Polacy miewają trochę kompleksów gdy porównują swój kraj z zagranicznymi potęgami. A to w kinie za mało efektów, a to sportowcy nie tak szybcy, a to nie ma sukcesów na arenie muzycznej. Jest jednak taki obszar współczesnej (pop)kultury, który absolutnie błyszczy i może służyć za wzór. Rynek firm tworzących gier komputerowych nad Wisłą od kilku ładnych lat jest niezwykle ciekawy, bogaty i łatwo zdobywający kolejne laury. Ale przecież nie zawsze tak było.

 

Prehistoria

Wiedzieliście, że pierwsza polska gra komputerowa jest starsza niż „Pong”? Oczywiście „gra komputerowa” jest określeniem użytym nieco na wyrost - w 1962 roku Witold Podgórski stworzył prostą grę logiczną uruchamianą na komputerze Odra 1003. Brak ekranu najwyraźniej nie był przeszkodą. W tym momencie otworzył się nowy rozdział dla twórców zainteresowanych nowymi technologiami.

W połowie lat 80-tych Polacy zrobili swoje własne wersje zagranicznych hitów – „OiX” z 1984 roku to spectrumowska wersja słynnego kółka i krzyżyka, a młodsza o rok „Gąsienica” była po prostu klonem słynnego „Węża”. Dziesięć lat później pojawiły się podwaliny tego, co dziś stanowi o doskonałej kondycji tej branży w Polsce. Przygodówki „Sołtys” i „Teenagent” zostały wydane w 1995 roku i obie z czasem obrosły kultem, a ich oryginalne wydania są gratką dla kolekcjonerów, zaś starsza o rok bijatyka „Franko” magicznym uczyniła chodzenie po osiedlach na wzór tego, co mogliśmy oglądać w słynnych automatowych beat'em-upach.

Mimo starań deweloperów i premier nieźle przyjętych gier „Gorky 17” czy „Mortyr”, ciągle z zazdrością spoglądaliśmy na zagraniczne firmy, bo najlepsze i najbardziej znane gry  nadal powstawały albo w USA, albo w Japonii. Gdy w 2004 roku zadebiutowała strzelanina „Painkiller” stało się jasne, że oto nadchodzą prawdziwe zmiany. Że nareszcie światowy sukces jest w zasięgu ręki.

 

Współczesność

Najszybciej przychodzącym do głowy przykładem wielkiego sukcesu polskiego game-devu jest oczywiście trylogia o Geralcie z Rivii. Trzy odsłony „Wiedźmina” (z 2007, 2011 i 2015 roku) okazały się świetnym przykładem przemyślanego rozwoju i stopniowego dochodzenia do doskonałości. Trzecia część jest zresztą najlepiej ocenianą, najlepiej sprzedającą się i najbardziej rozpoznawalną polską grą, a to niebagatelne osiągnięcie.

Ale nie tylko „Wiedźminem” nasz rynek stoi. Firma Techland może pochwalić się dwiema dobrymi i popularnymi grami z nieumarłymi w rolach głównych – „Dead Island” pozytywnie zaskoczyło (mimo pewnej niedoskonałości technicznej), a „Dying Light” umocniło pozycję twórców. Wywodząca się z tego samego studia seria „Call of Juarez” również często jest wymieniana jednym tchem obok tych największych tytułów.

Prawdziwy wysyp polskich gier, z których większość można spokojne uznać za udane, nastąpił w ostatnich trzech latach. Pojawiły się horrory („Darkwood”, „Layers of Fear”, „Observer”), małe, interesujące gry wywodzące się z przeróżnych gatunków („Beat Cop”, „Serial Cleaner”, „Ruiner”), a także projekty bardzo ambitne, zahaczające o tematykę społeczną i moralną. Właśnie taką grą było uznane i popularne „This War of Mine” autorstwa 11 bit Studios, które teraz pragnie pokazać, że przez ostatnie lata nauczyło się dużo i jest w stanie zrobić coś jeszcze lepszego. Tym czymś jest „Frostpunk”, najnowsza potencjalna gwiazda na firmamencie polskich gier. Czy dacie jej szansę?