Jest ich dziesięcioro: Nathan, Rywka, szóstka dzieci, pies i kot. Mieszkają w jednoizbowym mieszkaniu z kuchnią, z wychodkiem na podwórzu, w kamienicy w ubogiej części Tarnowa. Nie byłoby tej rodziny, gdyby po kilku latach spędzonych w Ameryce Nathan Stramer nie wrócił do Tarnowa. Zrobił to z miłości do Rywki. Potem przez całe życie będzie jej obiecywał wakacje nad morzem, ale szóstka dzieci i bieda sprawią, że rodzina nigdy nie opuści małego mieszkanka przy ulicy Goldhammera.

Nathan nie ma głowy ani do interesów, ani do pracy, która nie przynosi mu radości. Czasem jedynym zastrzykiem gotówki są pieniądze przesyłane w kopercie od Bena, brata, który został w Nowym Jorku. Między jedną pracą a kolejnym biznesem Nathan pogrąża się w smutku – oficjalnie cierpiąc na katar żołądka, leży w łóżku i marzy o powrocie do Nowego Jorku. A tymczasem jego dzieci powoli dorastają i każde na swój sposób próbuje wyrwać się z biednego mieszkanka do lepszego albo po prostu innego życia, by po krótszej lub dłuższej chwili wracać do domowego ciepła przy ulicy Goldhammera, do kochającej matki i wtrącającego angielskie frazy ojca. I tak aż do nieuchronnego końca, który czytelnik zna, ale Stramerowie jeszcze nie. 

Historia rodziny zaczyna się w wolnej Polsce, a kończy w pierwszych latach II wojny światowej. Jednak widmo wojny nie tłumi narracji – Mikołaj Łoziński daje swoim bohaterom dobre, ciekawe, wielowymiarowe życie. Odbudowuje dla nich przedwojenny Tarnów, zaprasza ich do zabaw i psot barwnego dzieciństwa, pozwala im się zakochiwać, cierpieć oraz przeżywać błahe, a czasem wręcz trywialne problemy. „Stramer” to hołd samej idei opowieści, opowiadania anegdot i codziennych, nierzadko dowcipnych historii. Gdy Nathan otwiera kawiarnię, mieszczą się w niej tylko cztery stoliki. Żeby goście zbyt długo nie siedzieli nad jedną kawą i zwalniali miejsce dla innych, mężczyzna podpiłowuje nogi krzeseł, by niewygodnie się na nich siedziało. Można się domyślić finału tej historii i łatwo wysnuć przyczynę upadku kolejnego biznesu. Łoziński tworzy poruszającą narrację i z humorem ukazuje trud zaczynania od nowa oraz niemoc wyrwania się z biedy. Dwaj synowie Nathana dają się uwieść magii komunizmu. Najstarszy wybierze studia, jedna z córek zakocha się nieszczęśliwie w żonatym mężczyźnie. Dzieci boją się gniewu cholerycznego Nathana i lgną do ciepłej, cierpliwej Rywki. Ukrywają przed rodzicami swoje małe sprawki i szukają pomocy u siebie nawzajem. Zajęci swoimi troskami oraz marzeniami o innym, lepszym jutrze, nie widzą narastającego napięcia, nie umieją przewidzieć brunatnienia poglądów, zmiany wiatru historii. Mimo tego gdzieś tam w każdym z nich narasta niewytłumaczalny niepokój. To, co nastanie potem, wszyscy znamy. Ale nie o to tu chodzi. I dlatego to, co straszne i nieuchronne, jest tylko marginesem tej narracji.

 

Stramer, książka Mikołaja Łozińskiego

Stramer (okładka twarda)

 

Książkę Łozińskiego można czytać jako  jako historię silnej, kochającej się rodziny w obliczu nieuchronności dziejów, oraz jako opowieść o asymilujących się Żydach w wolnej Polsce. Czytając tę powieść, nie sposób także nie doszukiwać się analogii między latami 30. w Tarnowie a dzisiejszą sytuacją. Wzrost sympatii faszystowskich oraz coraz silniejsze postawy nacjonalistyczne brzmią aż nazbyt znajomo. Jak powiedział w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” Łoziński: „Kiedy zaczynałem pisać „Stramera” w 2011 r., myślałem, że piszę powieść stricte historyczną. Ten świat wydawał się daleki, niepasujący do dzisiejszego, otwartego, europejskiego. (…) Ale z pomocą przyszła rzeczywistość, która bardzo zmieniła się przez te osiem lat. Jakby czas nagle nie tylko się zatrzymał, ale też ruszył do tyłu, i to dziesięć razy szybciej. Dziś widok maszerujących przez miasto nacjonalistów już nikogo nie dziwi. Czasy, które opisuję w książce, są dużo bliższe naszym niż jeszcze osiem lat temu”. 

Mikołaj Łoziński opowieścią o rodzinie Stramerów składa również hołd swoim przodkom. Wybór tytułowego nazwiska jest nieprzypadkowy – tak nazywał się dziadek pisarza. Dla autora powieść stała się pretekstem do powrotu w rodzinne strony, a dla jego ojca, Marcela Łozińskiego, sposobem na odzyskanie rodziny. „Mój tata, któremu zadedykowałem „Stramera”, powiedział mi, że zwykle ludzie mają babcię i dziadka, a potem ci dziadkowie umierają. A on najpierw nie miał dziadków, a teraz dzięki mojej powieści ich zyskał” – opowiadał Łoziński we wspomnianym wywiadzie. Nie trzeba więcej, by zrozumieć moc literatury. Tytuł „Stramer” ma wymiar symboliczny – znaczy silny, mocny. Warto pamiętać o tym podczas lektury i towarzyszącej jej refleksji nad siłą literackich przekazów – pamięć jest trwalsza od historycznych podmuchów, które potrafią zmieść z powierzchni ziemi całe pokolenia. 

Książka „Stramer” Mikołaja Łozińskiegozostała nominowana do Nagrody Literackiej Nike. Sprawdź również inne tytuły nominowane do Nagrody Nike 2020.