Wiadomo, że był dość uznanym pisarzem i wykładowcą, kobieciarzem, miał trzy żony i źle znosił starzenie. Jednak jego samobójstwo jest zaskoczeniem dla wszystkich. Narratorka pogrąża się w żałobie, która byłaby naturalna w przypadku żony, ale ona przecież nie była żoną, tylko studentką, a potem wieloletnią, bliską przyjaciółką. Zmarły pozostawia po sobie kłopotliwy spadek: olbrzymiego psa, doga niemieckiego. Trzecia żona umawia się z narratorką i informuje ją, że niepisanym życzeniem jej męża było to, by Apollo zamieszkał po jego śmierci właśnie z nią. Narratorka nie ma warunków, by trzymać psa: jest wprawdzie pracująca głównie w domu pisarką i wykładowczynią, ale jej mieszkanie w nowojorskim bloku jest maleńkie, a umowa najmu wyraźnie zabrania trzymania w nim psów. A jednak, wiedziona irracjonalną tęsknotą, przygarnia psa i razem z nim przechodzi przez kolejne etapy żałoby.

Sigrid Nunez pisze w sposób prosty, ale jest to prostota wypracowana, podszyta olbrzymią praktyką i oczytaniem. Zadziwiające otwarcie, w którym występują kobiety z Kambodży, przebywające na uchodźstwie w Kalifornii w latach 80. Nagle zaczynają masowo zgłaszać się do lekarzy z powodu utraty wzroku. Kolejne badania wykluczają choroby, okazuje się, że ślepota ma podłoże psychosomatyczne – kobiety nie chcą widzieć, ponieważ widziały już zbyt wiele. „To była ostatnia rzecz, o której ze mną rozmawiałeś” – mówi narratorka do zmarłego ukochanego. Powracają strzępki innych rozmów, na przykład o instytucji flaneura. Czy kobieta może w pełni doświadczyć tego stanu? Czy mogła (może) snuć się po ulicach bez celu, nie narażając się na zaczepki, nie czując się zagrożona? A potem nagła, niezwiązana z tematem refleksja: „Teraz jesteś jednym z nich: martwym, białym mężczyzną” (nawiązanie do najznakomitszej grupy amerykańskich pisarzy, która niesłusznie skupia na sobie światła czytelniczych reflektorów).

 

 

Narratorka „Przyjaciela” próbuje radzić sobie ze smutkiem ogrywając go literaturą i intelektem – to jedyne znane jej sposoby, w dodatku jest osobą raczej samotną. Wprawdzie na marginesach opowieści pojawiają się byli partnerzy (nie ma natomiast praktycznie wzmianek o rodzinie), ale obecne kontakty ze światem zewnętrznym są epizodyczne, ograniczone do rozmów ze studentami i pracownikami uczelni.
Zastanawia się nad chemicznym składem łez – skoro jest on inny dla łez smutku, łez stresu i łez oczyszczających oko, to jakimi łzami płaczą aktorzy?
Jakim człowiekiem był naprawdę zmarły samobójczo ukochany? Podrywacz, kobieciarz, który czuł się coraz gorzej w zmieniających się czasach. Jednym z ostatnich rozczarowań był list studentek, które prosiły stanowczo, żeby nie zwracał się do nich podczas zajęć „kochanie”. Jak to możliwe? Przecież mówił tak do kilkunastu roczników i zawsze było okej. Przecież dobry nauczyciel jest zawsze uwodzicielem. Przecież jego żony i liczne kochanki zazwyczaj rekrutowały się z grona studentek. Smutek starości – kobiety nie sypiają z nim dlatego, że go pożądają fizycznie. Młoda kochanka nie chce pocałunków, nie przepada za seksem, czyli pewnie uprawia go z kimś innym. Teraz magnesem dla kobiet jest pozycja społeczna, autorytet, obraz lubieżnego starca goniącego bez opamiętania za ich wdziękami. Czy można jednocześnie być tym starcem i zdawać sobie z tego sprawę?

W tej zachwycającej mozaice motywów, którymi narratorka zagłusza żałobę, pojawia się nagle pies. Apollo nie jest małym kundelkiem, którego obecność można zignorować. To olbrzymie zwierzę, zwracające na siebie uwagę na spacerach, wypełniające mieszkanie, pogrążone w depresji po śmierci właściciela. Narratorka nie jest tak naiwna, by antropomorfizować zwierzę na proste sposoby. Nie wie, jak traktować Apolla, jaki jest właściwie jego status – czy może przypisywać mu ludzkie uczucia i tłumaczyć nimi stan psa? Co to właściwie znaczy „ludzkie”? Jak psy rozumieją śmierć, nieobecność? Czy ich niezdolność pojmowania tych kategorii jest świadectwem wyjątkowej wierności czy wyjątkowej głupoty?

Pies staje się kimś bardzo ważnym w codzienności narratorki – oboje są rozbitkami, którzy stracili orientację po śmierci człowieka nadającego ich życiu sens. Nawet groźba utraty mieszkania nie skłania narratorki do pozbycia się niechcianego początkowo zwierzęcia. Jak refren powtarza się pytanie, igrające z przyzwyczajeniami czytelniczymi odbiorcy: „Czy z psem stanie się coś złego?”. Wiadomo, że zwierzęta w literaturze często używane są jako wyciskacze łez, a psy, szczególnie poruszające za sprawą legendarnej wierności, nadają się do tego szczególnie dobrze. Co ciekawe, literatura, w której kręgu obsesyjnie porusza się narratorka, i która nie przynosi ukojenia przerabiana w samotności, przynosi ulgę obojgu cierpiącym: narratorka odkrywa, że Apollo uwielbia głośne czytanie. Chociaż i tu sprawa nie jest prosta: czy Apollo relaksuje się, słuchając głosu nowej właścicielki, czy to ona mniej stresuje się czytając i dlatego pies podsuwa jej książki? Kto opiekuje się kim?

Piękna, mądra, poruszająca, erudycyjna… Mogę tu sobie mnożyć i mnożyć zachwyty. Sigrid Nunez z pewnością pisze dla wyrobionego czytelnika, ale nie tylko. Ostatecznie można po prostu powiedzieć, że jest to książka o miłości psa do człowieka i człowieka do psa, pomijając trudniejsze treści. Nikt nie powinien czuć się oszukany.