Wisława Szymborska po przeczytaniu książki Kazimierza A. Dobrowolskiego, „Jak pływają zwierzęta” przyznała, że sięgnęła po nią „tylko dla ryb, o których moja wiedza ziała dotychczas horrendalnymi lukami”. Moja wiedza o rybach również nie była przesadnie rozbudowana, a przecież wiedza pozornie niepotrzebna bywa zaskakująco przyjemna w przyswajaniu. I czasem potrzebna. Dlatego sięgnąłem po rybią okładkę książki z rybami w tytule. Ale wcześniej przypomniał mi się wiersz.

Narratorka pięknie przełożonego przez Stanisława Barańczaka wiersza amerykańskiej poetki Elizabeth Bishop, „Ryba” łapie wędką na haczyk żyjące w wodzie zwierzę. Ryba - pisze Bishop - „zwisała pochrząkującym/ ciężarem, sponiewierana,/ czcigodna, nieładna”. Dziwność stworzonka sprawia, że narratorka przygląda mu się uważnie, powoli oswajając i rozpoznając jej piękno. Czy jednak musimy wyłowić rybę, żeby odkryć jak wspaniałym, wykraczającym poza nasze normy estetyczne zwierzęciem jest pływający w rzece, morzu czy jeziorze kręgowiec? Książka Helen Scales pozwala nam poznać świat podwodnych istot bez wbijania w nie haczyków, zarzucania wędek, nurkowania z butlą tlenową. Zamiast przyrządów mamy słowa. I one powinny wystarczyć, by przekonać nas, że ryby zaiste są stworzeniami niezwykłymi.
 

ryby mają głos przewodnik
 

Wargacz i cała reszta

„Nie ma jednego sposobu na to, jak być rybą”, pisze Scales w „Ryby mają głos. Przewodniku obserwatora światów podwodnych” (tłum. Magdalena Rabsztyn-Anioł). Autorka pochodzi z Wielkiej Brytanii i jest biolożką przez lata zajmującą się problemem eksploatacji raf koralowych. Jej uwagę przyciągnął wargacz garbogłowy, zwany też „Napoleonem”. Żyjąca w rafach koralowych wschodnich wybrzeży Afryki oraz w niektórych obszarach Oceanu Indyjskiego i Pacyfiku ryba była niegdyś ceniona za swoje - ponoć - smaczne mięso. W wielu kulturach lokalnych potrawy z wargacza podawano wyłącznie podczas najważniejszych uroczystości, lub trafiał na stoły uprzywilejowanych elit. To ryba dla zamożnych, a tych nigdy nie było zbyt wielu, dlatego przez wieki garbaczowi żyło się jako tako. Niestety kapitalizm, który lubi nęcić nas dostępnością elitarnych, ekskluzywnych ofert, również odkrył wargacza i jeszcze kilka lat temu kilogram jego mięsa potrafił kosztować 500 dolarów.

Wargacze tradycyjnie łowiono na wędkę i haczyk lub za pomocą włóczni. Wraz z umasowieniem polowań zaczęto stosować… cyjanek. Metoda ta polega na rozpyleniu w wodzie mieszaniny cyjanku sodu w celu ogłuszenia ryb. Efektem ubocznym jest niszczenie samej rafy koralowej, zwłaszcza że nie wszystkie otrute cyjankiem ryby są wyławiane. Rozkładające się w rafie rybie truchła zanieczyszczają środowisko. To smutna historia, na szczęście z wargaczami związanych jest wiele radośniejszych opowieści.

„Wargacze garbogłowe to jeden z wielu gatunków morskich ryb, u których następuje naturalna zmiana płci”, pisze Scales i przypomina, że gdyby film Disneya o błazenku Nemo był zgodny z biologią, „po zaginięciu Nemo jego ojciec zmieniłby płeć i przyjął rolę dominującej samicy”. Cóż, obraz powstawał w czasach, gdy jeszcze producenci filmowi z ostrożnością podchodzili do tematów queerowych.

A są przecież ryby zwierzętami jak najbardziej queerowymi. Potrafią zmieniać płeć w obie strony, niestraszna im detranzycja, ale też monogamia i poligamia. Podobnie w wierszu Bishop, którego narratorka po dłuższym przyglądaniu się rybie, widzi, że „aż wszystko to/ była tęcza, tęcza, tęcza!” Wtedy wypuszcza rybę, bo tęcza potrzebuje wolności. Inaczej zniknie. Może gdybyśmy sobie uświadomili, że - jak pisze Scales - połowa kręgowców to ryby, wtedy byśmy jeszcze wyraźniej dostrzegli nasze ograniczenia w zaakceptowaniu tego, że jeden gatunek - człowiek - nie może się ograniczać do binarnie widzianej płci.

Co to w ogóle jest ryba?

Arystoteles uważał, że ryby to wszystkie zwierzęta, które żyją w wodzie, mają kręgosłup, płetwy i skrzela. Nie mylił się przesadnie, bo i dzisiejsze badania genetyczne pokazują, że ryby są ze sobą spokrewnione, dziedzicząc DNA od wspólnego przodka. Problemem jednak jest tzw. drzewo filogenetyczne, graf przedstawiający ewolucyjne zależności pomiędzy gatunkami wszystkich organizmów. Okazuje się, że co prawda ryby pochodzą od wspólnego przodka, ale od niego pochodzą też kręgowce lądowe, których do ryb nie zaliczamy. Kręgowce lądowe to my, zatem może wcale nie jest metaforą wers z „Ryby Heraklita” Szymborskiej, w którym pisała, że „ryba wymyśliła rybę nad rybami”? Scales pisze: „wszyscy jesteśmy intruzami pośród ryb”. A przecież - jak pokazują moje próby oswojenia basenu - rybami nie jesteśmy. Zatem na czym polega bycie rybą? „Ryby mają głos” to kilkaset stron fascynującej wyprawy pod wodę, ale też przez historię i mity. Jednocześnie to podróż, w której autorka nawet na chwilę nie zapomina, że musimy chronić ryby, bo czymże jest wymieranie tych, od których pochodzimy, jak nie zbrodnią na nas samych.

Pamięć złotej rybki? Rybia prymitywność? Dzieci i ryby głosu nie mają? Ryby potrafią myśleć, uczyć się, widzą kolory, słyszą i śpiewają. Potrafią świecić, rzeźbić i nawigować w oceanach za pomocą magnetycznych kompasów. Julia Fiedorczuk kiedyś w „Przekroju” - omawiając właśnie wiersz Bishop - pisała, że nasze i rybie światy są od siebie różne, „ale nie są oddzielne”. Przenikają się na wiele sposobów, o których trudno nam mówić, bo narzędzia, jakich używamy do opisu świata są pod tym względem niezwykle ułomne. I jeśli udaje nam się zbliżyć do innych światów to chyba właśnie w poezji - pisała poetka i badaczka ekopoetyki. Chciałbym uzupełnić listę o „Ryby mają głos” Scales, książkę która oddaje rybom, co rybie. Niezwykle wciągająca lektura.

Więcej recenzji znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam.