W Sanoku, w autobusie

Rodzina Beksińskich, już od czasów pradziadka Zdzisława, związana była z Sanokiem, a konkretnie z domem przy ul. Jagiellońskiej, a samo nazwisko znane i poważane w małej ojczyźnie. Artysta urodził się w 1929 roku. Jego ojciec, Stanisław, były żołnierz, pracował w wydziale budowlanym sanockiego magistratu jako geometra. Matka Stanisława była nauczycielką i korepetytorką, która realizowała się także jako malarka – niebywałą precyzję oraz artystyczny talent Zdzisław odziedziczył po rodzicach. W młodości miał grać na fortepianie, ale zdecydowanie bardziej pociągał go rysunek. Podczas studiów na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej poznał Zofię, z którą ożenił się w 1951 roku. Po zdobyciu dyplomu dostał przydział pracy w Krakowie i Rzeszowie, gdzie był inspektorem nadzoru budowlanego. Z czasem jednak małżeństwo przeprowadziło się do Sanoka, a Zdzisław zatrudnił się w fabryce „Autosan”, którą przed laty zakładał m.in. jego dziadek Mateusz. Jeszcze dziś można odnaleźć w sieci awangardowe jak na tamte czasy projekty autobusów autorstwa Beksińskiego. W listopadzie 1958 roku przyszło na świat jedyne dziecko Zdzisława i Zofii – Tomasz.
 

 

 

Twórczość Beksińskiego

Zdzisław Beksiński artystyczną drogę rozpoczynał od rysunku, był też zapalonym fotografem, wygrywającym wiele konkursów. We wczesnej fazie twórczości także rzeźbił. Jednak prawdziwy rozgłos w kraju, a zwłaszcza poza jego granicami, przyniosło malarstwo, które najdelikatniej można określić jako „niepokojące”. Beksiński malował bowiem fantastyczne wizje rzeczywistości, które przesączone były bardzo często defetyzmem, okrucieństwem i cierpieniem. Wczesne rysunki tylko połowicznie nacechowane były abstrakcją. Z czasem jednak twórczość Zdzisława zdominowały odrealniony masochizm i sadyzm. Zdeformowane ciała, zakryte twarze – to jedne z najczęściej pojawiających się motywów. W komunistycznej Polsce takie kompozycje nie mogły zdobyć należytego rozgłosu, ale dzięki znajomości z mieszkającym w Paryżu miłośnikiem sztuki, Piotrem Dmochowskim, Beksińskiego wystawiano m.in. w stolicy Francji, Belgii, Niemczech czy nawet Japonii. Prywatne muzeum w Osace co prawda już nie istnieje, ale najprawdopodobniej do dziś w Kraju Kwitnącej Wiśni znajduje się około 70 obrazów pędzla Beksińskiego.


Zła Warszawa

W 1977 władze Sanoka zdecydowały o rozbiórce rodzinnego domu Beksińskich przy Jagiellońskiej. Jednak już wcześniej Zdzisław planował przeprowadzkę do Warszawy. Zamieszkali w M-5 na ul. Sonaty 6/314 na Służewie. Tomasz, znany dziennikarz muzyczny i tłumacz z angielskiego, wielokrotnie powtarzał w wywiadach jak bardzo nie cierpi mieszkać w stolicy. Z racji poważnych problemów z zaakceptowaniem życia w społeczeństwie, duże miasto przytłaczało go intensywnością i codziennymi przeciwnościami. Wspominając Tomasza Beksińskiego często wraca się do jego telewizyjnego wywiadu z Wojciechem Jagielskim, podczas którego przez kilka minut tłumaczył jak duży wpływ na jego samopoczucie psychiczne miała awaria automatycznej sekretarki. Tuż po przeprowadzce miała miejsce pierwsza próba samobójcza Tomasza. Próbował się zabić, trując się gazem i zażywając duże dawki środków nasennych co najmniej kilkakrotnie. W 1999 roku zażył ostatnią, śmiertelną dawkę leków.
 

O mieszkaniu Beksińskich mówi się jak o miejscu przeklętym. Początkowo bowiem do Warszawy, wraz z Zdzisławem, Zofią i Tomaszem przeprowadziły się również matka i teściowa artysty. Obie kobiety zmarły tam wskutek choroby. Ten sam los spotkał Zofię, która odeszła w 1998 roku. Gdy Zdzisław został sam, nie przeprowadził się. Do końca swoich dni dalej tworzył przy Sonaty. W 2005 roku w swoim mieszkaniu został zamordowany przez Roberta K. – wieloletniego pomocnika rodziny Beksińskich. Zarówno on, jak i jego matka często pomagali w sprzątaniu oraz drobnych naprawach. Motywem zbrodni miała być odmowa udzielenia pożyczki.

 

Jaka była głowa ostatniej rodziny?

Osoby postronne jednogłośnie określają Zdzisława Beksińskiego mianem miłego, pogodnego mężczyzny, który zawsze cierpliwie dyskutował na temat swoich prac. Co ciekawe sztuka i ówczesna kultura niewiele interesowały malarza. W jednym z wywiadów w latach 70. przyznał, że nie interesuje się malarstwem, a o historii sztuki pojęcie ma „mniej niż mętne”. Syn, Tomasz, był melomanem, a pasją do muzyki prawdopodobnie zaraził go ojciec. We wspomnianej wcześniej rozmowie tak odniósł się do słuchanych niemal non stop melodii: „Odczuwam potrzebę, by muzyka dosłownie miażdżyła lub rozrywała na strzępy. Okazuje się jednak, że po czternastogodzinnym nieprzerwanym słu­chaniu, tylko muzyka pozwala mi równocześnie przez cały ten czas malować i to na stojąco i nie zwracać w ogóle uwagi na zmęczenie”.

Po samobójstwie Tomasza zaczęto zadawać pytanie o toksyczny związek ojca i syna. Zdzisław nie ukrywał, że interesuje go jedynie tworzenie kolejnych dzieł, a niemowlęta go brzydzą i nie potrafi się z nimi obchodzić. Z Tomaszem od początku rozmawiał jak z dorosłym, wtajemniczając go bardzo szybko w świat abstrakcyjnej makabreski, jaka powstawała w jego pracowni. Być może odbiło się to na psychice dziecka i jego późniejszych skłonnościach. Gdy Tomasz dorastał i wyrobił sobie własne zdanie, w domu bardzo często dochodziło do kłótni, w czasie których padały wyzwiska i obelgi. Rodzina trwała głównie dzięki spokojnemu usposobieniu Zofii. Wspólny front obierali jedynie podczas oglądania filmów, których ogromnym entuzjastą był Tomasz. Nawet po śmierci syna, Zdzisław wypowiadał się w tej kwestii bardzo rzeczowo, mówiąc wręcz o uldze, ponieważ Tomasz nie będzie już terroryzował rodziny groźbami o pozbawieniu się życia.

Historia rodziny Beksińskich została opisana przez Magdalenę Grzebałkowską w fascynującej książce „Beksińscy. Portret podwójny”, a w 2016 roku powstał film „Ostatnia rodzina”, próbujący oddać zarówno twórczy pęd Zdzisława i Tomasza, jak i ich ból oraz ciągłą niemożność przystosowania się do otaczającego świata, co świetnie udało się dzięki niezapomnianym rolom aktorskim: Andrzeja Seweryna jako Zdzisława i Dawida Ogrodnika jako Tomasza.