Nasz człowiek w wielkiej światowej pianistyce! Laureat upragnionej przez wielu nagrody Deutsche Shallplattenkritik. Na wielkie salony światowej muzyki  wprowadziły go wyśmienite interpretacje kompozycji  Fryderyka Chopina. Teraz, gdy jest już ich stałym bywalcem, oddaje w ręce słuchaczy album zawierający opowieść o jego wcześniejszych  muzycznych fascynacjach dziełami Claude’a Debussy’ego i Karola Szymanowskiego. Z okazji premiery najnowszej płyty, wydanej dla legendarnej oficyny wydawniczej Deutsche Grammophon publikujemy wywiad z Rafałem Blechaczem.

Za chwilę ukaże się twoja najnowsza płyta. Nie pierwszy raz zresztą nie będzie ona zawierała repertuaru Chopinowskiego, ale taka etykieta pianisty chopinowskiego bardzo przylgnęła do ciebie. Jak znosisz takie zaszufladkowanie?

Dzięki Chopinowi realizuję swoje marzenia, gram muzykę na całym świecie, jak więc mógłbym źle znosić te konotacje, jak mógłbym się od niego odcinać. Zresztą wcale tego nie chcę. Przyznać jednak muszę, że to wcale nie Chopin był moją pierwszą inspiracją.

A co nią było?

Do Chopina doszedłem o wiele później niż do Bacha, Beethovena, Mozarta czy Haydna.  Utwory tych kompozytorów jak również Debussy’ego i Szymanowskiego bardzo pomogły mi w podejściu do  interpretacji muzyki romantycznej m.in. Chopina. Po nagraniu albumu z sonatami klasyków wiedeńskich zdecydowałem się na płytę z Debussym i Szymanowskim, by pokazać jak wiele tym kompozytorom zawdzięczam.

Wyliczyłem całkiem sporo inspiracji. Wszystkie wyliczone dotyczą muzyki poważnej. Czy jako człowiek bardzo młody wyczuwasz jakiś wpływ innych rodzajów muzyki na swoją artystyczną wrażliwość?

Oczywiście inne rodzaje muzyki docierają do mnie poprzez radio czy telewizję. Muszę jednak przyznać,  że wszystko w moim życiu w jakiś sposób obraca się wokół muzyki poważnej. Oczywiście nie tylko literatury fortepianowej. Jest też symfonika oraz muzyka organowa, szczególnie Jana Sebastiana Bacha czy Cesara Francka.

Że interesujesz się muzyką organową to wiemy, nie przyznajesz się jednak do niej w swojej profesjonalnej karierze, nie zasiadasz za klawiaturą organów i nie dajesz takich recitali.

To prawda, ale bardzo ją lubię. Ona też  wzbogaca i  pomaga mi niekiedy  w rozumieniu muzyki fortepianowej. Bardzo dużo można nauczyć się z organowych utworów Bacha, a obcowanie z jego polifonią często wiedzie do tego, aby później tę wielogłosowość odnaleźć  i w muzyce Chopina. To ogromnie fascynujące, ale także zupełnie inna muzyczna przygoda, której lubię się oddawać niejako „po godzinach”, kiedy siadam do organów w kościele w swojej rodzinnej miejscowości.

Wróćmy do twojej nowej płyty. Wiemy już, że i Debussy i Szymanowski to artyści znani ci od dawna. Co w muzyce tych różnych przecież kompozytorów zaciekawiło cię szczególnie, że to właśnie ich zdecydowałeś zderzyć w płytowym nagraniu?

Są moim zdaniem dwie drogi, jakimi można było podążać zestawiając tych dwóch kompozytorów. Pierwsza to trop impresjonistyczny, który również dla Szymanowskiego był bardzo ważny, szczególnie w drugim okresie twórczości. Ja postanowiłem pójść drugą, gdzie głównym motywem konstrukcyjnym nagrania będzie zasada bardzo silnego kontrastu. Debussy jako impresjonista, Szymanowski jako ekspresjonista. A więc dwie kompletnie różne muzyczne planety.

Sięgając po muzykę fortepianową Debussy’ego zapewne bierzesz pod uwagę fakt, że sfery dziennikarskie niemal rzucą się do porównywania ciebie do wielkiego Arthuro Benedettiego Michelangelego, także zresztą, jak zdarzało się już porównywać cię, że względu na twój sukces w Konkursie Chopinowskim, do Krystiana Zimermana.

Powiem tak, nagrania Benetettiego, Giesekinga, Richtera, Cortota w oczywisty sposób wpisują się w historię wykonawczą tych utworów. Z tym nie ma co dyskutować. Z próbami tego typu porównań zresztą też. Ja natomiast mogę powiedzieć, że staram się wniknąć bardzo głęboko w strukturę utworu, w jego charakter, logikę i przesłanie. Staram się więc doprowadzić do sytuacji, w której sam kompozytor będzie dla mnie największą inspiracją, a nie czyjeś wykonanie. Faktem jednak pozostaje, że stylistyka gry Benedettiego jest mi bardzo bliska. Podziwiam u niego ten naturalny balans pomiędzy emocjami a intelektem. W moim podejściu do  interpretacji kluczowy jest bliski  kontakt z samym dziełem. To swoista  przygoda z utworem, która  trwa niekiedy dosyć długo. W przypadku cyklu „Estampes” dobrych kilka lat. Widzę też wyraźnie jak moje podejście do niego zmieniało się przez ten czas.

W jaki sposób?

Ja bym to określił jako naturalny proces rozwoju w wyrażaniu swoich pomysłów interpretacyjnych. Różne sale, różne fortepiany, różna  publiczność, wiele doświadczeń. To wszystko ma wpływ. Zresztą tak na marginesie powiem, że lubię kiedy utwór we mnie dojrzewa, gdy cały ten proces może się w całości wydarzyć. Dopiero wtedy czuję się gotowy wejść z nim do studia, aby zrealizować nagranie.

No właśnie, skoro jesteśmy przy płycie. Twój związek z legendarnym Deutsche Grammophon trwa, czego ci gratuluję. Jak wiadomo to legendarna firma o wspaniałej reputacji i wielkiej historii. Ty z kolei jesteś muzykiem młodym. Czy masz wolność wyboru muzyki, jaką chcesz nagrywać? Czy może zdarzają się sugestie od producenta?

Do tej pory nigdy nie zetknąłem się z repertuarowymi naciskami ze strony Deutsche Grammophon. Oczywiście dużo na te tematy rozmawiamy, są to bardzo otwarci ludzie. Cieszę się, ponieważ moim zdaniem artysta w tym procesie tworzenia powinien być od takich spraw całkiem wolny i skupiony na muzyce.

Wraz z płytą zapewne planowana jest trasa promocyjna. Możesz zdradzić jakieś szczegóły koncertowe?

Przede wszystkim Europa, w październiku zaś pojadę do USA i Kanady.  To tournee po drugiej stronie Atlantyku zaplanowane było zanim powstała płyta z Szymanowskim i Debussym. W programie koncertów znajdzie się w pierwszej części  muzyka  Bacha i Beethovena, a w części drugiej natomiast utwory kompozytorów, których gram na najnowszej płycie.

Chcesz powiedzieć przez to, że w roku premiery płyty z muzyką Karola Szymanowskiego i w 130 rocznicę urodzin kompozytora nie wystąpisz w Polsce?

W roku Chopinowskim wystąpiłem tu pięć razy, czyli tyle samo ile w Londynie od czasu wygrania konkursu. Biorąc pod uwagę okres minionych pięciu lat, w Polsce zagrałem około trzydziestu koncertów.  Myślę, że przyszedł też czas na budowanie swojej pozycji za granicą - w Europie, Ameryce i Azji.

Rozmawiał Maciej Karłowski