Oto „zły uczeń”. Stoi na środku sali, skulony, przestraszony spojrzeniami innych dzieci. Od złego chłopca trzeba trzymać się z daleka. „Chłopiec o złej biografii zawsze był najgorszy”. Dzisiaj ma w sobie gniew i choć w latach dziewięćdziesiątych kładli mu ręce na ramieniu i przepraszali, to nie umie wybaczyć. Pyta Małgorzaty Rejmer: „Co ja mam zrobić z tymi przeprosinami? Byłem takim samym człowiekiem jak oni, a jednak oni nie traktowali mnie jak człowieka”.
Autorka zapytana o „złego chłopca” nie chce opowiadać, bo ma wątpliwości ile może nam zdradzić. Dowiaduję się, że jest spowinowacony z rodziną pisarki, o której Rejmer chciała pisać. O pisarce nie napisała, bo jak sama mówi „nie mogłam przedrzeć się przez mity, które ją otaczają”. Po wielu spotkaniach spisała historię „złego chłopca”. Ale żeby do tego doszło musiała pokonać mur. Na wyemitowane po albańsku w lokalnej telewizji ogłoszenie, że dziennikarka z Polski chce rozmawiać o przeszłości nikt nie zareagował. Dobrze, że Rejmer nie wyjechała po tygodniu, a zamieszkała w Gijrokastrze i pozwoliła się poznać. Tak trafiała na historie, które opisała w „
Błoto słodsze niż miód”, lekturze trudnej, ale chyba obowiązkowej.

 

Wojciech Tochman w „Dzisiaj narysujemy śmierć” tak przedstawia nam swojego bohatera: „Leonard nigdy nie pokaże słabości. Jest mocny. Chce, by ludzie tak go odbierali. Patrzy nam prosto w oczy: uśmiechnięty, zadowolony, wykształcony, pewny siebie, schludny, pachnący, odprasowany (w pokojach ocalałych studentów może nic nie być, ale żelazko jest zawsze), dobry kolega, dobry przewodnik, tłumacz, poliglota. A nie zawstydzona i upokorzona ofiara. Nie drżące zwierzątko, które czuje na sobie oddech myśliwego. Nie dziewięciolatek ubrudzony gównem, bo narobił w majtki. Nie głodny chłopiec, który z trudem żuje ścierwo znalezione w buszu. Nie dziecko, które boi się psów. I nie sierota, który płacze za mamą”. Dla Hutu Leonard był czymś gorszym od psa, był nieistnieniem.

National University of Rwanda w Butare był jeszcze niedawno największym uniwersytetem w tym afrykańskim kraju. Uniwersytet był świadkiem ludobójstwa. Gdy Tochman stanął przed gablotką ze zdjęciami zamordowanych studentów i wykładowców, podeszło do niego kilku studentów, członków stowarzyszenia ocalałych i zaprosili go do swojego biura. „– Hi, Im Leo – sły­szę zza ple­ców, kie­dy pa­trzę na czar­no-bia­łe twa­rze za­wie­szo­ne w szkla­nej ga­blo­cie. Ale ja nie po­trze­bu­ję te­raz to­warzy­stwa, po­trze­bu­ję ci­szy. Chcę być tyl­ko z tymi zza szy­by. Oni na mnie pa­trzą. – Ścię­li ich aż pół ty­sią­ca w cią­gu jed­ne­go dnia – mówi do mnie Leo. To jest dru­gie zda­nie na­szej zna­jo­mo­ści”. Czasem trzeba przystanąć i świadkowie przychodzą do reportera. Czasem trzeba się do nich przysiąść.

 

Valentin, lekarz pracujący w Libii stwierdza, że „Dzieciństwo kończy się wtedy, kiedy zaczyna się śmierć”. Jego skończyło się, gdy szedł do drugiej klasy. Biegnie, bo chce spotkać swoją ukochaną nauczycielkę. Anglistkę. Siada w klasie, blisko jej biurka i czeka. Gdy otwierają się drzwi, staje w nich ktoś obcy. Nauczycielka Valentina już się nie pojawi. Nie żyje. Od matki dowie się, że próbowała usunąć ciążę. Sepsa. I „nie ma znaczenia, czy Valentin wierzy w to, czy nie, bo śmierć jest uparta i jest zawsze tym, czym jest”. Valentina Rejmer poznała w kawiarni, przysiadając się do jego stolika. Opisując jego historię w książce „Bukareszt. Kurz i krew” nie pamiętała już jego twarzy. Ale zostaliśmy z historią.

 

Zawsze ciekawi mnie sposób, w jaki reporterzy zdobywają zaufanie swoich bohaterów. Jak zaczynają rozmowę, zwłaszcza gdy są w kraju, którego języka nie znają i muszą im pomagać tłumacze. Kim jest tłumacz? Czy wtedy to nie on staje się ważniejszy od reportera? To jemu muszą zaufać. Obie strony. Niektórzy przychodzą, jak w „Rejwachu” Mikołaja Grynberga, by opowiedzieć swoje historie, wyżalić się, przekazać je dalej jako przestrogę, naukę czy po prostu jako złorzeczenie światu. Ale do niektórych trzeba dotrzeć, przejechać setki kilometrów, przekonać świadka, a czasem i jego rodzinę. Tym bardziej doceniam polskich reportażystów, którzy udają się na krańce świata (choć te jak wiemy już nie istnieją) i przywożą z nich wstrząsające historie. Już styczniu nowa książka Tochmana, który w Kambodży angażuje się w pomoc ludziom chorym psychicznie. Ważny fakt - chorych psychicznie, np. schizofreników w Kambodży rodziny trzymają przy domu na łańcuchach. Czuję, że będzie to wstrząsająca i drastyczna opowieść.

Równie drastyczne i wstrząsające są historie, które zebrała Małgorzata Rejmer w „Błoto słodsze niż miód. Głosy komunistycznej Albanii” wydanej nakładem wydawnictwa Czarne. Dla mnie sporym zaskoczeniem była już sama informacja o tym jak twardą ręką rządził krajem despota, Enver Hoxha, bo nie jest to historia znana i raczej dostępna tylko osobom szczególnie tym regionem zainteresowanym. Za tym doszły dzięki Rejmer kolejne zaskoczenia. Jednocześnie w lekturze wyczuwa się, że reporterka usilnie stara się uniknąć porównań do innych reżimów i choć Korea Północna wydaje się tu ciekawą „partnerką”, a czasem mózg podpowiada nam okropne zdanie „no, prawie jak u nas”, tak Rejmer pokazuje wyjątkowość Albanii bez odnoszenia się do innych reżimów. Każdy człowiek ma prawo do godności i nawet w beznadziejnych sytuacjach szuka punktów zaczepienia, miłości, ciepła, odskoczni od udręki. To nie jest główny temat tej książki, oczywiście znajdziecie tam wstrząsające historie, mocno opowieści i sporo o historii Albanii się dowiecie, ale zwróćcie w trakcie lektury uwagę na to, jak ciepło o swoich bohaterach pisze Małgorzata Rejmer. To cenna umiejętność czyniąca tę książkę wyjątkową.

 

Wojciech Tochman zapowiada na nowy rok książkę o Kambodży, kraju doświadczonym przez kolejne reżimy i katastrofę humanitarną. Każda książka autora „Jakbyś kamień jadła” jest przeze mnie wyczekiwana, bo jego poszukiwania mają w sobie jakiś tajemniczy wspólny klucz, który od lat mnie fascynuje. Tak jakby w tych wszystkich historiach, postaciach, miejscach, prześwitywała jedna, nadrzędna opowieść. I jej u Tochmana zawsze szukam. Może po omacku, błędne, nietrafnie, ale to mnie fascynuje. Zatem ten rok kończymy w Albanii, by w przyszłym udać się do Kambodży. Smutna to podróż, ale wciąż jeszcze sądzę, że warto się konfrontować ze złem. Dzięki Rejmer i Tochmanowi jest łatwiej.