Cierpiąca na zaniki pamięci policjantka zostaje wciągnięta w niebezpieczną grę, która zmusza ją do skonfrontowania się z demonami z własnej przeszłości. „Rysa” to pierwsza część cyklu kryminalnego autorstwa Igora Brejdyganta. Popularny pisarz napisał też scenariusz do serialowej adaptacji (premiera 13 kwietnia o 22:00 w AXN), w której w rolę Moniki wcieliła się Julia Kijowska. – Jest nieszablonowa, przez to myślę czasem nieprzewidywalna, dokładnie tak jak bohaterka, którą gra. – Mówi o aktorce Igor Brejdygant w rozmowie z magazynem „Empik Pasje”.

 

kadr z serialu "Rysa"

Julia Kijowska jako Monika Brzozowska w serialu „Rysa”. Fot. Karolina Grabowska, mat. wydawcy

 

Artur Zaborski: Boi się pan utraty pamięci?

  • Igor Brejdygant: Może zacznę od tego, że nasz odbiór rzeczywistości jest bardzo umowny, o czym najlepiej wiedzą ludzie chorzy psychicznie. Schizofrenicy, odmiennie niż my, odczytują świat realny, co jest dla nich często koszmarem. Pomimo braku psychicznych dolegliwości mam w sobie lęk przed nimi. Stanu chwilowej amnezji doświadczyło wielu ludzi, choćby pijących alkohol, to się kolokwialnie nazywa urwanym filmem. Czasem, jeśli intoksykacja jest długotrwała czy chroniczna, film może się urwać na dłużej. Może się tak też zdarzyć pod wpływem pewnych uszkodzeń, wypadków. Monika Brzozowska, bohaterka „Rysy” doznała obu czynników najpierw chronicznie się intoksykowała, a potem dwukrotnie przeżyła śmierć kliniczną. Dokonało to w jej głowie takiego zamętu, że utraciła spory kawałek życiorysu. Odpowiadając więc na pana pytanie, tak bywa, że się boję, że mogłoby mnie spotkać coś podobnego, choć szczęśliwie się nie intoksykuję.

Pytam, bo to motyw, który regularnie u pana powraca. Był obecny też w pańskich scenariuszach, choćby do „Palimpsestu”.

  • Wychodzi na to, że jest to moja obsesja i jest w tym sporo prawdy. Od zawsze chodzi za mną koncepcja bytowania równoległego – w scenariuszu do „Palimpsestu” również wypłynęła. Fabuła samego filmu była dosyć abstrakcyjna, nie do końca wiadomo było, dlaczego główny bohater znajduje się w dwóch światach. W scenariuszu było nieco inaczej i tam też, żeby przenieść bohatera w równoległą rzeczywistość, posłużyłem się rodzajem alkoholowego czy też narkotycznego stanu amnezji, zwanego potocznie w psychiatrii właśnie palimpsestem. „Rysa” to połączenie tamtej koncepcji z historią stricte kryminalną.

W „Rysie” niepamięć pojawia się w różnych formach. Matka policjantki Moniki cierpi na Alzheimera, wszystko jej się miesza.

  • Człowiekowi grożą w życiu dwie rzeczy: jedną, nieuniknioną, jest śmierć, a drugą: wypadnięcie z konwencji społecznej, oderwanie od stada, wyrzucenie poza nawias, rodzaj społecznej banicji, tego podobno człowiek lęka się nawet bardziej niż samej śmierci. Oderwanie od funkcjonowania wśród ludzi, od wspólnej świadomości, którą dysponujemy, grozi odizolowaniem. Słynny psychiatra Antoni Kępiński pisał, że jedyną grupą, na której obozy koncentracyjne nie robiły żadnego wrażenia, byli przebywający w nich schizofrenicy. Daje nam to straszny obraz tej choroby: tym ludziom nie robiło różnicy, czy znajdują się w obozie, czy w domowych pieleszach. Jaki koszmar musiał się zatem rozgrywać w ich umysłach? W powieści nie mamy co prawda przedstawionego zjawiska schizofrenii, jednak postać Moniki chwilami ociera się o psychozę, a to stan dość podobny do tych przeżywanych w fazie wytwórczej schizofrenii. Z drugiej strony jeśli spojrzymy na omawianą figurę przedmiotowo, dostrzeżemy też, że jest ona dla mnie, jako autora kryminału w jakimś sensie również użyteczna. Zanik pamięci u głównej bohaterki pozwala historii rozwinąć skrzydła. Bez niego nie byłoby zagrożenia, przez które zaczyna podejrzewać samą siebie.

 

„Rysa”  Igor Brejdygant

 

U odbiorcy powoduje to podwójny lęk, bo niepokoimy się o to, co zrobiła Monika w czasie, którego nie pamięta, ale też o to, że amnezja dyskwalifikuje ją jako policjantkę.

  • Ta sytuacja niszczy wszystkie obszary jej życia. Jej zawodowe zobowiązania obrazują kolejny rodzaj lęku, a mianowicie utratę pracy, który podobno na liście najbardziej stresogennych zdarzeń, jakich może doświadczyć człowiek, jest na drugim czy trzecim miejscu tuż za rozpadem małżeństwa. Monika staje się w pewnym momencie uciekinierką przed całym światem, co sprowadza się z kolei do lęku przed samotnością. Wypadnięcie z grupy społecznej, zawodowej, a przy tym bycie osobą podejrzaną i ściganą przez wszystkich sprawia, że zostaje zupełnie sama. Lęk przed samotnością to także bardzo ludzka obawa.

Takie powieści i scenariusze jak „Rysa” pozwalają panu jakoś oswoić własne lęki?

  • Swoje obawy musiałem przepracować, zanim zacząłem pisać. “Rysa” jest raczej spojrzeniem na te problemy z dystansu. A może zresztą podświadomie pełni dla mnie funkcję terapeutyczną? Trudno mi powiedzieć, nie jestem specjalistą. Opowiadam to, co mi w duszy gra, co mnie nurtuje. Wspominam coś, co mam za sobą. A przy tym staram się napisać po prostu dobry kryminał.

Wierzy pan, że za każdą zbrodnię sprawcę czeka kara?

  • To odwieczne pytanie, na które nie da się udzielić w pełni satysfakcjonującej odpowiedzi. Nie trzeba tutaj szczególnie głębokich przemyśleń, wystarczy podstawowa wiedza, aby stwierdzić, że wielu przestępców, nawet seryjnych morderców, uchyliło się od kary lub nigdy ich nie zidentyfikowano. Przykładem może być słynna sprawa Zodiaka, który pewnie już nie żyje, a nigdy nie został odnaleziony, a co za tym idzie: ukarany. Powstaje jednak jeszcze pytanie o to, czym tak naprawdę jest dla nas kara.

Czym jest dla pana?

  • Może mieć ona charakter administracyjno-formalny, przy czym mam na myśli więzienie, nie karę śmierci, której jestem przeciwnikiem. Ale nawet jeśli ujdzie się wymiarowi sprawiedliwości, to niewielu jest ludzi pozbawionych sumienia, stąd pojawia się motyw ukazany w „Zbrodni i karze”, gdzie Raskolnikowowi nie daje spokoju przede wszystkim jego własne sumienie. Zabójcy często nie śpią po nocach, śnią koszmary, w których widzą martwe ciała. Istnieją wprawdzie przypadki psychopatycznych osobowości, które są w stanie odciąć się od tych wydarzeń, zgubić je w odmętach niepamięci, albo oswoić w sobie. Ale są to wyjątki. Wymiar sprawiedliwości zazwyczaj dopada zbrodniarzy, zwłaszcza jeśli mówimy o najpoważniejszych przestępstwach, ale jeśli nie zrobi tego on, to i tak dokona tego sumienie. Jeśli nasi czytelnicy są wierzący, pozostaje nam jeszcze do omówienia instytucja kary oddalonej, tej po śmierci. Ja żyję w przekonaniu, że kara zawsze ma miejsce, w taki bądź inny sposób tu bądź tam. Sam jednak nie popełniam przestępstw nie z powodu lęku przed karą.

 

kadr z serialu "rysa"

Kinga Preis jako patolog Grażyna Walińska w serialu „Rysa”. Fot. Robert Pałka, mat. wydawcy

 

A z jakiego?

  • Po prostu nie lubię krzywdzić ludzi, nigdy nie umiałem tego za bardzo robić, a w miarę dojrzewania jest mi jakby nawet coraz trudniej. Teraz mam opory nawet przed skrzywdzeniem chrabąszcza. Kiedy byłem młody, zabijałem karpie na święta bez najmniejszego problemu, teraz nie byłbym już w stanie. Może to być powiązane z przebywaniem wśród kobiet, bo mam wokół siebie żonę i córki, które w jakimś sensie i stopniu mnie kształtują ku lepszemu.

Pewną rolę musiały odegrać też przemiany społeczne.

  • Na pewno. Bez względu na to, jak prawica czy inni dziwni ludzie próbowaliby je hamować, tego na szczęście nie da już zatrzymać. Ostatnio zastanawiałem się nad tym, czy w wieku 25 lat przyszłoby mi do głowy, że ze schabowym coś jest nie w porządku. Tymczasem moje córki nie tykają mięsa, bo kotlet jest kawałkiem innego istnienia. Rzecz nie w tym, że ja tego nie wiedziałem, tylko w tym, że mnie to nie zajmowało, bo człowiek potrafi tak się niestety mentalnie ustawić, żeby nie zajmowało go zło, które go otacza, albo nawet do którego przykłada rękę.

Pańskie teksty są mocno zakorzenione w Polsce. I w książce, i w serialu widzimy, z jakimi problemami mierzą się nasi policjanci. Nie tworzy pan uniwersalnej opowieści, która mogłaby wydarzyć się wszędzie, tylko mocno wikła ją w lokalne konteksty.

  • Lubię wchodzić w konkretne miejsce i czas. I chyba nie umiem pisać inaczej. Opowiadam o rzeczywistości, muszę zatem możliwie jak najbardziej w nią wejść, aby ją poczuć i odtworzyć. Oczywiście nie relacjonuję jeden do jednego, tylko filtruję i łączę różne jej elementy, ale zawsze z niej czerpię. Mam też przemyślenia i niepokoje dotyczące tego, w jaki sposób owa rzeczywistość będzie ewoluować. Dobra literatura polega na tym, że nawet dystopijne światy, jak na przykład w „Roku 1984” Orwella, są w gruncie rzeczy odbiciem obserwacji twórców dotyczącej tego, co działo się wokół nich wtedy, gdy pisali. Nie lubię literatury czy filmów, w których nie możemy określić, gdzie ani tak naprawdę, kiedy rozgrywa się akcja, w których wszystko jest oderwane od rzeczywistości. Powoli staję się fanem kina irańskiego, tunezyjskiego i marokańskiego, bo tamtejsze historie są bardzo mocno wczepione w rzeczywistość. Teoretycznie jest ona dla mnie niezrozumiała, a jednak jestem w stanie odczytać ją z ekranu w mig. I dobrze się w niej czuję. Nie opowiadają tam abstrakcyjnych historii dziejących się poza czasem i przestrzenią, albo jakichś kostiumowych filmów stylizowanych na tu i teraz, tylko wchodzą w rzeczywistość jak nóż w masło.

 

„Rysa” ścieżka dźwiękowa  z serialu Wojtek Urbański

 

Nie ma pan problemu z identyfikacją z bohaterami, którzy żyją w innych kontekstach kulturowych?

  • Świat zewnętrzny jest inny, ale wszędzie chodzi o to samo: o te same ludzkie namiętności, o lęk przed samotnością, przed nieznanym. Do mojej fascynacji tym regionem dochodzi pewien rodzaj egzotyki. Lubię czytać o rzeczywistości, ale lubię też czymś się zaciekawiać. Wszelkie odmienności, których nie miałem okazji doświadczyć bardzo mnie interesują. Irańczycy to ludzie tacy jak my, tylko osadzeni w innej konfiguracji kulturowej. Czytam, czy oglądam historie opowiadające o moich namiętnościach, upakowanych tylko w nieco inne uwarunkowania.

Choć akcja „Rysy” dzieje się w Polsce, też mamy do czynienia z dwoma nieprzystającymi do siebie światami – klasy średniej i ludzi wykluczonych, marginesu. Pan na podstawie książki napisał scenariusz do serialu. Jakie to uczucie wyobrażonych bohaterów z tych dwóch światów zamieniać na aktorów obdarzonych konkretnym ciałem i wyglądem?

  • Wielu autorów z góry dopasowuje bohaterów do odpowiednich osób, moja wyobraźnia funkcjonuje inaczej. Ta konkretna sytuacja była wyjątkowa, bo praca nad projektem była długotrwała i od pewnego momentu wiedziałem już jacy aktorzy wcielili się w wykreowane przeze mnie postacie. Początkowe odcinki były kręcone w czasie, kiedy ja już pisałem te końcowe. W „Układzie”, tworzonym chwilę później, obsada w dużej mierze się powtarza, więc aktorzy znów byli mi znani, postaci miały już swoje wcielenia. Normalnie, czyli wtedy, gdy nie znam jeszcze obsady, podążam za swoim wyobrażeniem postaci. Tu od jakiegoś momentu było inaczej i gdybym teraz miał napisać trzeci sezon, rzeczywiście odbijałbym się już prawdopodobnie przynajmniej po części od osobowości Julii Kijowskiej i innych aktorów.

Co łączy Julię Kijowską z Moniką?

  • Nie znam jej zbyt dobrze, ale odnoszę wrażenie, że jest nieszablonowa, przez to myślę czasem nieprzewidywalna, dokładnie tak jak bohaterka, którą gra. Podczas pracy nad scenariuszem na podstawie książki pojawia się jeszcze inny problem: pokusa, aby wiernie podążać za materiałem źródłowym, czyli za ramą powieści. Ja z części książkowych pomysłów musiałem się wycofać, bo uznałem, że skoro sześć osób, z którymi omawiałem teksty, twierdzi, że lepiej będzie inaczej, to zapewne ma rację, a nie knuje spisek przeciw autorowi. Pewne elementy są nieprzekładalne, na ekranie należy ustawić je inaczej niż na papierze, a czasem zupełnie pominąć. Niektórych figur abstrakcyjno-umysłowych nie da się opowiedzieć środkami filmowymi lub trzeba zrobić to w inny sposób niż opisuje to powieść. Reasumując trudność stanowi zatem czasami nadmierne przywiązanie do swojej opowieści.

 

kadr z serialu "Rysa"

Dawid Ogrodnik jako porucznik Czesław Warecki w serialu „Rysa”. Fot. Karolina Grabowska, mat. wydawcy

 

W powieści znajduje się wiele opisów stanów wewnętrznych, przemyśleń na temat tego, co dzieje się w głowie Moniki.

  • Faktycznie jest ich sporo. Szczęśliwie zdarzyło się tak, że mamy bardzo zdolną aktorkę, która swoją grą, sposobem ekspresji i dialogiem oddaje pewne rzeczy, za które odpowiada w powieści narrator. No ale trzeba się pogodzić z tym, że jednak nie da się przekazać czterostronicowego monologu wewnętrznego w skali jeden do jednego w serialu kryminalnym, który ma widza ciągnąć akcją.

Producenci pozostawili panu swobodę autorską?

  • Nie mogę narzekać. Miałem raczej komfortowe warunki pracy, chociaż chwilami bywało nerwowo, były drobne sprzeczki, a potem ciche dni, czyli jak w dobrze funkcjonującej rodzinie – filmowej. Czym innym jest bycie scenarzystą wynajętym do pracy przy ułożonym projekcie. Stosunek emocjonalny jest wówczas dużo mniejszy, a wszelkie uwagi przyjmuje się bardziej bezboleśnie. W przypadku „Rysy” walczyłem mocno o różne kwestie, ale najważniejsze, że z dobrym skutkiem udało się osiągnąć kompromis. Zwłaszcza patrząc na całą sprawę ze spokojem z perspektywy czasu, kto wie, może, gdyby zapytał mnie pan o to w trakcie pracy, odpowiedź byłaby nieco inna. Teraz emocje opadły i co najważniejsze nie mam poczucia, że serial jest inną historią niż książka. Klimat został zachowany. Naturalnie ważny był wątek kryminalny, ułożenie łamigłówki. Ale w przekładzie filmowym powieści, nie tylko mojej, ale każdej, nad którą pracowałem, kluczowe jest dla mnie oddanie jej nastroju, esencji i charakteru. W „Rysie” i mam nadzieję też w „Układzie” to się udało.

 

Igor Brejdygant

Igor Brejdygant, mat. wydawcy