„Żebrząc o śmierć”. Recenzja

 

Pamiętam początek liceum, ciemny listopad-grudzień i pożyczoną od kolegi sfatygowaną kopię „Wyklętego" w przekładzie Danuty Górskiej z olśniewającym mnie wtedy wierszem, który przepisywałam do licznych notatników i zeszytów z nastoletnią pretensjonalną pasją:

„Wypłynęli na połów z Granitehead,
Daleko ku obcym wybrzeżom,
Lecz złowili tylko szkielety ryb,
Co skruszone serca w szczękach dzierżą"

Żebrząc o śmierć okładka nowy Masterton
Żebrząc o śmierć 
(okładka miękka)

 

Potem przez moje ręce (na kołderce) przewinął się czytany z wypiekami na twarzy poradnik „Magia seksu" - święta naiwności, jakie to było ekscytujące w czasach przed internetem i erotyką na jedno kliknięcie! Zresztą nie oszukujmy się, Masterton tym właśnie przebijał Stephena Kinga w licealnych kręgach - w każdej jego powieści pojawiała się przynajmniej jedna pikantna scena (podobną estymą cieszył się Ken Follet i kultowy wśród moich koleżanek opis penisa rozwijającego się jak tulipan w „Nocy nad oceanem").

Pamiętam pracę recepcjonistki, którą trudniłam się na studiach - w szacownej korporacji farmaceutycznej mogłam mieć na biurku tylko kartkę i długopis, resztę wyposażenia stanowił niepołączony z internetem komputer, za pomocą którego informowałam pracowników o menu w firmowej stołówce. W trosce o moje zdrowie psychiczne siostra nagrała mi na płytę CD (co za barbarzyńskie czasy, słowo daję!) zdobyte jakoś wordowskie pliki z horrorami Mastertona właśnie. Do tej pory uważam, że udało mi się przetrwać tylko dzięki tym potwornie sformatowanym książkom, dzięki „Valhalli”, „Zwierciadłu piekieł” i „Zjawie”. I dzięki powieści, w której po warszawskich kanałach kręcą się duchy powstańców i zmutowane karaluchy („Dziecko ciemnośći”).

 

Graham Masterton przenosi do deszczowej Irlandii

Lato 2020 ku swojemu zaskoczeniu znowu spędzam w metaforycznych ramionach Mastertona, kiedy tyle obiektywnie lepszych książek kurzy się na półkach. Wciągam bez żenady cykl o Katie McGuire, irlandzkiej policjantce, pierwszej kobiecie, która dosłużyła się w Cork stanowiska komisarki policji. Żadna inna książka nie jest w stanie sprawić, że wędruję z czytnikiem wetkniętym za pasek spódnicy, żeby w każdej możliwej chwili transportować się do deszczowej Irlandii. Seria Mastertona łączy w sobie to, co w kryminałach lubię najbardziej: skomplikowane, ale niewydumane zagadki i stałe miejsce akcji. Za to samo ceniłam Camillę Lackberg i Henninga Mankella, pozwalających zanurzyć się w znajomych pejzażach. Wiem, że Katie ma setera, mieszka w Cobh i pije cappucino, niezbyt często gotuje i elegancko się ubiera. Do tego można dołożyć jeszcze element licealnej miłości do Irlandii, która jakoś nigdy ze mnie nie wyparowała. Jeżeli bohaterki nazywają się Siobhan, Niamh i Saorise, a na marginesach pojawiają się postaci z legend, to ja to w pełni kupuję.

Wspomniałam o bohaterkach i tutaj muszę przyznać, że Masterton miło mnie zadziwia na stare lata. Katie jest wyjątkowa ze względu na bardzo wysokie stanowisko, ale autor konsekwentnie zatrudnia we wszelkich opisywanych instytucjach kobiety. Policjantki, detektywki, lekarki, ratowniczki medyczne, patolożki (przy czym słowo „patolożka” pojawia się w polskim tłumaczeniu, brawo dla Anny Esden-Tempskiej). Zachodzi tutaj dziwne, ale niezbyt zaskakujące zjawisko: jeżeli obsada osobowa kobiet dorównuje tej męskiej, odnosi się wrażenie, że kobiet jest masa, tak strasznie dużo, ojej, jak dziwnie. Warto się temu przyjrzeć i wyciągnąć wnioski, a jeżeli popularna literatura może stać się nośnikiem takiej refleksji, to tym lepiej.

Białe kości okładka
Białe kości 
(okładka miękka)

 

Po drugie, kryminały o McGuire to także godne pochwały świadectwo społecznej wrażliwości autora. Wprawdzie w „Białych kościach”, pierwszym tomie serii, mamy jeszcze klasycznego Mastertona z bardzo wystudiowanym opisem rytualnego mordu i obierania kończyn ze skóry i mięśni (mam mocny żołądek ale przyznaję, że Mastertonowi zawsze udaje się znaleźć w nim słabe miejsce), ale dwie ostatnie części to już zupełnie inna historia, świat przestępstw popełnianych przeciwko najsłabszym i wykluczonym. W „Żebrząc o śmierć” (w przekładzie Janusza Ochaba) są to osoby w kryzysie bezdomności: Masterton z dużą wrażliwością pokazuje, z czym wiąże się życie na ulicy, ale podkreśla także autonomię dotkniętych bezdomnością osób, które nie powinny stawać się przedmiotem tanich akcji charytatywnych, związanych z przymusowym odwykiem i rozmaitego rodzaju nawróceniami, czy to religijnymi czy chociażby obywatelskimi („No, ogarnij się i znowu haruj dla społeczeństwa, które z taką łatwością wyrzuciło cię poza nawias, a do tego czuj się wdzięczny i zobowiązany”). Ale „Żebrząc o śmierć” i „Świst umarłych” (te tytuły są jakieś niefortunne, muszę przyznać) to także skupienie na świecie zwierząt - oto Connor, narzeczony Katie, twardy facet, który trudni się fachem... psiego detektywa. To ciekawy zabieg fabularny: kobieta ściga psychopatycznych przestępców i jest „poważną” policjantką, mężczyzna jest tymczasem wrażliwcem, który poszukuje zaginionych czworonogów. Oprócz tego Connor prowadzi jednak prywatne wojny: z ludźmi, którzy szkolą psy do walk i z nielegalnymi hodowcami, bezlitośnie eksploatującymi suki, trzymającymi w fatalnych warunkach szczeniaki modnych ras, skazane na cierpienie z powodu coraz bardziej wynaturzonych elementów budowy ciała, postrzeganych przez ludzi jako urocze (krótkie pyszczki, zawinięte ogonki, ogromne oczy). I za tę wrażliwość społeczną należy się Mastertonowi szacunek oraz uznanie.

Świst umarłych okładka
Świst umarłych 
(okładka miękka)

 

Dodam jeszcze, że mój faworyt wykazuje się nią także poza kartami książek - w 2017, po wizycie w więzieniu w podwrocławskim Wołowie, ustanowił Graham Masterton Written in Prison Award, czyli nagrodę na najlepsze opowiadanie stworzone przez osadzonych w zakładzie karnym. Konkurs odbywa się co roku i ma charakter ogólnopolski.

Kochajmy więc Mastertona, ja będę go kochać najbardziej, w oczekiwaniu na ostatnią część cyklu o Katie Mcguire (ukazała się już w Anglii, więc nie wiem, jak długo utrzymam swoją kartę z dala od zagranicznych księgarni wysyłkowych).

 

Więcej recenzji książek i rozmów z pisarzami znajdziecie w naszej Pasji Czytam.