Po sukcesie „Idy” oraz „Zimnej wojny”, na świecie wzrosła rozpoznawalność polskiego kina i polskich aktorów, którzy coraz częściej pojawiają się w produkcjach hollywoodzkich czy serialach streamingowych gigantów - i nie są już z nich wycinani w post produkcji, co zdarzało się wcześniej. Nic więc dziwnego, że oczekiwania wobec tegorocznego polskiego kandydata do Oscara w kategorii „Najlepszy Międzynarodowy Film Pełnometrażowy” (nazwę zmieniono w tym roku z „Najlepszego Filmu Nieanglojęzycznego”) są ogromne. Szczególnie, że film Jana Komasy – z  genialną kreacją Bartosza Bieleni – to jedna z lepszych rodzimych produkcji ostatnich lat (opis i recenzję filmu przeczytacie tutaj). „Boże Ciało” pokazywane było na Festiwalu Filmowym w Wenecji oraz podczas Toronto International Film Festival; Bielenia zdobył nagrody na festiwalach w Chicago i Sztokholmie, a kilka dni temu pojawiła się informacja, iż prawa do wyświetlania obrazu zakupiło kolejnych kilkadziesiąt krajów na całym świecie. Już od połowy stycznia „Boże Ciało” było też pokazywane w amerykańskich kinach studyjnych, co w wymierny sposób powiększyło szansę na to, iż członkowie Akademii Filmowej faktycznie film zobaczą. Dlaczego więc w polskiej prasie znajdziemy głównie sformułowania, iż „sama nominacja jest już wielką wygraną” i zdobycia statuetki w zasadzie nie powinniśmy się spodziewać? Przede wszystkim dlatego, że pierwsza część tego zdania jest po prostu prawdą; jak również dlatego, że mamy przed sobą naprawdę poważnych przeciwników. 

Wszyscy nominowani zjawili się w czwartek na spotkaniu w Beverly Hills - to właśnie z niego pochodzi okładkowe zdjęcie (fot. Getty Images). Widzimy na nim reżyserów nominowanych do finałowej piątki: Bong Joon-ho - reżyser „Parasite”, Jan Komasa, Pedro Almodovar - autor filmu „Ból i blask”, Ladja Ly - reżyser „Nędzników” oraz Tamara Kotevska i Ljubo Stefanov - autorzy „Krainy miodu”.

 

„Boże Ciało” (DVD)

 

„Nędznicy”, czyli francuskie blokowiska i… lew

Ostatni z nominowanych filmów, „Nędznicy”, to pełnometrażowy debiut Ladja Ly, urodzonego we francuskim Monfermeil, syna malijskich imigrantów. Z tej samej miejscowości pochodził Gavroche, bohater powieści Wiktora Hugo pod tym samym tytułem, nazywany „głosem paryskiego ludu”. I „Nędznicy” takim głosem właśnie są: pokazując jednoczesny smutek, piękno i potencjał francuskich blokowisk oraz nadzieję na to, iż składający się z tak różnych elementów kraj ma nadzieję nie tylko na przetrwanie, ale i na rozwój. Podstawą do tych rozważań staje się historia 15-letniego Issy, który z cygańskiego cyrku wykrada małe lwiątko i chowa je na działce, oraz oddelegowanego do zbadania sprawy policjanta Stephane. I chociaż z pozoru wygląda to dość banalnie, konflikt szybko eskaluje do punktu, z którego nie można się już wycofać. „Nędznicy” zostali nagrodzeni w Cannes oraz Europejską Nagrodą Filmową; film nominowany był również do Złotego Globu i Critics Choice Awards.



Parasite” – sensacja  z Korei Południowej

Typowany na faworyta film południowokoreańskiego reżysera Bong Joon-ho („Okja”, „Snowpiercer: Arka przyszłości”) to prawdziwy fenomen: nominowany był nie tylko w kategorii filmu międzynarodowego, ale także w sześciu (!) innych kategoriach, w tym tej najważniejszej, czyli dla najlepszego filmu. Notowania „Parasite” są tak wysokie, iż mówi się, że w drodze po nagrodę w najbardziej prestiżowej kategorii zagrozić może mu tylko „1917” Sama Mendesa. Tutaj jednak, paradoksalnie, upatrywać można szansy „Bożego Ciała” - jeżeli bowiem „Parasite” zostanie Najlepszym Filmem, to nie otrzyma już statuetki dla produkcji międzynarodowej. Obraz Joon-ho to zarówno trzymający w napięciu thriller, jak i satyra społeczna oraz czarna komedia, zaś zmiany gatunków, wbrew pozorom, wychodzą reżyserowi zgrabnie i podtrzymują tempo fabuły. A ta jest gęsta: opowiada o dwóch południowokoreańskich rodzinach, które nie mogłyby różnić się od siebie bardziej - przede wszystkim dzieli je przepaść ekonomiczna, co staje się kanwą dla całej opowieści. Czworo głównych bohaterów - nieszczęśliwych, wykluczonych, biednych - tworzy „plan doskonały”, dzięki którego zrealizowaniu osiągną wreszcie wymarzone bogactwo i status społeczny. „Parasite” ma już na swoim koncie Złotą Palmę w Cannes, Złoty Glob, statuetkę BAFT-a oraz Critics Choice. To, że wyjedzie z Los Angeles z Oscarem wydaje się być niemal więcej, niż pewne - pytanie jednak, w jakiej ilości i w jakich kategoriach.

 

„Parasite” (DVD)

 

„Kraina Miodu” – prawdziwa historia pszczół z Macedonii

Macedońska „Kraina Miodu” również nominowana jest do Oscara w więcej, niż jednej kategorii - walczy również o statuetkę dla Najlepszego Pełnometrażowego Filmu Dokumentalnego. Produkcja ta nie jest bowiem fabułą, ale debiutem dokumentalnym Ljubomira Stefanowa i Tamary Kotewskiej, który powstał aż trzy lata i w który zaangażowana była niewielka i zżyta z bohaterami obrazu ekipa. Główną bohaterką jest Hatidze Muratowa, mieszkająca w górskiej wiosce ze schorowaną matką i hodująca pszczoły 50-latka. Utrzymuje się z produkcji miodu, zachowując jednak zasadę, w której zabiera pszczołom jedynie połowę wytworzonego przez nie słodkiego surowca, resztę pozostawiając owadom. „Kraina Miodu”, podobnie jak „Parasite” i „Ból i blask”, została już doceniona na arenie międzynarodowej, zdobywając m.in. trzy statuetki na Festiwalu Sundance oraz Grand Prix 16. Millennium Docs Against Gravity.

 

Ból i blask”, czyli sentymentalny powrót do dzieciństwa

Drugi poważny kandydat do tegorocznego Oscara w kategorii Najlepszego Filmu Międzynarodowego to najnowsza współpraca Pedro Almodovara, Antonio Banderasa i Penelope Cruz. Aktor wciela się w fikcyjną postać uznanego reżysera Salvadora Mallo, noszącego liczne cechy Almodovara, który wysyła swojego bohatera w sentymentalną podróż do czasów dzieciństwa i dorastania. Tam właśnie spotykamy Cruz, która w retrospekcjach wciela się w matkę Mallo; jej rola oceniona została bardzo wysoko, jednak to Banderas zbiera pochwały i laury. „Ból i blask” nazywany jest popisem jego aktorskiej wirtuozerii, za co zresztą otrzymał nominację dla Najlepszego Aktora, nominację do Złotego Globu oraz Złotą Palmę w Cannes. 60-letni gwiazdor w roli podstarzałego i uznawanego za kultowego reżysera odnalazł się świetnie, pokazując na ekranie najintymniejsze emocje i opowiadając o najbardziej osobistych wspomnieniach. „Ból i blask” zgodnie nazywany jest, i przez krytyków i przez widzów, najlepszym filmem Almodovara od lat.

„Ból i blask” (DVD)

 

Oczywiście nie ma nic dziwnego w tym, iż w kategorii tak prestiżowej, jak Oscar dla filmu międzynarodowego znajdują się naprawdę silni i docenieni na całym świecie kandydaci. Tym bardziej więc powinien nas cieszyć fakt, iż kolejna polska produkcja znalazła się w tym wąskim gronie. Tymczasem jednak trzymamy kciuki, aby nocą z 9 na 10 lutego mile się zaskoczyć. A według was który z tych filmów najbardziej zasługuje na Oscara?