Przyznaję, że zasadniczo nie mam czytelniczego serduszka do opowieści w rodzaju „świat się kończy”. Wyobraźni autorów często nie starcza na wniesienie do tego rodzaju literatury czegoś ciekawszego, niż opisywania odcięcia od codzienności i samotności. Pamiętam rozczarowanie, jakie mi towarzyszyło podczas lektury „Wyspy” islandzkiej pisarki Sigríður Hagalín Björnsdóttir (tłum. Jacek Godek), która postanowiła zbeletryzować tezę, że odcięci od świata ludzie ulegają totalitaryzmom i porzucają człowieczeństwo na rzecz biologicznej walki o przetrwanie. Choć wydaje się to atrakcyjną koncepcją, pośmierduje banałem i oczywistością. Jeszcze większym rozczarowaniem była dla mnie „Niebieska księga z Nebo" walijskiej twórczyni Manon Steffan Ros (tłum. Marta Listewnik), w której to bohaterka w czasach Kresu samobiczuje się myślą, że mogła inaczej żyć w czasach przed nim - mniej czytać fejsa, a więcej książek.

Niestety koniec świata budzi w twórcach chęć do pisania książek programowych, z pseudociekawą socjologiczną refleksją na temat nas współczesnych, przez co są to lektury często toporne i zwyczajnie nudne. Jak się zatem możecie domyślić do lektury „Zostaw świat za sobą” podchodziłem bardzo ostrożnie.

Rodzinny mikrodramat

Pierwsze strony książki zdawały się potwierdzać moje niewygórowane oczekiwania wobec dzieła Alama - amerykańskie małżeństwo z dwójką dzieci wyjeżdża na upragnione wakacje do wynajętego domu w głuszy. Głusza to pozorna, bo nieopodal jest miasteczko, targ i nawet kawiarnia na „S”, ale wciąż domek, który upatrzyli sobie Amanda i Clay oferuje „idealny azyl”. To chyba ostatnia szansa na rodzinny wyjazd - Rose niedługo pewnie „przyjmie typową dla licealistek pogardliwą pozę” wobec rodzinnych planów, a Archie przerósł już rodziców i w głowie mu inne rzeczy, niż spędzanie czasu ze starymi. No dobra - pomyślałem - czytanie o rodzinnym mikrodramacie uprzywilejowanej, białej klasy miejskiej to nie jest coś na co chcę poświęcać swoje wieczory. Ale trudno było nie zauważyć, że wszystkowiedzący narrator powieści ma niemały dystans wobec swoich bohaterów, a do tego posługuje się naprawdę bogatym językiem. Zatem dałem Alamowi szansę. Na szczęście, bo to, co się zaczyna dziać później jest warte czytelniczej uwagi.

Gdy już nasza zaprzyjaźniona rodzinka rozlokuje się w domku na uboczu, trochę powygrzewa w słońcu, zajmie się sobą (Alam pisze bardzo dobrze o seksie), zdąży pokłócić i pogodzić, do drzwi domku pukają Ruth i G.H., właściciele domu. Dlaczego postanowili przerwać sielankę Amandy i Claya? W Nowym Jorku wysiadł prąd, a państwo mieszkają na czternastym (a rzeczywiście na trzynastym, ale w służbie przesądu i kapitalizmu deweloperzy unikają tej liczby) piętrze, są starsi i trudno by im było funkcjonować. Brzmi logicznie? Nie dla Amandy. Biała Amanda na widok dwóch czarnoskórych postaci na progu „swojego” domu podejrzewa oszustwo i zupełnie nie jest w stanie uwierzyć w opowiedzianą jej historię. I nie może wiedzieć, że zapowiadany huragan już zaatakował wybrzeże, a wojskowe samoloty postawiono w stan gotowości.

Niepokój bohaterów budzi również fakt, że w komórkach nie ma zasięgu, a telewizja przestała odbierać sygnał. To banalne zabiegi, które stosują wszyscy pisarze „końca świata” - wyczyścić przedpole, by nie komplikować sobie opisów - ale Alam obok dramatu obyczajowego z wątkiem rasowym dołożył niezwykle ciekawą opowieść o nastolatkach, które na własny sposób eksplorują przestrzeń wokół domu oraz o przyrodzie, która zdaje się zwiastować koniec świata.

Zostaw świat za sobą

Nie ma żadnej katastrofy

Jest trochę jak u Miłosza – w dniu końca świata nie dzieje się nic szczególnego, choć wytężając zmysły można dostrzec niepokojące zmiany. Nie ma ptaków, na patio domku lądują nagle flamingi, a w powietrzu nie słychać samolotów. I choć napięcie w książce rośnie, pojawiają się kolejne elementy, które uświadamiają bohaterom powieści, że coś strasznego musi się dziać na świecie, to… i tu już muszę się powstrzymać, żeby nie spoilować, choć jedno trzeba napisać - w tej powieści katastroficznej nie ma żadnej katastrofy. Nikt nie ogląda tu wybuchu bomby nuklearnej, nikt nie kończy w masowym grobie, ani w niszczącym wszystko wirze tornada. Doniesienia ze świata pojawiają się we wtrąceniach narratora, który zawsze podkreśla, że nasi bohaterowie nie mogą nic o nich wiedzieć. Na ich szczęście.

Rumaan Alam przygląda się amerykańskiej uprzywilejowanej klasie średniej, dla której gwarantem bezpieczeństwa jest dostępność konsumpcji i informacji. Bohaterowie „Zostaw świat za sobą” próbując zachować spokój, ciągle gotują i sprzątają, jakby chcąc oddalić od siebie myśli o chaosie świata. Gdy wali się wszystko, zdaje się mówić autor, nie będziemy przejmować się losem nikogo innego, poza naszym własnym. I tym, żeby nie skończyła się posypka do ciasta.

Są tu też bardzo oczywiste wątki i wnioski, jak choćby ten, że bez telefonów komórkowych i portali społecznościowych właściwie nie mamy dziś niczego - ani wiedzy, ani pieniędzy. Jako osoba zarabiająca głównie pisaniem do sieci dobrze o tym wiem i doskonale sobie radzę z nieprzejmowaniem się tym.

Koniec świata już się zaczął

„Zostaw świat za sobą” to również powieść o rasizmie, traktująca o różnicach pomiędzy ludźmi z podobnej klasy, ale o różnym kolorze skóry. G.H. wyklucza wizytę w pobliskim szpitalu, bo obawia się, że jako czarny nie będzie tam dobrze traktowany. Narrator przypomina, że zdaniem większości amerykańskich lekarzy czarni są odporniejsi na ból. Powieść dzieje się „za Trumpa” i jest raczej krytyczna wobec aktualnej polityki, choć i Obamie się tutaj dostaje za proponowanie nadto mistycznej, a za mało praktycznej wizji polityki.

To książka o końcu świata, która zdaje się mówić - koniec świata już się zaczął, tylko nie jesteśmy w stanie go dostrzec zajęci swoimi telefonami, pilnymi sprawami, awansami zawodowymi i wojenkami w mediach społecznościowych. Nie ma dla nas nadziei. Pozostaje tylko upiec ciasto z proszku, przygotować kąpiel i coś poczytać. Na przykład książkę katastroficzną, w której nie ma żadnej katastrofy, a zwykłe amerykańskie życie.

Takie książki o końcu świata to ja mogę czytać!

Więcej recenzji znajdziesz na Empik Pasje w dziale Czytam.