Stary, dobry, 28-letni

Projekt „Soma” nagrany wspólnie z Quebonafide odniósł niesamowity sukces komercyjny. Dzieciaki i młodzież powtarzały w kółko „jeść, pić, spać”, czyli słowa refrenu hitu „Tamagotchi”. Tymczasem fani, którzy zasłuchiwali się we wcześniejszych albumach Taco Hemingwaya narzekali na uciążliwy auto-tune, nazywany ironicznie photoshopem dla wokalistów. Mimo że duet Kuby i Filipa zaowocował ciekawą mieszanką energii obu raperów, u wielu słuchaczy pozostawiał niedosyt. Dlatego informacje o rychłym solowym powrocie Taco wywołały spory entuzjazm. Jak się okazuje, nie na darmo. Raper wrócił, a wraz z nim melancholia życia codziennego, która celnie ocenia otaczającą nas rzeczywistość. Jest smutniej, ale dzięki temu prawdziwiej.

 

 

W sercu kultury wszelakiej

Taco Hemingway wyróżnił się na tle nurtu hip-hopu z blokowisk wyszukanymi zwrotkami oraz bogactwem treści. Przede wszystkim zachwycała jego znajomość zarówno kultury wysokiej, jak i popularnej. W tekstach odnaleźć można odniesienia do muzyki klasycznej, a także… klubów piłkarskich. W „Cafe Belga” Filip przechodzi sam siebie. Metafora goni metaforę i trzeba się naprawdę dobrze wsłuchać, by wychwycić wszystkie nawiązania, które subtelnie przemyca na każdym kroku raper.

 

 

Filip niezdecydowany

„Cafe Belga” jak to w przypadku Taco Hemingwaya jest całościową opowieścią. Historią o popularności i miłości. O ile w tej drugiej sprawie stanowisko muzyka jest jasna, o tyle sprawa rozpoznawalności wyraźnie go uwiera. Już w pierwszym utworze Taco wspomina „Somę” oraz komercyjny sukces z nią związany. Co więcej, w kawałku „Kubrick” zdaje się przyznawać, że był to projekt nastawiony głównie na zysk „Mówią, że zacząłem tak jak Stanley, ale że zakończę tak jak Patryk Vega”. Być może stąd tak szybka premiera nowego albumu? Równocześnie podkreśla, że nie wstydzi się albumu z Quebonafide. W przeciągu całego albumu Taco często odnosi się do cieni popularności, tęskni za prywatnością, którą bezpowrotnie utracił. Azylem jest Cafe Belga – kawiarnia, która istnieje naprawdę. Niestety aby zaznać chwili spokoju z twórcą „Marmuru” musielibyśmy udać się aż do Brukseli. Podobne niezdecydowanie wiąże się z językiem, w którym nagrywa raper. W swoich pierwszych nagraniach muzycznej kariery Taco rapował po angielsku. Teraz otrzymujemy bonusowy kawałek „4 AM In Giroha” poświęcony uczuciom autora względem pewnej lisiczki. Czyżby planował międzynarodową karierę, a dodatkowy utwór w mowie Szekspira ma być próbą generalną?

 

Płyta z przesłaniem

Taco Hemingway reprezentuje pokolenie początku lat dziewięćdziesiątych, które wychowało się w dobie Internetu, social media i wszechobecnej technologii. Od smartfonów i kart płatniczych jesteśmy dosłownie uzależnieni, ale raper zachęca do tego, by chociaż na chwilę oderwać się od świecących ekranów i skupić na tym, co liczy się w życiu naprawdę. I właśnie tą puentą, zawartą w „Cafe Belga”, zostawiamy was i zachęcamy do sięgnięcia po nowy album Filipa Szcześniaka aka Taco Hemingway.