Polska vs USA

Statystyki czytelnictwa nad Wisłą wciąż najchętniej zamietlibyśmy pod dywan, bo niestety od lat nie ma się czym chwalić. Powodów tak niskich wyników jest wiele, a jednym z nich jest brak przykładu z góry. W mediach, osoby piastujące ważne funkcje w państwie, właściwie nie wypowiadają się o książkach, jakie czytają. Tymczasem za oceanem sytuacja jest zgoła odmienna. Polityk wysokiego szczebla, który nie udowadnia, że wolne chwile spędza na lekturze, bardzo szybko traci na poważaniu. Czytający establishment przekłada się na ogólnokrajowe wyniki. Głośnym echem odbiły się czytelnicze statystki z 2015 roku, kiedy Amerykanie przebili nas ponad dwukrotnie. Według Biblioteki Narodowej po co najmniej jedną książkę w roku sięgnęło 37% Polaków. W tym samym czasie ośrodek badań Pew Research Center podał, że takim samym osiągnięciem może pochwalić się 79% Amerykanów. Wśród tytułów brakuje różnorodności. Większość z nas potrafi wskazać dwóch, trzech autorów, po których sięgnęło w przeciągu ostatnich dwunastu miesięcy. W Stanach przekrój jest większy – dużym czytelników cieszą się klasyki jak „Małe kobietki” oraz zdecydowanie nowsze tytuły jak powieści George’a R.R. Martina, czy literatura faktu, po którą w Polsce sięga zaledwie 5% czytelników.

 

Od Lincolna po Trumpa

Propagowanie czytania zaczyna się w Stanach Zjednoczonych od głowy państwa. Znanym entuzjastą literatury był Abraham Lincoln, który najpierw samodzielnie nauczył się czytać, by potem fascynować się takimi tytułami jak „Robinson Crusoe” czy „Bajki Ezopa”.
Według wielu historyków, za jednego z najbardziej oczytanych ludzi swoich czasów uchodził Theodore Roosevelt. Wśród ulubionych autorów dwudziestego szóstego prezydenta USA znaleźli się m.in. Szekspir, Scott czy Dickens. Na słynnej liście książek Roosevelta znajdziemy też „Ogniem i mieczem” Sienkiewicza oraz listy Jana III Sobieskiego.
Przenosząc się do współczesnych czasów, czytelnictwo mocno propagował Barack Obama. Tradycją stały się coroczne rekomendacje książkowe. Naczelny bibliofil, jak go nazywano podczas kadencji, nie zrezygnował z tego zwyczaju nawet po przejściu na prezydencką emeryturę. Gust ma bardzo zróżnicowany, a dzięki 55 mln śledzących w mediach społecznościowych, każdy tytuł książki czy muzycznej płyty bardzo szybko zyskiwał na popularności.
Obecny prezydent USA, Donald Trump, szybko został mianowany „prezydentem, który nie czyta”. Jego doświadczenia, zwłaszcza w porównaniu z poprzednikiem, nie są zbyt okazałe. Jednak po zaprzysiężeniu nawet stroniący od literatury Trump regularnie poleca jakąś książkową pozycję. Co ciekawe, są to głównie tytuły, które traktują o… Donaldzie Trumpie, jak chociażby „Liars, Leakers, and Liberals” wieloletniej dziennikarki stacji FOX, która opowiada o wyborczym spisku przeciw obecnemu prezydentowi USA.

 

Od czytania do pisania

Prezydentów-czytelników było wielu, ale tylko nieliczni zdecydowali spróbować swoich sił jako autorzy. Poza biografiami i autobiografiami, prawdziwym ewenementem stała się książka napisana przez Jamesa Pattersona i Billa Clintona. Już sam duet byłego prezydenta i jednego z najchętniej czytanych współczesnych pisarzy wzbudził wiele emocji. Czy panowie pisali jako równorzędni autorzy, czy Patterson był powiernikiem historii Clintona? A może zadaniem pisarza było „podkręcenie” historii polityka, by lepiej sprzedawała się w księgarniach? Bez względu na to, jak było w rzeczywistości, efektem jest jeden z najgłośniejszych tytułów 2018 roku w USA i początku 2019 w Polsce. W założeniu autorów „Gdzie jest Prezydent” to czysta literacka fikcja, jednak wnikliwi czytelnicy doszukują się wielu zbieżnych wątków książkowego prezydenta Jona Duncana z biografią Clintona. Znajomość polityki na najwyższym szczeblu w połączeniu z wciągającą intrygą sprawiają, że „Gdzie jest Prezydent” został okrzyknięty przez innego autora kryminałów Lee Childa thrillerem dekady. Powieść oprócz samej akcji ukazuje też sporo zakulisowego życia głowy państwa oraz odpowiedzialności, jaka ciąży na nim w każdej chwili. Czy ten tytuł wpłynie na czytelnictwo także w Polsce? Nie mamy nic przeciwko.