Autorka: Katarzyna Kazimierowska

„12.35. Dzwoni telefon. Nie bawi mnie to ani trochę. Nie tak wygląda mój ideał pobudki. Idealna pobudka jest wtedy, gdy o wpół do trzeciej po południu francuska gwiazda filmowa szepcze mi do ucha, żebym już zadzwoniła po śniadanie, bo inaczej nie zdążę do Szwecji na odebranie literackiego Nobla. Niestety, zdarza się to rzadziej, niżbym sobie życzyła. (…) 15.40. Zastanawiam się, czyby nie wstać, dochodzę jednak do wniosku, że nagły ruch mógłby mi zaszkodzić. Jeszcze trochę czytam i palę. 16.15. Wstaję. Jestem jakaś taka dziwnie niewypoczęta”.

Tak zaczyna się pierwszy felieton, zatytułowany „Mój dzień, czyli zamiast wstępu” i idealnie oddaje pozę naburmuszonej i wiecznie niezadowolonej z rzeczywistości pisarki, która stała się ikoną Nowego Jorku.

„Jestem naprawdę strasznie leniwa”

Do metropolii Fran Lebowitz przyjechała na początku lat 70. i przez pewien czas parała się różnymi zajęciami, by poradzić sobie finansowo: jeździła taksówką, sprzątała mieszkania, była nawet uliczną sprzedawczynią. Los się odmienił już niedługo, gdy w 1971 roku słynny nowojorski artysta pop-artu Andy Warhol zatrudnił ją jako felietonistkę w swoim magazynie „Interview”. Od tamtej pory dzieliła czas między pisanie, czytanie (jej biblioteka liczy podobnie około dziesięciu tysięcy książek) i życie towarzyskie.

W rozmowie dla magazynu „Książki” na pytanie „Co jest najtrudniejsze w pisaniu?” odparła: „Pisanie. To okropnie trudne, szczególnie jeśli jesteś leniwa. A ja jestem naprawdę strasznie leniwa”. Rzeczywiście, mimo trwającej ponad pół wieku aktywności zawodowej na koncie ma trzy zbiory felietonów (z czego ten trzeci to zbiór dwóch pierwszych) oraz książkę dla dzieci „Mr. Chas and Lisa Sue Meet the Pandas”, o pandach i ich sekretnym życiu w mieście. Co więc zajmuje jej czas? Chętnie udziela wywiadów, występuje podczas licznych spotkań autorskich oraz literackich, no i zna Nowy Jork jak nikt inny.

 

Nie w humorze

 

Rozumne, ironiczne spojrzenia

Świat dowiedział się o Fran Lebowitz z miniserialu dokumentalnego „Udawaj że to miasto”, który o świetnej felietonistce nakręcił jej przyjaciel, reżyser Martin Scorsese. W kolejnych odcinkach pisarka krąży po ulubionych kwartałach metropolii, narzekając na pieszych, rowerzystów, młodzież, użytkowników smartfonów, po prostu na ludzi. Największą jej siłę stanowi inteligentny cięty dowcip. Sama Lebowitz mówi o sobie w wywiadach, że jej bronią w życiu i orężem na papierze jest właśnie ironia, nigdy cynizm. Znak rozpoznawczy – męski garnitur oraz kowbojskie buty. W 2007 roku magazyn „Vanity Fair” wyróżnił styl Lebowitz, zaliczając ją do najlepiej ubranych kobiet. Oczywiście okulary. Zawsze papierosy. No i brak telefonu komórkowego. O sobie mówi oraz pisze równie chętnie, co o nowojorczykach.

Wiadomo, że bardzo ceni sobie sen:

„Skłonność do snu nie jest cechą nabytą, lecz wrodzoną. Jeżeli twoi rodzice mieli zwyczaj spać, należy się spodziewać, że podobnie będzie  z tobą.” Ma także umiarkowanie dobre zdanie na swój temat: „Pod wieloma względami byłam nad wiek rozwiniętym dzieckiem. Praktycznie od narodzin miałam rozumne spojrzenie. Jako pierwsza ze wszystkich dzieci na naszej ulicy użyłam w zdaniu słowa „niedysponowana”.

Nicnierobienie jako forma buntu

W wydanym właśnie zbiorze felietonów z lat 70. i 80. (w tłumaczeniu Łukasza Witczaka), w których Lebowitz komentuje rzeczywistość – od nowinek technologicznych i obyczajowych po literaturę, popkulturę, warunki mieszkaniowe – czytelnik z łatwością odnajdzie zarówno dowcipną krytykę życia w pulsującej życiem metropolii, jak i żarty z obyczajów, które co prawda dziś przeniosły się z kawiarnianych stolików do mediów społecznościowych, ale wciąż dotyczą tego samego. Lebowitz narzeka na wszystko, stawiając czytelników do pionu w wielu kwestiach życiowych.

Jednak w swoich felietonach nawołuje do nicnierobienia jako formy oporu i buntu przeciwko pędowi życia, w jaki wpadają mieszkańcy dużych miast oraz przedstawiciele wolnych zawodów, ale także przeciw wciąż silnej, napędzanej przez media, kulturze samodoskonalenia się, pracy bez odpoczynku, nieustannej gonitwy... no właśnie, za czym?

 

Intelektualne prowokacje

Czego dowiemy się ze zbioru jej felietonów? Lebowitz z lubością dzieli się z czytelnikiem swoimi przemyśleniami na temat świata, progenitury czy życia kulturalnego. Chętnie też udziela licznych porad, choćby rodzicom:

„Nie pytaj dziecka o zdanie na tematy polityczne. Ma o nich tak samo blade pojęcie jak ty. (…) Nie pozwalaj dziecku mieszać alkoholi. Po pierwsze: kto to widział, a po drugie: zużywają zbyt dużo wermutu. (...) Jeżeli twoje dziecko wyglada, jakby się miało zaraz rozpuścić, to znaczy, że  nie powinno dłużej siedzieć przed telewizorem”; melomanom: „Istnieją dwa rodzaje muzyki: dobra i zła. Dobra muzyka, to taka, której mam ochotę słuchać. Zła to taka, której nie mam ochoty słuchać.”

Ma zdanie na każdy temat. Choćby sportu:

„Nie widzę powodu, aby przebywać na świeżym powietrzu dłużej, niż tego wymaga spacer od drzwi wejściowych do taksówki”, czy natury ludzkiej: „To prawda, że czasem twarz zdradza charakter, ale rzadko do tego dochodzi, zwykle bowiem wcześniej charakter w porę zdradza twarz” oraz naszej egzystencji: „Nie ma czegoś takiego jak spokój ducha. Człowiek żyje w stresie a potem umiera”.

Jeśli chodzi o pisarstwo czy talenty literackie, nie ma złudzeń:

„Jeśli przepełnia cię wielka nieprzeparta chęć pisania lub malowania , po prostu zjedz coś słodkiego i poczekaj aż ci przejdzie. Historia twojego życia nie jest tematem na książkę. Nawet nie próbuj”.

Jeśli więc lubicie ludzi, którzy z dowcipem i nieodpartym wdziękiem potrafią narzekać na każdy temat, a jednocześnie nie pozostawiają wam złudzeń co do ludzkiej natury, kultury i życia w ogóle, czytajcie Lebowitz. Jest nie tylko dowcipna, ale w dodatku zawsze trafia w punkt.

Oglądaliście serial o Fran Lebowitz? A może znacie jej felietony? Dajcie znać w komentarzach, co was urzeka w tej postaci. 

Więcej recenzji znajdziecie w pasji Czytam.

Grafiki okładkowe: zdjęcie z prawej Getty Images (mat. wydawnictwa), z lewej shutterstock.com.