Z pomocą, na poprawę nastroju przybywają: Małgorzata Starosta z „Wina wina”, Beth O’Leary z „W drogę!” i Piotr Chojnowski z „Hotelem Żaglowiec”.

„Wina wina” Małgorzata Starosta - komedia kryminalna

Zaczęło się niepozornie – trylogią „Pruskie baby”, trzema książkami w kolorze różu a’la Barbie, które jednak zamiast słodziuchnej treści okazały się zawierać pełną ironii, pokręconą, rodzinną historię z trupem podlaskim w tle. A potem poszło jak z płatka, Małgorzata Starosta bowiem podbiła serca czytelników, rozbawiając ich do łez, zachwycając wyrafinowaną polszczyzną i dorzucając zbrodnie na dokładkę. Kto lubi komedie kryminalne, ten pokocha powieści Małgosi, nie ma innej opcji!

A miało być tak pięknie!

Zapowiadało się nowe, lepsze życie, z dala od zdradzieckiego męża i jego nowej zdobyczy. Agata Śródka wszystko sobie zaplanowała, nie przez przypadek przecież jest popularną w Polsce celebrytką-restauratorką. Zna się świetnie na jedzeniu i winie (szczególnie francuskim) i biznesie (rodzimym). Na razie jednak kupiła co prawda piękny, stary pałacyk, ma plan, by założyć w nim winnicę, ale pojawi się w nim trup i to niejeden, a nawet nie dwa! Wystarczyło kilka dni, by najbrudniejsze sekrety okolicy wyszły na jaw.

Rozhulanie jesienne

To najbardziej rozhulana komedia kryminalna tej jesieni, gdzie wino i trup leją się strumieniami, a która sprawi, że czytelnik ma szansę chichrać z prawdziwie, dziką przyjemnością! Jest zbrodnicza intryga w duchu Agathy Christie z przymrużeniem oka, są ostre jak brzytwa dialogi, są postacie, których nie sposób nie pokochać. I ta ironia – jak wisienka na torcie. Małgorzata Starosta każdą kolejną książka podkreśla jedynie, że jest jednym z najmocniejszych głosów w opowieściach kryminalno-komediowych. To właśnie humor i język – giętki, cięty, z pazurem – wyróżnia szczególnie tę autorkę i pozwala zanurzyć się w lekturze z niemałą radością. Jest zabawnie, jest tajemniczo i na końcu nie pozostaje czytelnikowi nic innego, jak wyczekiwać kolejnego tomu perypetii, bo Agata Śródka powróci. Tego możemy być pewni.

Wina, wina

„W drogę!” Beth O’Leary - komedia romantyczna

„Dziennik Bridget Jones”, „Notting Hill”, „Cztery wesela i pogrzeb”... to, co łączy każdy z tych filmów, to nie tylko Hugh Grant (przypadek?), ale przede wszystkim gatunek – komedia romantyczna. Kto przepada za rom-komami rodem z Wielkiej Brytanii – ręka do góry! O ekranizację w duchu powyższych kultowych filmów (już bez Hugh Granta) mogłyby ubiegać się w szczególnej kolejności książki brytyjskiej pisarki Beth O’Leary. Autora podbiła serca czytelników „Współlokatorami”, potem „Zamianą”, a teraz zabiera nas w podróż, które zaczyna się od pewnego kłopotliwego spotkania…

Szalona podróż

Addie i Dylan rozstali się jakiś czas temu i nie było to wcale miłe rozstanie. Teraz Addie zmierza na ślub przyjaciółki, przed nią długa droga prosto do malowniczej Szkocji. Obok niej w morrisie siedzi ukochana siostra Deb, na tylnej kanapie przypadkowy znajomy, który akurat zmierza w tym samym kierunku, w radio leci country, a wokół walają się torby przekąsek. Kto by pomyślał, że Dylan i Addie znów się spotkają? Ba! Że Dylan i Addie utkną razem w tej szalonej podróży, upchani w piątkę w małym samochodzie? Teraz już wszystko jest możliwe!

Słodycz perypetii

Czytając „W Drogę!” niejako wkradamy się do tego Mini Morrisa, chowamy gdzieś za tylnym siedzeniem, by skuleni wsłuchać się w toczące z przodu rozmowy. Bardzo łatwo zapomnieć, że podróż naszych bohaterów do czegoś zmierza, a samochód ten dokądś pędzi, bo sama tytułowa droga sprawia nam po prostu tyle przyjemności. Duża zasługa tego w sposobie, w jaki Beth O’Leary prowadzi dialogi – niewymuszone, nietandetne, ograniczając liczbę ironicznych docinek do poziomu, w którym bawią, ale nie przytłaczają. Nie spieszy się, ukazuje swoich bohaterów kawałeczek po kawałeczku, odsłania powolutku ich osobowość i upewnia się, że znajdziemy w sobie pokłady sympatii dla wszystkich z nich – z bardzo różnych powodów. Śmiejemy się tam, gdzie warto się śmiać. Wzruszamy się w tym chwilach, które szczerze poruszają serce.

Jednego można być pewnym – Beth O’Leary działa jak plaster na drażniącą ranę, jak ciepły okład w lodowaty dzień, jak kubek czekolady, gdy najbardziej tego potrzeba.

w drogę

„Hotel Żaglowiec” Piotr Chojnowski - komedia obyczajowa

Chociaż październik ma się ku końcowi, to wciąż można dostrzec ostatnie niteczki babiego lata, złapać to ciepłe słoneczne światło i dać się omotać wspomnieniom letnich dni. W takich momentach nostalgii warto wybrać się na wycieczkę do hotelu jedynego w swoim rodzaju – Hotelu Żaglowiec, w którym tylko czekają, by wysłuchać twojej historii. To powieść ciepła i dobra, jedna z tych, które zostawiają po sobie rozkoszny posmak pożartego łapczywie smakołyka i rozjaśniają nawet najciemniejsze dni.

W hotelu Żaglowiec

Piotr beztrosko podróżuje sobie z plecakiem po Europie, przeżywa przygody swojego życia i próbuje znaleźć sens tego wszystkiego, a przede wszystkim samego siebie. To właśnie w tym tak istotnym momencie swojego życia ląduje z plecakiem, gdzieś pośrodku lasu, gdzieś pośrodku torów. Wszystkie znaki na niebie i ziemi prowadzą go prosto do tytułowego hotelu Żaglowiec usytuowanego w pewnym malowniczym miasteczku, gdzie, jak się okazuje, ma podjąć pracę barmana hotelowego baru. Piotr donikąd się nie spieszy, gotówka zawsze się przyda, tym bardziej, że to robota sezonowa, do końca lata, nie dłużej. I tak ląduje za barem, by z dnia na dzień poznać całą galerię niesamowitych bywalców owego jakże wyjątkowego miejsca.

Dla fanów Wesa Andersona

Miłośnicy filmów reżyserskiego mistrza Wesa Andersona od razu powinni zanotować sobie powieść Piotra Chojnowskiego w kajetach! Doszukać można się w niej bowiem podobnych kameralnych ujęć, charakterystycznych, podszytych absurdem dialogów oraz poznać galerię niezwykłych postaci, z których każda kolejna zapisuje się w pamięci czytelnika. To ich opowieści, ich historie odgrywają w „Hotelu Żaglowiec” najważniejszą rolę. Piotr napotyka na swojej drodze całą galerię osobliwości, niezwykłych charakterów, postaci tak cudacznych, że aż nierealnych w swojej dziwności. Ich istnienie jednak udowadnia, że każdy ma jakiś cel, jakieś marzenie, swoje przeznaczenie, które tylko czeka na odkrycie. Przesłanie powieści bowiem zdaje się nad wyraz proste: wszyscy jesteśmy szaleni i w tym szaleństwie i własnym dziwactwie powinniśmy się odnaleźć, z własną osobliwością pogodzić. Wtedy droga sama pojawi się, a raczej objawi przed nami.

To piękna literatura obyczajowa – nie dzieje się w niej za wiele, czasami nawet nie dzieje się nic. Tutaj liczy się chwila, liczy moment, liczy dialog i wypływający z niego humor. Opowieść, której nie tworzy akcja, ale którą budują pieczołowicie zebrane anegdotki, ironiczne żarciki, celne riposty. Bywa absurdalnie, bywa zabawnie, bywa nostalgicznie, a co najważniejsze: poprawa humoru gwarantowana!

hotel żaglowiec

Więcej recenzji znajdziesz na Empik Pasje w dziale Czytam