1. Ciężkie jest życie autora-pioniera
  2. Od podręczników naprawy aut po uznanie krytyki (i miłość fanów)
  3. Co wspólnego z Arrakis mają wydmy w stanie Oregon?
  4. Lawrence z Arabii i Paul z Caladanu
  5. Najbardziej nietypowy fandom świata
  6. Nie dla maszyn, robotów i komputerów
  7. Diuna - ekranizacja Davida Lyncha
  8. Ekranizacja Denisa Villeneuve’a i „powrót do książki”
  9. Epicko i oszczędnie zarazem
  10. Diuna - wizualna uczta

Przełożenie prozy Franka Herberta na język filmowy stanowiło wyzwanie, którego wcale nie uprościł postęp technologiczny oddzielający ekranizację Davida Lyncha z 1984 od zeszłorocznej w reżyserii Denisa Villeneuve’a. „Diuna” porusza wyobraźnię, zabierając nas w wyprawę do naprawdę dalekiej przyszłości (wydarzenia z pierwszej części mają miejsce w dwudziestym pierwszym tysiącleciu), dając jednocześnie rozrywkę, dzięki której zatapiamy się w świecie makiawelistycznej polityki, rywalizacji między rodami, historiach z przeszłości planet i mistycyzmu, który łączy ze sobą zarówno przyszłość oraz technologię, jak i najstarsze ludzkie instynkty. Można jednak powiedzieć, iż zadanie skutecznego, ciekawego i spójnego wizualnie ukazania zawiłości fabuły Villeneuve wykonał na poziomie satysfakcjonującym, zapoczątkowując nowe, filmowe uniwersum, które ma duże szanse wejść do kinowego kanonu.

Diuna dvd

Ciężkie jest życie autora-pioniera

Historia powstania i wydania „Diuny” realizuje dość dobrze znany schemat, który często podzielają odrzucane przez edytorów późniejsze bestsellery, stanowiące przełom w rozwoju poszczególnych gatunków i wyznaczających nowe, międzynarodowe trendy.

Najbardziej znanym przykładem jest tu oczywiście J.K Rowling i „Harry Potter”, który w połowie lat 90. budził w wydawcach niechęć zarówno ze względu na swoją objętość, jak i fakt, iż książkowa saga skierowana była do młodego czytelnika, czego się ówcześnie po prostu nie robiło – nie pisało, nie wydawało i nie sprzedawało na zadowalającą skalę.

Dużo wcześniej podobny los spotkał również Madeleine L'Engle, autorkę „Pułapki czasu”, jednej z pierwszych książek science fiction dla odbiorców ówcześnie znanych jako young adult, czyli „młodych dorosłych”, co bardzo konfundowało edytorów – tak samo zresztą jak fakt, iż główna bohaterka była kobietą. Wydana w 1962 roku „Pułapka czasu” odrzucona została przez ponad 40 (!) wydawców, następnie zaś stała się międzynawowym bestsellerem, otrzymała szereg prestiżowych nagród i do dziś znajduje się na liście najbardziej lubianych powieści popularnonaukowych.

L. Frank Baum, autor „Czarnoksiężnika z Krainy Oz” z 1900 roku, jednej z najlepiej rozpoznawalnych na świecie amerykańskich historii, założył specjalny notatnik, w którym zapisywał odmowy; a „Moby Dick” Hermana Melville’a za jego życia sprzedał się w bardzo małym nakładzie – następnie zaś stał się kamieniem węgielnym amerykańskiej literatury.

Diuna bluray 4k

Od podręczników naprawy aut po uznanie krytyki (i miłość fanów)

Szukający wydawcy w połowie lat 60. ubiegłego Herbert spotykał się z odrzuceniem głównie za sprawą zbyt dużej objętości swojego dzieła – bo chociaż dzisiaj trudno to sobie wyobrazić, to wówczas nie była ona standardem dla powieści science fiction. Dwie pierwsze księgi „Diuny” zostały w latach 1963-65 opublikowane w odcinkach w magazynie „Analog”. Kiedy jednak Herbert chciał wydać całość, odrzucono go dwadzieścia trzy razy.

Wtedy jednak do jego agenta zgłosił się Sterling E. Lanier, edytor z wydawnictwa Chilton, specjalizującego się w… podręcznikach do obsługi i naprawy aut. Lainer, sam również pisarz science fiction-amator, czytał Herberta w „Analogu” i postawił sobie za cel wydanie „Diuny” w formacie książkowym. Przekonał swoich przełożonych do tego pomysłu i… został zwolniony, gdyż sprzedaż szła bardzo opornie, głównie za sprawą faktu, iż nie była to „typowa” powieść science fiction: dużo bardziej skomplikowana, wprawiająca czytelnika w zakłopotanie, wymagająca od niego dużego skupienia i zaangażowania oraz, cóż, naprawdę obszerna.

Jednak „Diuna” stopniowo zdobywała sobie miłośników, przede wszystkim dzięki poczcie pantoflowej. Została też zauważona przez krytykę – zdobyła pierwszą w historii Nagrodę Nebula oraz (wraz z „Ja, nieśmiertelny” Rogera Zelaznego) oraz Nagrodę Hugo w 1966 roku.

Co wspólnego z Arrakis mają wydmy w stanie Oregon?

Skąd Herbert czerpał inspirację do tej skomplikowanej, wielowarstwowej, wielotomowej, łączącej politykę, religię, przygodę i mistykę książki? W latach 50., będąc reporterem-freelancerem, otrzymał zlecenie napisana reportażu o operacji amerykańskiego Departamentu Rolnictwa, odbywającej się w stanie Oregon, a mającej na celu ustabilizowanie tamtejszych wydm (z ang. „diuna” to wydma).

Temat zainteresował Herberta na tyle, iż pisał do swojego ówczesnego literackiego agenta, Lurtona Blassingame’a, iż przesuwające się wydmy mogą „pochłonąć całe miasta, jeziora, rzeki, autostrady”; zaczął też zgłębiać tematykę wpływu działalności człowieka na środowisko. I chociaż zamówiony artykuł o wydmach w Oregonie nigdy nie został ukończony, zapoczątkowana wówczas fascynacja 37-letniego autora ekologią znalazła swoje ogromne odbicie w późniejszej sadze.

Herbert interesował się także duchowością, mistycyzmem i religiami świata, a także rolą religijnych bohaterów w dziejach ludzkości oraz powstałymi na przestrzeni wieków hagiografiami; ważnym elementem było również odkrycie przez niego, iż tłem dla wielu historycznych ludów oraz ich religijnych przywódców i mistyków było środowisko pustynne. Mesjanistyczne odniesienia doskonale widoczne są w drodze, którą pokonuje Paul Atryda i w postaci, którą stopniowo się staje. Pisarz uważał także, że feudalizm jest „naturalnym” sposobem organizacji społeczeństwa, w który ludzkość wpada, kiedy silne jednostki przewodzą, a masy, oddając przywódcom odpowiedzialność za trudne decyzje, posłusznie za nimi podążają.

Diuna. Kroniki Diuny. Tom 1 (okładka miękka) Autor:	 Herbert Frank

Lawrence z Arabii i Paul z Caladanu

Duże inspiracje czerpał także z rozbudzającej ówczesną wyobraźnię historii Lawrence’a z Arabii, czyli brytyjskiego pułkownika Thomasa Edwarda Lawrence’a, archeologa, dyplomaty i oficera, który zasłynął swoją rolą podczas arabskiej rewolty przeciwko Imperium Osmańskiemu w latach 1916-18. Jego zwycięstwa, charyzma, przyjaźń z księciem arabskim Fajsalem oraz sława, którą cieszył się wśród lokalnej ludności, zdobyła mu przydomek „Lawrence z Arabii”.

Wizerunek ten umocniły wydane przez niego w 1926 roku wspomnienia pt. „Siedem filarów mądrości”, które zdobyły uznanie zarówno czytelników, jak i krytyki. W następnych latach powstało wiele powieści, słuchowisk radiowych i sztuk teatralnych opiewających męstwo i bohaterstwo pułkownika, jednak apogeum otaczającej go mitologii miało miejsce właśnie w latach 60., po premierze hollywoodzkiego blockbustera, „Lawrence z Arabii”, w reżyserii Davida Leana z Peterem O’Toolem w roli głównej (który za swój występ otrzymał Oscara).

Kolejną inspiracją była nieco już dziś zapomniana, imponująca powieść Lesley Blanch, „The Sabres of Paradise” z 1960 roku, opowiadająca fabularyzowaną historię wystąpień muzułmańskiej ludności Kaukazu przeciwko caratowi w połowie XIX wieku. Herbert postanowił połączyć wątki religijne i mistyczne z ekologią i degradacją środowiska, dokładając do nich elementy z historii arabskich powstań ostatnich dwóch stuleci, tworząc imponujące uniwersum, które zachwyciło (i wciąż zachwyca) czytelników na całym świecie.

Najbardziej nietypowy fandom świata

Jednak to, co ostatecznie zdecydowało o gigantycznej popularności „Diuny” jest na kontrze do większości zasad rządzących popkulturą. Dlatego też nie mamy konwentów miłośników dzieła Herberta czy każdego możliwego gadżetu ze stworzonymi przez niego bohaterami, a powiedzonka z powieści czy filmów nie weszły do powszechnego użycia, jak stało się to w przypadku „Gwiezdnych Wojen”, „Władcy Pierścieni” czy „Star Treka”.

Z drugiej strony do dziś wydano łącznie 18 części sagi (pięć napisanych przez samego Herberta, kolejnych trzynaście przez jego syna, Briana Herberta, wraz z pisarzem science fiction Kevinem J. Andersonem), a tematyka intensyfikujących się skutków globalnego ocieplenia, ograniczenia dostępu do wody pitnej, zniszczenia środowiska naturalnego oraz utrzymujących się napięć na Bliskim Wschodzie, związanych z dostępem do ropy naftowej, rezonuje dziś w odbiorcach nawet bardziej, niż ponad 50 lat temu.

Warto też wspomnieć, iż Herbertowska „Diuna” nie ma dwóch czynników, które są wręcz immanentne dla wspomnianych wyżej, szalenie przecież popularnych uniwersów, czyli komputerów i robotów. Nie jest to niedopatrzenie ze strony autora, ale celowa i przemyślana decyzja, która umocowanie w przedstawionej przez niego historii: na setki lat przed wydarzeniami przedstawionymi w sadze, ludzie zbuntowali się przeciwko maszynom i prawie całkowicie wyrugowali je ze swojego świata. „Bóg komputerowej logiki został obalony” – pisał Herbert. „Ustanowiono nową zasadę: Człowieka nie można zastąpić”.

Nie dla maszyn, robotów i komputerów

Ten punkt zwrotny otrzymał nazwę Dżihadu Butleriańskiego („Butlerian Jihad”, w związku z kilkoma tłumaczeniami na język polski istnieją różnice w nazewnictwie; w pierwszej, wydanej w 1985 roku wersji termin ten przełożono jako „Dżihad Kamerdyński”) i stał się podstawą dla duchowego przebudzenia, powstania struktur religijnych i mistycznych, oraz, w konsekwencji, pojawienia się mesjasza, czyli Paula Atrydy.

Fakt, iż w wykreowanym przez Herberta świecie nie ma Internetu i cyfrowej wojny, sprawia, że uwaga znów skupiona jest na człowieku, jego wadach, obsesjach i potencjale – tak twórczym, jak i destrukcyjnym. Wydawać by się więc mogło, że przeniesienie tej historii na ekran, nie będąc zobligowanym do odtworzenia wymyślnych maszyn, epickich kosmicznych bitew czy inteligentnych robotów, będzie zadaniem stosunkowo prostym.

Z drugiej jednak strony „Diuna” to wielowątkowa i skomplikowana opowieść o wielu rodach, rasach i planetach, o różnorodnych agendach, celach i interesach, podlana wielowiekową historią, która doprowadziła do punktu, w którym poznajemy ród Atrydów, niebezpieczną, suchą, ale i życiodajną Arrakis oraz bezwzględnego Barona Harkonnena.

Pierwsze próby ekranizacji miały miejsce już na początku lat 70., jednak ostatecznie spełzły na niczym – największym problemem było „zmieszczenie” napakowanej faktami, wiedzą i wydarzeniami fabuły w akceptowalny kinowo format. Ridley Scott, zaangażowany do projektu w 1979 roku, pracował nad scenariuszem z samym Herbertem i miał  w planach podzielenie pierwszego tomu na dwa trzygodzinne filmy. Prace nad ekranizacją szły jednak na tyle wolno, że postanowił zaangażować się w „Blade Runnera”, który wszedł do kin w 1982 roku.

Diuna - ekranizacja Davida Lyncha

W 1981 roku na pokładzie pojawił się David Lynch, który stworzył łącznie siedem (!) wersji scenariusza, początkowo rozdzielając fabułę na dwa filmy, ostatecznie jednak łącząc je w jeden obraz. W roli głównej obsadzono debiutanta, Kyle’a MacLachlana, w Barona Harkonnena wcielił się Kenneth McMillan, Jürgen Prochnow w ojca Paula, Leto; zaś w Chani – Sean Young, znana fanom science fiction jako Rachel z „Blade Runnera”. Na ekranie zobaczyć można było także Stinga, który zagrał Feyd-Rautha, bratanka Harkonnena.

Prace na planie ruszyły w 1983 roku i trwały ponad pół roku; kręcono głównie w Churubusco Studios w Meksyku oraz na wydmach w stanie Chihuahua. Scenariusz zakładał ponad 80 różnych scenografii ustawionych na 16 scenach dźwiękowych; pracowała na nich ekipa składająca się z 1700 osób plus około 20 tysięcy statystów. Budżet opiewał na 40 milionów dolarów.

Chociaż dzisiaj pierwsza ekranizacja „Diuny” jest klasykiem i cieszy się popularnością oraz sentymentem, jej kinowa dystrybucja nie pozwoliła nawet na pokrycie kosztów produkcji. Na sukces i uznanie (szczególnie krytyki; słynny Robert Ebert napisał nawet w swojej recenzji, iż film jest „niezrozumiały, brzydki, chaotyczny i bezcelowy”) musiał poczekać, bo wraz z rozwojem technologii, czyli upowszechnianiem się odtwarzaczy VHS, „Diuna” Lyncha „trafiła pod strzechy”, stając się klasykiem i filmem wręcz kultowym.

Ekranizacja Denisa Villeneuve’a i „powrót do książki”

Po co więc nowa wersja? Cóż, to pytanie zadać można twórcom każdej „nowej wersji” hitów sprzed (czasem wcale nie tak wielu) lat, które w ostatniej dekadzie zdominowały popkulturę. Poza tym „Diuna”, będąca ekranizacją powieści, jest prozą otwartą na interpretacje innych twórców, z innym podejściem do materiału źródłowego i podkreśleniem innych zawartych w nim wątków – a mając na uwadze obecny stan środowiska naturalnego i napięcia społeczno-polityczne na całym świecie, książka Herberta nabiera wyjątkowo trafnego współczesnego znaczenia.

Denis Villeneuve swoje prace nad filmem zaczynał wiedząc, iż będzie to kilkuczęściowa seria, sam pierwszy tom podzielono na dwie – a i tak satysfakcjonujące ujęcie fabuły wciąż stanowiło ogromne wyzwanie. Jego „Diuna” z Timothée Chalametem w roli Paula miała premierę w październiku ubiegłego roku i jest wręcz napakowana pierwszoligowymi hollywoodzkimi nazwiskami. Na ekranie zobaczyliśmy m.in. Rebekę Ferguson (Lady Jessica), Oscara Isaaca (Leto Atryda), Josha Brolina (Gurney Halleck), Stellana Skarsgårda (Baron Harkonnen), Charlotte Rampling (Gaius Helen Mohiam), Jasona Momoę (Duncan Idaho) oraz Javiera Bardema (Stiglar) i Zendayę (Chani).

Sam Villeneuve jeszcze w 2016 roku mówił, że wyreżyserowanie prozy Herberta jest jego wieloletnim marzeniem, a „Diuna to jego świat”. Jak wspominał w jednym z wywiadów, prace nad „Blade Runnerem 2049” oraz „Nowym początkiem” dały mu doświadczenie w gatunku i perspektywę, która potrzebna była do stworzenia nowej „Diuny”.

Diuna bluray

Epicko i oszczędnie zarazem

I właśnie to doświadczenie, a także specyficzną wizualną wrażliwość w „Diunie” Villeneuve’a widać w zasadzie od pierwszego kadru. Spodziewać by się bowiem można było absolutnych filmowych fajerwerków, mocnych efektów specjalnych i green screena, będącego podstawą już nie tylko kinowego i serialowego science fiction, ale i wielu produkcji z innych gatunków.

Tymczasem ekranizacja ta jest oszczędna w środkach – mimo absolutnie epickich rozmiarów tak fabuły, jak i scenografii, plenerów oraz kostiumów. Villeneuve, wielki fan adaptacji Lyncha, zastrzegł od razu, iż nie chce tworzyć nowej interpretacji jego dzieła:

„Wracam do książki. Do książki i do obrazów, które pojawiały się w mojej głowie, kiedy ją czytałem”

– mówił w rozmowie z „LA Times”.

„Moim celem było, aby hardcore’owi fani Herberta mieli poczucie, że atmosfera i poetyka książki pozostała nietknięta”.

Tym samym reżyser ograniczył zarówno wewnętrzne dialogi prowadzone przez bohaterów oraz wątki polityczne (których ukazanie było jednym z największych zarzutów wobec wersji Lyncha). Skupia się za to na drodze, którą przebywa Paul i jego przemianie – z młodego, nieco neurotycznego mężczyzny w początkującego przywódcę, odkrywającego własną charyzmę, siłę i możliwości. Ważnym elementem historii opowiadanej przez Villeneuve’a jest także relacja młodego Atrydy z matką, Jessiką – sekretny, oparty na gestach dłońmi język jest elementem wprowadzonym przez reżysera.

Diuna - wizualna uczta

Dzięki tym zabiegom otrzymujemy więc epicką, wielowarstwową, ale wciąż dość intymną opowieść, ukazaną na tle imponujących plenerów, otworzonej z niezwykłą dbałością o detale architektury i wnętrz oraz z użyciem cieszących oko, niesamowitych kostiumów. Bo właśnie ten środek wyrazu Villeneuve’a postawił w centrum swojej adaptacji: nie wybuchowe efekty specjalne i widowiskowe bitwy, z którymi gatunek filmowego science fiction najbardziej się nam kojarzy.

Jego „Diuna” jest prawdziwą ucztą dla oczu i filmem, który z dużą przyjemnością można oglądać wielokrotnie, chociaż, rzecz jasna, nie uciekł też krytyce wspomnianych „hardcore’owych fanów”, którzy zarzucili mu zbyt duże skróty fabularne i pomięcie istotnych z ich punktu widzenia wątków. To w dużej mierze efekt zmiany punktu ciężkości opowieści: z polityczno-religijnej sagi na opowieść o dorastaniu i stawaniu się bohaterem, mesjaszem, którego historycznym i społecznym fenomenem tak fascynował się przecież sam Herbert.

Zatem chociaż „prawdziwi” miłośnicy uniwersum „Diuny” mają do jej najnowszej ekranizacji trochę – mniej lub bardziej uzasadnionych zastrzeżeń – bez wątpienia zainspirowała (i zainspiruje) ona nowe pokolenia do zapoznania się z fascynującą, wielowarstwową i wciągającą prozą Franka Herberta.

Wstępną datę premiery sequela zapowiedziano na październik 2023 roku; zdjęcia zacząć mają się jeszcze wiosną.

Więcej artykułów o filmach znajdziecie w pasji Oglądam.

Zdjęcie okładkowe: materiały prasowe dystrybutora.