Naprawdę nazywa się Bernadette Anne MacDougall, a na swój literacki pseudonim wybrała Paris, bo właśnie w stolicy Francji mieszkała przed 37 lat życia.

Świat usłyszał o niej zaledwie kilka lat temu – w 2016 roku zadebiutowała mocnym kryminałem „Za zamkniętymi drzwiami”, który w ciągu zaledwie trzech miesięcy sprzedał się w ponad pół miliona egzemplarzy. Ale B.A. Paris próbowała swoich sił dużo wcześniej, pisząc książki, które – jedna po drugiej – odbijały się od drzwi kolejnych wydawnictw. Dziś mówi się o niej „autorka bestsellerów”.  W 2017 roku wypuściła na świat „Na skraju załamania”, a teraz w Polsce ukazuje się jej trzeci kryminał – „Pozwól mi wrócić”. Opowiada historię nieszczęśliwej miłości z perspektywy Finna, porywczego milionera, który w tajemniczych okolicznościach utracił ukochaną, by po latach związać się z jej siostrą.

Pozwól mi wrócić 

Rozmowa z B. A. Paris

Katarzyna Kazimierowska: Czytanie czy pisanie? Gdyby musiała pani wybrać, to które z nich by pani wybrała?

B. A. Paris: - Zdecydowanie przekładam pisanie nad czytanie. Co nie znaczy, że nie lubię czytać, po prostu niemal cały mój czas pochłania ostatnio pisanie.

 

Każdy pisarz ma swoją metodę pisarską. Jaka jest pani? Czy zawsze pani wie, jak skończy się historia, czy zna tylko jej początek i daje się poprowadzić bohaterom?

- Od początku znam zakończenie, choć nigdy nie wiem, jak do niego dotrę. Raczej zawierzam, że to moi bohaterowie mnie do niego poprowadzą. Rzadko się zdarza, żebym zmieniła zdanie co do zakończenia książki, choć właśnie tak się stało w przypadku „Pozwól mi wrócić”. Najpierw miałam w planach zupełnie inne zakończenie, ale potem wpadłam na pomysł czegoś znacznie bardziej dramatycznego. Chciałam zaskoczyć czytelnika, dać mu coś, czego się nie spodziewa.

 

Proszę mi wierzyć, udało się pani. Co pomaga pani w pisaniu, czy rytuały są dla pani ważne?

- Szczerze, gdybym mogła to pisałabym przez cały dzień i to codziennie! Bez przerwy! Najtrudniejszy jest dla mnie zawsze początek mojej książki. To naprawdę ważne dobrze zacząć już od pierwszego rozdziału. Dlatego zawsze czekam na scenę otwarcia, która pomoże mi ruszyć całość.

A gdy już ruszę, to potrafię pisać osiem godzin bez przerwy, nie zauważając mijającego czasu. Zaczynam zwykle o 8 rano i pracuję niemal nieprzerwanie do szesnastej. Odrywam się od pisania tylko gdy zgłodnieję. I zawsze mnie dziwi, że pora lunchu już dawno minęła (śmiech).  A potem piszę jeszcze przez trzy godziny. A gdy nie mogę spać w nocy, to wtedy też piszę.

 

Pewnie nie miewa pani nigdy pisarskiej blokady.

- To prawda, raczej nie. Jeśli nie jestem pewna, jak powinna rozwinąć się moja historia, jeśli czuję, że w niej utknęłam to idę na długi spacer albo biorę długą kąpiel, nie przestając myśleć o książce. I zwykle pod koniec takiego spaceru czy kąpieli problem mam już rozwiązany.

 

Jest pani autorką książek: „Za zamkniętymi drzwiami”, w której opowiada pani o przemocy w związku, a także „Na skraju załamania”, w której bohaterka zaczyna mieć problem psychiczne. Mam wrażenie, że „Pozwól mi wrócić” łączy poniekąd oba te tematy.

- Zdaję sobie sprawę, że moi czytelnicy oczekują ode mnie powtórzenia pewnych elementów z poprzednich książek i cieszę się, że w „Pozwól mi wrócić” udało mi się zamieścić niektóre wątki z „Na skraju załamania” i „Za zamkniętymi drzwiami”, ale zrobiłam to zupełnie inaczej. Na przykład w poprzednich książkach ofiarami są kobiety, a wydawało mi się ważne, żeby pokazać, że mężczyzna także może być ofiarą.

 

Skąd czerpie pani inspiracje do swoich historii? Czy zdarza się pani rozwinąć kryminalny wątek z lokalnej gazety albo z zasłyszanej opowieści?

- Zawsze  czerpię z własnej wyobraźni, a mam naprawdę żywą! Choć przyznam, że często początek książki pożyczam z własnego doświadczenia, potem wokół niego buduję już wymyśloną przez siebie historię. Na przykład, raz zdarzyło mi się wracać do domu autem przez las podczas burzy. Nie było to miłe doświadczenie. I zaczęłam zastanawiać się, co by było gdybym zobaczyła w tym momencie kogoś, komu zepsuł się samochód. Czy zatrzymałabym się, żeby pomóc tej osobie? To był początek „Na skraju załamania”.

 

A w przypadku „Pozwól mi wrócić”?

- Podróżowaliśmy z mężem po Francji i w pewnym momencie zatrzymaliśmy się na miejscu postojowym na piknik. Mąż wysiadł, na chwilę zostawiając mnie samą w aucie. Pomyślałam wtedy: a co by było, gdyby wrócił i mnie nie zastał? I to mi dało początek opowieści.

 

W jednym z wywiadów wspomniała pani, że czasem boi się swoich bohaterów, to prawda?

- Obawiam się ich tylko z jednego powodu – wtedy, gdy każą mi pisać rzeczy, których nie planowałam, albo o których nie myślałam. Albo sprawiają, że historia zmierza w kierunku, którego w ogóle nie brałam pod uwagę. To tak jakby sami dawali sobie życie!

 

Kiedyś pracowała pani w banku, otworzyła szkołę językową, jednocześnie wychowując pięć córek. Kiedy pojawiła się myśl, że właśnie pisanie to jest to?

- Zawsze chciałam to robić, od dziecka. Pamiętam jak w wieku siedemnastu lat powiedziałam przyjaciółce, że pewnego dnia zostanę pisarką. Nie mam pojęcia, czemu nie zaczęłam pisać wcześniej, może byłam zbyt zajęta albo nie byłam jeszcze gotowa. Nie wydaje mi się, żebym dwadzieścia lat temu potrafiła pisać takie książki, jakie piszę teraz, więc może zaczęłam właśnie wtedy, kiedy przyszedł na to czas.

 

Początki nie były łatwe, kilka książek przeszło niezauważonych. Co sprawiło, że nie poddała się pani tylko pisała, aż przyszedł sukces?

- Od początku byłam bardzo zmotywowana, wiedziałam, że to jest to, co chcę robić. I za każdym razem, gdy książka była odrzucana przez wydawcę po prostu pisałam kolejną, z nadzieją, że właśnie ta wszystko zmieni. Odmowy nigdy nie sprawiły, że myślałam o rzuceniu tego, wręcz przeciwnie, czułam się bardziej zmotywowana i zdeterminowana by osiągnąć sukces. No dobrze, pozwalałam sobie na rozczarowanie, ale tak przez pięć minut, a potem siadałam do nowej książki. Na szczęście nigdy nie zabrakło mi pomysłów.

 

Z autorką książki „Pozwól mi wrócić” B. A. Paris będzie można spotkać się podczas Festiwalu Apostrof, który w tym roku odbędzie się między 20 a 26 maja. To jedyne takie święto pasjonatów książek, które jednocześnie odbywa się w sześciu polskich miastach: Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Wrocławiu, Gdańsku i Katowicach. Wydarzenia warszawskie skupione będą wokół Teatru Powszechnego w Warszawie. Kuratorką tegorocznej edycji festiwalu jest Olga Tokarczuk.