Nie będziemy czarować - fenomen australijskiego duetu dla wielu słuchaczy muzyki jest po prostu niezrozumiały. Odważne połączenia muzyki folkowej, etnicznej, elektronicznej i gotyckiego rocka (a to przecież nie wszystkie gatunki, po które w swojej twórczości sięgają Brendan Perry i Lisa Gerrard), sprawia że mają zagorzałych fanów na całym świecie. I to od ponad 30 lat. Na czym polega ich wyjątkowość?
 

Uczta u Dionizosa

Dead Can Dance, czyli pochodzący z Australii i tworzący w Londynie Brendan Perry i Lisa Gerrard wydają właśnie nową płytę, pierwszą od sześciu lat i drugą po wznowieniu działalności w 1998 roku. „Dionysus” to muzyczna interpretacja greckiego mitu oraz dionizyjskie misteria, mające swoje korzenie w starożytnej Grecji. Podobnie jak w przypadku dotychczasowej twórczości DCD, nic nie dzieje się bez przypadku - motywy przewodnie wszystkich albumów były starannie przemyślane. „Zawsze fascynowałem się cywilizacją starożytnej Grecji. Jest nicią na zawsze wplecioną w tkaninę zachodniej cywilizacji i przybiera różne formy. Nie tylko historii czy wierzeń religijnych” - tłumaczy w ostatnim wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” Perry. „Moim zdaniem najciekawszym aspektem kultury antycznej Grecji jest to, że poszczególni bogowie czy herosi reprezentowali konkretne cechy ludzkiej psychiki. Grecy w swoich opowieściach wykazywali się wspaniałym, głębokim zrozumieniem ludzkiej natury, psychologiczny aspekt mitów jest dziś równie aktualny jak tysiące lat temu”. Warto dodać, że prace nad płytą poprzedził dokładny, wnikliwy research, ze studiowaniem pism Fryderyka Nietschego włącznie.
 

Mainstreamowa alternatywa

Dzisiaj nazwa Dead Can Dance brzmi znajomo nawet dla osób, które nigdy nie słyszały ani jednego utworu osobliwego duetu, jednak droga do międzynarodowego sukcesu była równie trudna, co ich muzyka. W latach 80. wydali cztery płyty - „Dead Can Dance” z 1984, „Spleen and Ideal” (1985), „Within the Realm of a Dying Sun” (1987) oraz „The Serpent’s Egg” (1988), jednak brak dystrybucji poza Australią i Wielką Brytanią uczynił je praktycznie niedostępne dla szerszej publiczności. Kiedy jednak na początku lat 90. wytwórnia 4AD połączyła siły z Warner Bros., DCD wypłynęło na szerokie wody przemysłu muzycznego zahaczając nawet o mainstream - wydana w 1993 roku płyta „Into the Labyrinth” sprzedała się na całym świecie w nakładzie pół miliona kopii i wskoczyła na prestiżową listę „Billboard 200”. To z kolei zaowocowało światową trasą oraz zarejestrowaniem koncertu w Kalifornii, wydanego później na VHS, a następnie na DVD.
 


 

Zmartwychwstanie

Ku niezadowoleniu wciąż rosnącej rzeszy fanów, Dead Can Dance zawiesiło działalność jeszcze przed ukazaniem się kolejnego albumu. „Spiritchaser” zadebiutował w w 1996 roku, jednak oficjalną datą rozstania muzyków pozostaje rok 1998. Perry i Gerrard zaangażowali się w inne projekty, w tym również solowe. Spotkali się w 2005 roku i wyruszyli w trasę, jednak nie zaowocowało to żadnym premierowym materiałem studyjnym. Aż do 2012 roku, kiedy to wydali pierwszą po odejściu z 4AD płytę - „Anastasis”, czyli po starogrecku „zmartwychwstanie”, sprzedała się w ponad 150 tysiącach kopii na całym świecie. Wielkim sukcesem była również trasa koncertowa, w ramach której duet odwiedził kilkanaście miast. W kwietniu tego rok Perry poinformował, że pracuje nad masteringiem nowego wydawnictwa. „Dionysus” ukazał się niecałe cztery miesiące później.
 

Fenomen na przekór modom

Co jednak zdecydowało o niemalże kultowym statusie Dead Can Dance, również w Polsce? Wymykają się wszelkim klasyfikacjom, przeczą zasadom rządzącym rynkiem muzycznym, są niewrażliwi na przychodzące i przemijające mody - i kombinację wszystkich tych czynników, popartą oczywiście trudną, ale bardzo dobrą warsztatowo, ciekawą muzyką, należy chyba wskazać jako główną przyczynę popularności tego osobliwego duetu. Nie bez znaczenia pozostaje również fakt, że najintensywniejszy okres popularności DCD przypada na pierwszą połowę lat 90., kiedy to szeroko rozumiana muzyka alternatywna wypłynęła na komercyjne, światowe wody, przede wszystkim za sprawą Trenta Reznora i Nine Inch Nails, Chemical Brothers czy Bjork. Momentem jednoczącym fanów Dead Can Dance są także koncerty - określane jako doświadczenie niemalże mistyczne, często wzbogacone o wykonania utworów, które nigdy nie zostały zarejestrowane w studio. Magii artystycznej relacji Perry’ego i Gerrard polscy słuchacze będą mogli doświadczyć już w przyszłym roku - grupa wystąpi bowiem na dwóch koncertach na warszawskim Torwarze, 21 i 22 czerwca