Denerwujecie się przed wydaniem nowej płyty „A Thousand Suns”?

Mike Shinoda:
Jako artyści zawsze trochę boimy się jak zostanie odebrany owoc naszej pracy. Jednak nie wkładamy zbyt dużo energii w rozważania, jak zostanie oceniona nasza następna płyta. Wolimy ją zużyć na kreatywne myślenie w trakcie pracy nad nową muzyka.



Czy podczas nagrywania albumu wyznaczacie sobie pewne ramy: artystyczne, czasowe? Kiedy uznajecie, że nagrany materiał jest kompletny?


Mike Shinoda: Oczywiście, że moglibyśmy doskonalić naszą muzykę w nieskończoność. Nie jest jednak tak, że dążymy do perfekcji jakiejś ulotnej rzeczy. Jeśli nagle czujemy, że muzyka jest dobra, to po prostu jest dobra. Zawsze zostawiamy sobie trochę czasu na samym końcu, żeby dokonać ostatecznych poprawek, być może w ostatniej chwili pójść trochę w innym kierunku z jakąś piosenką. Zdecydowanie mamy w głowach światełko, które zapala się gdy tylko uważamy, że czas przestać robić poprawki i spojrzeć na nagrany materiał jako kompletną, gotową całość.

Jak to działa w praktyce?

Brad Delson:
Na początku założyliśmy sobie pewien cel, omówiliśmy jak chcielibyśmy, żeby „A Thousand Suns” brzmiało. Później gdy zaczęlismy rozmawiać o nowym projekcie z naszym producentem Rickiem Rubinem i zaczęliśmy pracować nad płytą, nasze podejście kompletnie się zmieniło.

Mike Shinoda:
Aż nie chce mi się wierzyć, że pracowaliśmy nad „A Thousand Suns” prawie dwa lata! Długo się zastanawialismy czy w ogóle powierzać produkcje płyty dodatkowemu producentowi, czy sami możemy sobie poradzić. Wiedzieliśmy dokładnie czego potrzebujemy, gdy pracujemy sami i co może sie stać gdy przyjdzie ktoś z zewnątrz  i będzie się starał nam pomagać. To oczywiście doprowadziło do rozmów na temat tego, jaką płyte chcemy nagrać. I było oczywiste, że chcielibyśmy spróbować czegoś nowego, nadać nowe znaczenie i nowe formy piosenkom Linkin Park.

W końcu zdecydowaliście się na ponowną współpracę z Rickiem Rubinem. Dlaczego?

Mike Shinoda:
Szczerze mówiąc wcale nie chciałem, żeby Rick z nami ponownie współpracował. Spotkanie z nim było jednym z ostatnich i traktowałem je na zasadzie kurtuazyjnego meetingu. Rozmawiałem wcześniej z innymi producentami i nie chciałem, żeby poczuł sie urażony, że go pomijamy. Nie chcę, żeby to zabrzmiało źle, bo Rick jest jednym z najważniejszych producentów muzycznych i ogromnie go szanuję, ale pracowalismy z nim przy poprzedniej płycie „Minutes to Midnight” i oczywiście bylismy super zadowoleni, ale chcieliśmy spróbowac czegoś nowego. Gdy szedłem na spotkanie z nim naprawdę wątpiłem w to, że będziemy z nim znowu pracować, bo jesli chcieliśmy, żeby nowy album brzmiał inaczej, to musieliśmy zatrudnić nowego producenta, albo w ogóle z niego zrezygnowac. Gdy zacząłem rozmawiać z Rickiem, moje wszystkie wątpliwości nagle znikneły i wiedzialem, że niepotrzebnie się obawiałem. Rick był dokładnie tą osobą której potrzebowalismy! Jego reakcja na kilka muzycznych próbek i jego pomysły jak je rozwinąć były po prostu niesamowite. Poza tym dowiedziałem się, że nadal ma w zanadrzu wiele tricków, którymi z nami wczesniej się nie podzielił.

Czyli was totalnie zaskoczył?

Mike Shinoda: Nawet nie wiesz jak. Rick Rubin bardzo się zaangażował w ten album. Bardziej niz sie tego spodziewaliśmy. Ciągle chciał z nami wracać do tych pierwszych próbek, które usłyszał na spotkaniu. Namawiał nas, żebyśmy pracowali nad naszymi początkowymi pomysłami, które były według niego najlepsze.  

Brad Delson: Dokładnie tak było. Nasz zespół składa się z sześciu muzyków, z których każdy ma inny sposób myślenia i postrzegania muzyki. Dlatego w naszej muzyce jest taka różnorodność. Przy pracy nad „Minutes to Midnight” staraliśmy się wykorzystać tyle inspiracji ile tylko mogliśmy. Na „A Thousand Suns” chcieliśmy sie skupić na ogólnym pomysle na całość. Rick Rubin upewniał sie tylko, że nasza cała uwaga jest skupiona właśnie na takim sposobie myslenia, poniewaz moglismy sie łatwo rozproszyć.

Wspominaliście o trickach, których Rick Rubin wcześniej nie ujawnił. Czego tym razem was nauczył?

Mike Shinoda:
Moja ulubiona rzecz to techniki pisania piosenek. Jest mnóstwo utworów, których nigdy nie zapisaliśmy na żadnej kartce. Po prostu nagraliśmy w chwili w której o nich pomyśleliśmy. To tak jakbym poprosił Cię w tym momencie, żebyś zaśpiewała nową piosenkę z wymyśloną przez Ciebie melodią i słowami, która nigdy wcześniej nie była zagrana ani zaśpiewana. To napewno brzmi dla ciebie niemożliwie i tak tez brzmiało w moich uszach. Jednak Rick tłumaczył nam, że jest to jak najbardziej do zrobienia i pokazał jak to zrobić. Trzeba zacząć od najmniejszego elementu: riffu gitary, dźwięku pianina, linii wokalu a cała reszta przyjdzie sama. Nie wiem czy taka metoda pracy sprawdza się w innych zespołach, ale dla nas zaczęła działać i myślę, że przyniosła całkiem niezłe wyniki.

Brad Delson: Myslę, że kilka lat temu, nawet jeszcze przy poprzedniej płycie taka metoda nie działałaby i dla nas. Czasem zapominamy kompletnie o spontaniczności i staramy sie całkowicie kontrolować cały proces powstawania nowej muzyki. Nauczyliśmy się, że nie zawsze musimy mieć cel, ale być otwarci na to, ze końcowy efekt naszej pracy może zaskoczyć także nas samych. Poza tym jesteśmy wszyscy przyjaciółmi i nie ma co się wstydzić czy obrażać jesli jakiś pomysł okaże sie nietrafiony. Błędy te są częścią procesu kreatywnego.

Co was inspirowało przy nagrywaniu „A Thousand Suns”?

Mike Shinoda:
Słuchamy bardzo dużo muzyki, ale nie uważam, żeby tylko to nas inspirowało. To, co według mnie miało największy wpływ na nowy album, to uczucie podniecenia, że wracamy na scenę, że zaraz znowu ruszy cała maszyna Linkin Park, ze zaczniemy koncertować. Z drugiej strony, zależy nam na jak największej liczbie „smaczków”  i istotnych elementów, które można usłyszeć przy dokładnym przesłuchaniu naszych piosenek. Myślę, że to jest jeden z elementów, który nas wyróżnia.

Brad Delson:
Nasza nowa płyta, jak i pozostałe, powinna pozostawić wrażenie jakby była wykonana na zamówienie z totalną dbałością o szczegóły. Wszystkie dźwięki, które są na niej zawarte, miały się tam znaleźć. Zajmujemy się wszystkimi elementami naszej płyty – poczynając od okładki po teledyski, projekty koszulek sprzedawanych podczas koncertów, scenografię koncertów, działania online. „A Thousand Suns” zostanie wydany w trzech róznych edycjach z rozmaitymi bonusami. Chcemy, żeby słuchacze odbierali całość jako jedną rzecz – wszystko zostało stworzone podczas tego samego procesu kreatywnego.

Dużo się kłócicie w trakcie pracy?


Mike Shinoda: Oczywiście, ale są to bardzo produktywne kłótnie (śmiech). Jako zespół komunikujemy sie między sobą, rozmawiamy, dyskutujemy, mamy rózne opinie na ten sam temat, ale nigdy nie dochodzi do sprzeczek, po których ze soba nie rozmawiamy. Porównujemy nasze zdania i staramy sie wypracować kompromis. Jak na razie od tylu lat udaje nam się to doskonale.

Skąd taka wasza pewność siebie?

Mike Shinoda: Po prostu gramy razem od ponad dziesięciu lat, pracujemy razem w studio, znamy siebie na wylot. Możemy powiedzieć sobie wszystko, pracować na różnych poziomach emocji, ale zawsze z tym samym zaangażowaniem.

Nie jesteście już 20-kilku latkami skaczącymi po scenie, ale większość z was skończyła 30 lat, ma dzieci, rodziny. Wasze nastawienie do muzyki i koncertowania po świecie zmieniło się?


Mike Shinoda:
Oczywiście podchodzimy do naszej muzyki z innej perspektywy. Emocje i uczucia są zupełnie inne, niż jak wydawaliśmy nasz pierwszy album „Hybrid Theory”. Staramy sie dzielić nasz czas między życie rodzinne i muzykę tak równo, jak tylko możemy, żeby starczyło czasu na wszystko co robimy.

Brad Delson: Niektórzy muzycy nie mogą się doczekać, żeby ruszyć w trasę i skorzystać z tego, co oferuje im czas poza domem. Mogę z reką na sercu powiedzieć, że chłopaki z Linkin Park wcale nie są tacy. Czujemy, że koncertowanie jest jakby przedłużeniem pracy nad naszą muzyką - każdego wieczoru staramy sie tchnąć nowe życie w piosenki, które nagraliśmy przed momentem, jak i te które maja już dziesięć lat.

Czy koncerty w Europie różnią się od tych w USA?


Brad Delson: Europejska publiczność nigdy nas nie zawodzi. Robi coś, czego nie doświadczamy na naszych amerykańskich koncertach – skacze ile ma sił w nogach. Europejscy fani mają niespożyte pokłady energii, które pozwalaja nam grać jak najlepsze koncerty.

Jakieś wspomnienia z podróży po Europie?

Mike Shinoda:
Podobała mi się architektura niektórych miast, jak Kopenhaga, czy Paryż,  ale na co najbardziej zwracam zawsze uwagę i do czego nigdy nie moge sie przyzwyczaić to to, że Europejczycy tak dobrze wygladają. Są zbyt atrakcyjni jak na mój gust (śmiech).

Rozmawiała: Joanna Ozdobińska/ Nowy Jork. Współpraca: Andreas Renner. ©