Motyw powrotu jest bardzo popularny w świecie muzyki popularnej. W materiałach prasowych wysyłanych przez wytwórnie fonograficzne, artyści niemal nieustannie skądś lub z czymś wracają - z nową piosenką, nową płytą czy trasą koncertową. Termin ten, nieustannie nadużywany, ma jednak czasami sens i zastosowanie, w wypadku Edyty Bartosiewicz jest wręcz idealny. Po pierwsze dlatego, że nasza artystka każe czekać na swoje nowe albumy naprawdę długo, po drugie - płyta „Ten Moment” to nareszcie taki powrót, na jaki czekali fani. To Edyta Bartosiewicz pełna energii, twórcza, głodna nowych emocji i wrażeń. Zapraszamy do lektury wywiadu, w którym opowiada nam o powstawaniu nowego materiału, współpracy z duetem producentów Bodek Pezda/ Sławek „Dżabi” Leniart i planach na przyszłość.

 

Wywiad z Edytą Bartosiewicz

Piotr Miecznikowski: - Nowy album zaskakuje brzmieniem, pomysłami, aranżacjami. Jest mocny, odważny i można na nim wciąż odkrywać nowe rzeczy przy każdym, kolejnym odsłuchu. Nie ulega wątpliwości, że to wynik twojej współpracy z Bodkiem i Dżabim. Pamiętasz jak i kiedy się poznaliście? To był rok 2004, 2005?
Edyta Bartosiewicz: -  To był rok 2000. Nagraliśmy wtedy piosenkę do filmu „Egoiści" Mariusza Trelińskiego. Nie pamiętam, czy oni robili cały soundtrack do tego filmu, możliwe, że tak. W każdym razie stworzyli utwór, oparty na zapętlonym fragmencie kompozycji Wojciecha Kilara - dostali zgodę od Mistrza - a mnie  zaprosili do współpracy. Ułożyłam linię melodyczną, napisałam tekst i zaśpiewałam. Myślę, że wyszło coś bardzo wiarygodnego i fajnego. Ludziom się spodobało. 2,5 roku temu, gdy szukałam kogoś, kto dodałby mi nowej energii, coś podpowiedział, odświeżył i ubrał moje piosenki w nowe szaty, spotykałam się z wieloma producentami. Można powiedzieć, że z czołówką polskiej sceny. Jednak nie było chemii, wspólnej wrażliwości, czegoś brakowało. I wtedy przypomniałam sobie o chłopakach. To był strzał w dziesiątkę, bardzo szybko podjęliśmy współpracę. Tak widocznie miało być.

 


Ten Moment 
(CD)

 

W jednym z wywiadów zdradziłaś, że panowie pracowali na twoich, w pełni gotowych tekstach, co nie jest wcale częstym zjawiskiem. Czy muzykę też dostali? Jakieś pomysły, szkice?
- Tak, dostali całe demo, które nagrałam z moim starym zespołem. Nagranie powstało rok wcześniej, zanim się z nimi spotkałam. Po odsłuchaniu demo dotarło do mnie, że zaczynam zżerać własny ogon (śmiech). Pomyślałam sobie, że potrzebuję kogoś, kto doda coś od siebie, nową jakość, dorzuci swój smak do tego kotła. Wracając do pytania - panowie dostali cały materiał, z muzyką i tekstami. Rzeczywiście czymś zaskakującym był fakt, że już na tym etapie prac nad płytą całą warstwę liryczną miałam zamkniętą. Wcześniej często zdarzało mi się pisać na ostatnią chwilę, w studiu, kiedy piosenka była już niemal gotowa. Myślę, że teksty były dla Bodka i Sławka kluczowe w opracowaniu aranżacji i brzmień, w zbudowaniu klimatu oraz napięcia. Kiedy usłyszałam pierwsze nagrania, które mi przesłali, byłam absolutnie oczarowana. Poczułam, że to co napisałam nabrało nowego znaczenia. Cały materiał zaczął drgać, zrobił się niepokojący, niesamowicie intensywny i ciekawy. Pamiętam dobrze moment, kiedy dostałam „Lovesong” - byłam z kimś umówiona na mieście i już ubrana szykowałam się do wyjścia. Transfer od Sławka się ściągał i pomyślałam, że posłucham jak wrócę. Jednak nie wytrzymałam, kiedy cała piosenka się załadowała, włączyłam ją i... nie pamiętam z kim się tego dnia spotkałam i po co (śmiech). Byłam absolutnie oczarowana tym, co usłyszałam.

 


Spotkanie online z Edytą Bartosiewicz 12 maja o godz. 18 na Facebooku Empiku

 

Możemy zatem stwierdzić, że te piosenki przebyły długą drogę od momentu napisania, do gotowych nagrań?
- Ha, niektóre z nich, jak na przykład „Kapitan L.J.” swoją genezę mają jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. „Ten Moment” z kolei urodził się na początku tego wieku, jeszcze wtedy bez tekstu.

Ale to jest chyba jakaś tendencja z tym przetrzymywaniem piosenek całymi latami w zamknięciu. Lubisz długo nad nimi pracować?
- Prawda wygląda tak, że mam bardzo, naprawdę bardzo dużo pozapisywanych pomysłów. Jest z czego wybierać, skończyłam jedną płytę i już się biorę za nową. Jest mi łatwiej, bo lepiej się czuję, mam więcej energii. Płyta „Ten moment” zamyka pewną erę w moim życiu. Rozpoczynam nową podróż. Czuję się o wiele lżej i bardzo chętnie sięgnę teraz po nowe demo i zacznę przy nim dłubać.

 

 

To chyba bardzo dobrze? Po wydaniu albumu „Renovatio” nie widać było w tobie tyle entuzjazmu i zapału do pracy.
- Zawsze powtarzam, że sytuacja z płytą „Renovatio” była wyjątkowa. To były długie lata pracy, takiej naprawdę ciężkiej orki. Kiedy ją w końcu wydawałam, wcale nie czułam się szczęśliwa. To była decyzja samozachowawcza, podjęta po to, aby móc pójść dalej, do przodu. I pomimo tego, że nie byłam z niej do końca zadowolona, to musiałam tę płytę zamknąć i wydać. Dziś nabrałam już dystansu i opadły emocje, które wtedy były trudne. Doceniam ten album. Jest mi bardzo miło, kiedy ktoś pisze, że „Renovatio” jest dla niego ważne, dla kogoś innego z kolei to najlepsza moja płyta. Dość powiedzieć, że nagrywanie tamtych piosenek przypominało chwilami ciężką pracę w kopalni.

Ale patrząc z drugiej strony, być może był to album, który pokazał fanom taką prawdziwą Edytę Bartosiewicz. Artystkę, która nie musi się wdzięczyć i zabiegać o to, żeby jej piosenki grały komercyjne rozgłośnie. Pokazałaś, że jesteś ponad to i z takim nastawieniem łatwiej było nagrać taką płytę jak „Ten Moment”.
- Tak o wiele łatwiej to wcale nie było (śmiech). Tym razem to też była ciężka praca w studiu. Ale czułam już ten świeży podmuch, który wnieśli ze sobą Sławek, Bodek i pozostali muzycy. Wiedziałam, że te piosenki może nie są jakimiś wielkimi przebojami , ale są bardzo szczere i mają moc. Kiedy skończyliśmy pracę nad płytą, posłuchałam jej i poczułam, że dokonało się najważniejsze, że to jest „ten moment”. To było jak przejście przez właściwe drzwi, za którymi widziałam już tę łąkę, kwiaty i przestrzeń (śmiech). Dla mnie, jako twórcy, ale przede wszystkim jako człowieka, to było największe rozliczenie. Ze wszystkim, co się do tej pory wydarzyło, z samą sobą, z lękami, które wpływały na to, że życie toczyło się tak, a nie inaczej. Ten cały bagaż trzymał mnie w miejscu i nie pozwalał się w pełni rozwijać. To jest bardzo duża sprawa. Ta płyta, sama w sobie ma dla mnie taką wartość, że nic, żadna sprzedaż, nagrody, wyróżnienia, medale i dyplomy nie są w stanie jej przebić (śmiech). Nic nie jest w stanie konkurować z tym, co się na tej płycie wydarzyło. Żaden stan nie jest porównywalny do tego, co czuję teraz, kiedy rozmawiamy, kiedy wiem że ten materiał jest już nagrany i zamknięty. Wszystko, o co zawsze mi chodziło, właśnie zaczynam mieć.

 

Dobrze to słyszeć. Podobnie dobrze, byłoby cie teraz zobaczyć na scenie, na koncertach. Z wiadomych przyczyn, to pewnie nastąpi dopiero w przyszłym roku, ale czy próbowaliście już grać nowe piosenki na żywo?
- Oczywiście, graliśmy już kilka prób z tym materiałem i wszystko brzmi świetnie. Przygotowywaliśmy się do trasy, ale wiadomo - w tym roku nic z tego nie będzie. Ze starego składu został basista Michał Grott, dołączyli: Sławek „Dżabi” Leniart na gitarze, Jerzy Markuszewski na perkusji, Patryk „Krasny” Kraśniewski na klawiszach. Całość uzupełniam ja na wokalu i gitarze. Zaczęliśmy przygotowywać numery z nowej płyty plus kilka starych hitów. Tymczasem wszystko brzmi naprawdę dobrze.

Jak będzie wydana płyta „Ten Moment”? Klasyczne CD? Digital?
- Tak. Trochę później pojawi się także winyl. Sama lubię słuchać muzyki z winyli. Zadbam o to, żeby „Ten Moment” pojawił się w tym formacie.  

Autor zdjęć i projektu graficznego okładki: Piotr Porębski.

Więcej artykułów o muzyce znajdziecie w Pasji Słucham.