„Titanic” – James Cameron

Miałam kiedyś walentynkową tradycję, która polegała na oglądaniu „Titanica” i opłakiwaniu zakończenia, nim faktycznie zagościło ono na ekranie. Jako że po pierwszym seansie pamiętałam wszystko dokładnie, każdy kolejny był jedynie próbą zmierzenia się z emocjami. A emocji, jakie wywołuje film Jamesa Camerona jest niezwykle wiele.

 

 

Fabuła tej oscarowej produkcji opowiada o losach legendarnego wycieczkowca oraz jego pasażerów. Akcja toczy się w roku 1912 na pokładzie transatlantyku, a ścieżki głównych bohaterów splatają się w niezwykłych okolicznościach. Rose DeWitt Bukater zrozpaczona faktem, że ze względu na kłopoty finansowe rodziny musi wyjść za mąż za mężczyznę, którego nie kocha, postanawia rzucić się z dziobu statku w lodowatą toń oceanu. Jack, który stał się mimowolnym świadkiem rozpaczy dziewczyny, namówił ją, by zaniechała samobójstwa. Moment, gdy Rose zostaje niejako uratowana przez chłopaka stanowi dla mnie i mojego organizmu sygnał do uronienia pierwszych łez. Bowiem młodzi zakochują się w sobie, ale jak zapewne pamiętamy, dane im jest spędzić w swoim towarzystwie zaledwie kilka chwil.

 

„Titanic”  James Cameron

 

„Thelma i Louise” – Ridley Scott

Ten film obejrzałam o wiele lat za wcześnie, by zupełnie go nie zrozumieć, zapomnieć o nim i powrócić doń w idealnym momencie, czyli dobrych kilka lat później. Fabuła uświadomiła mi, jak ważne są relacje z bliskimi ludźmi i jak wiele można dla nich poświęcić.

Pierwsze sceny mają pokazać nam, kim są tytułowe bohaterki. Louise pracuje w niewielkiej kanajpce. To uosobienie siły i niezależności, chociaż jest w stałym z związku z Jimmym. Thelma to jej przeciwieństwo, a przynajmniej takie wrażanie ma odnieść widz na początkowym etapie filmu.

 

 

Przyjaciółki postanawiają wyjechać na weekend w góry, a po drodze wstępują na drinka do pubu. Thelmie udziela się atmosfera. Wypija więcej niż planowała i wdaje się we flirt z nowo poznanym mężczyzną. Na parkiecie robi jej się słabo, więc absztyfikant pomaga jej wyjść na zewnątrz, by mogła zaczerpnąć świeżego powietrza. Niestety jego intencje nie są szlachetne. Harlan Puckett okazuje się być wyjątkowo namolny i mimo sprzeciwów bohaterki próbuje ją pocałować, a w końcu podejmuje próbę gwałtu. Na ratunek przyjaciółce przychodzi Louise. Mierzy do agresora z pistoletu, pod wpływem emocji po wymianie zdań, naciska na spust. Od tej pory kobiety nie są już na urlopie. Postanawiają wyruszyć do Meksyku z nadzieją, że zdołają uciec od odpowiedzialności. Po drodze przechodzą wiele przemian, zmuszają się do refleksji, a przy okazji wywołują w widzu poczucie niesprawiedliwości.

Relacja tytułowych bohaterek jest dojrzała już na samym początku opowieści, a później ten stan jedynie się pogłębia. Jeśli szukacie filmu na Dzień Kobiet, obejrzyjcie go koniecznie, bo stanowi on studium kobiecej przyjaźni nie tylko w kontekście wpadania w tarapaty.

 

„Thelma i Louise”  Ridley Scott

 

„Logan: Wolverine” – James Mangold

Filmy o superbohaterach stanowią ważny gatunek we współczesnym kinie, a od kilku ładnych lat udowadniają, że protagonistę można pokazać z zupełnie innej perspektywy – mniej oczywistej, mniej „super”. Po Batmanie Nolana i Supermanie Snydera przyszedł czas na postać z uniwersum Marvela. A jaki jest Logan Mangolda?

 

 

„Logan: Wolverine” nie jest genesis tego bohatera. I chociaż trudno fabułę produkcji nazwać ukoronowaniem byłego X-mena, to w pewnym sensie stanowi podsumowanie i smutną pointę. Akcja toczy się w przyszłości, w której mutanci są bardzo nieliczną grupą. Korporacja Transigen wyprodukowała bowiem tajemniczego wirusa atakującego DNA osób mających pewne „zdolności”. Logan ukrywa się wraz z Charlesem Xavierem w meksykańskiej hucie i pracuje jako szofer. Nawiązuje z nim kontakt pielęgniarka pracująca dla znienawidzonej przez protagonistę organizacji i ma dość nietypową prośbę. Chce, by mężczyzna eskortował kogoś do miejsca zwanego „Edenem”. Tą tajemniczą osobą okazuje się Laura, mała dziewczynka i mutantka. Rozpoczyna się wyścig z czasem. Po drodze Logan zaczyna mieć wątpliwości, czy cel podróży faktycznie istnieje.

Dlaczego uważam, że ten film warto obejrzeć? Przede wszystkim ze względu na kreację Hugh Jackmana, który fenomenalnie pokazał cierpienie, wewnętrzną walkę i determinację bohatera na samym końcu jego ścieżki. Nawet jeśli uniwersum X-men nigdy nie było wam szczególnie bliskie, dla „Logana” zróbcie wyjątek i obejrzyjcie go mając w pamięci moje zapewnienie, że nie jest to typowy film akcji z gościem w trykocie w roli głównej.

 

„Logan: Volverine”  James Mangold

 

„Władca Pierścieni” – Peter Jackson

Gdybym dostawała złotówkę za każdym razem, gdy polecam komuś obejrzenie trylogii Jacksona to pewnie miałabym teraz w kieszeni… jakieś trzy złote, bo jestem rozrzutna. Poza tym doprawdy trudno znaleźć kogoś, kto przynajmniej jednej części nie widział. A z czego to wynika? Według mnie fenomen ekranizacji najpopularniejszej powieści fantasy tkwi w dopracowaniu szczegółów i rozmachu, z jakim ją nakręcono. Jackson dysponował ogromnym budżetem oraz motywacją do stworzenia epokowego dzieła.

 

 

Fabuła filmowej wersji „Władcy Pierścieni” bazuje na trzytomowej powieści autorstwa J.R.R. Tolkiena i opowiada o losach Froda oraz jego przyjaciół. W ręce Hobbita trafia bowiem pamiątka, którą jego wuj Bilbo przywiózł niegdyś ze swojej najdalszej podróży. Pierścień niestety okazuje się być legendarnym symbolem władzy Saurona i podczas rady w Rivendell zapada decyzja o konieczności zniszczenia go w płomieniach Góry Przeznaczenia.

Podróż, w którą Frodo wybiera się wraz z pozostałymi członkami Drużyny Pierścienia to niełatwe zadanie. Podczas tułaczki na próbę zostają wystawione mężne serca i tęgie umysły towarzyszy powiernika pierścienia, a jak się okazuje i jego samego.  

 

„Władca Pierścieni”  trylogia  Peter Jackson

 

„Skazani na Shawshank” – Frank Darabont

Reżyserowie decydujący się na pracę ze scenariuszem będącym adaptacją powieści Stephena Kinga stają zwykle przed jednym, bardzo trudnym zadaniem.Mistrz grozy w niezwykle dokładny i skomplikowany sposób opisuje emocje swoich bohaterów oraz misternie tka intrygę, a takie subtelności mogą być wyzwaniem dla oka kamery. Tymczasem Darabont w swoim kinowym debiucie nie tylko udowodnił, że potrafi doskonale ukształtować filmowych bohaterów, ale także opowiedzieć całą historię w taki sposób, by nie uronić nawet odrobiny z oryginalnego klimatu.

 

 

Akcja filmu „Skazani na Shawshank” rozpoczyna się gdy Andy Dufresne zostaje niesłusznie skazany za morderstwo swojej żony i jej kochanka. Trafia za kraty tytułowego Shawshank, więzienia w Ohio słynącego z przyjmowania najbardziej zatwardziałych i brutalnych przestępców w Ameryce. Andy próbuje oswoić się z sytuacją i nawiązuje relację z Ellisem Boydem Reddingiem, zwanym także Redem. Z początku chodzi głownie o załatwienie kilku przedmiotów – Red słynie z możliwości organizowania nielegalnych dostaw spoza murów więziennych. Z czasem mężczyźni zaprzyjaźniają się – ich pobyt w zakładzie koncentruje się między innymi na odnowieniu bliblioteki. Ze względu na fakt, że na wolności Andy był wziętym bankierem, zaczyna pomagać innym osadzonym i strażnikom inwestować pieniądze i zabezpieczać finanse. Najważniejszym elementem fabuły jest moment, w którym główny bohater decyduje się uciec z Shawshank.

Zdawkowy opis może nie oddawać w pełni czaru tego filmu. Dlatego najlepszą metodą na zrozumienie fenomenu dzieła Franka Darabonta jest osobiste doświadczenie tego, co produkcja ma do zaoferowania. I wypłakanie oczu na własnej kanapie.

 

„Skazani na Shawshank”  Frank Darabont

 

„Fargo” – Ethan i Joel Coen

Produkcje braci Coen to filmy charakterystyczne. Duet słynie z zamiłowania do groteski i rozmontowywania znanych gatunków, by nadać im nowoczesnego szlifu. I nie inaczej jest w przypadku ich dzieła z 1994 roku. „Fargo” to romans współczesnego kryminału z kinem noir. A fakt, że jego akcja toczy się w Minnesocie, czyli rodzinnym stanie Coenów, da się wyczuć od pierwszych kadrów. Można to wywnioskować chociażby ze sposobu portretowania lokalnej społeczności i trafnnego wskazywaniu jej przywar.

 

 

W dobrym kryminale nie może zabraknąć intrygi. Pierwsze przestępcze takty wybrzmiewają już na samym początku, kiedy poznajemy Jerry’ego Lundegaarda. Jest on sprzedawcą aut i ma poważne problemy finansowe. Uknuwa  sprytny plan – zleca porwanie swojej żony dla okupu. Wynajęci przez niego łotrzykowie mają zażądać pieniędzy od ojca ofiary, który jest majętny, ale chytry. Niestety najemni porywacze okazują się być jeszcze gorsi, niż mogłoby się wydawać i  w trakcie ucieczki z miejsca zbrodni zostawiają po sobie trupa. Umrzykiem zainteresowała się lokalna policja i do akcji wkroczyła Marge Gunderson – oficerka policji będąca ucieleśnieniem dobroci.. Mimo zaawansowanej ciąży rozpoczyna  poszukiwania winnych morderstwa lecz tu należy zwrócić uwagę, że większość tropów wpada jej w ręce znienacka.

Można odnieść wrażenie, że bracia Coen dokładnie przeanalizowali filmy gangsterskie sprzed lat i… w swoich własnych zrobili (prawie) wszystko dokładnie odwrotnie. Uzyskali przy tym niezwykle ciekawy efekt, który przyniósł im z resztą Oscara za scenariusz.

 

„Fargo” Ethan Coen , Joel Coen

 

„Ojciec chrzestny” – Francis Ford Coppola

Obecnie kino gangsterskie jest niezwykle popularnym gatunkiem, ale kto wie, czy gdyby adaptacja powieści Mario Puzo nie została nakręcona, cały nurt cieszyłby się takim samym zainteresowaniem? Historia Vito Corleone i jego familii miała ogromny wpływ na kolejne pokolenia filmowców – z Martinem Scorsese na czele. Jego „Chłopcy z ferajny” mają w sobie urok podobny do dzieła Coppoli.

 

 

Film rozpoczyna się od radosnego wydarzenia. Córka Vita Corlenone wychodzi za mąż i trwa właśnie przyjęcie weselne. Według sycylijskiej tradycji dzień ślubu pierworodnej to nie tylko okazja do świętowania, ale także moment, w którym ojciec nie może nikomu odmówić. Jak łatwo się domyślić, mafioso otrzymuje w związku z tym wiele próśb od członków rodziny oraz przedstawicieli lokalnej społeczności. Jednym z interesantów jest jego syn chrzestny – Johnny Fontane. Krewniak prosi o wstawiennictwo u jednego z producentów w Hollywood. Zależy mu na zdobyciu roli, która pozwoliłaby na rozpoczęcie wielkiej kariery, dlatego Corleone postanawia wesprzeć sprawę. W międzyczasie poznajemy Michaela – syna szefa mafii. W przeciwieństwie do pozostałych braci nie jest on związany z przestępczą działalnością, jednak  ta sytuacja ulega zmianie w miarę postępowania fabuły.

I właśnie ta przemiana bohatera stanowi o fenomenie „Ojca chrzestnego”. Stopniowe przechodzenie Michaela na stronę mafijną (żeby nie powiedzieć „na złą stronę mocy”) jest arcyciekawie zobrazowane – zarówno w warstwie aktorskiej oraz wizualnej. Początkowo ta postać pokazywana jest w sposób naturalny i na dobrze doświetlonym planie, jednak każdy niecny czyn sygnalizowany jest charakterystycznym zaciemnieniem kadru.

Nawet jeśli nie przepadacie za kinem gangsterskim, sięgnijcie po ten tytuł i rozsmakujcie w wyidealizowanej wizji świata mafijnego.

 

„Ojciec chrzestny” Francis Ford Coppola

 

Filmów, które warto obejrzeć jest niesłychanie wiele. Dodając kolejne tytuły do nieskończenie długiej listy, możemy całkiem stracić rachubę. Dlatego mam nadzieję, że moja propozycja siedmiu najważniejszych filmów przypadnie wam do gustu. Jeśli macie pomysły, jakie inne produkcje powinny znaleźć się w zestawieniu, nie wahajcie się zostawić tej informacji w komentarzach. Więcej informacji o świecie kina znajdziecie w dziale OGLĄDAM.