Wszystko jest w książce Taylor Jenkins Reid idealnie realistyczne: tworzący supergrupę muzycy opowiadają o swoim dorastaniu i dzieciństwie, swoje trzy grosze wtrącają ich znajomi i rodzina. Kto prowadzi wywiad? To okazuje się sporym zaskoczeniem w końcowej partii książki.

Rock lat siedemdziesiątych

Mamy więc Daisy Jones, samotną w domu bogatych rodziców dziewczynę, która bardzo szybko wchodzi w dorosłość, rozgrywającą się w nocnych klubach Los Angeles późnych lat sześćdziesiątych. Daisy wsiąka w życie słynnego The Sunset Strip, w którego nocnych klubach bawią się gwiazdy rocka i nastoletnie groupies. Piękna i charyzmatyczna, szybko zostaje ulubienicą bywalców. Jednak Daisy ma większe ambicje niż sypianie z gwiazdami: sama pisze teksty piosenek i śpiewa.

Bracia Bill i Graham Dunnes dorastają bez ojca i wiedzą, że chcą związać swoje życie z muzyką. Grają w garażu, zakładają kolejne zespoły, ćwiczą, eksperymentują. Dołączają do nich kolejne osoby: grająca na klawiszach Karen, perkusista Warren, gitarzyści Chuck i Pete (Chucka zastępuje potem Eddie). Pierwsze występy w klubach, wspólnie pisane piosenki, wreszcie kontrakt płytowy. Zaczynają się lata siedemdziesiąte, gwiazdy rocka stają się idolami, ikonami, wszyscy dziko imprezują, na scenę wkraczają coraz mocniejsze narkotyki. Billy, który wyrasta na niekwestionowanego frontmana grupy, nie radzi sobie z popularnością i dostępnością używek. Popada w ciężkie uzależnienie, zdradza żonę w trasie, przegapia narodziny pierwszej córki. Camila stawia mu ultimatum: albo idzie po trasie na odwyk, albo koniec z ich małżeństwem. Billy wybiera rodzinę i muzykę. Za namową managera nagrywa piosenkę z Daisy, która właśnie wydała pierwszą płytę. „Honeycomb” okazuje się gigantycznym hitem. Dla Billy'ego towarzystwo pięknej, upartej i rzadko wychodzącej z narkotykowo-alkoholowego haju Daisy jest ciężkie do zniesienia. Daisy i reszta muzyków mają dość autorytarnych zachowań lidera. Jednak wyniki sprzedaży są jednoznaczne - ludzie chcą słuchać Daisy i Billy'ego razem. I tak powstaje supergrupa, która nagrywa kultowy album „Aurora”, a następnie rozpada się podczas wielkiego, światowego tournee. Wywiad-rzeka, który czytamy, po raz pierwszy ma ujawnić kulisy tych wydarzeń.

Daisy jones and the six

Groupies i narkotyki

Od początku całkowicie wsiąkłam w tę narrację i zabrałam się za googlowanie „Daisy Jones” oraz „The Six” wierząc, że może coś jest na rzeczy (Serio. Co za wstyd). Reid trafiła w mój czuły punkt, ponieważ intersuje mnie scena rockowa w latach siedemdziesiątych, pół młodości spędziłam wciągając wszystko, co się tylko dało na temat Franka Zappy, teraz jestem psychofanką Iggy'ego Popa, pasjonuje mnie też fenomen groupies. Opowieść Daisy od początku skupia się bardzo mocno na nierównościach w świecie muzycznych sław. Młode dziewczyny są wykorzystywane seksualnie przez narcystyczne gwiazdy, najsłynniejsze groupies zaczynają „karierę” jako czternastolatki (Sable Starr, Lori Mattix). Kiedyś wydawały się naturalnym elementem glamour, rockowego stylu życia - dzisiaj jednak dziwnie patrzy się na zdjęcia tych de facto dziewczynek obściskiwanych przez o wiele starszych mężczyzn. A jednak, równolegle, są to czasy autentycznej rewolucji seksualnej i obyczajowej. Jak to wszystko zmierzyć i ocenić?

Daisy mówi, że narkotyki od początku były oczywistym elementem tego świata - często zaczynało się od pigułek odchudzających na bazie amfetaminy, idealna dziewczyna rockmana jest przecież chuda jak patyk, eteryczna, lekko oszołomiona i zawsze gotowa bawić się do świtu. Nikt nie widział powodów, żeby nie brać - przecież życie było w ten sposób fajniejsze, nikt nie miał potrzeby oglądania świata na trzeźwo i ewentualnego konfrontowania się z trudnościami. Nikt też nie widział potrzeby, żeby kobiety były czymś więcej niż ozdobami czy muzami - i nad tym szczególnie ubolewa Daisy, której trudno przebić się do świadomości „środowiska” jako autorce tekstów i wokalistce, a nie promiennej, błękitnookiej blondynce, która lubi duże kolczyki i spacerowanie boso po ulicach LA.

Emancypacja, seksualność i miłość

Ten feministyczny skręt w „Daisy Jones and The Six” zyskał oczywiście moje ogromne uznanie, podobnie jak wątek Karen, która zachodzi w ciążę z Grahamem, którą następnie, ku jego wściekłości, usuwa. Wie, że dla niego dziecko nie będzie przeszkodą w rozwoju zawodowym, dla niej natomiast zakończy karierę muzyczną, na którą tak konsekwentnie i ciężko pracowała.

Karen, Daisy i Camila (żona Billy'ego) reprezentują w świecie przedstawionym trzy typy. Karen skupia się na emancypacji przez talent: nosi bluzki z golfem, nie korzysta z kobiecości, udowadniając, że płeć nie ma znaczenia, liczy się profesjonalizm. Daisy to nowy rodzaj seksualności - możecie na mnie patrzeć, ale nie możecie mnie mieć. Nie wkładam stanika pod bluzkę nie dlatego, żebyście wy ślinili się na widok mojego ciała - robię to dlatego, bo moje piersi są tylko moje i mam do tego prawo. Camila to z kolei „odpoczynek wojownika” - kobieta, która rodzi dzieci, zajmuje się domem i czeka w fotelu na wracającego z trasy małżonka, z całych sił wierząc, że rodzina i stała do niej miłość pokonają przelotne namiętności, które są w życiu Billy'ego nie do ominięcia. To zaufanie chwieje się nieco w obliczu współpracy Billy'ego i Daisy, opartej na konflikcie, walce o władzę, o prestiż, ale także na fascynacji charyzmą drugiej osoby. Twórczą nienawiść od namiętnej miłości dzieli jeden, niewielki krok, a Billy i Daisy ciągle zdają się przekraczać cienką linię bezpieczeństwa.

Zespół, który nie istniał

Powieść Reid jest absolutnie nieodkładalna, czyta się błyskawicznie, zachwyca też klimatycznymi opisami imprez, życia w trasie, specyfiki nagrywania i promowania płyt w latach siedemdziesiątych. Członkowie The Six wspominają z perspektywy czasu konflikty, walkę o wpływy z despotycznym Billym, który potrafi w środku koncertu wziąć gitarę z rąk Eddiego i przejąć jego partię, jeżeli czuje, że to spodoba się publiczności. Karen opowiada o sesji zdjęciowej na okładkę albumu „Aurora”, z której zespół został praktycznie wycięty, ponieważ najważniejsza była chemia widoczna między wokalistami. Warren rozważa specyficzną sytuację perkusisty, który w ogóle rzadko znajduje się w świetle jupiterów („Żadna dziewczyna nie prosi po koncercie: ach, zagraj mi ten porywający podkład rytmiczny do Honeycomb” - żartuje z lekką goryczą). Wszyscy podśmiewają się ze stylu Billy'ego, którego stałym scenicznym uniformem jest „kanadyjski smoking” - czyli dżinsy i dżinsowa koszula. Dostajemy też sporo rozważań o strukturze rockowych ballad i przebojów. Czy można w nich pisać o dziewczynie, z którą się wzięło ślub i założyło rodzinę, czy może spełnione miłości nikogo tak naprawdę nie obchodzą? Czy miłość może być szczęśliwa, czy lepiej, żeby była rozdzierająca? Jak przekłada się to później na postawy i oczekiwania słuchaczy?

Po zakończeniu lektury byłam totalnie rozczarowana, że ten zespół nie istniał, że nie mogę rzucić się do internetu, żeby obejrzeć tak sugestywnie opisaną okładkę „Aurory” czy słynną sesję do magazynu The Rolling Stone, żeby naczytać się na Wikipedii i naoglądać na YouTubie (w ramach rekompensaty spędziłam długie kwadranse na oglądaniu fotografii Iggy'ego Popa oraz Stevie Nicks, którą autorka wymienia w podziękowaniach jako inspirację dla postaci Daisy). Fantastyczna lektura, wciągająca, rozrywkowa, olśniewająca, a przy tym niegłupia i feministycznie słuszna.

Więcej recenzji znajdziesz na Empik Pasje w dziale Czytam.