Wszyscy bohaterowie najnowszego poematu (!) Doroty Masłowskiej chcieliby zapewne być inni albo chociaż jacyś. Ich najważniejsze problemy są jednak bardzo podobne (by nie rzec: takie same), to brak miłości, dojmująca samotność, zagubienie, niespełnienie.

 

Masłowska, jedna z budzących najwięcej emocji współczesnych polskich pisarek, lubi eksperymentować z formą. Pisze powieści („Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną”, nagrodzony przez jury Nagrody Literackiej Nike „Paw królowej”, „Kochanie, zabiłam nasze koty”), dramaty („Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku”, „Między nami dobrze jest”), felietony, a cztery lata temu nagrała — pod pseudonimem Mister D. — płytę „Społeczeństwo jest niemiłe”.
 


Ukazujący się właśnie nakładem Wydawnictwa Literackiego poemat „Inni ludzie” świetnie wpisuje się w takie właśnie doświadczalne myślenie o literaturze. Artystka szuka nowej formy wyrazu dla swych opowieści. Mierząc się z poematem, podejmuje jednak poważne ryzyko. Z czym kojarzy wam się ten gatunek? Mnie z romantyzmem, zagmatwaniem i szkolną nudą (ale też z odwiecznym pytaniem „Co poeta miał na myśli?”). I tu Masłowska odnosi zdecydowany sukces, bo o jej poemacie powiedzieć można wiele, ale nie to, że jest nudny. Po prostu świetnie się go czyta, rzekłbym: ponadgatunkowo.

W dużej części to zasługa języka, który jest najmocniejszą stroną twórczości Masłowskiej już od debiutanckiej „Wojny polsko-ruskiej…”, za którą dostała Paszport „Polityki” i nagrodę publiczności Nike. I nie ma większego znaczenia, czy to prawdziwy język „ulicy”, czy jego literackie przetworzenie, kreacja artystyczna. Jest dosadny, bardzo obrazowy i — co najważniejsze — wiernie oddaje znane wszystkim emocje. Po prostu: czytamy, czujemy i rozumiemy. Tylko tyle i aż tyle.



 

Ale do rzeczy – o czym jest ta książka?

Jej głównym bohaterem jest Kamil — (jeszcze w miarę) młody człowiek, marzący o karierze hiphopowca i nagraniu płyty (to wersja oficjalna i ambitniejsza) lub (w wersji bardziej dosadnej/realistycznej) nieudacznik, mieszkający z matką i siostrą i używający wspomnianej wersji oficjalnej jako wytłumaczenia dla swej bylejakości. Dodajmy, że dorywczo handluje też narkotykami (bo przecież trzeba jakoś zarobić na nagranie płyty, nawet jeśli nie potrafi się powiedzieć, o czym ona tak naprawdę miałaby być; o miłości w każdym razie tylko po części). Jego życie splata się przypadkowo z losami pary z klasy średniej (bo raczej nie wyższej). On, dla którego ona jest już drugim wyborem (a pierwszy ciągnie się za nim w postaci alimentów i sfochowanej córki, z którą musi się od czasu do czasu spotykać), zdradza ją z koleżanką z pracy (co z tego, że jest niezbyt atrakcyjna, skoro śmieje się z jego żartów?). Ona zdradza jego z Kamilem (to niby taka zemsta, ale zaczyna się jej podobać), dla którego jest to miła niespodzianka (kobieta starsza, ale „nieźle zrobiona”, a poza tym hojna). I nie da się ukryć, że go ta sytuacja kręci.
 

„…Czy to jest miłość? Jakiś rodzaj na pewno.

Ona milczy, leży zimna i gładka jak drewno.

On troche zbity z tropu, rzeczy chore przychodzą mu do głowy,

baby tak gołe, że widzisz ich wątrobę. Spod powiek…”
 

Istotnych postaci w tym poemacie jest jeszcze kilka, wszystkie mają jednak wspólny mianownik: są zagubione i samotne.I tu zdajemy się dochodzić do sedna tej opowieści. Bohaterowie   chcieliby być szczęśliwi, kochani, doceniani (choć na głos większość z nich by się do tego nie przyznała). Nie są i nic nie wskazuje na to, by cokolwiek mogło się tu zmienić. Pociąga to za sobą mniej lub bardziej dramatyczne konsekwencje. W tle Polska, jaką znamy z mediów i codziennych obserwacji. Pełna uprzedzeń i kompleksów, agresywna i drapieżna, gdy trzeba i nie trzeba. Polska A, B, C i D. Z jej żalami do wszystkich i wszystkiego (ale nie do samej siebie).
 

„…Szare twarze, szare twarze, tyle im się przydarzy,

co przed świętami przedwyprzedaże, a po świętach powyprzedaże,

tego się boją, czym we Wiadomościach ich postraszą.

O tym marzą, co na TVN-ie im pokażą…”

Padają tu i pytania fundamentalne. I nieoczywiste odpowiedzi na nie.

„Czemu źli nie mogą być czasem dobzi? I odwrotnie?

ZAKONNICA: „Też bym chciała czasem kogoś napaść, a muszę się modlić.

MENEL: „Już go udusiłem, to już go nie odduszę, no co zrobię”.

GOGU (z Wielkiej Brytanii): „Nie chcę kraść tego samochodu, ale skoro właśnie już to robię!!”
 

Z poematu Doroty Masłowskiej wyłania się z pozoru dziwna Polska, ale — kiedy już się w nią dokładniej wczytamy — okazuje się wyjątkowo prawdziwa. Przejmująca i bolesna.

To opowieść o ludziach w świecie bez nadziei. Zagubionych w czasie i przestrzeni, a przede wszystkim we własnym wyobrażeniu o otaczającej ich rzeczywistości. Niby potrafiących czuć i myśleć, a jednak niezdolnych do tego. Dlatego skazanych na posługiwanie się kalkami i podejmowanie wyłącznie złych decyzji. „Te — jak pisze wydawca — komiksowo uproszczone postacie, jak to u Masłowskiej, zdają się bohaterami posiłkowymi. Bo prawdziwym, najważniejszym bohaterem jest tu język, którym mówią (albo który mówi nimi): buzujący energią i dowcipem, a jednocześnie brutalny, kaleki, pełen niechęci i uprzedzeń. To w nim rozgrywa się erozja więzi, resztek wyższych uczuć i ludzkiej solidarności. To on, śmieszny i potworny jednocześnie, zadaje bolesne pytania o moment, w którym znaleźliśmy się jako wspólnota. Czy inni ludzie to nie przypadkiem my?”.
 

 

Ryszard Kozik

 

Zapraszamy na spotkania z autorką! Więcej informacji poznacie klikając w poniższy baner.