„Bachor. Bezradnik dla nieudacznych rodziców”. Recenzja

Nie ma lepszego prezentu na Dzień Dziecka niż samemu sobie prezent zrobić. Wszyscy kiedyś byliśmy dziećmi, a spora część z nas będzie lub już jest rodzicami. Szczególnie ci, którzy oczekują nadejścia bachorzątka na ten padół łez, powinni zapoznać się w wyjątkowym w swojej formie, bezkompromisowym i rozbawiającym do łez (a czasem przez łzy) poradnikiem antyparentingowym.

„Bachor. Bezradnik dla nieudacznych rodziców” napisali wyjadacze parentingu. Przed Państwem:

- Matka trójki dzieci, autorka kilku powieści i scenariuszy komiksowych - Dominika Węcławek

- Matka dwójki dzieci, autorka setek tysięcy linijek w tekstach online i offline - Katarzyna Nowakowska

- Matka dwójki dzieci, która porzuciła marzenie o trzecim, gdy okazało się, że musiałoby mieszkać na balkonie, zawodowo dziennikarka „Twojego Stylu” - Anna Rączkowska

- Ojciec jednego dziecka, autor bloga o kompostowaniu - Wojciech Grajkowski

To są ludzie, którzy rodzicielstwo przetestowali jak Filip Chajzer proszek do prania (staram się być zabawny, trzymajcie za mnie kciuki), którzy byli już Wróżką Zębuszką i świętym Mikołajem. I przy okazji postanowili od rodzicielstwa odstraszyć setki Polek i Polaków.
A tak bardziej na serio, to przygotować wszystkich przyszłych rodziców na to, żeby nie dostali zawału, gdy ich piękne Insta-poduszki nagle zostaną zalane wydzielinami słodkiego maleństwa, a piękne kwilenie bobaska, zamieni się w ryk oszalałego zwierzęcia. O rodzicielstwie realistycznie i bez owijania we włóczkę.


Bachor. Bezradnik dla nieudacznych rodziców 
(okładka miękka)

Osoby, które stworzyły „Bezradnik” zwracają uwagę na to, jak trudno dzisiaj być rodzicem, ile trudnych sytuacji będzie w waszym przyszłym życiu. Choćby społeczne wymagania. Tu - jak piszą - można „patriarchat obalać nie wstając z fotela”. Karmienie piersią w miejscach publicznych? Fuj, obraza! W piwnicy? No jak można! Za konsoletą didżejską ponoć też nie wypada. A nie karmić piersią? Co to za matka, co skazuje dziecko na chemię i na starcie funduje mu choroby cywilizacyjne i niski iloraz inteligencji! Kanapka dla dzieciaczka z masłem orzechowym? Nawet nie próbujcie tego fotografować. Komentariat was ukamienuje, bo tam jest niebezpieczny olej, cukier i konserwanty! Ty straszny rodzicu, co chcesz by maleństwo przez chwilę zamilkło i skoro je tylko ogórki kiszone i masło orzechowe, a akurat ogórków w warzywniaku nie było, to karmisz je tym chemicznym czymś - jak śmiesz! Komentariat zawyje z rozkoszy wirtualnego linczu. Opowieść przerysowana, ale oparta na faktach.

Gdy na swojego bloga wrzuciłem zdjęcie fragmentu spisu treści tej książki, pojawiły się głosy sprzeciwu, że jak można tak o dzieciach pisać? Używać słów „bydlę” i „cholera” wobec niewinnej dzieciny? Zacznijmy od tego, że jest to ironia. Z drugiej strony pewien wentyl bezpieczeństwa, w końcu nikt tu nie radzi tak mówić do tych różowych istotek. Jest też trzecia strona tego medalu (to już kubizm, ale niechaj będzie) - czy naprawdę nikogo nie obrażają te „bąbelki”, „fasolinki”, „owoce miłości”? To też jest zaklinanie rzeczywistości, która różowa i słodka wcale nie będzie. Będą wielkie kupy czy pisk, od którego pęka szkło. Urodzicie dziecko, a dziecko bywa i aniołkiem i potworkiem.

„Bachor. Bezradnik dla nieudacznych rodziców” jest książką co prawda trochę chaotyczną, chwilami wydaje się, że osoby piszące po kilka razy powtarzają tę samą poradę, a dezynwoltura dowcipu czasami nie wychodzi najlepiej, bo jednak trudno utrzymać wysokie „C” błyskotliwego humoru przez kilkaset stron. Mimo to „Bezradnik” z pewnością będzie otuchą w najgorsze dni, najlepszą psiapsią w momentach czarnej rozpaczy, a nawet jak nie planujesz dzieci, dlatego że żyjesz w kraju, w którym najbardziej boisz się tego, że ktoś będzie je wyzywał, bo ma dwóch ojców, to „Bachor” przynosi ci pewną ulgę - zawsze przecież dobrze poczytać o tych, co mają gorzej niż my. No dobrze, żartuję - rodzicielstwo jest piękne i ważne i cenne i wspaniałe.

Ważna informacja – „Bachor…” jest również książką o tym, co się stanie gdy nasz „owoc miłości” pójdzie do szkoły i sam zacznie przyprowadzać inne „owocki” do domu. Nie, nie będziecie mieli dzięki temu sadu. A że koszty wesela bywają podobne jak niewielkiej hodowli owocowej? Tak czy inaczej - przed wami wydatki, smutki, lęki. I nigdy nie wiecie czy na końcu nie okaże się, że wasza córa napisze książkę, w której cała winą za swój stan aktualny obciąży dzieciństwo i relacje z matką. Nie chowajcie dzieci na pisarzy, jeszcze wam nowego „Bachora” napiszą.

To jest ważna moim zdaniem książka, bo uczy jak przełamać się w języku, jak można mówić, choćby dla siebie, dla własnego bezpieczeństwa. Osoby odpowiedzialne za ten antyporadnik pokazują, że najgorsze, co może się wam przytrafić, to utrata humoru. Pomogą go wam odzyskać, a po „Bezradnik” będziecie sięgać jak wasze bachoretto po przytulankę.

Najlepszy możliwy prezent na Dzień Dziecka!