Autorka: Katarzyna Kowalewska

Frances Cha, debiutująca autorka, która wychowała się w Stanach Zjednoczonych, Hongkongu i Korei Południowej ukazuje losy pięciu kobiet, z czego cztery z nich obdarza narratorskim głosem. Historie bohaterek przekładają się na szerszy obraz społeczeństwa Korei Południowej, ogarniętego manią piękna. Tu kryje się jednak recepcyjna pułapka, w którą może wpaść zachodni czytelnik – Frances Cha nie stworzyła powieści dydaktycznej czy uniwersalizującej ani nie wykreowała bohaterek-typów społecznych. Ich historie są bardzo specyficzne, a przez to – tym ciekawsze.

Emancypacja na opak

Ara pracuje jako fryzjerka i pomaga innym kobietom osiągnąć piękny wygląd. To jakby koreańska syrenka – jako nastolatka straciła głos. Ale to Sujin – jej przyjaciółka-kosmetyczka nie ma narratorskiego głosu, a jej marzenie o byciu jak Gyuri poznajemy z perspektywy pozostałych. Piękna Gyuri pracuje jako ekskluzywna prostytutka. Urodę zawdzięcza nie genom, ale doktorowi Shim, który przeprowadza operacje plastyczne największym gwiazdom. Pracuje w salonie, „prestiżowym” burdelo-sex-klubie, gdzie dziewczyny nalewają bogaczom alkohol i flirtują z nimi (by osiągnąć tę pozycję, przeszła długą drogę). Miho jest artystką. Kocha rzeźbić i rysować, w wyobraźni przetwarza przyjaciół na modeli. Ostatnia z głównych bohaterek to Wonna – mężatka niekochająca swojego męża.

Tę piątkę łączy niskie pochodzenie oraz miejsce zamieszkania – blok z niedrogimi mieszkaniami. Ponadto każda na swój sposób próbuje walczyć z losem zdefiniowanym przez to, gdzie się urodziła i wychowała. Najłatwiej mają te ładne. Miho urodziła się piękna. Wujostwo oddało ją do sierocińca, a tam uroczej dziewczynce udało się zyskać sympatię opiekunów, co wiązało się z możliwością odkrywania oraz rozwijania talentu plastycznego. Dziewczyna jest bardzo zdolna, właściwie nie mamy co do tego wątpliwości, czytając o jej sposobie tworzenia oraz artystycznych wizjach. Jednak nie dano by jej szansy, gdyby nie jej aparycja. Nawet dziekan uczelni artystycznej bardziej interesuje się pięknymi, długimi włosami kobiety niż jej twórczością. „Nie zapominaj, że jesteś maskotką wydziału” – mówi, zapowiadając sesję fotograficzną wystawy prac Miho.

Sujin wychowała się w tym samym sierocińcu, ale ona nie miała wyglądu. Czy nie miała także talentu, czy po prostu nikt nie dał jej szansy go odkryć – nie wiemy. Ale i tak tylko ładne robią karierę. Kobieta wie, że pomniejszenie żuchwy i kilka innych zbiegów plastycznych to jej szansa na lepszy start.

Wonnie także emancypacja się nie udała. Uciekła w małżeństwo ze źle zarabiającym pracownikiem korporacji i wylądowała w za ciasnym małżeńskim łóżku, w bloku przeznaczonym głównie dla singielek. Trochę z ciekawością, trochę z zazdrością mija na korytarzach „wolne” (jak jej się wydaje) dziewczyny. Ubogiej mężatki nie obchodzi piękno i operacje plastyczne, zbyt trudno jej wiązać koniec z końcem, by choćby o tym pomyśleć. Zresztą marzy o dziecku – może macierzyństwo da jej siłę do stanowienia o sobie.

Chcę być piękna, muszę cierpieć

Bardzo mi się podoba, jak skonstruowana jest ta fabuła i jak autorka z fragmentu na fragment zdradza nam coraz więcej informacji, ale jednocześnie intensyfikując psychologiczne zagadki. O wypadku Ary dowiadujemy się już na samym początku. Wyjaśnienia okoliczności wypadku skapują nam po trochu; dopiero pod koniec powieści układają się w całość. Fascynująco ukazana jest także Miho (moja ulubiona bohaterka), której portret staje się coraz to bardziej i bardziej złożony; to, co na początku wydaje się stanowić o jej osobowości, okazuje się zaledwie skorupką. Każdą z naznaczonych piętnem tragizmu pięciu historii obieramy podczas lektury warstwa po warstwie, a każda z warstw daje przyczynek do szerszej refleksji nad chorobami współczesnej Korei Południowej. Bardzo doceniam to, jak poziom refleksji społecznej został spleciony z psychologiczną empatią. W powieści pogłębiają się bowiem nie tylko portrety bohaterek, ale i demaskują kolejne społeczne problemy skupiające się w Seulu jak w soczewce.

Już na pierwszych stronach na pierwszy plan wysuwa się temat operacji plastycznych, który wprowadza nas w świat pokrewny wręcz do tego z „Opowieści podręcznej”. Poprawa nosa to „coś małego”, cierpienie po operacji żuchwy i częściowy paraliż twarzy (nie wspominając o finansowym zadłużeniu) – rozsądna cena za poprawę losu. A przypadki śmiertelne, gdy pacjentki zachłysnęły się własną krwią wypełniającą im gardła w trakcie snu po tym, jak ułamki zoperowanych kości zatkały im tętnice? No cóż, kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje – „kuzynka nadal nie czuje brody i ma trudności z żuciem, ale dostała pracę w dziale sprzedaży konglomeratu z czołówki rankingów”. Czyli – warto. Bo innej drogi nie ma. Oczywiście, będąc Koreanką, możesz też: ukończyć szkołę z rankingu (ale nie zagwarantuje ci to pracy w korporacji z rankingu), mieć ojca właściciela czebola (bogatej korporacji), łudzić się, że ożeni się z tobą milioner (ale prawdopodobnie weźmie ślub z kimś ze swojej kasty i nawet cię o tym nie poinformuje) albo pić, oglądać telewizję i udawać, że twoje życie wcale nie jest twoje.

I tu ujawnia się kolejna choroba Korei, czyli zbyt wielka władza bogatych, którzy mogą sobie pozwolić na wszystko; a ponadto – przywiązanie do rankingów, rang oraz wszelkich symboli władzy. Skończenie nie tego uniwersytetu dyskredytuje cię w oczach rozmówcy, pochwała urządzenia wnętrza sprawia, że właściciel już wie, iż należysz nie do tego kręgu. Władzę reprezentują zaś głównie mężczyźni (mamy w tej powieści dwie silne kobiety, ale okazuje się, że ich sprawczość oraz niezależność są w znacznej mierze pozorne). A mężczyźni, ci zamożni, mogą wiele i mają na to społeczne przyzwolenie oraz uległość kobiet – marginalizowanych kochanek, żon niewnikających, gdzie ich mężowie znikają każdego wieczoru. I właściwie dla kogo te operacje plastyczne? Dla męskiego wzroku, bo to on ma władzę.

Wycisnąć ze świata, co się da

Franches Cha regularnie wbija szpile w te koreańskie, utrzymujące hermetyzm warstw uprzywilejowanych zaśniedziałości, które na Zachodzie byłyby nie do pomyślenia. Miho dzięki pobytowi w Nowym Yorku widzi te „mentalne patologie” jeszcze wyraźniej. Na przykład to, że gdy – ciekawa świata, ludzi, charakterów – chce zagadać do nieznanej osoby w Seulu, ta spogląda na nią „jak na zimnego szczura”, ale jeśli przedstawi ich sobie znajomy znajomego, którego oboje ledwo kojarzą, to zapoznana Koreanka czy Koreańczyk mogą wręcz eksplodować wylewnością.

Takich społecznych komentarzy jest w tej wciągającej powieści, zachęcającej do zderzenia kultur i poszerzenia horyzontów cała masa. Frances Cha nie dokonuje druzgoczącej perspektywy Korei i nie stawia za wzór Zachodu. W końcu problemem w tej prozie jest też konsumpcjonizm, zaciąganie długów, a także system działania korporacji odmawiających pracownikom podstawowych praw (wyjście o niewieczornej porze może skutkować mobbingiem).

„Wiem, że kupno własnego mieszkania to marzenie ściętej głowy. Ale co miesiąc ściubię każdy grosz, czatując na okazję, aby ktoś podjął nas kolacją. Oprócz papieru toaletowego przynoszę z biura także gąbki kuchenne i płyn do mycia naczyń” – wyznaje Wonna. Zdaje sobie sprawę, że jest nikim, a jej zarobki są śmiesznie niskie (na drugim planie wybrzmiewa dyskusja o macierzyństwie w Korei i niskim przyroście naturalnym). Ale jej mąż także beznadziejnie zarabia i żona go o to oskarża, zatem to nie tak, że ofiarą systemu są tylko kobiety. Systemowo krzywdzi się wszystkich nieuprzywilejowanych (tylko że uprzywilejowanymi są głównie mężczyźni), a spirala dominacji oraz uległości samoistnie się nakręca, jej trybiki same się naoliwiają, więc trudno z tego zaklętego kręgu wyjść. Pomocą może okazać się zmiana perspektywy, którą Miho umożliwił wyjazd na Zachód, ale ten przywilej nie wydarzyłby się przecież bez urody i talentu (a tekże kryzysu wizerunkowego programu stypendiów rozdawanych dzieciom bogaczy).  

Frances Cha napisała książkę piękną, ale gorzką i oskarżycielską, chociaż paradoksalnie również lekką dzięki determinacji bohaterek oraz temu, że chcą wierzyć, iż uda im się wyrwać światu chociaż część tego, co należne. Bardzo opisanej piątce kibicuję, tak jak i autorce, na której kolejne powieści czekam.

Więcej recenzji znajdziecie w pasji Czytam.