Amerykanka Miranda July jest twórczynią filmów, artystką i pisarką. Jej film „Ty i ja, i wszyscy, których znamy” (2005) zdobył nagrodę specjalną jury na Sundance Film Festival i cztery nagrody na festiwalu w Cannes, w tym Złotą Kamerę, a zbiór opowiadań „No One Belongs Here More Then You” (2007) został nagrodzony Frank O’Connor International Short Story Award i opublikowany w dwudziestu trzech krajach. „Pierwszy bandzior” jest powieściowym debiutem July i pierwszą jej książką przełożoną na język polski. O powieści rozmawiają tłumacz Łukasz Buchalski i wydawczyni Anita Musioł.

 

Łukasz Buchalski: Kiedy zwróciłaś się do mnie z propozycją przetłumaczenia powieści Mirandy July, byłem zaskoczony, że małe, początkujące wydawnictwo chcę wydać tak przewrotną, zaczepną książkę – skąd taki wybór?

Anita Musioł: Szukałam książek do nowo powstałego Wydawnictwa Pauza według bardzo dokładnego klucza, Miranda July wpisywała się w te poszukiwania. Znałam ją wcześniej, ale nie wiedziałam, że jest tak lubiana i szeroko rozpoznawalna w Polsce za sprawą swoich książek, filmów i ról. To było miłe zaskoczenie – dopiero po ogłoszeniu planu wydawniczego na start Pauzy przekonałam się, jak wiele osób lubi i ceni twórczość Mirandy July. A ty ją znałeś?

ŁB: W moim przypadku było właściwie odwrotnie – wiedziałem, że July, przynajmniej jako reżyserka, jest znana i lubiana w Polsce, ale sam wcześniej nie zetknąłem się z jej twórczością. Muszę przyznać, że kiedy zaczynałem czytać powieść, nie wiedziałem, czego się spodziewać. I dodam, że ten stan utrzymywał się niemal do ostatniej strony. Mogę powiedzieć, że zwroty fabuły były dla mnie równie zaskakujące, co dla głównej bohaterki jej kolejne zderzenia z rzeczywistością. Zresztą bardzo dobrze się odnalazłem w głowie Cheryl Glickman. Ale jak Ty ją odebrałaś? Kim w Twoich oczach jest narratorka książki?

AM: Myślę, że narratorka jest strasznie zakręconą kobietą w średnim wieku, która nie do końca wie, czego chce, za to doskonale wie, czego się boi – wszystkiego. Jak napisała Sylwia Chutnik: „Główna bohaterka cały czas robi przymiarki do swojego życia, jakby bała się je rozpocząć. Jest młoda, ale nosi się i zachowuje jak matrona. Chce urodzić, ale woli szukać potomka w twarzach innych dzieci”. W książce jest więcej przykładów takiego życia „na próbę”, nie wiem, czy też miałeś takie wrażenie?

ŁB: Tak, jest tam dużo przymiarek, fantazji i dramy, a mało prawdziwego życia. Nie zdradzę chyba za wiele, jeśli powiem, że poznajemy Cheryl jako osobę żyjącą trochę na autopilocie, gdzieś obok rzeczywistości – woli ją sobie zreinterpretować niż stawić jej czoło. Jest introwertyczką i manipulantką. Ale nie jest w tym sama. Jedna z najzabawniejszych kwestii padających w książce brzmi: „No wiesz. Wierzę w komunikację.” – postać, która ją wypowiada, jest dla nas przecież praktycznie nieprzenikniona. Czy zgodziłabyś się w takim razie, że to książka o introwertykach i dla introwertyków? Czy, Twoim zdaniem, dla kogo?

AM: W wielu recenzjach przewijała się opinia, że Cheryl jest bohaterką, w której każda z nas odnajdzie cząstkę siebie. Zżymamy się, bo jest taka dziwna, czujemy się czasem zażenowane jej ekscentrycznym zachowaniem i nerwicami, ale przeglądamy się jak w lustrze. Coś w tym jest. A Twoim zdaniem ekspresyjna Cheryl jest introwertyczna? Ekspresyjna inaczej, powiedzmy?

ŁB: „Ekspresyjna inaczej” to świetne określenie. Bo ta jej ekspresyjność jest na pokaz, ale prawie w ogóle nie oddaje tego, co dzieje się w jej głowie. Widać to na przykład w rozmowach z psychoterapeutką, gdy Cheryl próbuje zgadnąć właściwą odpowiedź na stawiane pytania, natomiast odmawia zmierzenia się z własnymi emocjami. Jej lęki, opory i obsesje są dla mnie znajome, więc również widziałem w bohaterce siebie jak w krzywym zwierciadle. I nie przesadzę, kiedy powiem, że praca nad „Pierwszym bandziorem” była dla mnie przeżyciem wręcz terapeutycznym. Ten tekst zapewnił mi całe spektrum emocji, od rozbawienia i zdziwienia po obrzydzenie, lęk, wzruszenie… Epilog tłumaczyłem przez łzy – nie przesadzam. A Ty możesz zdradzić jakieś sceny lub wątki, które najmocniej Cię poruszyły?

AM: Ja mam kilka ulubionych fragmentów – niektóre smutne, niektóre wesołe. Zachwycił mnie fragment, w którym Cheryl opowiada o swojej metodzie optymalizowania „przebiegów” po mieszkaniu. Nie będę o niej opowiadać, bo zepsuję zabawę, jest to według mnie najśmieszniejszy fragment książki. Wzruszenie przychodziło kilka razy, ale podobnie jak Ty prawdziwie rozkleiłam się dopiero na końcu. To świetna książka, bo opowiada o tak różnych emocjach – o miłości hetero- i homoseksualnej, o przyjaźni i jej granicach, o macierzyństwie i tęsknocie za nim, a przy okazji o pracy i relacjach panujących w firmach, o psychoterapii i lekarzach… O czym jeszcze? No właśnie, opowiada prawie o wszystkim. Sylwia Chutnik powiedziała, że jest to dla niej „opowieść o ryzyku bardziej przerażającym niż granie na giełdzie czy skok na bungee. O ryzyku życia mimo wszystko”. Myślę, że świetnie uchwyciła coś ważnego, co autorka chce nam przekazać.

ŁB: Wspaniale skomplementowała tę książkę również Olga Wróbel, stwierdzając, że zamierza o niej „bezlitośnie dyskutować ze znajomymi przez co najmniej pół roku”. To jest właśnie taka powieść – nie sposób jej po prostu odłożyć na półkę. Chce się ją przemyśleć, pokazać innym, przegadać. A czy nie po to sięga się po książki?