Autorka: Katarzyna Kowalewska

W 2016 r. o zespole zrobiło się na powrót bardzo głośno dzięki filmowi biograficznemu w reżyserii Bryana Singera. Obsadzenie Ramiego Maleka w roli Freddiego okazało się strzałem w dziesiątkę – chociaż film podzielił fanów, krytyków i innych odbiorców, właściwie wszyscy widzowie orzekli jednogłośne, że kreacja aktorska wielkiej gwiazdy rocka wypadła wybitnie. Filmowi zarzucono za to zbyt wybiórcze potraktowanie biografii wokalisty, idealizację zmarłego oraz zbytni ukłon w stronę hollywoodzkiego glamour zamiast kampu – estetyki świadomego kiczu, którą wypromował Freddie. Wokalista miał dyplom ze sztuki i był obeznany ze współczesnymi sobie zjawiskami artystycznymi. Znał dobrze twórczość Andy’ego Warhola, hollywoodzkie kino oraz subkultury queerowe. A to między innymi te inspiracje – oprócz talentu członków i niezwykłej charyzmy wokalisty – złożyły się na sukces zespołu.

 

 

Artysta, który performował życie i siebie

Wokalista pochodził z konserwatywnej, perskiej rodziny. Urodził się na Zanzibarze jako Farrokh Bulsara, ale już w brytyjskiej szkole z internatem zaczął używać imienia Freddie. Nazwisko-pseudonim Mercury, inspirowane greckim bogiem-posłańcem, przyjął, gdy czynił już pierwsze kroki w karierze muzycznej w Londynie.  Zamaskowywał w ten sposób swoje pochodzenie. Dla osób nie-białych nie było wówczas miejsca w mainstreamie. Tak samo jak dla osób queerowych, chociaż stopniowo queerową estetykę udało się artyście przeforsować przed milionową publiczność.

W twórczości nie nawiązywał do swoich korzeni, ale wychowanie i więź z rodziną nie były czymś, od czego potrafił się zupełnie odciąć. Wielu badaczy biografii Freddiego właśnie pochodzeniem wokalisty wyjaśnia to, że nigdy nie dokonał coming outu wprost (aczkolwiek dostrzegają taki przekaz w jego utworach, których piosenkarz nie miał w zwyczaju komentować). Z drugiej strony artysta strzegł swojej prywatności i nie dzielił się z mediami szczegółami życia osobistego. Wiadomo było, że ma zarówno kochanków, jak i kochanki, a jego życiowymi partnerami byli Mary Austin (po rozstaniu bliska przyjaciółka) oraz Jim Hutton (negatywnie sportretowany w filmie).

Mimo że Freddie nie utożsamiał się głośno z mniejszościami seksualnymi, został okrzyknięty ikoną queeru. Podważył silną, toksyczną wręcz męskość dotychczasowego obrazu rocka. Stał się ikoną mody, stylu, charyzmy, a jego sposób poruszania się na scenie (używał połowy statywu mikrofonu, by nie blokować sobie ruchów) uznaje się za kultowe. Wielu fanów wierzyło, że „niemęskość” jego występów (w opozycji do stereotypowego wyobrażenia, dominującego w tamtych czasach) jest tylko pozą, grą, żartem opartym na kampowym śmiechu.

 

Great Hits, Queen, płyta jubileuszowa

 

Niczym hollywoodzka diva

Jak się zaczęła przygoda Freddiego z Queenem? W 1970 r. dołączył on do rozpadającej się formacji Smile, której członkami byli wówczas Roger Taylor i Brian May. W 1971 r. zaczęli grywać z Johnem Deaconem i we czwórkę powołali nowy zespół. Zgodnie z pomysłem Freddiego przyjęli nazwę Queen (z ang. królowa), efektowną, pełną splendoru, a jednocześnie żartobliwie egocentryczną. Przyszłość miała jeszcze pokazać, jak bardzo to pełne rozmachu miano (nawiązujące między innymi do rodziny królewskiej) będzie do nich pasować. Freddie Mercury nigdy nie został oficjalnie mianowany leaderem zespołu, ale to on stał się jego znakiem rozpoznawczym.

 

A Night At The Opera

 

W 1975 r. wypuścili swój czwarty album, „A Night at the Opera”. Promocji towarzyszył klip do piosenki „Bohemian Rhapsody”, mieszanki rocka, opery, ballady, z sekcjami chóralnymi. Utwór trwał 6 min, czyli dwa razy dłużej niż standardowy czas antenowy w radiu, dlatego na początku stacje radiowe odmawiały transmisji tego zwariowanego formalnie kawałka. W video, które właściwie wypromowało ideę robienia klipów promocyjnych do albumów, Freddie Merkury pozował na hollywoodzką divę, trochę przypominającą Gretę Garbo lub Marlene Dietrich. Zresztą, wizerunek obu gwiazd stanowił dla zespołu ogromną inspirację podczas całej kariery, a przełamywanie stereotypowych obrazów oraz płciowych podziałów i związanego z tym tabu obyczajowego – wręcz sposobem bycia. Sprawiało to, że nieraz spotykali się z cenzurą.

Przykłady stanowią klipy do piosenek „Body Language” („Hot Space”, 1982) oraz „I want to Break Free” („The Works, 1984). Transmisję pierwszego amerykańskie MTV zablokowano z powodu „scen nagości”, chociaż artyści byli w pełni ubrani. Stacja ocenzurowała także dragowe „I want to break free”, mimo „niewinności” materiału. Czterech wokalistów wcieliło się w stereotypowe postaci kobiece, znane z popularnego wówczas serialu (Mercury nie zgolił wąsów do roli).

 

 

Scena jako wybieg

Stroje, które nosili członkowie zespołu, a zwłaszcza Freddie, uchodzą dziś za kultowe. Projektowały je m.in. Zandra Rhodes i Diana Moseley. Artysta nie bał się sięgać po kroje, które uchodziły za kobiece. Lubił błyszczące elementy, wyraziste materiały jak skóra oraz dodatki tj. cekiny. Chętnie zakładał obcisłe kostiumy. Nierzadko pokazywał się w kontrowersyjnych kreacjach, jak w 1981 r. w Montrealu, gdzie wystąpił boso, z nagim torsem w krótkich skąpych szortach, ale za to w szaliku i czapce. A na koncercie w 1986 r. miał na sobie szaty królewskie i koronę – odegrał nawet scenę koronacji. Jego występy to nie były tylko pokazy umiejętności wokalnych, ale show – teatralne, modowe, telewizyjne.

W latach 80. stopniowo Freddie odchodził od mocno dragowego wizerunku. Zapuścił wąsy, zakupił dodatki kojarzące się z praktykami BDSM tj. skórzany pasek z ćwiekami. Niektórzy badacze komentują, że wiązało się to z dostosowaniem się do wymogów rynku oraz właśnie stacji telewizyjnych. Może zaś był to po prostu kolejny etap w rozwoju wizerunku zespołu – Freddie nie lubił nudy. Swoją energią zarażał słuchaczy-widzów. Jedno z jego największych i najsłynniejszych wystąpień odbyło się na koncercie charytatywnym Live Aid w 1985 roku. Trwało 20 min, a wokalista ukradł właściwie całe show. Grał wtedy przed 1,6 miliarda telewidzów.

 

 

Wieczna legenda

Freddie pisał większość śpiewanych przez siebie tekstów. Miał niezwykle wysoką skalę głosu – wynosiła 4 oktawy. Oprócz grania z Queenem, robił także karierę solową. Wraz z katalońską śpiewaczką operową Montserrat Caballé (którą znał z oper Giuseppe Verdiego) nagrał płytę „Barcelona”, która okazała się ogromnym sukcesem. Wydano ją w 1988 r.

O tym, że zaraził się wirusem HIV, dowiedział się prawdopodobnie rok wcześniej. Ukrywał ten fakt przed mediami, a objawy choroby maskował. W 1991 r. stan Freddiego był już bardzo zły, dlatego w singlu Queen „The Show Must Go On” skompilowano stare nagrania wideo. 23 listopada wydał oświadczenie, w którym informował o swojej chorobie. Dzień później zmarł – miał 45 lat. Fani pokryli mur otaczający jego rezydencję licznymi napisami upamiętniającymi zmarłego; złożyli też morze kwiatów.

 

Bohemian Rhapsody

 

Po jego śmierci w zespole zapanował kryzys. W 1997 r. wydano ostatni album pod starym szyldem, dedykowany Freddiemu „No-One but You (Only the Good Die Young)”. John Deacon zupełnie wycofał się z życia publicznego. Z kolei Brian May i Roger Taylor podjęli współpracę z innymi muzykami jako „Queen +”. W 2011 r. dołączył do nich Adam Lambert, w związku z czym zmienili szyld na Queen + Adam Lambert.

W jubileuszowym roku zespół wydał reedycję utworów nagranych między 1974 a 1980 rokiem. Mimo upływu lat pamięć o Freddiem Mercurym jest wciąż żywa.

A wy, pamiętacie legendę Feddiego? Macie ulubioną piosenkę Queenu? Dajcie znać w komentarzach.

Przeczytajcie także inne artykuły z pasji Słucham.

Okładka: kadr z teledysku do piosenki „It’s a Hard Life”,