Tom Hanks gotów na literackiego Oscara. W debiutanckim zbiorze siedemnastu opowieści Tom Hanks dowodzi, że świat nie ma żadnych granic. Stworzeni przez niego bohaterowie są tak samo różnorodni i nieoczywiści jak jego aktorskie kreacje. Podróżują wokół ziemskiej orbity samodzielnie zbudowaną rakietą albo cofają się w czasie do roku 1939, tam zakochują się i decydują pozostać.

 

Dla Hanksa znaczenie mają zarówno dziesięcioletni Kenny, który w swoje urodziny po raz pierwszy lata awionetką, rozwódka rozpoczynająca życie na nowo, jak i bułgarski emigrant Assan, który dociera do Nowego Jorku i próbuje tam przetrwać bez znajomości języka.

Z dystansem i inteligentnym humorem aktor przygląda się również swojej rodzimej branży filmowej, której przedstawiciele budzą popłoch w księgowości wielomilionowymi gażami i monstrualnym ego. Podsłuchuje dziennikarzy, gdy z sentymentem wspominają złotą erę zawodu.

Tom Hanks w swoich zaskakujących i bezpretensjonalnych krótkich tekstach udowadnia, że jest nie tylko genialnym aktorem, ale także wyśmienitym prozaikiem, twórcą świadomym i zdystansowanym, pełnym mądrej empatii wobec ludzkich słabości i tęsknot. Panuje nad językiem, bawi się nim, igra frazą i (z) czytelniczą czujnością.

Opowiadania spaja motyw maszyny do pisania – wehikułu marzeń, przedmiotu o magicznej mocy otwierania na świat, przekraczania barier czasu i przestrzeni, w końcu – czynienia nieśmiertelnym. Autor pozwala nam wierzyć, że maszyna do pisania to narzędzie, które w rękach właściwej osoby może wpłynąć na losy świata.

Maszyny do pisania pojawiają się w każdym Twoim opowiadaniu. Kiedy zacząłeś je kolekcjonować?

Latem 1978 roku wymieniłem moją niewiele wartą maszynę z lat siedemdziesiątych na model Hermes 2000 wyprodukowany w latach pięćdziesiątych. Wykorzystałem to doświadczenie w opowiadaniu „Oto refleksje mojego serca”.

Jak różne to dla Ciebie doświadczenia: pisanie na maszynie do pisania, a pisanie na komputerze?

Maszyna służy do twórczego pisania. I do pisania listów. Komputer jest do pracy. Do przygotowywania dokumentów.

Kiedy zacząłeś pisać?

Pisywałem na zamówienia, dla pieniędzy, dając projektom swoje nazwisko. Od czasów scenariusza do filmu „Szaleństwa młodości” (1995 r.) zebrałem zresztą za to solidną dawkę krytyki.

Czy istnieje taka książka, której autorem chciałbyś być?

„The Glory and the Dream” Williama Manchestera. To książka, która doskonale opisuje rdzeń naszej współczesnej historii i człowieczeństwa ze wszystkimi ich wadami i pogardą.

O czym jest zbiór Twoich opowiadań?

To historie o zupełnie niezwykłej, ale niezaprzeczalnej prawdzie, która dotyczy nas wszystkich, a mianowicie o tym, że nasze życie zależy od spotkania z drugim człowiekiem.

Jak wyglądała Twoja praca nad książką?

Jedna cholerna rzecz za drugą. Momenty szalonych wizji i zawsze spóźnione palce, które stukają zbyt wolno, by zapisać wszystkie te ulotne myśli. I chodzenie w kółko.

Jaką najlepszą radę otrzymałeś podczas pisania? I od kogo ona pochodziła?

Pisz dalej. To wskazówka od E. A. Hanks (rodzina). Po prostu nie przestawaj pisać.

Jak długo pracowałeś nad „Kolekcją nietypowych zdarzeń”?

Jakieś trzy lata. Jedno opowiadanie po drugim. Nigdy kilka na raz. Wyjątkiem było „Zatrzymajcie się u nas”. To niesfilmowany scenariusz, który napisałem w latach dziewięćdziesiątych.

Skąd pomysł na napisanie książki? Od czego się zaczęło?

Kilka tygodni po tym, jak „New Yorker” opublikował moje opowadanie „Alan Bean i czwórka” przyszła oferta od wydawnictwa Penguin czy Random House czy Scooby Doo’s Book Company, jakkolwiek brzmi nazwa. Propozycja napisania zbioru opowiadań bardzo mnie onieśmieliła. Aż do chwili, w której wpadłem na pomysł, by w każdej historii umieścić maszynę do pisania. I tak zaczęły powstawać teksty. Jeden po drugim. Każdy zaczynał się od pustej kartki, na której nie było nic poza tytułem.

Ciekawe w tym zbiorze jest to, że niektórzy bohaterowie pojawiają się w kilku historiach. Hank Fiset, MDywiz czy Steve Wong występują w kilku opowiadaniach. Czy jest coś szczególnego w tych postaciach, że pozwoliłeś im wracać?

Czytam felietonistów i publicystów specjalizujących się w kronikach pop­kulturalnych. Mistrzem tego typu dziennikarstwa był Herb Caen z „San Francisco Chronicle”. Występowałem w sztuce Nory Ephron, w której grałem Mika McAlary, dziennikarza „New York Daily News”. Ogromny wpływ miał na mnie dorobek dziennikarza i korespondenta wojennego Erniego Pyle’a. Chciałem mieć kilku takich bohaterów, którzy przewijaliby się przez cały zbiór.

Scenariusz. Opowiadanie. Powieść. Czytanie którego z tych gatunków sprawia Ci największą przyjemność?

Czytanie scenariuszy to praca. To jak oglądanie planów architektonicznych budunków, które jeszcze nie zostały zbudowane. Niektóre z nich nigdy nie powstaną. Opowiadania są jak gra w piłkę. Rozgrywają się w ściśle określonym czasie, a ich wynik jest nieprzewidywalny. Zdecydowanie więcej czytam książek non-fiction niż powieści. Bardzo interesuje mnie historia. Lubię też powieści osadzone w historii, np. „Dżentelman w Moskwie” Amora Towlesa.

Jaka będzie Twoja następna książka?

Nie. Mam. Pojęcia. Zostawcie mnie w spokoju! (I. Have. No. Idea. Leave me alone!)

 

 

*Do zdjęcia © 2013 Columbia Pictures Industries, Inc. All Rights Reserved.