Prorok upadku?

Zbiegi okoliczności, które towarzyszyły premierom poprzednich książek Michela Houellebecqa, postrzegać można i jako błogosławieństwo brutalnej, cynicznej promocji, i jako przekleństwo doskonałego wyczucia zbiorowej świadomości starego kontynentu. Przypomnijmy: „Uległość”, roztaczająca wizję „pokojowej”, „nowoczesnej” islamizacji Francji, ukazała się 7 stycznia 2015 roku, dokładnie w dniu ataku na paryską redakcję „Charlie Hebdo”; zaś zamach terrorystyczny na Bali został przez pisarza „przepowiedziany” w „Platformie”. W „Serotoninie”, która trafiła do księgarń nad Sekwaną 4 stycznia, krótko po odebraniu przez 62-letniego pisarza z rąk prezydenta Emmanuela Macrona Orderu Legii Honorowej, z zaskakującą precyzją opisuje frustrację tamtejszej wsi i wskazuje przyczyny strajku „żółtych kamizelek”, które kilka tygodni później sparaliżowały cały kraj. Houellebecq znów więc gładko wpisuje się nie tylko w bieżące wydarzenia, ale i w kształtujące się od dłuższego czasu nastroje, zamykając w przygnębiającej opowieści o podróży w głąb kolejnego swojego alter ego naiwne, powtarzane od lat pytanie: czy miłość jest w stanie nas uratować?

Spis cudzołożnic

Jak jednak udaje mu się przemycić do zionącej smutkiem i bólem samotności historii 46-letniego Florent-Claude’a Labrouste’a, zdradzanego przed młodszą partnerkę, wątki związane z ekonomiczno-społecznym kryzysem jego ojczyzny - i, szerzej, również całej, tak dobrze znanej nam Europy? Tradycyjnie już obdarza bohatera „Serotoniny” cechami autobiograficznymi, filtruje go przez większą (lub mniejszą, jak choćby w „Upadku”) osobistą traumę, następnie zaś wysyła na filozoficzną - ale też zupełnie realną, fizyczną - podróż do głębi własnej niemocy i wciąż powtarzających się emocjonalnych niepowodzeń. Nie obywa się oczywiście bez sporządzenia „spisu cudzołożnic” i swoistej autopsji uczuć, którymi obdarzał przewijające się w jego życiu kobiety. W ramach jednej z nich Labrouste udaje się do rodzinnej Normandii, aby odnaleźć swoją byłą żonę, co dla Houellebecqa staje się pretekstem do ukazania zalążków protestów, w których Francuzi sprzeciwili się systematycznemu spadkowi jakości ich życia oraz dewaluowaniu wartości wykonywanej przez nich pracy.

Serotonina - Houellebecq Michel


Pigułka (nie)szczęścia

Drugoplanową bohaterką - zarówno namacalną, jak i metaforyczną - jest tytułowa serotonina. Nasz bohater z miłosną zdradą próbuje radzić sobie z pomocą antydepresantów o nazwie Captorix, które zwiększają wydzielanie rzeczonego hormonu szczęścia i podobnie wpływać mają na poczucie własnej wartości. Jak zapewnia jej producent, jest to tabletka nowej generacji, przy której nie ma ryzyka tendencji samobójczych czy samookaleczeń, skutki uboczne zawężając „jedynie” do nudności, impotencji i zaniku libido. Tym samym Houellebecq, inaczej niż w poprzednich swoich powieściach, pozbawia swojego protagonistę cechy, która do tej pory wydawała się wręcz immanentna: dużego seksualnego apetytu i wyuzdanych, beztrosko realizowanych fantazji. Labrouste, człowiek majętny, wykształcony, z dobrego domu i z dużym społecznym kapitałem, ma jednak wspomnienia, którymi autor częstuje nas bez większego skrępowania. Nie trzeba chyba dodawać, że Captorix, chociaż pozwala mu na w miarę normalne funkcjonowanie i zagłusza wiele problemów, to w żaden sposób nie pomaga w ich rozwiązaniu.

Nuda kroczy przed rozpadem?

Przed premierą „Serotoniny” pojawiły się głosy, iż 62-letni autor powoli zjada swój ogon, kolejny raz odtwarzając te same motywy, kreując zblazowanych, niewdzięcznych bohaterów, chociaż osadzając ich w nieco innej sytuacji społeczno-politycznej. Pisarstwo Houellebecqa wciąż jednak pozostaje swojego rodzaju fenomenem właśnie ze względu na tę uwierającą powtarzalność oraz pewną wewnętrzną sprzeczność: z jednej strony bowiem czyta się go łatwo, wręcz nieznośnie lekko, w tym samym czasie mając świadomość, o jak trudnych i bolesnych kwestiach traktuje. Jego bohaterowie snują się po mrocznych zakamarkach ludzkiej duszy, na kartach powieści przemierzając ulice pięknego, ale i neurotycznego Paryża, rozliczając się z mniej lub bardziej udanej przeszłości i szukając odpowiedzi na pytanie, co takiego w ich życiu poszło nie tak. „Serotonina” jest więc kolejną odsłoną houellebecqowskiej kroniki powolnego rozpadu cywilizacji Zachodu - napisanej, na szczęście, z właściwą mu i pełną humoru zjadliwością.