„Jestem, jestem, jestem” Maggie O'Farrel to autobiografia napisana za pomocą prozy artystycznej. Autorka opisuje swoje doświadczenia z pogranicza życia i śmierci. Nie chodzi oczywiście o metafizyczne podróże w kierunku światła i ciepłe, przyzywające głosy, tylko o sytuacje autentycznie zagrażające życiu: przebyte w dzieciństwie zapalenie mózgu zakończone rocznym paraliżem i trwałym uszkodzeniem móżdżku, napad rabunkowy w Ameryce Południowej, zakażenie amebą w Chinach, trzy (!) prawie-utonięcia, poronienie, poród z komplikacjami. W sumie doświadczeń jest siedemnaście - szesnaście z nich obejmuje samą O'Farrel, ostatni, najbardziej chyba dramatyczny rozdział, opowiada o średnim z jej trojga dzieci, córce, która urodziła się z deficytem odporności. Ciało dziewczynki pokryte jest egzemowymi zmianami, do tego dochodzą ekstremalne alergie wziewne i spożywcze: nawet przebywanie w pobliżu osoby, która jadła orzechy, jest dla niej śmiertelnym zagrożeniem.

Proza O'Farrel (którą czytamy w tłumaczeniu Aliny Siewior-Kuś) jest przede wszystkim poruszająca: od pierwszego opowiadania autorka trzyma czytelnika za gardło. Szesnastolatka, która opuszcza dom, żeby pracować w hotelu na turystycznym szlaku w górach, udaje się na samotny spacer. Spotyka mężczyznę, mija go, mężczyzna niespodziewanie przecina jej drogę kilka kilometrów dalej i zarzuca na szyję pasek lornetki, opowiadając o obserwowaniu ptaków. Dziewczyna jest przerażona, ale zdejmuje pasek z szyi, opowiada o pobliskiej stołówce, w której pracuje i o właścicielu, który pewnie już wyszedł jej szukać, bo goście czekają na kolację. Udaje jej się odejść, relacjonuje zdarzenie policjantom, którzy ignorują sytuację. Kilka dni później w tym samym miejscu znalezione zostają zwłoki innej dziewczyny, uduszonej paskiem od lornetki.

O'Farrel, pomimo pozornie prostej struktury (jedno przeżycie-jeden rozdział/opowiadanie), kunsztownie splata swoją opowieść z doświadczeń bardziej i mniej odległych. W pierwszej odsłonie ma szesnaście lat, w drugiej - niewiele więcej, kiedy pogrążona w marazmie posezonowego kurortu, podczas wieczoru spędzonego na snuciu się z grupą znajomych, skacze z przystani do ciemnego morza. Dopiero kiedy zaczyna tonąć, dowiadujemy się o problemach neurologicznych, na które cierpi od dzieciństwa, nie pozwalających jej orientować się w przestrzeni. Ciemna woda jest dla niej pułapką, 16-letnia narratorka nie wie, w którą stronę ma płynąć, żeby wydostać się na powierzchnię. Kwestia problemów neurologiczny powraca w rozdziale o porodzie - po rozpoczęciu akcji porodowej skurcze najpierw słabną, a potem zamierają - mimo tego (i opinii lekarza-neurologa) przywiązujący ogromną wagę do statystyk personel szpitala odmawia wykonania cesarskiego cięcia „na życzenie”, a kiedy wreszcie decyduje się na jego przeprowadzenie, dziecko jest zaklinowane w drogach rodnych.

Jestem, jestem, jestem - O'Farrell Maggie

Rozdział poświęcony zapaleniu mózgu pojawia się stosunkowo późno i jest, jakby to powiedzieć, piękny i smutny. Choroba dziecka jest oczywistym chwytem dramatycznym, ale dzięki temu, że znamy już narratorkę/autorkę i wiemy o trudnościach, jakie uszkodzony móżdżek sprawa jej w codziennym życiu, nie jesteśmy zaskoczeni samym tragizmem choroby - jest to raczej tak, jakby ktoś bliski zwierzał nam się z trudnych emocji, towarzyszących wydarzeniu o którym wiemy. Ogromny ból, strach, bezradność rodziców, którzy mają jeszcze dwoje dzieci i nie mogą przez cały czas (mówimy o miesiącach!) pozostawać z córką w szpitalu, klaustrofobiczny lęk przed rezonansem magnetycznym czy w końcu podsłuchana rozmowa, którą pielęgniarka prowadzi z przechodzącą korytarzem pacjentką oddziału dziecięcego: „Nie hałasuj, tu leży dziewczynka, która umiera”.

Na wspomnienie pobytu w szpitalu nakładają się współczesne doniesienia o oskarżeniu gwiazdy telewizji, prowadzącej charytatywne wizyty u chorych dzieci, o pedofilię (u O'Farrel nie pada nazwisko, ale okoliczności pasują idealnie do Jimmy’ego Savile’a). Narratorka pamięta wizytę gwiazdora i upartą odmowę pielęgniarki, gdy ten kilka razy sugeruje, by sobie odpoczęła w innym pokoju, bo on może zająć się dziewczynką.

Dramatyczne doświadczenia długotrwałego cierpienia przeplatają się u O’Farrel z wypadkami trwającymi kilka sekund: spadający przez chwilę samolot, którym leci do Hong Kongu, zbyt bliskie podejście do ciężarówki pędzącej drogą w celu uratowania spotkanego na spacerze psa (uszkodzony móżdżek nie pozwala narratorce precyzyjnie określać relacji przestrzennych). Każde z nich to jednocześnie próba uporania się z własną śmiertelnością, jak i afirmacja odzyskanego życia. Jestem, jestem, jestem - powtórzone w tytule zaklęcie stanowi niewypowiedziany ponownie rdzeń tej książki.