Najnowszą powieść Sylwii Chutnik – autorki cenionych i nagradzanych powieści jak „Kieszonkowy atlas kobiet”, „Cwaniary” czy „Dzidzia” – najlepiej podsumowują słowa, które znalazłam w innej książce pt. „Dziewczyństwo” autorstwa Melissy Febos. Pisarka przyjęła je tam jako motto, a należą do feministycznej pisarki Adrienne Rich:

„Chcę powiedzieć: nikt, kto próbuje wziąć odpowiedzialność za własną tożsamość, nie powinien być tak samotny. Muszą znaleźć się osoby, wśród których usiądzie i zaszlocha, a mimo to będzie dla nich wojownikiem. (Wyobrażam sobie za was to dziwne, gniewne grono, podszyte miłością). Sądziliście, że nie ma dla was takiego miejsca i może kiedyś nie było, a może nie ma teraz – ale będziemy musieli je sobie stworzyć, my, którzy pragniemy położyć kres cierpieniu, zmienić zasady historii, o ile nie chcemy się poddać”.

Ten cytat, wyrwany z kontekstu, można pewnie dokleić do wielu historii, ale tu on wyjątkowo pasuje – do opowieści Magdy, transkobiety, która nie może znaleźć swojego miejsca w świecie, wariuje z samotności i marzy o wyjściu z zaklętego kręgu: brak perspektyw, brak kasy, brak miłości.
 

Sylwia Chutnik tyłem do kierunku jazdy
 

Dychotomia jasności i mroku

Mamy zatem Magdę, czterdziestolatkę, która wreszcie – po operacji, terapiach hormonalnych,  depilacji laserowej – dotarła do momentu, kiedy wygląda tak, jak powinna, tak jak się czuje – jak kobieta. Długa to była droga, która zaczęła się od przymierzania maminych sukienek i malowania ust, poprzez odrzucenie przez rówieśników, odtrącenie przez najbliższych, wyzywanie od babochłopów, po decyzję o tranzycji i związane z nią koszty. I towarzyszyła jej w niej przede wszystkim i głównie babcia.

Chutnik konstruuje opowieść, do której lubi wracać, a która wyraźnie wybrzmiała już w „Cwaniarach”: młode pokolenie najlepiej dogaduje się z generacją schodzącą, czyli dziadków i babć. Zwłaszcza babć, to one niosą w sobie z jednej strony mądrość i doświadczenie, którym chętnie się dzielą, a z drugiej – luz i perspektywę, jakich często brakuje matkom. W przypadku Stasi, babci Magdy, to zderzenie niemal zwierzęcej energii, cwaniactwa, sprytu i czerpania garściami z życia z depresją, smutkiem wycofaniem i poczuciem braku sprawczości reprezentowanymi przez jej córkę a matkę Magdy – Krysię. Ta dychotomia jasności i mroku, sprawczości i postawy: nic nie robię, ale należy mi się, jest bardzo wyraźna w tej książce. No i jest ta trzecia droga: działam, spalam się, ale nic z tego nie mam. To droga Magdy.

Magda uważa, że nie ma takich starań i takich prób, które by odmieniły jej los wiecznie klepiącej biedę prekariuszki z dyplomem magistry socjologii, w dodatku uwikłanej w kredyt mieszkaniowy na całe życie. Pewnie dla niektórych czytelników brzmi to niestety znajomo. Dlatego głos babci, tej seksualnej bogini, która zarabiała krocie na legalnych i nielegalnych interesach, oraz zawsze sięgała po to, czego chciała, jest tak dla niej ważny. To ona da Magdzie pieniądze na tranzycję, to ona nigdy jej nie odtrąci. To ona wytłumaczy jej, co to znaczy zakochać się we właściwej osobie. I opowie o najlepszym seksie w swoim życiu.

Przeciwieństwem babki jest matka: z zasznurowanymi ustami, tkwiąca w nieudanym małżeństwie, wiecznie narzekająca i powtarzająca jak mantrę „co ludzie powiedzą”. Przerażona życiem chodząca ocena innych. Bezlitosna sędzia cudzych żywotów. Między nimi Magda, postawiona między skrajnymi postawami i bez środka, szukająca go sama po omacku i bez powodzenia. Bo to chyba najtrudniejsze, niezależnie od tego, kim się czujemy i z kim chcemy uprawiać seks: podejmowanie przez całe życie prób i eksperymentów zbudowania siebie po swojemu. By móc powiedzieć: to ja, to moje, taki mam styl, to mój wyszarpany kawałek świata. I Chutnik pokazuje te próby i wahania, to mierzenie się ze sobą, z przeszłością, ze światem kapitalnie. Bo nawet babcia Magdy, która ją wspiera, podbudowuje i okazuje miłość, jednocześnie dominuje i narzuca model, który jest wnuczce obcy.
 

Sylwia Chutnik

Zdjęcie okładkowe: źródło: fot. (c) Adam Tuchliński / Tuchliński Studio / materiały promocyjne wydawnictwa Znak Literanova
 

Lektura obowiązkowa

Jednym z wyrazistych wątków w książce są poszukiwania przez Magdę miłości. I tu mamy celny i bolesny obraz „przesuwania w prawo” partnera czy partnerki w świecie Tindera, obowiązkowych zdjęć penisów i seksu na odległość, przez telefon, bez szans na bliskość.

„I kiedy chciała po prostu się bzykać, kiedy chciała mieć z tego wszystkiego radość, to jej się zawsze w głowie wyświetlał generał lub ksiądz (…) Jeśli więc przyjdzie czas próby, to jej nie zda i zaraz zostanie wyprowadzona za rogatki, kopa w dupę i papa”.

Szukanie miłości jest wystarczająco niemożliwe dziś, szukanie jej przez Magdę – z jej lękiem i wycofaniem, z jej wiecznym dopytywaniem samej siebie, czy jest wystarczająco kobiecą, czy już jej wolno – wydaje się próbą z góry skazaną na porażkę. Chutnik trafnie pokazuje, jak wygląda mierzenie się z publicznym wizerunkiem kogoś, kogo najchętniej wrzucilibyśmy do szufladki z napisem „queer”. I jak sztafeta pokoleniowych doświadczeń kobiet odciska swoje piętno na tym ostatnim, najmłodszym, które próbuje się odnaleźć w gąszczu znaczeń i etykiet. Obok takich tytułów jak „O tym się nie mówi” Emilie Pine czy „Dziewczyństwo” Melissy Febos, „Tyłem do kierunku jazdy” Sylwii Chutnik to lektura obowiązkowa.

Więcej recenzji znajdziesz na Empik Pasje w dziale Czytam.

Zdjęcie okładkowe: źródło: fot. (c) Adam Tuchliński / Tuchliński Studio / materiały promocyjne wydawnictwa Znak Literanova