Joanna Guszta, autorka książek dla dzieci. Współzałożycielka, razem z ilustratorem Maćkiem Blaźniakiem, studia graficznego (dawniej też wydawnictwa) Ładne Halo. Pisze, pracuje z tekstem, ale potrafi też myśleć obrazem i korzystać z niego w narracji. Aktywnie współpracuje z ilustratorami i wydawnictwami, chętnie opracowuje koncepcje wydawnicze i scenariusze twórczych warsztatów wokół książek. Wspólnie z grupą Mamy Projekt współtworzy i redaguje serię przewodników po miastach i lasach NIEMAPA oraz wystawy edukacyjne dla rodzin. Dla Miesięcznika Znak pisze krótkie felietony o znakach graficznych w rubryce „ZNAK o znakach”. Jej najnowszą książkę „Halo! Tu dźwięk!” w ramach dofinansowania z programu „Muzyczny Ślad” MKiDN wydała Fundacja Learn How To Sound. W czerwcu w wydawnictwie Kropka wyjdzie kontynuacja „Miasto Potwór” zatytułowana „Tu i teraz”. Ukończyła politologię na Uniwersytecie Śląskim i socjologię na Politechnice Śląskiej. Mieszka i pracuje w Łodzi

Przecinek i kropka

Rozmowa z Joanną Gusztą

Ewa Świerżewska: Centra miast, ale też obszary zlokalizowane wzdłuż dużych dróg, przypominają w Polsce wielką tablicę ogłoszeń. Czy to było inspiracją do stworzenia książki „Miasto Potwór”?

  • Joanna Guszta: To też! Wspólnie z mężem, Maćkiem Blaźniakiem, prowadzimy studio graficzne Ładne Halo, więc mamy pewnie jakoś wyostrzone zmysły na estetykę, jakość wizualną. Maciek jest ilustratorem i grafikiem, ja pracuję z tekstem, ale najczęściej w kontekście obrazu. Kiedy spacerujemy, jeździmy tramwajem albo nawet samochodem, nieustannie rozglądamy się i bezwiednie analizujemy. Trudno nam to powstrzymać, można nazwać to chorobą zawodową. To dla nas codzienność, że siedząc w autobusie, który stoi w korku i patrząc przez okno, fantazjujemy o tym, jak zmienilibyśmy jakąś fasadę (np. pomalowanego w pastelowo-jaskrawe figury bloku), albo nie możemy się nadziwić, że ktoś na swojej witrynie napisał siedem razy na różne sposoby "OKNA", mimo że sprzedaje okna, więc mógłby po prostu pochwalić się swoim pięknym oknem i prostym szyldem, zamiast zaklejać je zadrukowaną w 90% folią. Żeby dojechać do domu z przedszkola, przecinamy jedną z dużych łódzkich arterii i ilość reklam jest tam zwariowana, a jakość przestrzeni fatalna. „To najbrzydsze skrzyżowanie świata" przechodzi nam przez myśl cztery razy dziennie, pięć razy w tygodniu, a przecież korzystamy z niego prawie tylko z uprzywilejowanej pozycji samochodu. Gorzej mają rowerzyści i piesi. Pewnie gdyby nie to skrzyżowanie, znacznie częściej byśmy nimi bywali na tej trasie.

Ponieważ nam to wszystko doskwiera, naturalnie zaczęliśmy się trochę mocniej interesować architekturą, urbanistyką i miastem. Tak się też złożyło, że te tematy coraz częściej przewijały się w naszych zleceniach. Wspólnie z grupą Mamy Projekt stworzyliśmy serię kreatywnych przewodników po miastach dla rodzin „NIEMAPA” (edukują między innymi o architekturze), Maciek zilustrował dla wydawnictwa Wytwórnia książkę Joanny Łozińskiej „Ale miasta!", a dla Biura Architekta Miasta Łodzi stworzyliśmy książkę edukacyjną dla młodzieży o architekturze, pt. „#miasto”, z moim tekstem. Kiedy w międzyczasie przeczytałam „Wannę z kolumnadą” Filipa Springera, nie mogłam zasnąć. We wstępie wyliczył on ilość godzin plastyki w programie szkolnym w różnych krajach. Okazało się, że w Polsce edukacja plastyczna ma najmniejszy wymiar godzin, a też dobrze wiemy, w jaki sposób jest zwykle prowadzona. Zresztą już 10 lat temu, gdy zakładaliśmy wydawnictwo dla dzieci Ładne Halo, które prowadziliśmy przez kilka lat, naszym celem była między innymi edukacja wizualna przedszkolaków. Wydawaliśmy książki młodych polskich ilustratorów z naciskiem na dobry design i oryginalną treść, zawsze z jakimś aktywizującym dzieci zadaniem. Postanowiliśmy, że trzeba zrobić książkę dla dzieci o tym, co nas boli w przestrzeni miast i zaczęliśmy się zastanawiać, jak o tym opowiedzieć, żeby przykuć uwagę dzieci i otworzyć im głowy na ten problem.

Ale  miasta

Książka „Miasto Potwór”, tak jak już sam tytuł, jest przewrotna. Na chwilę przed zakończeniem robi się naprawdę groźnie…

  • Zaczyna się od tego, że do Miastoszewa - typowego polskiego miasta - przybywa potwór (przypominający Godzillę), po to, żeby je zjeść, ale okazuje się ono tak brzydkie i złe, że to całkiem odbiera mu apetyt i motywuje go do wspólnego działania z mieszkańcami. Razem rozwiązują takie problemy jak: brak zieleni, reklamoza, zaśmiecanie i wandalizm, pasteloza, dominacja jezdni i samochodów kosztem braku przyjaznych przestrzeni wspólnych. Czy po tych zmianach miasto będzie mu smakowało? I co stanie się z mieszkańcami - czy zostaną zjedzeni? Kto tu właściwie jest potworem? Potwornie brzydkie miasto czy potwór - ekspert od spraw miast? Sporo pytań!

Zakończenia nie zdradzę, ale staramy się na przykładzie potwora i mieszkańców pokazać dzieciom, że każdy jest odpowiedzialny za swoje miasto i może mieć wpływ na to, czy jest to przestrzeń przyjazna i ładna. Uczymy podstaw estetyki, ładu przestrzennego i poczucia wspólnoty za pomocą zabawnej historii i bardzo prostych zasad podsumowanych na końcu książki.

Myślę, że przydałby się nam taki Potwór, który by nam te potworne miasta uporządkował. Jest na to szansa?

  • Niestety wszystko zależy od nas, a nie od Potwora. Jego rolę w pewnym sensie mogłaby odegrać dobra i skutecznie egzekwowana ustawa krajobrazowa, czy mądre i nienaginane przestrzenne plany zagospodarowania, albo księgi standardów wydawane przez miasta, na przykład dla swoich reprezentacyjnych ulic, jak Piotrkowska w Łodzi. Póki co okazuje się, że nie działają one tak stanowczo jak Potwór z książki, więc pozostaje nam edukacja.

Bardzo zależało mi, żeby książka „Miasto Potwór” stała się jednym z jej narzędzi. To może być podpowiedź jak zacząć rozmowę z dziećmi o mieście. Dla tych rodziców, którzy chcą o tym rozmawiać i czują, że to potrzebne, ale nie wiedzą, jak zacząć. Poza tym to świetny materiał do pracy dla nauczycieli, który może urozmaicić na przykład lekcje PLASTYKI, WOS czy nawet potencjalnego przedmiotu, jakim mogłaby być wiedza o klimacie - jego wprowadzenia do szkół coraz głośniej domagają się młodzi ludzie. Wiele z problemów miast pokrywa się z problemami z klimatem.

Przygotowałam nawet scenariusz warsztatów z „Miasto Potworem” dla szkół czy przedszkoli (po materiały odsyłam zainteresowanych na stronę Wydawnictwa).

Miasto Potwór

Chociaż w książce przyjęliśmy konwencję Potwora, który odgrywa wielkiego mądralę, poucza i jest zarozumiały, to na warsztatach staram się wyjść od czegoś innego: że ważniejsze od wymądrzania się jest uważne przyglądanie się, stawianie pytań, wątpliwości i rozmowa. A kto jest lepszym ekspertem w niekończącym się stawianiu pytań niż dzieci? Kto jest lepszym obserwatorem? To jest wielki potencjał dzieci, który możemy wykorzystać. W końcu nie ma dobrej przestrzeni bez zadawania pytań. Myślę, że rozmowa jest kluczowa. Bez niej nic się nie zmieni. Nie nastawiałabym się wcale na to, że to będzie łatwa rozmowa, że będzie polegać na tym, że pokażemy dziecku, co jest czarne, a co białe, tak jak Potwór w książce. Prowadziłam kilka takich warsztatów z dziećmi i zdania są jak zawsze podzielone, a oceny subiektywne. Grunt, żeby próbować rozmawiać i zestawiać różne perspektywy, prowokować do myślenia.

Ogromną rolę odgrywają w książce ilustracje Przemka Liputa, tworząc faktycznie równoległą narrację. Jak w przypadku takich książek, gdzie warstwa słowna i graficzna są równie ważne, uzupełniają się, dopowiadają, wygląda współpraca autora z ilustratorem?

  • Przemek to ostatnio mój ulubiony ilustrator. Uwielbiam jego kreskę, jest w niej czysty wdzięk, humor i swoboda. Strasznie cieszę się, że pracujemy razem, bo uwielbiają go też dzieci, a mi bardzo zależało, żeby ten trudny temat pomóc im jakoś przyswoić w możliwie najatrakcyjniejszy sposób. Współpraca była trochę nietypowa, bo choć ja jestem autorką tekstu, to w wielu szczegółach wymyślaliśmy tę książkę wspólnie z moim mężem, Maćkiem - na początku mieliśmy plany wydać ją samodzielnie w naszym wydawnictwie, ale tak się złożyło, że przeleżała kilka lat w szufladzie, aż połączyliśmy siły z wydawnictwem Kropka. W związku z tym mieliśmy bardzo dopracowany scenariusz, łącznie z pomysłami na ilustracje, rozpisanymi postaciami do zilustrowania i tak dalej. I wtedy wkroczył Przemek, dokładając jeszcze do tego wszystkiego od siebie niemożliwą ilość smaczków, śmiesznych pomysłów i specyficznego humoru! Proszę sobie wyobrazić, jaka to przyjemność zobaczyć, jak napisana przeze mnie historia nabiera tych wszystkich kształtów i kolorów! Nie mogę się powstrzymać, by nie zdradzić, że kończymy właśnie z Przemkiem pracę nad drugą książką o Miastoszewie, pt. „Tu i teraz”. Zamiast Potwora będzie tym razem dinozaurzyca, a zamiast na estetyce i funkcjonalności miasta, skupimy się jeszcze bardziej na kwestiach ekologii. Premiera już 16 czerwca!

Książki dla dzieci Empik

To świetna wiadomość! Bo to oznacza, że znów czytelnicy będą nie tylko zdobywać wiedzę, ale też świetnie się bawić. Mam wrażenie, że i państwo mieli dobrą zabawę, wymyślając tę książkę.

  • To było nawet terapeutyczne! Podejrzewam, że dla każdego kto nad nią pracował na swój sposób. Wszystkie frustracje związane z jakością przestrzeni mieliśmy okazję przekuć w humor, trochę przerysować i przepracować. W książce pojawia się też humor dla samego humoru, na przykład w postaci napisów na reklamach i murach albo pod postacią staruszki, która wszystko przekręca i zauważyłam, że z miejsca zaraża tą zabawą w przekręcanie czytelników w każdym wieku. W przypadku nowej książki „Tu i teraz” to też trochę oswajanie lęków związanych z katastrofą klimatyczną, które dotyczą coraz mocniej rodziców z mojego pokolenia, dlatego ją też z wyprzedzeniem polecam - między innymi na poprawę humoru!

Dziękuję za rozmowę!