Szaleństwo na miarę Don Kichota

Problem z Don Kichotem polega na tym, że kiedy przywiążesz się do bohatera, do filozofii, która za nim stoi - sam stajesz się Don Kichotem. Wkraczasz na drogę szaleństwa, próbując upodobnić świat do obrazu, jaki istnieje w twojej wyobraźni. Co, oczywiście, jest niemożliwe – mówi Terry Gilliam.
 

 

 

Jak powstawał film?

„Człowiek, który zabił Don Kichota” to film o jednej z najdłuższych i najtrudniejszych historii realizacji. Sam fakt, że w końcu został ukończony, niemal 30 lat po rozpoczęciu prac, to niesamowite osiągnięcie, za którym stoją nieustępliwość, konsekwencja i pasja reżysera, Terry’ego Gilliama. Udało się za… dziesiątym podejściem. W 1989 roku, niedługo po premierze „Przygód barona Munchausena”, Gilliam opowiedział o swoim kolejnym pomyśle producentowi Jake’owi Ebertsowi. ,,Chcieliśmy zrobić coś razem’’ – wspomina reżyser. Zadzwoniłem więc do Jake’a. ,,Mam dla ciebie dwa nazwiska… Jedno to Don Kichot, a drugie to Gilliam i potrzebuję 20 milionów dolarów’’. Jake powiedział „Zrobione!”. I już. Zabrałem się do czytania książek Cervantesa. Kilka tygodni później, kiedy przeczytałem obie, zorientowałem się, że nie dam rady zrobić z nich filmu! Po „Fisher Kingu” (1991), „12 małpach” (1996) i „Las Vegas Parano” (1998) – trzech filmach zrealizowanych w Stanach Zjednoczonych – Gilliam chciał zrealizować film w Europie. Nowemu projektowi nadał tytuł „Człowiek, który zabił Don Kichota”. Kiedy zrozumiałem, że nie mogę nakręcić Don Kichota tak, jak napisał go Cervantes, zadałem sobie pytanie, czy mogę zrobić film, który uchwyci po prostu esencję książki, bez dosłownego odwoływania się do fabuły? – wspomina Gilliam. Zainspirowany sześcioma miesiącami, które spędził próbując zaadaptować „Jankesa na dworze króla Artura” Marka Twaina, wymyślił postać młodego, aroganckiego reżysera filmów reklamowych – współczesnego człowieka reklamy – który nagle trafia do XVII wieku, gdzie Don Kichot bierze go za swojego giermka Sancho Pansę. Do scenariusza Gilliam usiadł razem z Tonym Grisonim, z którym pracowali nad „Las Vegas Parano”. Radość z pracy z Terrym polega na tym, że to ostra zabawa – wspomina Grisoni. Odgrywaliśmy kolejne sceny, wcielając się w różne role, którymi potem się wymienialiśmy. W ten sposób wiedzieliśmy, co znaczy każda scena, jak długo powinna trwać i czy żarty się sprawdzają. Siadałem potem do pisania, przesyłałem rezultaty Terry’emu i znowu się spotykaliśmy. To pozwalało mu na swobodny przepływ pomysłów, uwalniało od rygorów klasycznego scenariusza.

 

 

Problemy podczas produkcji

„Człowiek, który zabił Don Kichota” po raz pierwszy trafił do produkcji jesienią roku 2000, ale zdjęcia trwały tylko sześć trudnych dni. W pierwszym tygodniu w Las Bardenas (w hiszpańskiej Nawarze) prace utrudniła nagła powódź i warkot myśliwców. Piątego dnia Jean Rochefort, filmowy Don Kichot, opuścił plan z powodu bólu uniemożliwiającego mu jazdę konną. Szóstego dnia zdjęcia przerwano. Wydarzenia te zostały uwiecznione w dokumentalnym filmie „Zagubiony w La Manchy” z 2002 roku. Prace nad filmem zawieszono na osiem lat. Gilliam i Grisoni wrócili do scenariusza w 2009 roku. Ciągle udoskonalali tekst, dodając na przykład Toby’emu, reżyserowi reklam, wątek z jego przeszłości dotyczący realizacji studenckiego filmu. Drugą ważną zmianę stanowiła rezygnacja z podróży w czasie. Zamiast spotkania z siedemnastowiecznym Don Kichotem, Toby przeżywa przygody ze starym aktorem ze studenckiego filmu, któremu wydaje się, że jest legendarnym rycerzem. – Teraz to projekt o filmach i ich tworzeniu, o tym, co filmy robią z ludźmi, którzy zaangażowani są w ich powstawanie – mówi Gilliam. - Nasz „człowiek reklamy” zamienił się w kogoś, kto zrobił podczas studiów, dziesięć lat wcześniej, film rozgrywający się w małej hiszpańskiej wiosce. Kiedy do niej wraca, myśląc, że będzie równie wspaniale, jak było podczas prac nad filmem, odkrywa że nikt go tam nie lubi, że zniszczył ludziom życie. – Jednym z powodów, dla których postanowiliśmy trzymać się współczesności były kwestie budżetowe: to po prostu tańsze niż odtworzenie realiów XVII wieku – przyznaje Gilliam. – Nie musiałem się już martwić, czy w kadrze widać linie telefoniczne. Mogłem pokazać normalną drogę! Od 2009 roku para scenarzystów dokonała wielu zmian w pierwotnym tekście. – Myślę, że przepisywaliśmy scenariusz średnio dwa razy do roku – mówi Grisoni. - Czasami nawet częściej, jeśli pojawiała się nadzieja, że znowu ruszy produkcja. Gdy tylko szansa wydawała się realna, od razu dzwonił Terry! Myślę, że teraz mamy naprawdę świetny scenariusz.

 

 

Wygrana ,,walka z wiatrakami’’

I tak „Człowiek, który zabił Don Kichota”, po 25 latach walki z filmowymi wiatrakami, zwiariowana komedia, a jednocześnie legendarny projekt współtwórcy „Latającego cyrku Monty Pythona” –  latem królował w naszych kinach, a teraz dostępny jest w wersji na dvd. To będzie perełka w naszej domowej kolekcji!