z dzieciństwa, które często zapamiętuje się na zawsze. Dlatego staram się, żeby nie ograniczały dziecka zbytnią dosłownością, a jednocześnie pozytywnie kształtowały w nim jakieś wzorce. Na przykład nie umieściłabym w przypadkowym krajobrazie miejskim konia ciągnącego bryczkę z turystami, bo jestem przeciwna takim praktykom i nie chcę tworzyć takiego świata, podprogowo pokazując dzieciom, że taki widok jest “okej”. Staram się wplatać niedosłowność, abstrakcję, nie wyrysowywać wszystkiego zgodnie z zasadami perspektywy itp., żeby wyzwolić w dzieciach radość puszczania wodzy fantazji, szaleństwa, poczucia humoru – staram się pokazywać, że nie wszystko musi być perfekcyjne. Wyjeżdżam za linię i koloruję mazakami tak, że widać łączenia (a pamiętam z dzieciństwa, ze to podobno jest brzydkie, pomimo że tak trudno było pozbyć się tego efektu). Chciałabym dać poczuć dzieciom, że wymyślanie, puszczanie wodzy fantazji i nieskrępowane rysowanie są po prostu bardzo przyjemne!

Ostatnio premierę w wydawnictwie Widnokrąg miała książka „Wczoraj i jutro”, czy będzie kolejna?

  • Tak! Właśnie pracujemy z Widnokręgiem nad nową książką, do współpracy przy której zaprosiłam dodatkowo kolegę. Od dawna miałam ochotę stworzyć coś z Pawłem, więc propozycja wydawnictwa wraz z sugerowanym rewelacyjnym dla mnie tematem okazała się strzałem w dziesiątkę. Mamy ogromną radość podczas pracy i nie mogę się doczekać premiery.

Wkrótce ukażą się też wydane przeze mnie nowe gry memory dedykowane polskiej faunie i florze.
Dziękuję za rozmowę!

www.kasiawalentynowicz.com