Piotr Miecznikowski: Płyta koncertowa do dziś raczej niecodzienny pomysł. Kto i dlaczego wymyślił i zaproponował wydanie tego materiału?

Imany: - Pomysł wyszedł ode mnie i został dobrze przyjęty i poparty przez moich producentów. Chcieliśmy mieć pamiątkę. Coś, co będzie nam przypominać ten cudowny czas, spędzony wspólnie na scenie. Po zagraniu pond siedmiuset koncertów na całym świecie poczułam że jakoś trzeba to podsumować. Wszystko, co się wydarzyło w czasie tych występów, było dla nas niczym błogosławieństwo, spędziliśmy ze sobą naprawdę wspaniałe chwile i fajnie będzie mieć coś, co będzie nam to przypominać za kilka, czy kilkanaście lat. Dla mnie to szczególnie ważne, bo granie na żywo, dla ludzi, to bardzo ważna część mojego życia. Część mnie samej.

To, co możemy usłyszeć na płycie i zobaczyć na DVD, to zapis jednego koncertu, czy zrobiliście jakieś dodatkowe nagrania i powtórki?

- Zarejestrowane zostały dwa koncerty. W Paryżu graliśmy dwa razy, dzień po dniu i oba występy zostały nagrane, tak żeby później producenci mieli więcej materiału do wyboru. To zawsze wygodniejsza sytuacja, kiedy możesz sobie wybrać lepszą wersję konkretnej piosenki. Całe szczęście nie musieliśmy robić żadnych dodatkowych nagrań w czasie post produkcji. Te dwa wieczory i wszystko, co zostało nagrane wystarczyło w zupełności.

 

Live At The Casino De Paris (CD+DVD)

 

Jaka jest twoim zdaniem podstawowa różnica w nagrywaniu materiału live i regularnej sesji w studiu? Która opcja jest ciekawsza, którą bardziej lubisz?

- To, co grasz live, zawsze powinno być doskonałe. W latach sześćdziesiątych muzycy najpierw uczyli się grać swoje piosenki, ogrywali je na koncertach i dopiero kiedy czuli się wystarczająco pewnie, wchodzili do studia, żeby zarejestrować materiał na płycie. Osobiście też lubię mieć świadomość, że kompozycja, którą mamy nagrać w studiu, jest tak dobrze ograna, że każdy gra ją prosto z serca, bez zastanawiania się, jaki jest kolejny wers czy dźwięk. Kiedy cały zespół zna dobrze repertuar, czujemy się lepiej i wszystko brzmi lepiej. Bardziej organicznie, naturalnie. A wracając do twojego pytania – nagrywanie koncertów może być bardziej wymagające, ponieważ grasz ze świadomością, że masz tylko to jedno podejście czy wykonanie i wszystko musi wyjść perfekcyjnie. W studiu każdy takt można powtarzać w nieskończoność, aż w końcu wyjdzie tak, jak chcesz. Na koncercie nie ma takiego komfortu. Musisz cały czas pamiętać, że każdy szczegół i detal ma znaczenie, jesteś tu i teraz i w tej konkretnej chwili musisz być stuprocentowo skoncentrowany i dać z siebie sto procent możliwości.

To musi być mocno stresujące – taka świadomość, że za chwilę wyjdziesz na scenę, staniesz przed dużą publicznością i nie będziesz mogła się pomylić czy poprawić czegokolwiek, jeżeli się nie uda. Jak sobie z tym radzisz?

- (śmiech) Zachowuję się jak regularna wariatka! Zwalniam wszystkie hamulce, pozwalam sobie na całkowity luz. Śpiewam, tańczę, skaczę, wyrzucam z siebie całe napięcie i stres. Następnie włączam sobie jakąś muzykę, czyjeś piosenki, które śpiewam i w ten sposób rozgrzewam gardło. Przy okazji robię te wszystkie ćwiczenia: „mmmm”, „mamama”, „lalalala”, cały ten rytuał z boku może wyglądać dość zabawnie, ale jest bardzo ważny. To trwa mniej więcej piętnaście minut. Później odpoczywam, relaksuję się i jestem gotowa do wyjścia na scenę.

Koncert, kiedy jest się jego uczestnikiem, potrafi być wydarzeniem dotykającym magii. Masz jakiś sposób, żeby tę magię uchwycić i przenieść na płytę?

- To jest najtrudniejsze. Rzeczywiście, tak jak powiedziałeś – kiedy jest się na koncercie, to ta chwila jest niezwykła i budzi bardzo piękne emocje. Złapać to uczucie i wtłoczyć w nagranie, naprawdę nie jest łatwo. Jednak moim zdaniem można to zrobić, jeżeli zainwestujesz odpowiednią ilość środków i czasu w jakość nagrania. Jeżeli uda się zgrać muzykę graną na żywo, tak, żeby odtwarzana w warunkach domowych dalej brzmiała jak występ na żywo, to jesteśmy blisko celu. Czasami trzeba nagrywać każdy instrument osobno i szukać idealnych proporcji w studiu, tak żeby oddać nastrój koncertu. Nam się to udało i jestem bardzo zadowolona z tego, jak brzmi „Live at the Casino de Paris”.

 

 

 

Masz jakieś ulubione płyty koncertowe innych artystów?

- Bardzo lubię „MTV Unplugged” Nirvany. To naprawdę doskonały album. Lubię płyty live Erica Claptona. To są takie wydawnictwa, na których jakość nagrania jest na tym samym poziome co sam performance. Wszystko się idealnie zgadza.

Od dłuższego czasu, na twoich koncertach pojawia się zabawny moment, kiedy gracie „Bohemian Rhapsody” z repertuaru Queen i w trakcie tej operowej części ze słynnym „Galileo”, wszyscy zamieniają się instrumentami. Zakładam, że to znakomita zabawa, ale nie myśleliście czasami, żeby tę partię jednak zaśpiewać?

- Nie! Nie, nie, nie! (śmiech). To nie byłoby zabawne, tylko po prostu śmieszne, a ja chyba nie chcę być śmieszna na moich koncertach (śmiech). A tak całkiem serio, to oryginalne wykonanie tej piosenki jest tak doskonałe, tak nieznośnie perfekcyjne, że kompletnie nie ma sensu się z nim mierzyć. Lepiej robić to inaczej, po swojemu. Tak, jak my. Każdy, kto będzie chciał się porównać z Queen, wykonując tę kompozycję, wypadnie blado i śmiesznie. Wiesz, że nawet muzycy Queen nie chcieli wykonywać tej partii w czasie swoich koncertów? Puszczali ten fragment z taśmy i naprawdę trudno im się dziwić. To, co nagrali w studiu to absolutne mistrzostwo. My nie chcemy się na to porywać i dlatego tę cześć gramy na instrumentach, którymi muzycy się wymieniają, żeby było ciekawiej i... zabawniej (śmiech).

Super! Powiedz mi jeszcze na koniec – masz jakieś hobby albo pasję nie związaną z muzyką? Coś, co robisz, kiedy chcesz odpocząć od grania, oczyścić głowę i się po prostu wyłączyć?

- Tak, uwielbiam gotować! (śmiech). W ogóle kocham jedzenie, zarówno to, które przyrządzam sama, jak i dobre rzeczy, które gotują inni ludzie. Ostatnio byliśmy na wakacjach z rodziną i zachwyciłam się kuchnią azjatycką. W Europie bardzo lubię kuchnię grecką i wszystkie jej składniki oraz produkty. Jednak najbardziej uwielbiam kuchnię włoską. To jest jak na razie mój gastronomiczny top i numer jeden.

A wolisz pizzę czy spaghetti?

- Ha! Trudne pytanie... ale po co wybierać? Poproszę obie opcje! (śmiech).

 

Rozmawiał:

Piotr Miecznikowski